Facebook to tylko serwis ze zdjęciami

Artur Kurasiński
4 października 2010
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

Uwielbiam przypuszczenia, snucie domysłów, wyciąganie danych na podstawie bardzo ogólnych tendencji – jednym słowem prognozowanie, podawanie ogromnych przybliżeń i sypanie miliardami dolarów z rękawa. Cóż – żyjemy w bardzo ciekawych czasach, branża nowych technologii rozwija się i staje częścią „normalnego” życia i trzeba to całe zamieszanie jakoś racjonalizować…

Wbijmy zatem zęby w mięso treści i smakujmy estymacje. Za pięć lat Facebook ma generować prawie 40 miliardów $ obrotu rocznie. To więcej niż Google będzie miał w 2010 (około 28 mld $). Takie są przewidywania Adama Rifkina, który wylicza dokładnie (według niego oczywiście) skąd się takie kwoty wezmą. Otóż Facebook zacznie zarabiać w czasie pięciu lat nie tylko na reklamach ale również na: reklamie (10 mld$ ) + gry (3 mld$) + akcjach i reklamie związanej z usługami Places & Pages (10 mld$) + wirtualna waluta + deal z PayPalem (12 mld$) + zdjęcia (1 mld$) + konta pocztowe (1 mld$)..

Rifkin celnie zauważa, że skoro FB wie o nas bardzo dużo to model Groupona czyli serwisów typu „collective buyings” można bardzo łatwo powtórzyć na o wiele większą skalę bez wypuszczania użytkowników poza „walled garden” jakim jest serwis Zuckerberga. Mając usługę geolokalizacji (Places) i mnóstwo użytkowników takie akcje można robić na o wiele większą skalę.

Bardzo ciekawą rzeczą jest fakt, że skala FB daje mu możliwość wkroczenia i przejmowania usług do tej pory nie kojarzonych z podstawową działalnością FB. Przyjrzyjmy się jak konsumujemy potencjał FB. Na przykład zamieszczany w nim zdjęcia. Duuużo zdjęć.

Czy FB ma szansę przegonić Flickr i inne serwisy pod kątem ilości użytkowników? Co za problem pewnego dnia poinformować, że „..dzięki FB możesz teraz przechowywać swoje zdjęcia w wyższej jakośći za dodatkową opłatą 10 $ za rok”? Facebook w ogóle nie musi się z nikim ścigać. Wprowadza usługę X i jest jej największym na świecie dostawcą…

Polecam uwadze kolegów temat „Facebook + e-commerce”. Do tej pory o e-handlu na FB mówiło się jako o usłudze do zakładania sklepów (albo co lepsze: możliwość zareklamowania własnego produktu i skierowanie ruchu poza FB) Tymczasem dzięki współpracy z Amazonem jest na dobrej drodze do przejechania się walcem po całej konkurencji z Google włącznie (Google Checkout nadal nie może nabrać wiatru w żagle).

Możliwość sprzedaży, magazyny, algorytmy + ocena informacji o tym czego szukają użytkownicy FB w jakim kontekście – targetowanie behawioralne nie jest nawet w połowie tak dobre jak baza danych Facebooka na temat jego użytkowników…

To co będzie decydowało wzroście wartości firmy Zuckerberga w porównaniu do Google to możliwość rozwoju. Jak pisałem już tutaj Google stracił impet, nawet nie wyhamował ale wyraźnie zaciął się na trzecim biegu.

Firma jest obrzydliwie bogata ale nie rozwija się i nie widać pomysłów, które by ją w stronę tego rozwoju pchnęły. Przekonuje mnie fakt, że Facebook niczego nie udaje – jest serwisem społecznościowym w którego „dna” jest nawiązywanie kontaktów, dzielenie się informacjami, wymiana danych między użytkownikami i kontakty ludzi.

Nie jest to sklep, który chce stać się serwisem społecznościowym (Ping) albo nie jest to wyszukiwarka, której twórcy chcą stworzyć serwis / usługę bazującą na społecznościach (Wave, Buzz). Nie jest to też producent oprogramowania, który chce stworzyć wyszukiwarkę (Bing), własny model odtwarzacza mp3 (Zune) oraz telefon, system operacyjny itd. itp.

Facebook jest Facebookiem – logujesz się i już. Może coś kupisz, może czegoś posłuchasz, może wymienisz link do durnego filmu, który okaże się być kampanią viralową jakiegoś produktu – wszystko zrobisz to ze świadomością, że jest miło i przyjemnie a wokół są sami Twoi znajomi.

Na koniec tytułem kopania leżącego dwa artykułu dlaczego Google’owi nie wychodzi nic co ma coś wspólnego ze społecznościami oraz dlaczego Google się bawi w robienie biznesów kiedy Facebook zarabia.

„Google designing social apps is like Microsoft designing iPod packaging.” – coś w tym jest nawet jeśli jest to wredne porównanie. Chociaż są tacy, którzy uważają, że „Facebook is a photo-sharing site, really. Maybe with some chat attached to it. I don’t think the open graph is important. Everybody’s got a social graph. Every large-scale web app has a social graph. I don’t think Facebook’s social graph is anything to be scared of.„. Co prawda taka osobą jest inwestor w Twittera i Foursqaure więc łatwo zrozumieć jego uczucia jakie żywi wobec Facebooka.

A tak tytułem podsumowania: z utęsknieniem czekam co wyniknie z zamieszania wokół Diaspory i Quory. Nic tak dobrze nie robi rynkowi jak zdrowa rywalizacja.

Pamiętajcie, że 6 lat temu Google też był uważany za Elvisa Presleya światowego Internetu. Dziś podobnie jak Król powoli obrasta sadełkiem i próbuje wrócić do swojej lepszej formy. Nie traćmy nadziei – teraz gdzieś, ktoś właśnie siedzi w garażu rodziców albo w pokoju akademika i tłucze zabójcę Facebooka.

Tylko jeszcze o tym nie wie.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon