Kłopoty branży wydawniczej działającej na rynku gazet tradycyjnych stają się smutnym przykładem na to, że ewolucja jednego elementu systemu (Internet) wywołuje problem z adaptacją kolejnych (prasa, prawa autorskie, przemysł muzyczny i filmowy)…
Morten Lund połamał sobie zęby na próbie zrobienia z tradycyjnej gazety super przedsiębiorstwa. Potentat medialny Robert Murdoch gotów jest walczyć z samym Google aby ratować swoje „stare” biznesy. Wydaje się, że spadki czytelnictwa dające się odczuć już dawno znacząco przyśpieszyły w okresie światowego kryzysu. Wszyscy z branży wiedzą, że trzeba się dostosować albo zniknąć z rynku.
Bo co może zrobić firma z ogromnym doświadczeniem i historią, która produkowała do tej pory klisze fotograficzne a obecnie nikt prawie nie używa analogowych aparatów do robienia i wywoływania zdjęć ? Potulnie dać się dobić konkurencji, sprzedać majątek i inwestować w inne branże (jakie?) czy po prostu splajtować i dać się dobić konkurencji? Która firma stanie się Polaroidem naszych czasów a kto błyśnie geniuszem i wskoczy na miejsce lidera?
Model wymyślony przez Apple (triada „oprogramowanie+sprzęt+model biznesowy„) aż się prosi aby przełożyć na nowe terytoria. Czy taką udaną implementacją będzie Kindle i Amazon? Czy może pojawi się inna firma, której przewaga w postaci praw autorskich będzie rozstrzygającym argumentem. Apple łatwo wygrał bo zmusił do produkowania nowych aplikacji.
Amazon jest potęgą w sprzedaży książek (no i ostatnio butów:) w anglojęzycznej strefie wpływów ale znowu podobnie jak Apple – nie ma praw i poczytnych autorów. Która firma wykorzysta taką okazję? Czy w tym pojedynku zwycięzcą będzie Google i jego apetyt na digitalizację książek?
Pomyślmy przez chwilę jakie zmiany mogą zajść jeśli jakaś firma uzyska technologiczną i biznesową przewagę w procesie walki o rynek wydawniczy?
> hardware – pojawi się (podobnie jak w przypadku rynku komórek) kilka dominujących modeli czytników (przez analogię: iPhone, Android, Palm), które dzięki połączeniom ich z bibliotekami online pozwolą w pełni cieszyć się dostępnością naprawdę każdej książki na świecie. Czytniki będą „zamknięte” dla konkurencji (tak jak to stara się robić Apple z iPhonem), faworyzowały „swoje” treści. Podobnie jak w przypadku „otwartości” Androida i zamknięcia dla „wrogów” OS iPhone’a wygra ta firma, która przekona użytkownika bogactwem pozycji w sklepie, która można za pomocą czytnika wyszukać, obejrzeć i zakupić za pomocą kilku kliknięć.
> software – będziemy musieli kupować książki i prasę z jakiegoś źródła. Podobnie jak w przypadku AppStore czy Amazon to będzie sprzedaż na poziomie globalnym jak i lokalnym bo przecież odwrotnie niż w przypadku aplikacji każda książka musi mieć swoją wersję językową. Nowy „Harry Potter” będzie zatem dostępny zatem w jednym dniu we wszystkich wersjach językowych o tej samej godzinie dla wszystkich czytelników na całym świecie.
> brak pośredników – jeśli wydawca będzie działał globalnie nie będzie potrzebował umów i firm pośredniczących. „Harry Potter” zostanie przetłumaczony i udostępniony za pomocą jednej witryny. Nie będzie potrzeby szukania partnerów lokalnych. Zniknie problem dostępności (premiera światowa w jednym dniu i godzinie), barier cenowych (unifikacja).
Czy obecnie na przykład Valve musi dogadywać się z kimś w Polsce jeśli chcą wprowadzić nową grę na rynek poprzez swojego Steam’a? Nie. Czy obecnie wydawca „Harrego Pottera” musi z kimś ustalić warunki wprowadzenia książki na rynek polski? Tak. Z lokalnym wydawcą a ten dalej z drukarnią i dystrybutorem co podwyższa koszt i przesuwa w czasie cały cykl.
> reklama / generowanie zysku – w przypadku gazet zasadniczo zmieni się model sprzedaży reklam ponieważ tak jak w przypadku serwisów i domów mediowych role odwrócą się. Reklamę w gazecie dostarczanej do e-czytnika będzie sprzedawała firma, która obsługuje czytnik + sklep z którego jest gazeta pobierana.
Innymi słowy – jeśli dana gazeta znajdzie się w ofercie Amazona i będzie sprzedawana do Kindle’a to za jakiś czas będzie musiała pogodzić się z tym, że musi oddawać część zysków swojemu „wydawcy”. Oczywiście sama gazeta może pozyskiwać reklamodawców i wyświetlać ich reklamy ale również „wydawca” będzie mógł zamieszczać swoje reklamy (aby uniknąć pustych powierzchni reklamowych).
Model rozliczania się tak jak w AppStore jest bardzo kuszący – my dajemy platformę, wy treści. Dzielimy się 30:70. Jeśli nie powstaną rozsądne alternatywy to case Apple i jego sklepu do sprzedaży aplikacji będzie dominujący. A nie jest dobrze jeśli jesteś skazani na jednego monoplistę.
> niebezpieczeństwa i wyzwania – są różne firmy związane z rynkiem wydawniczym. Małe 1-2 osobowe wydawnictwa i korporacyjne molochy. Patrząc na rozwój Internetu małe firmy mają bardzo duży problem w walce z większymi – tak samo będzie w przypadku procesy digitalizacji rynku wydawniczego. Rynek będzie dążył do scalania podmiotów – zapewne nie stanie się to szybko ale efekt będzie podobny jak w przypadku firm fonograficznych. Kilka dużych wydawnictw a potem „długi ogon” niszowych firm.
> formaty – mając pełną kontrolę nad procesem wydawania i dystrybucji książki możemy ją dostarczyć klientowi w takiej postaci w jakiej on tego chce. Czytnik e-booków, wersja mobilna na ekrany komórek, audiobook – do koloru, do wyboru. Wersja językowe, przypisy, opracowania, komentarze autora – wszystko co znamy z rynku DVD możemy zastosować również w przypadku cyfrowej sprzedaży książek.
Małe wydawnictwo będzie musiało poddać się i podpisać umowę z dużym „wydawcą” ponieważ inaczej nie będzie mogło zaistnieć na globalnym rynku. Dojdzie zapewne do paru „schizm” i prób tworzenia alternatyw (vide rynek aplikacji mobilnych na którym każdy producent OS komórek stawia własny „AppStore”).
Pamiętacie przykład z firmą sprzedającą klisze? Przed erą skanerów i tanich technologii kopiowania taki Xerox był bogiem w branży. Przyszła zmiana i firma tej klasy i wielkości musiała zmienić swoje „dna” i zaczęła produkować drukarki oraz oprogramowanie do zarządzania obiegiem dokumentów w firmach.
„Lasciate ogni speranza voi ch’entrate” głosił napis nad wejściem do bram piekła w „Boskiej Komedii” Dantego.
Ciekaw jestem czy tak samo będzie się czytało dzieła tej klasy komuś kto nie dotknie stron i nie poczuje zapachu farby drukarskiej tradycyjnie wydanej książki?