Apple – wiara czyni cuda?

Artur Kurasiński
30 października 2009
Ten artykuł przeczytasz w 4 minut

jezus chrystus apple iphone

Podstawą oceny w 90% Apple i jej produktów jest emocja. Zazwyczaj silnie spolaryzowana, wyrażana dobitnie i w zdecydowanej większości nie poparta żadnym osobisty doświadczeniem (mówię o Polsce). Produkty takie jak Macbook, iPhone czy iTunes stały się popularnym „casus belli” dla zbierania tony argumentów na „lepszość” czy też „gorszość” danej platformy sprzętowej, programistycznej czy strategii marketingowych…

Jeśli spojrzeć na polskie fora, serwisy i blogi wydawać by się mogło, że taki iPhone jest w co drugiej polskiej rodzinie. Praktycznie każdy wpis informujący o tym urządzeniu prowokuje wojnę podjazdową przeciwników („tego gówna i szmlecu”) oraz kontrę w postaci zdeklarowanych Apple fanboyów.

Każdemu komu miłe uszy i oczy odradzam czytać serwisy branżowej, które mają czelność zastanawiać się nad tym jaki nowy model telefonu może spowodować „zabicie” iPhone’a. Odradzam bo ilość słów uznawanych powszechnie za obraźliwe przekracza poziom akceptacji zdrowego, normalnego człowieka.

Po oddzieleniu faktów ataków „ad personam” i i emocji okazuje się, że w zasadzie w takim dialogu w ogóle nie ma miejsca dla ludzi, którzy kupili czy użytkują sprzęt Apple z przyczyn praktycznych. Jeśli powiesz bowiem, że kupiłeś iPhone’a okaże się, że na pewno musiałeś całować (po cichu, w swojej specjalnej piwnicy) zdjęcia Steve Jobsa oraz kochać się w zapachu jego swetra tudzież legendarnych dżinsów (nie wiem co gorsze).

Jeśli nie lubisz Microsfotu oznacza, że Twoja „zdrada” na rzecz MacBooka jest na pewno konsekwencją mody, chęci pokazywania się w modnych knajpach oraz lansu bo przecież każdy „normalny” użytkownik PC wie, że jego komputer z systemem operacyjnym Windows nie jest doskonały ale na pewno „kopie tyłek” wszystkim „kastratom” z Mac OS na pokładzie.

Są tacy, którzy nie mogąc zrozumieć fenomenu firmy z Cupertino próbują tłumaczyć popularność Apple w kategoriach religijnych i paranormalnych (to moja ulubiona grupa krytyków używająca zamiennie słów „kult”, „wiara”, „religia”, „wyznawca”). Tak jak np. MG Siegler na łamach TechCrunch (w dość ironiczny sposób) opisał problematykę postrzegania Apple z punktu widzenia religijnego:

„In a religious sense, the iPhone is a monotheistic religion. Basically, its OS believes in one device. Yes, I know there is the iPod touch, as well as variations of the iPhone (original, 3G, 3GS), but these are essentially all the same device with essentially the same hardware, just boosted specs. Meanwhile, Android, Windows Mobile, BlackBerry, Symbian, etc. are all polytheists. But “pagans,” while perhaps not exactly right, is a cooler term, so let’s go with that. All of these other mobile OSes are pagans. They answer to many devices, their “gods.”

Chętnych do „zabijania” popularności chociażby iPhone’a jest długa kolejka. Na pewno słyszałeś o Androidzie, gPhonie, Motoroli, Symbianie, Nokii, Palm PRE, (teraz) Droidzie, LG, Samsungu czy Microsoft – wszystkie te firmy i organizacje (i wiele wiele innych) chcą zdetronizować Apple, przypuścić szturm na AppStore, iTunes, iPody, iPhoney i MacBooki. Po co? Bo twierdzą, że ich produkty są lepsze, bardziej dostowane do oczekiwań odbiorców a to co robi Jobs to tania zagrywka marketingowa nastawiona na robienie „wody z mózgu” użytkownika.

„W produktach Apple nie ma nic czego nie ma w naszych” – ba, czasami nawet jest lepiej – w takim iPhonie przez długi czas nie było MMSów czy też aparatu fotograficznego o dobrej rozdzielczości tudzież (o zgrozo!) opcji „copy-paste”. Czyli wystarczyło zrobić model telefonu, który miał to wszystko aby podbić rynek. Czy komuś się to udało? Nie. Dlaczego? Bo nie tym polega „inność” (boję się napisać „zaleta” czy „przewaga”) Apple.

Bo Apple zmonopolizował sferę nośników MP3 (iPod), sprzedaż muzyki na te urządzenie (iTunes), sprzedaż smartphonów z wygodnym dostępem do Internetu (iPhone) oraz (oczywiście to powtórzenie manewru „iPod+iTunes”) sprzedaż aplikacji na te urządzenie (AppStore). Pomyślmy zatem o Apple nie jako o wytwórcy telefonów, komputerów czy samego oprogramowania ale o firmie udostępniającej cała platformę sprzętowo-programistyczną pozwalającą na zarabiania poprzez sprzedaż: sprzętu, oprogramowania oraz usług.

Ktokolwiek będzie chciał konkurować z Apple musi mieć własny „ekosystem” usług, oprogramowania oraz sprzętu. Inaczej zawsze to będzie kolejna samobójcza próba atakowania silnie ufortyfikowanych pozycji wroga. Zakończona rzezią działów produkcji, marketingu i sprzedaży. To nie ma nic wspólnego z wiarą, wyznawcami (prawdziwych „czcicieli” Apple jest pewnie coś około 1%-5% – reszta to zwykli „regular users”) czy religią. Zniszczcie Apple jego własną bronią zamiast budować machiny oblężnicze, które nie wytrzymują trudów transportu.

Ogłaszanie się kolejnym „iphone killerem” ustawia firmę głoszącą taką tezę w roli chłopca do bicia a semantycznie i automatycznie manifestuje stosunek podległości. Wyobrażacie sobie, że bokser przed walkę mówi do przeciwnika „jestem-tym-którego-znokautujesz-dopiero-w-drugiej-rundzie”? Nie – facet z jajami i chrapkę na zwycięstwo manifestuje swoją postawę poprzez tekst w stylu „urwę-ci-głowę-baranie-i-nasikam-do-szyji”. To jest odpowiednie podejście do przeciwnika!

Jeśli jakaś firma chce mi sprzedać swoje urządzenie z możliwością taniego (czy wręcz darmowego) pobierania aplikacji i zakupu (legalnie!) muzyki to dlaczego mam to odrzucić aby mieć tylko i aż „system operacyjny oparty na open-source” (a kogo obchodzi poza programistami na jakiej platformie piszesz soft, którego ja używam?)? Dlaczego argumenty o „lepszym ekranie dotykowym” (naprawdę?), „wydajnieszym procesorze” (mówimy o telefonie nie o serwerze!), czy „posiadania wszystkich aplikacji” (ja sam zdecyduję, które aplikacja są mi potrzebne) ma mnie rzucić na kolana?

Apple zarzuca się tworzenie dziwnych praktyk i odrzucanie oprogramowania konkurencji. Kiedy Microsoft budował i buduje swoją potęgę na sprzedaży tylko swojego oprogramowania i skuteczną walką z konkurencją na np. rynku przeglądarek (zatopienie Netscape) uznawane jest to za normę. Gdy Google ogłasza, że jego nowy pomysłem będzie nawigacja samochodowa będzie dostępny (oczywiście na razie) tylko na urządzenia z jego systemem operacyjnym (Android) jakoś nie widzę aby ktoś protestował – tak się zabezpiecza swoje podwórko i tworzy mur aby konkurencja nie miała za dobrze. To jest naturalny proces.

Apple ma się dobrze. Wyniki finansowe nie były lepsze w ostatnich latach. Sam bym chętnie powitał jakiś dobry telefon na rynku bo nic tak nie robi dobrze konsumentom jak konkurencja. Może Droid będzie miał szansę poszturchania firmy Jobsa? Niestety przeskoczenie wyniku 100 tysięcy aplikacji w AppStore ściągniętych 2 miliardy razy może być trudne. Cholernie trudne.

Ale od czego jest wiara? Ta podobno czyni cuda.

PS. Autor wpisu nie jest posiadaczem iPhone’a a :)

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon