Nie zdobywa się kasy bez robienia sobie wrogów

Artur Kurasiński
21 września 2010
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

Za chwile (kiedy w Polsce?) na ekrany kin w US wejdzie fabularyzowana historia Marka Zuckerberga i jego (hmm ok, nie jego) pomysłu na serwis społecznościowy (tak, chodzi o Facebooka). Z filmu dowiemy sie, że M.Z. to niezbyt świetlana postać delikatnie mówiąc robiąca interesy w dziwnym stylu ale za to z sukcesem…

Nie wiem czy historia Facebooka jest typowa dla branży internetowej za oceanem. Niemniej można znaleźć wiele punktów wspólnych z tym jak się prowadzi „byznesy” w różnych częściach świata. W tym i w Polsce..

Nie wiem ile osób dziś pamięta jak rozchodziły się drogi twórców Wirtualnej Polski Leszka Bogdanowicza, Marka Borzestowskiego, Jacka Kawalca i Macieja Grabskiego. A to przecież był pierwsze lata komercyjnego Internetu w Polsce. I pierwsze naprawdę duże kwoty rozpalające wyobraźnie naszych rodzimych mediów. Wyliczane skrupulatnie miliony zysków za wirtualne konta, okładki branżowych pism i tak dalej – mieliśmy posmak blichtru, wielkich pieniędzy i „młodych” je robiących..

Na pewno sprawę walki o kontrolę nad WP pamięta zarząd TP SA, którego rozwiązanie konfliktu w 2005 roku kosztowało ponad 200 mln złotych.

Ile osób przypomina dziś sobie jakiego typu konflikty i sprawy sądowe legły u podstaw dziś ogromnego portalu jakim stało się Allegro (Arjanowi Bakkerowi groził w pewnym momencie wyrok 10 lat pozbawienia wolności). QXL Ricardo na pewno nie wspomina „polskiego epizodu” dobrze – Arjan Bakker wręcz przeciwnie.

Leszek Bogdanowicz (tak, ten sam od WP) oraz Rafał Plutecki próbowali powtórzyć sukces WP i Onetu tworząc kolejny portal (Arena.pl – reklamowany przez Kayah) i prawie udało mu się wejść z nim na giełdę. Prawie bowiem kilka dni przed debiutem Prezes Tel-Energo (firmy z którą Arena tworzyła projekt E-connections) wypuścił do mediów oświadczenie w którym stwierdzał, że nie widzi możliwości dalszej współpracy. W efekcie Arena na parkiet nie weszła a cała spółka niedługo potem ogłosiła upadłość.

Kolejnym portalem „z historią” jest Ahoj (w którym miałem okazję osobiście maczać palce). Portal znany był z tego, że tworzyło go dwóch Amerykanów i Polak dysponujący sumą około 20 mln dolarów (taki plotki chodzą do dziś), szefem PR lub też nawet rzecznikiem był Tomasz Raczek a firma przepalała gotówkę w tempie ekspersowym (praocowników Ahoj w szczytowym momencie było około 80-100 osób).

Firma chętnie się reklamowała ale mniej chętniej płaciła co skończyło się ogromnymi długami i wizytami wierzycieli. Firma giełdowa Chemiskór (zmieniając nazwę na 4media) próbując zaczarować rynek i wejść w „nową gospodarkę” kupiła The MotherShip Poland (właściciela Ahoj.pl) i zapowiadała dumnie, że będzie inwestowała w Internet. Producent cholewek nie dał jednak rady i finałowo zamknął cały portal sam ogłaszając upadłość (do dziś ciągną się sprawy karne poszczególnych osób zamieszanych w ten proces – w sprawę zamieszany był Prokom, co najmniej jeden polityk i kilku szefów spółek giełdowych).

Piotr Wilam i Intel Capital pewnie woleliby nie pamiętać o swojej inwestycji w Grono.net. To co działo się w spółce można było śledzić na forach dyskusyjnych poświęconych a to tuningowi samochodów (ciekawe hobby zarządu spółki, która co rusz ogłaszała upadłość) a to na serwisach prawniczych.

Dość powiedzieć, że założyciele Grono.net bardzo rozmijali się w faktach dotyczących wkładu w powstanie serwisu a potem nie bardzo chcieli dzielić władzą (i kasą) z inwestorami.

Najnowszy przykład (na o wiele mniejszą skalę) – sprawa „inwestycji” pewnego „funduszu” w serwis Hatak.pl. Jak zwykle wygrał prawnik i „przebiegły” biznesman mówiąc o sobie, że „jeśli chodzi o polski świat biznesu, to jestem VIP-em”.

Jeśli wierzyć Davidowi Fincherowi, reżyserowi „The Social Network” Facebook został stworzony przez Zuckerberga, który strasznie chciał zaimponować otoczeniu, zwrócić na siebie uwagę dziewczyn i dostać się w kręgi uczelnianych klubów w których bawiła się śmietanka (nie zawsze intelektualna) Harvardu.

Pieniądze raczej nie były na pierwszym miejscu – trudno było sobie wyobrazić wtedy jak można zarabiać na umieszczaniu w Internecie zdjęć studentów. Wtedy.

W przypadku naszych rodzimych historii kasa była zawsze na pierwszym miejscu. Ciekaw jestem jaki tytuł byłby odpowiedni dla filmu opowiadającego o polskich bohaterach „bańki 1.0”? Jakieś propozycje?

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon