Łukasz Wilczyński (Planet PR) – Kolonizacja Marsa pomoże rozwiązać wiele problemów na Ziemi

Artur Kurasiński
26 listopada 2018
Ten artykuł przeczytasz w 15 minut

Artur Kurasiński – W filmie “Interstellar” Matthew McConaughey wypowiada taką kwestię “We used to look up at the sky and wonder at our place in the stars, now we just look down and worry about our place in the dirt”. Bije z niej tęsknota ale i złość na to, że ludzkość porzuciła marzenia o kosmosie. Po co nam tak naprawdę loty w kosmos i zainteresowanie nim?

Łukasz Wilczyński (CEO w Planet PR) – Skoro zaczynamy cytatem naszą rozmowę, to skontruję także cytatem po angielsku, przypisywanym Sokratesowi: „Humanity must rise above the earth, to the top of the atmosphere and beyond. For only then will we understand the world in which we live” (chociaż w oryginale nie mówi wprost o atmosferze ale po prostu o niebie).

Przede wszystkim warto sobie uświadomić czym jest kosmos. Jeśli za kosmos uznamy cały wszechświat i wszystkie ciała niebieskie to Ziemia jest jednym z nich, a więc sami jesteśmy częścią tego kosmosu. Czy w takim razie naprawdę musimy wciąż zadawać pytanie dlaczego interesujemy się sami sobą i lubimy podróżować?

Na dokładkę dorzucę jeszcze inny cytat późno antycznego mistrza, Św. Augustyna z Hippony o tym, że „świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę.” Więc jeśli satysfakcjonuje kogoś pozostawanie w miejscu i nie rozwijanie swojego intelektu, swoich możliwości, czy technologii z których korzysta, to oczywiście loty w kosmos są dla niego bez sensu.

Z drugiej strony warto jednak wiedzieć, że dzięki nadejściu ery kosmicznej, ludzkość wykonała niesamowity skok cywilizacyjny, porównywalny często z nadejściem renesansu. To dzięki lotom kosmicznym otrzymaliśmy przede wszystkim potężną dawkę wiedzy o naszej planecie, o zmianach klimatycznych, stanie wód i oceanów – wiedzę którą dzisiaj wykorzystujemy, aby nasze życie na tej planecie było bezpieczniejsze (monitoring pogody), łatwiejsze (nawigacja satelitarna) czy też bardziej odpowiedzialne (rosnąca świadomość ekologiczna).

Technologie kosmiczne wdarły się do naszego życia, niosąc często ratunek (jak w przypadku opracowanej na potrzeby programu Gemini – telemedycyny), zbliżając nas do siebie (telewizja czy komunikacja satelitarna), czy wręcz ustanawiając ponadnarodowe cele, które były często wentylem dla spięć między państwami (przykładem misja Apollo-Soyuz, będąca również jednym z elementów polityki odprężenia w ramach Zimnej Wojny pomiędzy USA a Związkiem Radzieckim).

Wreszcie, loty kosmiczne dają nam możliwości rozwoju gatunku ludzkiego i jego ochrony przed kataklizmami naturalnymi czy kosmicznymi, które mogą doprowadzić do jego zagłady (wobec której byliśmy dość blisko w następstwie wybuchu super wulkanu Toba na terenie dzisiejszej Indonezji). No i na koniec dają nam absolutnie najwyższy ładunek filozoficzny w postaci zbliżania nas do odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytanie ludzkości – dlaczego powstaliśmy i czy to był tylko przypadek?

Jakie są obecne misje planetarne i co nas czeka w najbliższej przyszłości. NASA niedawno przedstawiła wizję powrotu na Księżyc. Elon Musk snuje plany lotu na Mars. Całkiem niedawno pojawiły się plotki o tym, że planowana jest wyprawa na Enceladusa (księżyc Saturna). Co z tego jest realne?

W pierwszej kolejności wracamy na Księżyc (albo do studia telewizyjnego, w którym kręcono sceny lądowania na nim – w zależności od tego w co wierzymy). To jest bowiem najbardziej logiczny wybór i to zarówno z punktu widzenia technologicznego (możliwości i zasoby technologiczne), biologicznego i psychologicznego (względnie krótka ekspozycja na promieniowanie kosmiczne oraz krótki czas izolacji w podróży) oraz ekonomicznego (możliwości eksploatacji złóż księżycowych dla dalszych misji lub nawet dla wsparcia rozwoju społeczno-gospodarczego na Ziemi (chociażby dzięki złożom Helium-3, czyli wysokoenergetycznego izotopu Helu, który występuje na Srebrnym Globie).

Pierwsze powroty na Księżyc odbędą się już w przyszłym roku, w którym mają polecieć zarówno Japończycy, jak i ciekawa misja niemiecka z łazikiem AUDI Lunar Quattro, z którą nawiązuję właśnie współpracę. W kolejnych latach musi (już bardziej z powodów prestiżowych) dojść w końcu do lotu na Marsa, który stał się de facto współczesnym „Kennedy’owskim Księżycem” właśnie dla Muska ale także dla niektórych agencji kosmicznych, w tym NASA.

Czerwona Planeta jest także miejscem realizacji najbardziej kluczowej misji poszukiwania życia w kosmosie (bo jego ślady zostały już na Marsie odnalezione) i odpowiedzi na pytanie, które pojawia się nie tylko na łamach książek czy filmów science-fiction o kolejność pojawienia się życia w Układzie Słonecznym.

Oczywiście to czy pozostaniemy na Czerwonej Planecie na dłużej zależy od kwestii opracowania sensownego rozwiązania podróży załogowej na Czerwoną Planetę bo w chwili obecnej nie jesteśmy jeszcze moim zdaniem na to gotowi. Nie mamy bowiem ani wystarczająco dobrze opracowanej technologii chroniącej nas przed długofalową ekspozycją na promieniowanie kosmiczne ani chociażby sensownych procedur bezpieczeństwa.

Jedyne istniejące mają zastosowanie do orbitującej wokół Ziemi stacji kosmicznej, z której można szybko uciec modułem ratunkowym i w ciągu kilku godzin znaleźć się na powierzchni i na którą można dostarczyć szybko zapasy czy dokonać misji remontowej. Co do Enceladusa to jest to faktycznie kierunek o którym się dużo ostatnio mówi z uwagi na możliwość odkrycia życia w głębinach oceanu, który pokrywa ten lodowy księżyc Saturna.

A przypomnijmy, że w zeszłym roku sonda Cassini odkryła gejzery na powierzchni księżyca, co może świadczyć o obecności kominów termalnych, wokół których na Ziemi powstawało życie. Problemem jest jednak gruba warstwa samego lodu (mogąca liczyć nawet kilkanaście kilometrów), przez który należałoby się najpierw przewiercić.

Interesującą misją która rozpoczęła się kilka tygodni temu jest para sond BepiColombo, które mają zbadać Merkurego, który z racji swojego położenia w pobliżu Słońca może okazać się światem podobnym do fikcyjnej planety Crematorium, znanej z filmu Kroniki Riddicka.

Wreszcie na 2022 zaplanowano misję JUICE (Jupiter Icy Moons Explorer), czyli najważniejszą misję badawczą układu Jowisza realizowaną przez Europejską Agencję Kosmiczną. Jej celem jest zdobycie informacji na temat złożonej interakcji między Jowiszem i jego lodowymi księżycami: Europą, Kallisto i Ganimedesem.

Co właściwie mamy z lotów kosmicznych i “kosmicznego przemysłu”? Może zamiast gonić za mrzonkami lepiej to na budowę żłobków albo poprawę na przykład jakości powietrza?

Zacznę przewrotnie i zapytam dla kogo mielibyśmy niby budować te żłobki czy poprawiać jakość powietrza, gdybyśmy zatrzymali się w rozwoju i dalej tkwili w erze przed-kosmicznej, która wyróżniała się coraz większą liczbą konfliktów międzynarodowych, w tym także dwóch wojen światowych.

Sektor kosmiczny dał nam wreszcie dalszy cel rozwoju gatunku ludzkiego, który zdaniem wybitnego astronoma Carla Sagana, „w procesie ewolucji posiadł wbudowany głęboki impuls koczowniczy, pochodzimy wszak od myśliwych-zbieraczy, a przez 99,9% naszego przebywania na Ziemi byliśmy wędrowcami”.

I to jest najlepsza odpowiedź dlaczego chcemy, nie musimy ale chcemy „gonić za mrzonkami”. Dzięki nim mamy bowiem nawigację satelitarną, patelnie teflonowe, obuwie na gumowej podeszwie, odzież goretexow’ą, kamizelki kuloodporne z kevlaru, nowe generacje leków, panele słoneczne, termiczne koce ratunkowe (powstałe jako produkt uboczny europejskiej misji kosmicznego teleskopu Herschela), wysokiej jakości czujniki stosowane obecnie np. przy ocenianiu wytrzymałości mostów wiszących, telemedycynę ratunkową (opracowaną na potrzeby misji Gemini) czy odkryte ostatnio w projekcie nowego pożywienia dla astronautów bakterie, które potrafią obniżyć cholesterol o 30-40 %.

A to i tak wierzchołek góry lodowej, bo technologie kosmiczne praktycznie nas otaczają, korzystamy z nich na co dzień i często nie zdajemy sobie sprawy z ich pochodzenia. Ale to jest też dość duży błąd samego sektora, który na szczęście zdał już sobie sprawę z tego jak ważna w dzisiejszych czasach jest profesjonalna i długofalowa komunikacja wizerunkowa.

Jako specjalista w tej dziedzinie i jednocześnie osoba zaangażowana w sektor kosmiczny obserwuję oraz sam realizuje z roku na rok coraz więcej inicjatyw, mających na celu właśnie budowę powszechnej świadomości korzyści jakie dostarczył i dostarcza nam wciąż sektor kosmiczny.

Jeśli czytaliście więc o transformacji cyfrowej i tym że właśnie jej doświadczamy, to ja powiem że widzę już symptomy kolejnej rewolucji, właśnie kosmicznej transformacji, czyli kolejnego etapu zmian jakich będziemy doświadczać w najbliższej przyszłości.

Bo dzięki dalszego rozwojowi sektora kosmicznego zmienią się nie tylko technologie, z których będziemy korzystać na co dzień, czy które będą zmieniać nasze biznesy, ale także pojawią się kompletnie nowe modele biznesowe, nad którymi obecnie pracują specjaliści myślący o komercjalizacji eksploracji kosmosu.

Zmianie ulegną także, a może przede wszystkim, horyzonty myślowe wielu decydentów, którzy ogarniać będą nie tylko liniowo Wschód-Zachód, czy Północ-Południe ale także Ziemia-Orbita-Księżyc. Dla mnie najważniejsze jest jednak to, że dzięki rozwojowi sektora kosmicznego, poznajemy lepiej naszą własną planetę i uczymy się o nią coraz lepiej dbać.

Jeśli badania Marsa przyniosą druzgocącą odpowiedź, że właśnie tak może kiedyś wyglądać Ziemia, to wierzę głęboko, że skłoni to jednak wiele osób do dalekosiężnych refleksji nad zahamowaniem tej bandyckiej już eksploatacji Błękitnej Planety.

 A co w Polsce robimy? Czy poza kilkoma satelitami studenckimi i łazikami marsjańskimi coś się dzieje? Czy faktycznie polskie firmy technologiczne mają szansę na zdobycie intratnych zleceń związanych z eksploracją kosmosu?

Dzieje się nieprzerwanie od lat 60-tych ubiegłego stulecia. Polscy naukowcy pracowali bowiem przy wielu ciekawych misjach kosmicznych, a w momencie przyłączenia się Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej możemy praktycznie mówić o znacznym przyspieszeniu rozwoju tego sektora w Polsce.

I myślę, że mamy się tu czym pochwalić, bo we wspomnianych chociażby wcześniej misjach planetarnych też wiele ich części powstaje już nad Wisłą. I tak instrument Kret opracowany przez Astronikę będzie wwiercał się od 26 listopada w powierzchnię Marsa, co stanowi kluczowy element misji InSight.

Komponenty opracowane w Centrum Badań Kosmicznych PAN poleciały na Merkurego w misji BepiColombo, zaś łazik ExoMars, który ma lecieć na Marsa w 2020 zostanie uruchomiony na powierzchni dzięki specjalnej pępowinie opracowanej w SENER Polska. Również wspomniana misja JUICE na lodowe księżyce Jowisza „naszpikowana” jest polską aparaturą (m.in. SENER czy CBK PAN). Ale polskie firmy nie tylko uczestniczą w dużych misjach planetarnych.

Realizują także coraz bardziej intratne kontrakty związane z obsługą serwisową urządzeń kosmicznych na ziemi, przetwarzaniem danych satelitarnych (Creotech) czy np. realizacją projektów w ramach europejskiego systemu monitoringu ciał niebieskich SST (np. warszawskie GMV Innovating Solutions).

W Europie działania w ramach SST prowadzone są w ramach paneuropejskiego konsorcjum, do którego Polska ma przystąpić w grudniu br. Dzięki temu będziemy mogli realizować coraz więcej kontraktów, gdyż zapotrzebowanie na tego typu usługi stale rośnie.

Wbrew niektórym opiniom, nie sądzę żebyśmy szybko doczekali się w Polsce powstania tzw. Prime’a (i nie mówię o kolejnym leaderze Autobotów ale o tzw. Prime Contractor, czyli wiodącej firmy w sektorze kosmicznym, która może samodzielnie realizować całą misję, jak np. Airbus czy Astrium).

Naszą siłę widzę jednak w bardzo wyspecjalizowanych działkach, w których możemy zająć pozycję liderów rynkowych. Trzeba jednak pamiętać, że sektor kosmiczny wciąż zbudowany jest w oparciu o inwestycje sektora publicznego. Nawet SpaceX nie istniałby de facto bez kontraktów z NASA. No ale oczywiście takie inwestycje budując sektor prywatny, wzmacniają dalej samo państwo i koło się napędza.

W Polsce wciąż jednak mamy do czynienia z relatywnie małym finansowaniem projektów kosmicznych, ale od kilku lat można zauważyć progres na najwyższych szczeblach władzy właśnie w kierunku zmiany podejścia do rosnącej roli sektora kosmicznego w obszarze gospodarki innowacyjnej.

Wracając jednak do satelitów studenckich czy łazików marsjańskich, należy jednak podkreślić, że sukcesy młodych naukowców to również silny atut naszego sektora, bo tego typu projekty (sam od 10 lat wspieram i animuję rynek studenckich łazików marsjańskich) generują wykwalifikowane kadry do naszego przemysłu albo zasilają rynek coraz ciekawszych startup’ów (np. kosmicznych, robotycznych czy informatycznych).

Który z filmów o podoboju kosmosu podobał Ci się najbardziej?

Jeśli mówimy o podboju kosmosu to pewnie Gwiezdne Wojny, bo tam ciągle ktoś kogoś podbijał przy pomocy mniej lub bardziej eleganckich broni. Ale jeśli mówimy o eksploracji, to zdecydowanie jednak „Marsjanin”.

Ten film pokazuje bowiem wiele aspektów tego, z czym będziemy i już mierzymy się w sektorze kosmicznym. Po pierwsze odległość, która jak widać jest potężnym czynnikiem ryzyka. Po drugie samotność podczas takich wypraw i sposób radzenia sobie z nią, co jest tak naprawdę hołdem dla naszej niezłomności psychologicznej jako jednostki ludzkiej.

Pokazuje naszą zdolność do przetrwania w każdych warunkach i co najważniejsze chęć do zmiany i poszukiwania wyjścia z najtrudniejszej sytuacji. Rozwiązywanie problemów złożonych w stresie oraz kreatywność w działaniu to znak rozpoznawczy gatunku Homo Sapiens.

Kolejny aspekt to świetnie ukazana zarówno kwestia poważnego problemu wizerunkowego, z jakim mogą się mierzyć specjaliści w tej dziedzinie, pracujący dla widowiskowych misji załogowych. Zresztą cały film, jak i książka powstawała przy udziale NASA, które doradzało Andy Weir’owi w wielu kwestiach, chcąc aby ta pozycja jak najwierniej przedstawiała obecne aspekty wypraw na inne planety.

Drugim filmem, który niesie dla mnie podobny ładunek emocji jest Apollo 13, gdyż miałem okazję rozmawiać z jej dowódcą Jimem Lovellem (którego postać zagrał Tom Hanks) i trzeba przyznać, że cała ta misja pokazała nam jak bardzo zależymy od siebie nawzajem w każdym projekcie kosmicznym.

My jako widzowie obserwujemy tylko śmiałków, którzy lecą. Ale na Ziemi pozostaje cały sztab ludzi, bez udziału których żadna misja nie mogłaby się odbyć. Są to m.in. kontrolerzy misji, inżynierowie odpowiedzialni za jej przebieg, ale także kontraktorzy czy subkontraktorzy, którzy przygotowywali dany komponent.

To proces złożony i każdy w nim uczestniczący odpowiedzialny jest w równym stopniu za powodzenie całej misji. Dlatego cieszę się, że nad Wisłą coraz częściej realizowane są coraz bardziej skomplikowane, ale i odpowiedzialne zadania w ramach coraz większych misji, także tych przyszłych załogowych.

Chiny kontrolują 97% najważniejszych minerałów na ziemi. Wydaje się, że jedyna droga zeby obejść to embargo to zaczęcie wydobycia surowców z Księżyca i asteroidów. Na ile jest to realne w perspektywie na przykład 10 lat?

Łukasz Wilczyński – Z punktu widzenia technologicznego coraz bardziej, jako że coraz więcej prywatnych przedsiębiorstw realizuje już projekty eksploracji Srebrnego Globu, które mają swój finał w ciągu roku lub dwóch. Myślę więc, że pierwsze działania eksploatacyjne mogą rozpocząć się właśnie po upływie dekady od powrotu na Księżyc.

Problemem są jednak wciąż kwestie prawne, które w przypadku przestrzeni kosmicznej przypomina nieco zasady jakie panowały na Dzikim Zachodzie jeszcze na początku ubiegłego stulecia. W przypadku Księżyca i kwestii pozyskiwania zasobów naturalnych wymienia się de facto dwa międzynarodowe akty prawne – tzw. traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 roku (z poprawkami z 1969) oraz Porozumienie Księżycowe z 1979 roku.

Do tego mamy legislacje krajowe, które często wprowadzają własne reguły gry. I tak, Amerykanie mają swój Space Act z 2015 roku, który w założeniu bazuje na XIX-wiecznym prawie wielorybniczym, czyli minerały należą do tego, który je znajdzie i wydobędzie, co może nam przypominać sceny rodem z Klondike i czasów gorączki złota w Stanach.

Z drugiej strony Atlantyku mamy prawo Luksemburga, które poszło w kierunku udzielania licencji wydobywczych, pod warunkiem, że siedziba firmy będzie oczywiście w Luksemburgu (co de facto ściągnęło do nich kilka interesujących przedsiębiorstw także z US czy Japonii, jak np. iSpace).

Wciąż jednak nie ma jednego globalnego porozumienia, które by tę sytuację uregulowało. Prace trwają i można spodziewać się, że przyspieszą, bo biorąc pod uwagę zaawansowany program kosmiczny Chin może się okazać, że i na Księżycu będą również chcieli wieść prym.

Co do asteroid to podobnie jak w przypadku Księżyca, głównym problemem jest prawo (chociaż tutaj pojawiają się interesujące propozycje np. dr Andrew Tingkana, aby zmienić klasyfikację asteroid z terytorium na mienie ruchome) oraz kwestie technologiczne – bo polecieć już potrafimy (co pokazała chociażby zakończona niedawno sukcesem japońska misja Hayabusa2 z francusko-niemieckim lądownikiem MASCOT, którego lądowanie miałem okazję oglądać na żywo na początku października br. w Niemczech).

Natomiast nie mamy jeszcze opracowanej technologii pobrania, powrotu i co najważniejsze z punktu widzenia ekonomii przetwarzania minerałów. W tej chwili jest to po prostu wciąż nieopłacalne. Możliwe że właśnie z tego powodu Luksemburg wycofał się kilka dni temu z inwestycji w firmę Planetary Resources i przyznał, że traktuje swój wkład w wys. 12 mln euro jako stratę, ale jednocześnie inwestycję w rozwój światowej dyskusji o konieczności przyspieszenia rozwoju tej obiecującej gałęzi gospodarki.

Jaką obecnie rolę pełni NASA? Nadal rozporządza dużym budżetem, kontraktuje podwykonawców ale amerykańcy astronacui latają na ISS z radzieckiego kosmodromu…

NASA to obecnie wciąż najważniejsza agencja kosmiczna na świecie. I mimo, że nie żyjemy już w epoce heroicznego programu Apollo, posiadającego gigantyczny budżet, to wciąż właśnie NASA jest przez wielu uznawana za wiodący podmiot na globalnym rynku kosmicznym.

Bez NASA nie byłoby SpaceX, które swój rozwój zawdzięcza w głównej mierze intratnym kontraktom z NASA na dostarczanie zaopatrzenia na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Kilka lat temu miałem okazję spotkać się z jednym z głównych strategów NASA, który na konferencji w Wilnie przedstawił obecne pozycjonowanie NASA, dla którego najważniejszym obszarem działań staje się Deep Space, czyli daleka przestrzeń kosmiczna. Ziemska orbita już coraz mniej potrzebuje samego NASA, bo widzimy bardzo dynamiczny rozwój firm i instytucji, które potrafią dostarczyć na orbitę mniejsze i większe satelity, robiąc to w formie zwykłych kontraktów biznesowych.

W podróży na wspomnianego przez Ciebie Enceladusa czy badaniu Słońca póki co wielkiego biznesu nie ma (poza zleceniami dla firm realizujących misję i ew. transferem technologii wytworzonej na potrzeby misji). Także NASA, ale i Europejska Agencja Kosmiczna do której należy Polska, jest dla nas forpocztą dalszych kroków ludzkości w kosmosie.

Co do lotów załogowych to faktycznie zakończenie programu lotów wahadłowców bez konkretnej alternatywy nie było fortunnym posunięciem i do dzisiaj jest krytykowane w Stanach. W tym temacie dużo już się dzieje.

W przyszłym roku odbędzie się wreszcie test załogowego lotu SpaceX, a także kolejne testy DreamChaser’a czyli następcy wahadłowców kosmicznych (przy którego projekcie pracują także Polacy, projektując w SENERze mechanizmy pierścienia dokującego do ISS). Isnieje szansa, że uda się złamać monopol Rosjan na transport załóg na Stację Kosmiczną, chociaż szkoda że w przededniu zbliżającego się końca misji samej Stacji.

Coraz częściej mówi się o zamknięciu programu ISS i rozpoczęciu projektu Gateway czyli Lunar Orbital Platform-Gateway – międzynarodowej stacji księżycowej, która miałaby być naszą furtką zarówno do stałej obecność na Księżycu, jak i wypraw w dalsze regionu Układu Słonecznego. Wszystko oczywiście będzie zależeć od decyzji politycznych i tego jak potoczą się dalej losy tlącego się dużego konfliktu gospodarczego na linii USA-Chiny, które również pracują nad własną stację kosmiczną, która ma znaleźć się na orbicie ziemskiej do 2022 roku.

Bo jak wiemy Chiny stają się coraz potężniejszym graczem na rynku kosmicznym i może się zdarzyć, że to właśnie CNSA (Chińska Agencja Kosmiczna) przejmie pałeczkę lidera z rąk NASA.

Czym jest “European Rover Challenge”? Na stronie napisano, ze jest to “one of the biggest international space and robotics event in the world”…

European Rover Challenge to całoroczny projekt robotyczno-kosmiczny, którego uwieńczeniem jest właśnie duże wydarzenie w postaci zawodów robotów marsjańskich, rozgrywanych w połowie września w Polsce.

Genezą tego projektu były amerykańskie zawody URC organizowane od 2007 roku na pustyni w stanie Utah. Blisko 10 lat temu wraz z niewielką grupą osób wymyśliliśmy sobie, że postaramy się stworzyć pierwszą polską drużynę studencką i pomożemy ją wysłać do Stanów na konkurs. Ja zająłem się chyba najtrudniejszą działką tego projektu – komunikacją.

Bo z początku strasznie trudno było przekonać firmy, media czy nawet same uczelnie, że warto postawić na tych młodych ludzi i że budowa łazika to nie zabawa a poważny projekt inżynieryjny. Pierwszy łazik nie doleciał na czas, ale drużynie udało się wystartować w ostatni dzień zawodów i zdobyć całkiem dużą liczbę punktów (pamiętam to do dziś, bo tego dnia brałem ślub w Polsce i prawie cały czas wisiałem na telefonie).

Potem przyszły kolejne sukcesy a łaziki stały się w gronie młodych inżynierów kosmicznych praktycznie taką naszą nową „małyszomanią”. W chwili gdy polskie zespołu okrzepły i zaczęły regularnie wygrywać, zaproponowałem aby zorganizować taki projekt w Europie, ale od razu powiększyć go o piknik naukowo-technologiczny, dodać wykłady i prezentacje no i oczywiście otworzyć na szeroką publiczność.

Nazwaliśmy go European Rover Challenge i tak narodziła się już uznawana na świecie marka zawodów, która co roku przyciąga kilkadziesiąt tysięcy widzów, blisko pół tysiąca zawodników z całego świata, gości specjalnych w tym wielu astronautów (w 2015 roku udało mi się ściągnąć Harrisona Schmitta z misji Apollo 17 a w tym roku Tim’a Peake z ESA).

Początkowo chcieliśmy jedynie inspirować nowe pokolenia i po prostu promować sektor kosmiczny, realizując przy tym marzenia wielu osób aby spotkać się z astronautą, zbudować robota czy poczuć się jak na Marsie. Po trzeciej edycji zdaliśmy sobie jednak sprawę, że ERC to coś więcej.

Zaczęliśmy uważnie monitorować to co dzieje się z zawodnikami, jaką drogę chcą obrać i przygotowaliśmy wtedy specjalny raport o potencjale drużyn robotyczno-kosmicznych w Polsce. W efekcie poczynionych obserwacji włączyliśmy w ERC program mentoringowy dla drużyn, oferując im np. warsztaty z ekspertami kosmicznymi ale także transfer wiedzy o tym jak założyć własną firmę i rozmawiać z inwestorami.

To był nasz krok milowy. To właśnie wtedy ERC zainteresował się szerzej sektor kosmiczny, a w Polsce został wpisany do Polskiej Strategii Kosmicznej. Obecnie uznawany jest za jedno z lepszych narzędzi generowania młodych kadr do przemysłu (nie tylko kosmicznego), a na finały ERC przyjeżdżają także przedstawiciele kadry kierowniczej średniego i wyższego szczebla takich firm kosmicznych jak Airbus, Thales Alenia Space, SENER czy GMV.

Rozmawiają z drużynami, poszukując nowych talentów i w tym roku na ich prośbę uruchomiliśmy także kategorię PRO, czyli niepunktowane zawody w formie terenowych pokazów i power-speechy dla zespołów profesjonalnych, które poszukują mentorów i inwestorów.

Zgłaszają się do nas również firmy niezwiązane wprost z sektorem kosmicznym, którym zależy na włączeniu się w ten ambitny projekt dotarcia do młodych talentów, promocji robotyki, ale także innowacyjnych technologii, które zawsze gościmy w Strefie Pokazów. Coraz częściej jesteśmy także zapraszani na międzynarodowe konferencje w roli prelegentów, którzy pokażą ERC jako success story programu wspierania kadr.

Projekt znalazł się także w kolejnym kluczowym dokumencie rządowym – Krajowym Priorytetowym Programie Kosmicznym, który właśnie przechodzi finalny etap konsultacji branżowych i rządowych. Mnie osobiście projekt przyniósł ciekawe wyróżnienie, które otrzymałem rok temu w Innsbrucku z rąk międzynarodowej społeczności kosmicznej w postaci kryształu Tiuterra, zawierającego zmieszaną próbkę ziemi z całej planety oraz z meteoru marsjańskiego z Maroka.

Wcześniej wyróżnienie to trafiło m.in. do Elona Muska czy b. szefa NASA Charlesa Boldena. Jednak to co jest najważniejsze, to fakt że projekt rozwija się dalej, mamy fantastyczny zespół organizacyjny, który tworzą ludzie z potężną pasją do sektora kosmicznego i dołączają do nas kolejni, także z innych krajów. Myślimy już o następnych projektach powiązanych z ERC, a tymczasem realizujemy piątą edycję European Rover Challenge, która odbędzie się w dniach 13-15 września 2019 roku w Polsce.

Uwaga opinii publicznej skupiona jest na Elonie Musku i jego SpaceX niemniej progamów i projektów związanych z komercyjną działalnością jako przewoźnik jest o wiele więcej. Kto tak naprawdę jest liderem w tej branży?

Ciężko powiedzieć, bo sektor kosmiczny to mimo wszystko dość szerokie pojęcie, w którym realizowane jest wiele projektów, nie tylko związanych z wynoszeniem towarów na Stację Kosmiczną. Wizerunkowo z pewnością liderem jest Musk i SpaceX, który pokazał jak można nie tylko sukces odnieść ale także świetnie go komunikować.

Musk stał się także idolem nowego pokolenia, które wkracza do sektora kosmicznego, pokolenia które urodziło się po erze Apollo. A to właśnie Ci młodzi ludzie będą nadawać ton sektorowi i będą stanowić jego trzon w ciągu kolejnych 10 lat. Patrząc z kolei na budżety mamy wielkich „Prime’ów” (amerykańskich oraz europejskich) oraz wspomniane już Chiny.

Ciekawostką jest to co się dzieje w Emiratach Arabskich, gdzie funkcjonuje już narodowa agencja kosmiczna, posiadająca niemały budżet oraz obszerne plany (lądownik na Marsa, własny program załogowych misji). Z pewnością jednak najważniejsze są wciąż agencje kosmiczne, które nadają ton wielu misjom, posiadają potężne budżety i są w stanie kontraktować firmy.

Także odpowiadając wprost – w chwili obecnej mamy do czynienia z prymem podmiotów publicznych, z coraz głośniejszą nutą rosnących potęg prywatnych takich jak SpaceX, czy próbujący go dogonić Blue Origin założyciela firmy Amazon.

Wierzysz, że człowiek wyląduje na Marsie, założymy tam kolonię i to będzie kolejny krok w stronę kolonizacji kosmosu przez ludzi?

Wierzę, że pierwszy będzie jednak Księżyc, ale oczywiście Mars także stanie się kolejnym przystankiem do załogowej eksploracji Układu Słonecznego. Myślę także, że kolonizacja Marsa przyniesie nam także bardzo dużo pozytywnych zmian tu, na Ziemi.

Mówię m.in. o medycynie (konieczność poradzenia sobie z pacjentem, oddalonym o wiele milionów kilometrów, a więc wyeliminowaniu wielu schorzeń lub ich efektywniejszym sposobie leczenia), nowych technologiach (które będą także wykorzystywane w naszych domach), czy większej odpowiedzialności za korzystanie z zasobów naszej własnej planety (bo Mars nie rozpieszcza i musimy umieć budować habitaty, które wyeliminują problem wytwarzania odpadów przez ich mieszkańców).

Mars może być także kolejnym wielkim celem ludzkości, która wyraźnie potrzebuje nowego, wspólnego kierunku rozwoju. Obserwując pojawiające się coraz częściej napięcia między państwami, mam coraz większą świadomość, że zostając na Ziemi, w końcu sami się unicestwimy, bo niestety to nam podpowiada nasza własna historia.

Należy więc spojrzeć bardziej w przyszłość i wreszcie wyciągnąć wnioski z dotychczasowych konfliktów międzynarodowych.

Kiedyś dzieci chciały być kosmonautami a dziś youtuberami. Nauka i odkrycia naukowe przestały być fajne?

Mamy tu do czynienia z dwoma problemami, które można w dość łatwy sposób wyeliminować. Pierwszy to sami rodzice, którzy na to przyzwalają. Ja w młodości byłem wręcz zachęcany przez rodziców do samorozwoju (pamiętam jaką frajdę sprawiały mi kolejne numery Odkryć Młodych Larousse’a, które przynosiła mi mama) i spędzanie czasu z dziećmi.

Wielu rodziców niestety tego nie robi, uznając że szkoła jest od wychowania. A to błąd i to poważny. Dzieci potrzebują autorytetów, jeśli nie znajdą ich w domu, znajdą wśród rówieśników i właśnie w internecie. A tam, jak wiemy trafią nie tylko na treści edukacyjne ale np. na „patostreamy” (drogi czytelniku: jeśli jesteś rodzicem nastolatka i nie wiesz co to jest, to ostatni dzwonek aby się tym zainteresować).

Brak wiedzy o kosmosie też nie jest problemem, bo jest mnóstwo ciekawych wykładów (sam czasami pojawiam się w różnych miastach w ramach tzw. uniwersytetów dzieci), warsztatów czy filmów, które można oglądać razem. To jest tym bardziej ważne, że w dobie dynamicznych zmian, cyfrowej transformacji (a niedługo wspomnianej, kosmicznej) przyjdzie nam uczyć się przez całe życie, więc warto to przemyśleć.

Drugi problem to moim zdaniem wciąż niedostateczna a czasami nieefektywna promocja tego co daje nam nauka i jak to może zainspirować dzieci. Dlatego szanuję każdego edukatora czy popularyzatora, który z pasją wprowadza dzieci i młodzież w fascynujący świat nauki. Bo takich projektów powinno być coraz więcej i myślę, że powinniśmy wszyscy łączyć siły w tym co robimy.

Przykładowo, podczas naszego European Rover Challenge współpracujemy już ze znanymi na polskim rynku popularyzatorami, m.in. Karolem Wójcickim z fanpage Z głową w Gwiazdach czy Piotrem Koskiem z kanału Astrofaza, na którym w tym roku prowadzona była transmisja online z wydarzenia.

***

Łukasz Wilczyński – CEO firmy konsultingowej Planet Partners, specjalizującej się w doradztwie komunikacyjnym, zarządzaniu kryzysowym i realizacji kampanii w obszarze B2B i nowych technologii. Jeden z fundatorów i prezes zarządu Europejskiej Fundacji Kosmicznej, organizacji pozarządowej, która wspiera rozwój sektora kosmicznego w Europie, realizując projekty edukacyjno-promocyjne, w tym m.in. największe wydarzenie kosmiczno-robotyczne na naszym kontynencie – European Rover Challenge.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon