Fantazjować każdy może a czasami musi żeby nie zwariować. Wlepiając wzrok na ślady deszczu na szybie poddajmy się łagodnym jesiennym uderzeniom wiatru o szyby i odpłyńmy zatem od stanu prawnego AD 2009 aby zobaczyć co by mogło się zmienić w polskim Internecie gdyby istniało (wreszcie) jasne, szybkie do wyegzekwowania prawo dotyczące własności intelektualnej i praw autorskich…
Za podstawę rozważań weźmy świeże wyniki Megapanelu za sierpień 2009. Przyjrzyjmy się jakie serwisy mogą zacząć tracić na tym, że jakaś instytucja / organ prawny wytoczy mu sprawę albo tylko postraszy sądem. W zestawieniu wyciąłem te kategorie w których zdecydowana większość serwisów nie ma i nie będzie miała problemów z prawem (kategorie: „firmowe” czy „publiczne”) bo nie wyobrażam sobie żeby np. MEN zbudował sobie sieć P2P albo Pajacyk zaczął handlować kradzionym softem.
Nie zajmuje się też serwisami społecznościowym ani portalami – pojedyncze przypadki łamania regulaminu czy prawa (np. awatar przygotowany ze zdjęcia do którego osoba umieszczająca nie miała praw) nie są zagrożeniem dla tych podmiotów. Bać się powinni mniejsi i działający w niszach bardzo konkurencyjnych co prowadzi do zaostrzania szarej strefy i naginania przepisów.
Z drugiej strony wielu serwisów tworzących poszczególne kategorie jest częścią „grupy” z której dany portal potem buduje swój zasięg. Pamiętamy sprawę Interii i jej serwisu z przepisami. Niemniej jak napisałem powyżej przypadki ewidentnego łamania prawa wśród portali i serwisów społecznościowych są rzadsze.
Kategoria „Kultura i Rozrywka”:
> Torrenty.org – jeśli zacznie się zmasowany atak na serwisy P2P ze strony prawników to takie serwisy również będą odcinane albo wymuszane na firmach hostingujących upokarzające tłumaczenia się.
> Tekstowo.pl – ponieważ copy+paste jest prosty to takie serwisy masowo się pojawiają i znikają – ale co jeśli udowodnić, że nie działają zgodnie z prawem? Jeśli zamykano serwisy z napisami filmowymi pod pretekstem, że „tłumaczenie też podlega prawo autorskiemu” to jak może się bronić serwis publikujący (i zarabiający na reklamie) wyłącznie czyjeś dzieła do których ktoś może sobie rościć prawa?
Kategoria „Społeczności”:
> Peb.pl – murowany kandydat do kilku procesów. Za jego unikalny „content” kilka wytwórni filmowych i fonograficznych zapewne będzie długo się sądziło (i wygrają). Szkoda, że nie ma w tej kategorii Chomikuj.pl – mój kolejny kandydat do procesów i odszkodowań. Panowie prawnicy – nikt nie chce zarobić na procesowaniu się z nimi? Zwycięstwo gwarantowane i fejm i kasa…
Kategoria „Nowe Technologie””
> Pobieraczek.pl – murowany kandydat do zamknięcia (zaraz po Chomikuj.pl) bo w jego wypadku 80%-90% zasobów jest pirackich. Czysczenie i zostawienie tylko tego co jest legalne to śmierć dla takiego serwisu. Poza tym regulamin, który wymusza opłaty (standardowy chwyt prawny tzw. „mały druczek”) od mało świadomych użytkowników nadaje się już choćby dlatego do Rzecznika Konsumenta czy Rzecznika Praw Obywatela (ale to pewnie za mało medialny temat dla naszego kochanego prof. Kochanowskiego – on woli walić w kobiety)
Kategoria „Informacje, Publicystyka, Media”:
> Tutaj trudno wskazać kto może stracić. Zapewne i portalom trochę się dostanie (będą musiały podawać źródła, streszczać a nie cytować 90% artykuły itd.). Na pewno pierwsze jaskółki już są. Infor Biznes wytoczył sprawę i wygrał zmuszając do wycofania artykułów z serwisów, które kopiowały treści. Komu następnemu będzie chciało się sądzić? Oby jak największej ilości osób.
Kategoria „Styl życia”:
> Jak widzę kolejny serwis czy to „plotkarski” czy „lifestajlowy” z artykułami i zdjęciami to zastanawiam się czy naprawdę stać jest niszowych „wydawców” (tak do 100-200k UU) płacić za te wszystkie teksty oraz zdjęcia jakie publikują? Parę razy nawet miałem ochotę wysłać maila z pytaniem do „naczelnego” z prośbą o wytłumaczenie na jakiej podstawie „przedrukowują” zdjęcia z bloga TMZ czy innych ale odpuściłem sobie :) Żadnego serwisu nie oskarżam jednak – zawsze można się tłumaczyć, że „zdjęcia kupiliśmy od małej agencji fotograficznej a teksty piszą zaprzyjaźnieni blogerzy”. Taaa….
Kategoria „Edukacja”:
> tutaj też trup może słać się gęsto za sprawę „artykułów” sporządzonych za pomocą „współpracujących wolentariuszy”, którzy licznie kopiują z jednego miejsca opracowania, bryki, wykresy tworząc „nowe” opracowania, które potem kopiowane są przez „doświadczonych redaktorów” z serwisu konkurencyjnego. Ach tak przelecieć się po tych serwisach i ich „opracowaniach” takim oprogramowaniem do wykrywania „podobieństw” w tekstach…
Kategoria „Sport”:
> podobnie jak w kategorii „edukacja” ilość serwisów kopiująca od siebie, z siebie i poprzez siebie wytworzyła się bardzo dawno temu. najłatwiej przecież udać, że samemu się ogląda wszystkie mecze Ekstraklasy, notuje wyniki, tworzy statystyki i opisy spotkań. Wywiady, tabele ba nawet zdjęcia łatwo przemieszczają się w kategorii „sport” między serwisami. Nie podam żadnej nazwy – ten kto z branży ten wie kto komu podprowadza teksty i kto z kogo kopiuje :)
Kategoria „Motoryzacja”:
> podobnie jak w „stylach życia” czy „sporcie” – zdecydowana większość tekstów nie jest publikowana za zgodą np. właściciela zdjęć (takiego na przykład producenta samochódów), który być może nie życz sobie tego aby podawać złą PRowo informacje o jego samochodzie ilustrując je zdjęciem z jego materiałów. Naprawdę tych „młodych dziennikarzy blogerów” zaprasza się na testy samochodów po 100-200 tys. pln? Panowie z branży samochodowej – na ściganiu i pozywaniu maluczkich możecie trochę się odkuć! Innym przykładem problemów są ogłoszenia i ich prezentacja. Wroom i Adreso mogą być przykładem takiego konfliktu…
Kategoria „Turystyka”:
> w tym wypadku branża trochę kopie się sama pod stołem. Mnogość ofert i pośredników powoduje, że tworzenie „odkurzaczy”, które (podobnie jak w branży ogłoszeniowej) zasysają wszystko co jest po polsku i publikują jako „nasza unikalna oferta”.
Kategoria „Erotyka”:
> Niewiarygodne zestawianie serwisów, które w 99% nie mają racji bytu gdyby komuś chciało się śledzić swoje treści oraz dochodzić praw do nich przed sądami. Taki RedTube, Zbiornik.com czy Pornotuba to są agregatory zdjęć i filmów do których praw nie mają a wykorzystują je komercyjnie (chociażby świecąc reklamy przy nich albo pozwalając na oglądania większej ilości w zamian za wykupienie „abonamentu” w postaci Premium SMS). Naprawdę dziwię się, że żadna zachodnia wytwórnia filmowa nie zaczęła medialnej krucjaty z bandą prawników w zapasie – widząc na malejące zyski branży porno (oczywiście winny Internet) powinni lepiej zabezpieczać swoje prawa.
Pobieżny rzut oka na polskie serwisy pokazuje, że jeśli wprowadzone zostanie prawo lepiej dbające o wytwórców i ich działa i jeśli będziemy konsekwentnie je egzekwować okaże się, że założenie kolejnego „serwisu dla kobiet”, „społecznościówki dla fanów samochodów” czy „serwisu z serialami do ściągania” bazującego na kradzionych treściach od konkurencji będzie bardzo trudne.
Pamiętajmy, że tolerując serwisy, których treści bazują i czerpią korzyści z rozpowszechniania treści do których nie mają praw działamy źle dla własnych biznesów – niska bariera wejścia na rynek dla takiego „serwisu nieruchomości” z zajmumaną bazą danych ogłoszeń powoduje, że konkurowanie z złodziejem jest bardzo trudne, kosztowne i nie zawsze opłacalne w finałowym rozliczeniu.
Jak powiedział mi ostatnio właściciel jednego z serwisów newsowych – „Inwestuję od kilku lat w redakcję, dziennikarzy i fotografie. minutę po opublikowaniu mojego wywiadu z VIPem, który kosztował sporo czasu i wysiłku ten sam wywiad z tym samym zdjęciem pokazuje i świeci wokół niego reklamy około 10 innych serwisów w tym kilka spamblogów. Walka z nimi to użeranie się kilkuletnie po sądach po to aby gówniarz wyłączył serwer. Następnego dnia po wyroku założy kolejnych 10, 20, 100 podobnych spamblogów. I co ja mogę mu zrobić? Nic.”