Dziękujemy za palenie. A teraz won.

Artur Kurasiński
16 listopada 2010
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut


15 listopada w Polsce skończyła się demokracja. 15 listopada w Polsce znowu można będzie odetchnąć powietrzem wolnym od tytoniowego dymu. Dwie strony barykady, dwa zupełnie inne pakiety argumentów, odwołań, dowodów i prób pokazania kto ma rację. Ja mogę sobie pozwolić na stronniczość i bezczelność stwierdzając, że obrońcom „praw palaczy” tytoń zniszczył zwoje mózgowe. I to dawno…

Nie wiem jak będzie egzekwowany nowy przepis, nie wiem co spowoduje w sferze handlowej (czy knajpy dostaną po kieszeni) nie wiem czy Sejmu przegłosował ustawę pod wpływem zimnej kalkulacji czy „zbiorowego obłędu lobby nie palących”. Mam to gdzieś. Od wczoraj mogę wejść do dowolnej knajpy i cieszyć się prawie czystym powietrzem. Prawie bo przez x lat kiedy w danym miejscu palono zapach oraz substancje czynne tak po prostu z dnia na dzień sobie nie przestaną istnieć.

Jacek Żakowski publicysta utożsamiany z lewą stroną myśli politycznej w wywiadzie dla Gazety Wyborczej opisuje siebie jako „murzyna” czyli obywatela gorszego gatunku, którego państwo swą ostrą ręką każe za jego niezbyt popularne nawyki. Rany boskie. Spodziewałem się podobnego bełkotu z kręgu osób dotkniętych „święta chorobą smoleńską” ale nie od osoby, której felietony były na jakimś poziomie (chociaż mam wrażenie, że czytając teksty Żakowskiego w „Polityce” czytam o tym samym. Podobnie jak felietony Paradowskiej).

Z tego co mi wiadomo tytoń jest substancją uzależniającą. Jeśli wierzyć doniesieniom angielskich lekarzy (The Academy of Medical Sciences), którzy opublikowali w „The Lancet” (raczej poważna periodyk) artykuł w którym wnosili o zmianę klasyfikacji używek (lub też narkotyków jak kto woli). Wyszło bowiem, że tytoń ma bardziej niszczący wpływ na organizm ludzki niż zażywanie LSD czy konopi. Rozumiem, że to może być argument ( dla zwolenników palenia), że być może angielscy lekarze są ofiarami „poprawności politycznej” i ich rewelacje są produkowane przez wgląd na „faszystowski reżim nie palących”.

Z tego co przeczytałem również Pani Magda Papuzińska koleżanka redaktora Żakowskiego z „Polityki” nie pozostawia suchej nitki na decyzji Sejmu:

„Argument, że społeczeństwo będzie płaciło za naprawę mojego zdrowia uszkodzonego paleniem, jest nieprawdziwy, bo płacąc podatki zawarte w cenie papierosów z całą pewnością pokryłam już koszty tego ewentualnego leczenia. Zresztą, jak zapewniają ogłoszenia na paczkach z tytoniem, będę żyła krócej.”

Ciekawi mnie bardzo czy Pan Żakowski i Pani Papuzińska włączą się tym samym w lobbing na rzecz tych pacjentów, którzy poprzez swoje rzadki lub terminalne stadia choroby są przez NFZ traktowani jako zło konieczne. Bo skoro palą (a coś mi się wydaję, że duet Papuzińska i Żakowski ćmi na potęgę) to mają świadomość, że w przypadku stwierdzenia u nich np. raka przełyku kasa z akcyzy za paczkę fajek nie obejmie całościowego leczenie ich organizmów.

Nie obejmie bo nie może – kilogram tytoniu kosztuje około 260 złotych, z czego większość ceny stanowią podatki: akcyzowy (95 zł za każdy kilogram plus 31,41 proc. maksymalnej ceny detalicznej) oraz VAT. Podatek akcyzowy i VAT w zdecydowanej większości idą na spłaty zadłużenia skarbu Państwa a nie są kierowane do Ministerstwa Zdrowia (aby tworzyć dodatkowe rezerwy dla NFZ na choroby związane z paleniem).

Paradoksalnie więc naszemu rządowi opłaca się nie tworzyć nowych przeszkód w reklamie czy sprzedaży papierosów – podatek akcyzowy ze sprzedaży tytoniu jest obok alkoholowego jednym z bardziej pewnych źródeł wpływów do budżetu państwa (pomimo akcji promocyjnych i kasy z UE na przeciwdziałania w Polsce nadal pali około 30% rodaków).

Argumenty o „zamachu na wolność”, „psucie demokracji”, „tworzenie gett dla palaczy” itd. traktuję jako mniej lub bardziej wytwory chorych i zasnutych dymem umysłów. Palić można nadal na ulicy (nie pod wiatą gdzie znajdują schronienie inne osoby), w samochodzie (byle nie służbowym – bo palenie pozostawia raz zapach dwa substancje unoszące się w powietrzu) czy w swoim domu. Nie można palić w tzw. miejscach publicznych (urzędach, pubach, dyskotekach). Nie rozumiem zatem.

Trend światowy (tak, ten ohydny wytwór politycznej poprawności) jest taki, że kolejne państwa zabraniają palenia tytoniu w sferze publicznej. Dla przeciwników takiego podejścia jest argument, że wyklucza się ich osoby z życia społecznego. Drodzy palacze – może w końcu sobie to uświadomcie, że Wasz nałóg nie jest elemenetem naturalnym. Adam nie jarał w Raju (to argument dla chrześcijan), pierwsze człekokształtne nie ganiały się po dżungli z petami w łapach (to argument dla ewolucjonistów).

Wasze palenie jest wynikiem uzależnienia się. Takiego samego jak uzależnienie od narkotyków, hazardu czy alkoholu. Powinno się Was zamykać, leczyć lub też izolować od ludzi, którzy są zdrowi i nie życzą sobie kontaktu z Waszym nałogiem. To, że chodzicie po ulicach jako normalni obywatele (podobnie jak w przypadku spożywania alkoholu) jest wynikiem tego, że Wasz nałóg jest powszechny i traktowany jako „normalny”.

Jeśli słowo tytoń zastąpimy na przykład inną używką (trawa, konopie itd) nagle okazuje się, że poparcie spada, nikt nie krzyczy, że jego prawa są łamane bo pojawia się policjant i wsadza nas do pierdla „posiadanie”. Czyli jedne używki są be drugie cacy pomimo, że te dopuszczone przez prawo (jak pokazują badania naukowców) szkodzą bardziej i powodują większy (negatywny) wpływ na osoby je zażywające.

Innymi słowy – worki na głowę, kabiny szczelnie zamykane, samochody z klimatyzacją i część. Trujcie sie dalej, narkotyzujcie do woli. Wybierzcie swój rodzaj odejścia z tego świata ku uciesze koncernów tytoniowych oraz Ministerstwa Finansów. Tylko nie mieszajcie do tego demokracji, praw człowieka, wolności bo szafujecie hasłami, które są populistyczne i śmieszne.

Na koniec polecam lekturę (ostrzegam: to mało czytelny tekst) tego dokumentu omawiającego (ze strony medycznej)skutki wprowadzenia zakazu palenia w kilku amerykańskich miastach. Natomiast szokujące są dane związne z Polską (z 2008 roku):

„Palenie tytoniu jest najważniejszą przyczyną zgonów wśród mężczyzn i jedną z czterech najważniejszych wśród kobiet [1]. Nałóg ten wciąż jest dużym problemem społecznym w Polsce, mimo że w ciągu ostatnich 25 lat odnotowano znaczne zmniejszenie liczby osób palących, zwłaszcza mężczyzn. Obecnie w Polsce pali ok. 37% mężczyzn i 23% kobiet [2]. Szkody zdrowotne będące następstwem palenia papierosów są wielonarządowe, ale największe znaczenie mają choroby układu sercowo-naczyniowego, schorzenia nowotworowe oraz przewlekła obturacyjna choroba płuc.

Palenie zwiększa umieralność ogólną, a także ryzyko zgonu z powodu choroby niedokrwiennej serca, udaru mózgu, tętniaka aorty i niektórych nowotworów. Palenie tytoniu przyspiesza rozwój miażdżycy w naczyniach wieńcowych. Wykazano, że ryzyko wystąpienia zawału serca przy paleniu do 5 papierosów dziennie zwiększa się o 50%, a przy wypalaniu 20 sztuk wzrasta 4-krotnie [3]. Podobnie rośnie ryzyko wystąpienia udaru mózgu i nowotworów. Zagrożony jest również ten, kto pali tylko okazjonalnie, gdyż każdy wypalony papieros zwiększa ryzyko chorób odtytoniowych [4, 5].

Oszacowano, że co drugi palacz umiera z powodu chorób odtytoniowych [6]. Ocenia się, iż palenie tytoniu jest w Polsce przyczyną 2-krotnie większej liczby zgonów z powodu chorób układu krążenia niż w krajach Europy Zachodniej. Zachorowalność na raka płuca w Polsce należy do najwyższych w Europie, co wiąże się przede wszystkim z dużym rozpowszechnieniem zarówno czynnego, jak i biernego palenia papierosów. Już kilkanaście lat temu udowodniono, że bierne palenie, czyli długotwałe narażenie na dym tytoniowy w miejscu pracy i/lub zamieszkania, wiąże się z istotnym wzrostem ryzyka sercowo-naczyniowego.

Na przykład względne ryzyko zgonu z powodu choroby niedokrwiennej serca biernego palacza wynosi 1,2–1,7 w porównaniu z osobami nienarażonymi na dym tytoniowy [5, 7, 8]. Podobnie rośnie ryzyko wystąpienia zawału mięśnia sercowego [9]. Chociaż dym wdychany przez biernych palaczy różni się składem od głównego strumienia dymu tytoniowego, skutki biernego palenia są podobne do powikłań spowodowanych paleniem czynnym [7]. Ze społecznego punktu widzenia palenie bierne jest podobnie szkodliwe jak palenie aktywne.

Podstawą skutecznego leczenia nikotynizmu w gabinetach lekarskich jest edukacja pacjenta oraz leczenie wspomagające, przede wszystkim farmakologiczne. Należy jednak pamiętać, że osiągnięcie sukcesu na poziomie populacyjnym wymaga szerokiej edukacji całego społeczeństwa i jego przedstawicieli w organach ustawodawczych [10]. Duże znaczenie ma również edukacja środowisk opiniotwórczych [11].”

Gdybym był na poziomie artykułów Jacka Żakowskiego napisałbym coś w duchu niedawnych publicznych deklaracji: „nie zabijajcie nas! chcemy tworzyć dla polski!”. Myślę jednak, że to jest tak samo głupi argument jak próba bronienia palenia i palaczy.

Tego się nie da obronić.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon