2+1

Artur Kurasiński
26 kwietnia 2010
Ten artykuł przeczytasz w 4 minut

jarosław kaczyński pis

Jarosław Kaczyński jest oficjalnym kandydatem PiS na urząd prezydenta RP. Powoli kończy się jednania wśród posłów, milkną deklaracje o wzajemnym szacunku do politycznych przeciwników, szukania tego co łączy, dawania wyrazów sympatii. Od dziś życie polityczne i medialne zostanie poddany rygorom kampanii politycznej w której zwycięzca wyłoniony zostanie z duetu kandydatów PO i PiS…

Kampania wyborcza skrócona do dwóch miesięcy. Bronisław Komorowski i rząd Donalda Tuska „spalają się” się w przejmowaniu władzy urzędu prezydenta. W takiej sytuacji każde potknięcie związane na przykład z wynikami śledztwa nad katastrofą rządowego samolotu, niejasności w obejmowaniu stanowisk „prezydenckich”, pośpiech w podpisywaniu ustaw na które zmarły tragicznie Prezydent nie chciał się zgodzić – to wszystko będzie działało na szkodę PO.

Dwa tygodnie temu plany Donalda Tuska i jego doradców były nie zagrożone. Medialnie dobrze wykorzystane wydarzenie jakim była debaty związana z kandydatami na kandydata na prezydenta. Dobre notowania w zasadzie każdego wystawionego kandydata przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Brak realnego zagrożenia ze strony innych partii. To wszystko wskazywało z żelazną logiką na pewne zwycięstwo PO w boju o urząd Prezydenta.

Obecnie PO ma więcej problemów na głowie niż to sobie wyobrażali przywódcy tej partii w najgorszych koszmarach. Zamiast bić się z przeciwnikiem z krwi i kości partia Tuska będzie musiała podczas kampanii bić się z pewnym wyobrażeniem, bytem, symbolem trudnym do przygwożdżenia celną ripostą w czasie telewizyjnej debaty. PO w czasie kampanii walczyć będzie dosłownie z duchem. I będzie to walka bardzo trudna z wielu powodów.

Każda krytyka kandydata z ramienia PiS będzie krytyka zmarłego Prezydenta. Każda próba wytykania historycznych błędów będzie odbierane jako atak na „legendę” i spuściznę Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z drugiej strony PiS będzie w swojej krótkiej (więc tym bardziej intensywnej) kampanii przypominał dokonania, dorobek i na pewno tragiczny koniec prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Nie będzie ucieczki od konfrontacji „my, prawdziwa Polska, która umarła w Katyniu” kontra „liberałowi, sprzedawczyki, plujący na majestat Prezydenta”.

Politycy PO twierdzą, że poziom kampanii zależeć będzie od PiS. Mają rację. Ton kampanii nadawać będzie PiS. Partia prezesa Kaczyńskiego bowiem będzie starała się przedłużyć i wykorzystać do maksimum współczucie społeczne i emocje, które narosły wokół tragedii pod Smoleńskiem do zbicia kapitały politycznego. PiS nie będzie musiał się wysilać i tworzyć wysublimowany program wyborczy. Wystarczę te same klisze i duchy przeszłości – Okrągły stół, Magdalenka, Powstanie Warszawskie, dwa lata rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrony podlane sosem męczeńskiej śmierci i tragedii. Media lubią emocje. Media żywią się emocjami.

PO będzie miało bardzo duży problem aby nawiązać równorzędną walkę. Bo co mogą wykorzystać w swojej kampanii? Jak zbijać argumenty przeciwnika? Co znaczą Orliki wobec 96 ofiar katastrofy lotniczej? Autostrady i stadiony wobec „politycznego testamentu Lecha Kaczyńskiego” jakim jest zbliżenie Polski i Rosji? Jak obronić „zieloną wyspę” na gospodarczej mapie świata wobec autorytetu i czaru Pierwszej Damy? Jakimi autorytetami może pochwalić się Bronisław Komorowski wobec postaci Micheiła Saakaszwilego pędzący przez pół świata aby pożegnać swojego przyjaciela?

Nie zapominajmy też o co walczy Jarosław Kaczyński. W razie przegranej w boju o Belweder szans na wygrane w wyborach parlamentarnych PiS znacznie zmaleją. Jarosław Kaczyński musi zatem albo sam wystartować (licząc się z tym, że porażka może stworzyć dogodną sytuację dla jego krytyków i przeciwników wewnątrz partii) albo zaproponować osobę co do której ma zaufanie. Takiej osoby w zasadzie w PiS nie ma.

Urząd prezydenta w rękach PO bardzo osłabi pozycję PiS. Rząd i prezydent zaczną działać ręka w rękę. Ruszy lawina ustaw trzymanych w prezydenckiej szufladzie. Marszałek Sejmu będzie współpracował z Prezydentem. Większość w Sejmie pozwoli na sprawne i szybkie głosowania. Nie będzie tarć, waśni, kłótni w Sejmie i tym samym PiS zostanie medialnie zmarginalizowany. Nie będzie zapraszany do mediów, spadną notowania polityków PiS.

Dla Jarosław Kaczyńskiego porażka w tych wyborach może być początkiem końca jego przywództwa w partii. Brak sukcesu, brak realnego wpływu na polską politykę, brak zaufanych ludzi w instytucjach i na posadach „prezydenckich” zdynamizuje konflikt z Zbigniewem Ziobrą. Prezes Kaczyński nie ma nikogo wokół siebie kto byłby jego bliskim zaufanym na miarę zmarłego brata. To wszystko sprawia, że prezes może chcieć rzucić na szalę wszystko czym dysponuje i do czego odwoływał się on i jego brat. Ten polityczny sztafaż jest duży i znany od dawna.

Patrząc na to jakie demony napędzały partię Prawa i Sprawiedliwości, do jakich uczuć, wizji i namiętności się odwoływali politycy tej formacji trudno sobie wyobrazić aby porzucili nagle cały balast historii swojego ugrupowania. Taki PiS (europejski, poważny, stabilny, pro rynkowy itd) stałby się po prostu cieniem PO i jako taki szybko dałby się wchłonąć partii Donalda Tuska. PiS i prezes Kaczyński nie mają więc wyboru – jedyną drogą do ponownego pojawienia się w Pałacu Prezydenckim jest uzewnętrznianie tych cech, które obie partie dzielą. To jedyna droga i metoda aby w dwa miesiące zbudować wartościową (czytaj: dającą wyniki przekładające się na poparcie społeczne) strategię kampanii wyborczej.

Katastrofa samolotu rządowego pod Smoleńskiem jakby obrazoburczo, paradoksalnie i smutnie by to nie brzmiało dała olbrzymią szansę PiSowi i Jarosławowi Kaczyńskiemu na wygraną. Dwa tygodnie temu wszystkie media i rankingi nie dawały szans Lechowi Kaczyńskiemu. Teraz mając za sobą 14 dni medialnej żałoby skoncentrowanej jednej partii, rodzinie i głowie państwa spin doktorzy PiS nie mogę nie wziąć takiego prezentu, który im wpadł w ręce. Takiej szansy nikt przy zdrowych zmysłach nie odrzuci.

Jarosław Kaczyński nie za bardzo ma pole manewru – prawie na pewno więc odpowiednio ukształtuje w polityczny przekaz i przekształci na paliwo wyborcze te emocje i wydarzenia jakimi byliśmy świadkami w czasie dwóch tygodni żałoby. Prezes PiS odgrzeje, zradykalizuje, sięgnie do arsenały największych symboli narodowych wraz z postacią swojego brata włącznie (Wawel, Rosja, IV RP) i odpali tę bombę nawet za cenę wykopania jeszcze głębszego rowu w życiu politycznym i społecznym w Polsce. Nie ma nic do stracenia a bardzo wiele do zyskania. Pokusa jest ogromna. „Po mnie choćby potop” – kusi bardzo.

Efektem może być spór i podziały jeszcze gorsze niż te powstałe w 2005 roku. Już teraz na prawicowych forach i w mediach pojawiają się głosy sugerujące spiskową rolę rządu Donalda w katastrofie prezydenckiego Tupolewa. Zaraz potem pojawiają się sugestie dotyczące udziału w wydarzeniach KGB, Putina, europejskich i światowych masonów i Żydów. Każda próba wyjaśnienia przyczyn katastrofy przyniesie więcej nowych pytań i dociekliwych głosów.

Jerzy Giedroyc miał ponoć mawiać, że Polską rządzą trumny Dmowskiego i Piłsudskiego. Teraz możemy śmiało dodać kolejną – trumnę Lecha Kaczyńskiego. To trumna nowoczesna, poręczna i posiadająca destruktywną moc wobec przeciwników politycznych. Biada tym, którzy zechcą z nią walczyć.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon