Dzieci Albionu

Artur Kurasiński
17 lipca 2009
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

david beckham

I znowu napiszę o ściąganiu plików z netu, piraceniu, kradzieży i złym prawie to wszystko opisującym. Dla niektórych to może być nudny temat za co przepraszam ale mnie jakoś nadal interesuje sprawa korzystania z Internetu jako narzędzia do ściągania cudzej własności intelektualnej. Dla tych, których ten temat interesuje zapraszam do lektury – pozostali mogą poczytać sobie Pudelka dla odmiany…

No więc jest taki kraj co nazywa się Wielka Brytania – kraj na pewno zamożniejszy od Polski a do tego działa w nim choćby iTunes i pewnie parę innych serwisów za pomocą których można muzykę i filmy pobrać, zapłacić i cieszyć się nimi (legalnie!) w domowym zaciszu. No więc w tym kraju okazuje się, że jak podaje InternetStandard:

„Niemal 50% Brytyjczyków nielegalnie pobiera muzykę i filmy z Internetu”

Co w tym dziwnego myślę i czytam dalej:

„Firma Telindus, zajmującą się badaniami rynkowymi, opublikowała właśnie statystyki z których wynika, że połowa Brytyjczyków nigdy nie płaci za sciąganie muzyki, filmów oraz gier z Internetu. Jak wynika z badań tej firmy około 50% mężczyzn w Wielkiej Brytanii nielegalnie pobiera pliki z Internetu. Wśród kobiet wskaźnik ten zatrzymał się na poziomie 38%. Ponad połowa z osób deklarujących pobieranie plików chronionych prawami autorskimi z Sieci ma przy tym świadomość, że działa nielegalnie.”

Eee też nic nowego dumam sobie – panowie pewnie więcej grają w gry i oglądają filmów (wiadomo jakich) ale czytam dalej:

„Największą znajomością serwisów umożliwiających „darmowe” pobieranie filmów, muzyki oraz gier wykazali się internauci w wieku od 16 do 24 lat – aż 57% z nich doskonale orientuje się w serwisach należących do „szarej strefy” Sieci. Dla porównania, ten sam wskaźnik w grupie wiekowej 25-34 wynosi około 30%.”

Czyli dzieciaki głównie bawią się w ściąganie plików – też nic nowego w sumie, jedźmy zatem dalej:

„Badania firmy Telindus wykazały, że duża grupa użytkowników zupełnie nie przejmuje się kwestią praw autorskich uznając, że zawartość Internetu jest „niczyja”. 60% uczestników badania stwierdziło, że twórcy nie powinni czerpać korzyści z udostępniania swoich dzieł w Sieci. 25% badanych sądzi, że ma pełne prawo umieszczania treści multimedialnch w serwisach pokroju YouTube czy MySpace. Jedna na pięć zapytanych osób dodaje też, że po publikacji materiału w Sieci staje się on własnościa publiczną. 37% pobierających z Internetu deklaruje, że nawet nie ma pojęcia czyje właściwie prawa autorskie narusza aktami piractwa.”

Bingo. I to jest dokładnie to co chciałem przekazać w kilku poprzednich wpisach. Ponieważ takie zachowania są słabo penalizowane rośnie grupa (pokolenie), która uważa, że to co w sieci = jest darmowe. Skoro on i jego koledzy, ba ojciec z matką tak postępują to dlaczego on sam miałby robić inaczej? Nie widząc problemów z takim podejściem do kwestii opłat młoda osoba za chwilę nie będzie rozumiała po co ma płacić za plik z iTunes skoro ma go za „darmo”? Mentalność „nie płacę bo nie mam, nie płacę bo wszyscy kradną a świat jest zły” bardzo łatwo wykształcić i cholernie trudno zmienić.

Rozumiecie do czego piję? Wychowanie i narzucenie pewnych zachowań (wzorców) w młodym wieku kształtuje młodego człowieka – jeśli powiemy mu „masz, ściągnij płytę Britney – ona jest bogata i nie straci a dodatkowo nie dasz zarobić krwiopijczym wytwórniom” to chłopak weźmie sobie głęboko do serca taką radę.

Problem zacznie się w momencie kiedy ktoś za parę lat każe mu zapłacić za oprogramowanie (które też można „ściągnąć” – a on wie gdzie i jak). Albo za książkę. Albo za film. Albo za inną formę cudzej własności, która została „ucyfrowiona” i wrzucona do Internetu.

„Mark Hutchinson, menedżer z Telindus, uważa, że ludzie przestali przejmować się kwestią piractwa, gdyż przyzwyczaili się do tego, że dostają „coś za nic”. Stało się to dla nich wręcz naturalne. Dodał, że rynek potrzebuje nowego modelu, który zaoferuje rozwiązania pośrednie satysfakcjonujące wszystkich.”

Jasne. Oczywiste – nowe technologie wymuszają zmiany. Głębokie zmiany. Problem jednak w tym, że zanim ktoś wymyśli sensowne rozwiązanie spora grupa osób wejdzie w dorosłe życie w błogim przekonaniu, że w sieci wszystko jest darmowe a jeśli nie jest to trzeba zrobić tak aby było. Nie będą się zastanawiać czy można dany plik kupić legalnie – po prostu go ściągną bo tak robili zawsze.

Dlatego uważam, że przyzwalanie na ściąganie z Internetu na masową skalę powoduje szersze skutki niż dyskusja na poziomie „czy jeśli coś ściągam z sieci to czy kupię też płytę CD?” – ta dyskusja powinna się toczyć wokół tematu „czy w ogóle cokolwiek kupuję”. Pal licho brak wiedzy i świadomości stanu prawnego – tutaj chodzi o wyrabianie nawyków.

Chciałbym zobaczyć miny tych, którzy przekonują, że ludzie ściągają bo nie mają kasy, mieszkają gdzieś gdzie nie ma infrastruktury ani legalnych alternatyw, są zbyt słabo wyedukowani a na pewno przecież będą kupowali płyty w sklepie i chodzili na koncerty. Otóż może tak się zdarzyć, że nie będą kupowali a „koncertem” będzie się nazywało słuchanie empetrójek na klatce z odtwarzacza telefonu. Obym się mylił.

Tymczasem – naprzód dzieci Albionu!

PS. A TPB właśnie ogłosił, że będzie płatny. Zgroza.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon