Polska Dolina Piachu

Artur Kurasiński
22 marca 2008
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Polska Dolina Krzemowa

Kto poprawnie rozszyfrował tytuł wie już, że na tapecie pojawi się Silicon Valley (jej polska wersja a raczej powody jej braku) i sprawa „polskiego Skype’a”. W październiku tego roku upłyną dwa lata od zakładu poczynionego w świetle reflektorów przez dwóch inwestorów. Panowie założyli się o to, że w Polsce możliwe jest powstanie „giganta high-tech” na miarę Skype’a…

W 2006 roku Tomasz Czechowicz (MCI) oraz Dariusz Wiatr (Hexagon Capital) dokonali zakładu mającego rozstrzygnąć się w czasie 2 lat. Tomasz Czechowicz twierdził, że „W maju dyskutowałem z ludźmi z różnych krajów podczas branżowej konferencji venture capital w Pradze. Wszyscy byliśmy pewni, że wkrótce w Europie Środkowej – bardzo możliwe, że właśnie w Polsce – narodzi się spółka technologiczna, której ranga na świecie będzie co najmniej porównywalna z firmą Skype.” Wiatr mu odpowiadał: „Jestem zazwyczaj optymistą, typem wolterowskiego Panglossa – mówi nam Dariusz Wiatr. – Ale ten pogląd to typowe myślenie życzeniowe. Taki scenariusz nie ma, niestety, w Polsce realnych szans i mogę się o to założyć.”.

Warunki zakładu zostały jasno określone: „Kiedy rozstrzygnięcie? Na koniec 2008 r. W jakich branżach ma działać firma? Szeroko pojęte high-tech, czyli m.in. internet, technologie mobilne i bezprzewodowe, informatyka, software, półprzewodniki, biotechnologia, zaawansowane technologie medyczne. Jaka ma być miara sukcesu? Polska spółka powinna zaliczać się w swojej branży do pierwszej trójki w Europie pod względem popularności marki, liczby użytkowników (klientów) lub udziału w rynku. Za sukces uznamy też pozyskanie inwestora z absolutnej czołówki światowych funduszy venture capital (typu Benchmark Capital, Sequoia czy Kleiner Perkins).”

Stawką zakładu była butelka kalifornijskiego wina Opus One o wartości 1.5 tys. złotych (teraz pewnie tańsza po spadku dolara) co już wtedy pokazywało, że obaj panowie raczej nie rzucają na szalę wiele. Podana data zakładu mija za 7 miesięcy. Można śmiało przyjąć, że żaden z warunków postawionych w zakładzie nie spełni się. Pospekulujmy dlaczego?

Niestety lista argumentów przeciw wyartykułowana przez Dariusza Wiatra nie straciła na mocy a nawet powiększyła się. Spróbujmy zatem sporządzić listę taką listę pod tytułem „Dlaczego w Polsce niemożliwe jest powstanie spółki high-tech konkurującej ze światowymi firmami?”

* brak kultury rynkowej i biznesowej na odpowiednim poziomie

Obie strony (inwestorzy i właściciele pomysłu) patrzą na siebie i postrzegają jako zło konieczne. Inwestorzy polscy w większości ofiary bańki 1.0 nadal patrzą podejrzliwie na „dotcomy”. Ich zachwyt ale i przerażenie budzi szybkość rozwoju serwisów i usług w Internecie – wiedzą, że chcą się załapać na trend ale nie wiedzą jak. Brak wiedzy i doświadczenia w prowadzeniu takich firm powoduje, że inwestuje się sumy grubo za duże w średnie pomysły a zarazem występuje lęk przed wyłożeniem wielkiej kasy na walkę z konkurentami z zagranicy.

Pomysłodawcy otumanieni wizjami „web-dwa-zero” produkują masowo wizjonerskie produkty czy usługi, które a) działają już na rynkach zachodnich b) nie są wcale takie świetne. Niska bariera wejścia na rynek powoduje, że za „biznes” biorą się osoby, które usłyszłały coś o naszej-klasie i myślą „mi też się uda powielić pomysł albo drenować jakąś niszę”. Przykładów proszę szukać na startups.pl. 90% ogłaszanych tam serwisów wyprodukowano za mniej niż 1 tys. złotych przez grupę dwóch osób (koder+grafik).

Efekt? Zniechęceni inwestorzy, którzy bombardowani są propozycjami inwestycji w kolejny „serwis wymiany zdjęć – lepszy niż flickr!” przestają mieć chęć i siłę na szukanie perełek. Bo perełki są, ale baardzo głęboko ukryte i jakoś same nie chcą wpaść w łapy inwestorów.

* brak podmiotów wyspecjalizowanych w finansowaniu małych spółek

Wbrew pozorom w Polsce nie ma firm, które zajmują się inwestowaniem w pomysły na bardzo wczesnym poziomie rozwoju. Nie ma ani „aniołów biznesu” z prawdziwego zdarzenia ani VC czy PE inwestujących małe pieniądze w celu zobaczenia czy biznes jest sensowny.

Wiem, że jest coś takiego jak BAS ale nadal twierdzę, że to nie ten kaliber. Potrzeba jest firm chętnie inwestujących poniżej 100 tys. złotych na zasadzie „masz pomysł – zrób wersję beta i sprawdzimy Twoje założenia w testach.

Będzie okej – jedziemy z kolejną transza”. Są za to gracze „mam 10 mln złotych i co mi zrobisz”. Jeśli Twój pomysł nie łapie się na spalenie w piecu od 1 mln złotych w górę to panowie garniuturowcy z „wieżowców szklanych drzwi” nie przerwą swojego sushi-lunczu żeby cię wysłuchać.

* mentalność polaków – dobra, stabilna praca jest lepsza niż swoja własna firma

Wiele młodych osób nie stać jest na rzucenie się na głęboką wodę własnego biznesu. Paraliżuje je strach związany z utrzymaniem siebie i pracowników. Brakuje pozytywnych przykładów i case studies, brakuje realnego wsparcia państwa (zmniejszenie czasu na rejestrację firmy nic nie zmieni!). Dodatkowo osoby, które mogą zrobić coś w branży kuszone są dobrze płatnymi posadami w bankach, sektorze IT czy mediach.

Rachunek jest prosty – wolę być inżynierem w Google’u niż ryzykować własnymi środkami budując swój pomysł. Trudno tutaj bezpośrednio winić same młody osoby, ale cóż – kto nie ryzykuje ten nie jedzie.

Łukasz Foltyn czy Maciej Popowicz albo Rafał Agnieszczak i Michał Brański też mogli pewnie pójść pracować u kogoś. Wybrali własne biznesy i nieźle z tego żyją. Można? Można. No pain no game.

* dostęp do internetu i nowych technologii

Nie jesteśmy może małym krajem ale za to dość słabo korzystającym z narzędzi jakimi dysponujemy. Raport, który powinien wstrząsnąć rządem (PO przecież jasno opowiadała się za rozwojem dostępu do Internetu czy się mylę?) a przeszedł w zasadzie bez echa pokazuje, że nasze miejsce jest koło Bułgarii. Nie koło Norwegii, Danii, Niemiec czy Francji ale właśnie koło Bułgarii.

70% rodaków ma dostęp do telefonii stacjonarnej a tylko 8,4 % do szerokopasmowego internetu. A my chcemy produkować amazony, skype’y i inne yahoo’sy. Kto to będzie oglądał i za pomocą czego? Będziemy ciągnąć internet z komórek?

* wsparcie administracji rządowej w dziedzinie nowych technologii

Tego tematu nie trzeb chyba rozwijać. Lepiej ogłosić budowę Centrum Nauki Kopernika i zwołać kilka konferencji niż pomyśleć i wcielić w życie plan pomocy młodym, innowacyjnym firmom. Wiadomo – w takim centrum jak już powstanie ktoś będzie musiał objąć stanowisko dyrektora za parę lat. Idealne miejsce dla byłego ministra, który taki wniosek na budowę podpisze.

A taka spółka technologiczna panie to nie wiadomo co robi. I zdjęcia na jej tle nie można zrobić do ministerialnego newslettera bo jak garaż może być siedzibą zwykłej spółki?

* wielkość polskiego rynku

Jesteśmy zbyt małym i za mało chłonnym rynkiem, aby w miarę szybko zbudować odpowiednio duży popyt na innowacyjny produkt czy usługę. Bez duże grupy użytkowników nie rozwinie się nawet Skype czy Joost. Czyli chodzi o kwestię skali.

Czyli co? Usiąść i płakać? Niekoniecznie.

Jest Psiloc i jest IVO. Są regularnie wygrywający zawody programistyczne grupy młodych osób. Są powracający zza oceanu ludzie, którzy pracowali w prawdziwej Dolinie Krzemowej i mogą przenieść tamtejsze zwyczaje i doświadczenie na nasz grunt.

Są też oddziały Google’a i innych dużych molochów IT, które oprócz tego, że same wysysają obecnie z rodzimego rynku talenty to za chwilę będą je musiały również od siebie wypuścić i może właśnie taka osoba założy firmę, która niczym w amerykańskim śnie przejdzie błyskawicznie drogę od rodzinnego garażu do korporacji rozpoznawalnej na całym świecie.

Wiara i nadzieja to potęga a tego nigdy nam Polakom nie brakowało ale na razie przejdźmy się po Pustyni Błędowskiej i kontemplujmy jej przyrodę. Albo jej brak.

UPADTE: Tutaj Gazeta Wyborcza drukuje więcej informacji o półmetku zakładu

I ciekawostka – Polska jest technologcznym zaściankiem – więcej tutaj

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon