eClicto – rewolucji nie będzie

Artur Kurasiński
20 grudnia 2009
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

eClicto Kolporter SA

Od 3 dni mam możliwość testowania czytnika książek eClicto. Ściągam i czytam różne książki starając się chłodnym okiem spojrzeć na produkt Kolportera. Czy eClicto przewróci rynek do góry nogami i stworzy nową modę na czytanie książek i prasy na cyfrowym ekranie czy raczej to będzie pierwszy produkt na którym następcy i konkurencja będą się uczyli jakich błędów nie popełniać?…

O przymiarkach do premiery czytnika pisałem już pod koniec października – poprosiłem wtedy Maciej Topolskiego o odpowiedzenie na parę pytań związanych z eClicto.

Nie chciałbym się skupiać i opisywać co zawiera pudełko, jak uruchomić czytnik oraz z jakich sposobów łączenia się z księgarnią korzysta eClicto. Odeślę więc Was do bardzo rzetelnej i dobrej recenzji na blogu Pawła Wimmera, który aż w 5 wpisach przedstawiał swoje przygody z polskim czytnikiem książek.

Chciałbym skupić się na kwestiach trochę wykraczających poza sam software i hardware. Na samym początku krótk ded eClicto to po prostu czytnik. Nie multimedialny odtwarzacz, nie ubogi „crunchpad”, nie „wielofunkcyjne” urządzenie biurowe. eClicto służy czytaniu książek. Jeśli nastawisz się na taki sposób korzystania z tego urządzenia nie będziesz rozczarowany. Nie ma najmniejszego sensu porównywać eClicto do Kindle czy Nook.

Ciekawa rzecz wyniknęła kiedy pokazywałem znajomym swój czytnik. KAŻDY z nich automatycznie zaczynął „smyrgać” palcem po ekranie myśląc, że mają przed sobą ekran dotykowy. Pokazuje to jak szybko zadmowiło się w nas przekonanie, że jeśli coś ma ekran i nie jest to komputer to jego obsługa musi odbywać się za pomocą gestów (od razu prostuję – eClicto nie ma ekranu dotykowego).

Spróbuję przybliżyć Wam moje wnioski z korzystania z eClicto. Po pierwsze – czytniki Amazona czy Barnes & Nobel są z innego uniwersum – są częścią ekosystemu i przedłużeniem e-commerce (Amazon bardzo sprytnie i mądrze zastosował politykę Apple łączenia software z harwdare a całość okraszone usługą). Po drugie – nie miałem okazji fizycznie korzystać z tych urządzeń więc byłbym niesprawiedliwy w ocenie.

Wróćmy do eClicto. Poza zainstalowanymi pozycjami możemy oczywiście wgrać nowe książki. Proces korzystania z e-księgarni w sumie jest podobny – wybierasz, płacisz, wgrywasz pozycję i czytasz. Martwi mnie czas oczekiwania na potwierdzenie (10 minut) nie wiem skąd się on bierze. Zakupioną pozycję transferujesz (za pomocą kabla USB) z komputera na czytnik i możesz już zacząć z niej korzystać. Ceny pozycji możliwych do zakupu poprzez „eClicto Store” są średnio dwa razy mniejsze niż cena np. w Merlinie.

To nadal za dużo – kupując e-książę za 12-15 pln mam tylko samą treść. Chciałbym dostać coś dodatkowego np. biografię i zdjęcie autora, informacje (nawet z wikipedii) dotyczącą innych dzieł autora, jakieś szczątkowe recenzje (nawet z zagranicznych serwisów).

Dostępność tytułów – niestety moje rozczarowanie budzi brak możliwości zakupu prasy. Jestem fanem czytania na bieżąco i w zasadzie tylko dlatego (jeśli) zakupię taki czytnik. Nadal wolę obcować z literaturą w sposób standardowy. Może czasami kiedy chcę wyjechać na dłuższe wakacje a nie chcę dźwigać zbędnych kilogramów wybrałbym elektroniczny czytnik.

Czytanie – nie spodziewałem się, że to napiszę ale czytanie na wyświetlaczu eClicto jest bardzo komfortowe. Zrobiłem parę sesji w różnych warunkach oświetlenia i zmęczenia moich oczu – ani razu nie miałem podobnego uczucia jakie towarzyszy zbyt długiemu obcowaniu z monitorem LCD komputera.

Możliwość sterowania wielkością czcionki przy dobrym kontraście i kolorze wyświetlacza sprawia, że czytnik szybko stał się moim towarzyszem w drodze do kuchni czy khm khm toalety. Szybkość czytania tekstu w moim przypadku nie odbiegała od standardowego czasu spędzonego nad tekstem wydrukowanym na papierze. To dobrze bo spodziewałem się, że będę miał problem z przyzwyczajeniem się do wyświetlacza.

Muzyka – tutaj mały zonk. Niestety nie dane mi było posłuchać niczego na eClicto z banalnego powodu – wejście słuchawkowe zastosowane to microjack a nie standardowy minijack. Efekt – 90% słuchawek nie będzie pasowało a przejściówki nie kupisz w budce ruchu. Nie wiem co kierowało inżynierom – wybrali bardzo złe rozwiązanie jak domyślam się mające zaoszczędzić miejsca.

Zdjęcia i grafika – 4 odcienie szarości nie nadają się do oglądania zdjęć. Martwi mnie to bo zupełnie nie wiem dlaczego Kolporter nie zainwestował w 16 odcieni będzie standardem. To jest niezbyt dobry znak dla Kolportera – produkcja czytników kosztuje, raczej nie będziemy zmieniali ich częściej niż telefony komórkowe a przy cenie 899 pln szansa na zmianę czytnika na model lepszy będzie bardzo mała. Osobiście nie widzę potrzeby posiadania dwóch czytników w domu – rzadko się zdarza żebym czytał z żoną w tym samym czasie i potrzebował kolejnego egzemplarza czytnika dla siebie.

Cena czytnika eClicto (899 złotych) skazuje ten produkt na konkurowanie z wypasionymi odtwarzaczami multimedialnych (iPod Classic z 160GB z kolorowym wyświetlaczem, możliwością odtwarzania wideo dysku kosztuje 950 pln). Nie wróżę takiemu podejściu sukcesu – na dzień dzisiejszy nie znam nikogo komu taki czytnik byłbym niezbędny do pracy czy zabawy. Niepotrzebna zabawka za prawie 900 pln? Dzieci i starsi zagłosują portfelami i kupią na święta Xboksy, iPod Touch czy któregoś z tańszych netbooków. eClicto jako wymarzony prezent pod choinkę / komunię? Nie sądzę.

Komunikcja – Brak możliwości aktualizacji software’u i zakupu książek poprzez WiFi. Taki model konsumpcji książek skazuje nas na combo „komputer-czytnik” bo bez kabla USB i komputera z dostępem do Internetu nic nowego nie przeczytamy.

Bateria – myślałem, że stosując 4 odcienie szarości zdecydowanie obetnie się zużycie procesora i pobór mocy przez wyświetlacz. Niestety mój model eClicto dociągał do 6-7 godzin pracy. Jeśli zatem marzy mi się wyprawa na miesiąc czasu z zapasem książek to dostęp do prądu jest kluczowy. Szkoda bo w sumie to właśnie na wakacjach czy urlopie najczęściej padam ofiarą „zaczytywania się”.

Ochrona praw autorskich – niby pliki kupowane przez sklep eClicto są zabezpieczone w technologii DRM. Z drugiej strony mój czytnik po podłączeniu do innego komputera zachowuje się jak zewnętrzny dysk z którego mogę przegrywać PDFy, pliki w formacie ePub (i małe zaskoczenie – nie mogę wgrać niczego w formacie TXT!) czyli jest to zaproszenie do ściągania i wyświetlania ebooków leżących na serwerach warezowych…Trochę schizofreniczne podejście.

Ergonomia i funkcjonalność – mnie jako czytelnikowi eClicto zaspokoił całkowicie. Wybierałem książki, kupowałem je i czytałem. Co jednak jeśli takie urządzenie nie będzie tylko elektroniczną książką ale służyło np. nauce? To co wypunktowała moja żona jako naukowiec: eClicto brakuje możliwości robienia zakładek (całej strony czy danej części tekstu), sprawdzania słów (nie mówię o sprawdzaniu czegoś w wikipedii – prosty podstawowy słownik np. języka angielskiego byłby całkiem wystarczający) czy też (to znowu wymaga łączenia się z siecią) możliwości sprawdzania przypisów, autorów i podobnych tekstów.

Wybór książek – obecny jest zbyt mały żeby przyciągnąć sporą rzeszę czytelników. Oferta nie jest nastawiona ani na młodego czytelnika (lepsza reprezentacja książek np. SF czy fantasy) ani na żadnego w zasadzie – z obecnej oferty księgarni zainteresowało mnie (i byłbym w stanie zapłacić) może 5% pozycji. Bardzo mało.

W mojej ocenie podbić rynek zdoła taka firma, która będzie miała pełną ofertę gazet (choćby z promocjami od Tesco), tygodników (z programem telewizyjnym czy tzw „people” jak Gala czy Viva) czy miesięczników (Twój Styl, Pani itd.) i dotowała (podobnie jak operatorzy GSM) urządzenia tak aby płacić co miesiąc małą sumę a zarabiać na prowizjach za sprzedaż egzemplarzy.

Na zakończenie trzeba zauważyć, że eClicto jakby nie było jest pionierem a ci zawsze mają najgorzej (i dostają po dupie od rynku). Sam czytnik nawet w takiej postaci jak obecna w cenie 150-200 pln byłby świetnym gadżetem dla młodzieży uczącej się czy studentów. Przy cenie 899 złotych opłaca się kupić netbooka. Rewolucji związanej z nowymi sposobami czytania książek nie da się zatrzymać ale nie wydaje mi się, żeby eClicto stał na jej czele – raczej będzie lokalną ciekawostką.

Na pocieszenie należy dodać, że każdy producent takiego urządzenia bez silnego umocowania wśród polskich wydawnictw będzie w tej samej sytuacji jak Kolporter – samym czytaniem książek (w Polsce od wielu lat dramatycznie niski) nie zawojuje się rynku nawet jeśli to będzie Kindle czy Nook. Nie ma treści nie ma potrzeby korzystania z drogiego gadżetu.

Ocena końcowa: eClicto kup jeśli lubisz czytać książki w nowym formacie, jesteś gadżetomaniakiem, masz za dużo pieniędzy albo chcesz wiedzieć i korzystać z takich urządzeń już teraz (powód na pewno jakiś znajdziesz). Jeśli stać Cię na czytnik książęk za 899 złotych to zapewne masz już MacBooka, iPoda, iPhone’a i strasznie nie możesz się doczekać aż przyjdzie przed Świętami paczka z Kindle z Amazona :)

PS. Za możliwość testowania dziękuję Grupie Kapitałowej Kolporter SA reprezentowanej przez Rzecznika Prasowego Macieja Topolskiego.

PPS. Zapraszam do zapoznania się z testami czytników eClicto, Kindle i iRiver na fajnym blogu BookHunters (prowadzonym przez dziewczyny!:) dokonanych i opisanych przez kilku innych blogerów. Warto mieć lepszy obraz niż tylko informację ode mnie :)

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon