Sprzedajemy (się).pl

Artur Kurasiński
22 marca 2011
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Sprzedajemy.pl zapowiadano jako rewolucję, zmianę prawideł rynkowych, projekt, którego bać się będzie Allegro. Po konferencji na której zaprezentowano serwis pojawia się więcej pytań związanych z trzeźwą oceną polskiego rynku przez twórców Sprzedajemy.pl…

Na początku małe wyjaśnienie – niektórzy odbierają moje komentarze związane ze Sprzedajemy.pl jako FUD, doszukują się hejterstwa i siania popeliny. Uwierzcie mi, że nie to jest moim celem. Chciałbym jednak po konferencji móc śmiało powiedzieć „Kurcze, ale pomysł! Świetne wykonanie!„.

Niestety nie mogę – moje oczekiwania windowane były poprzez dochodzące do mnie informacje o „allegro killerze” i portalu, który „zmieni polski e-commerce prom dresss site„.

Jeśli zaczyna się z „wysokiego C” to trzeba przyjąć do wiadomości, że porównania też będą odnosiły się do największych graczy na polskim rynku. Czy Sprzedajemy.pl ma potencjał? Tak. Czy stanie się graczem pierwszoligowym? Hmm. To zależy ile pieniędzy na marketing mają właściciele. Podoba mi się to, że jednym z twórców Sprzedajemy.pl jest Tomek Moroz, który zrobił Travelplanet.

Podoba mi się to ponieważ znając kulisy współpracy Travelplanet z ich inwestorem (MCI) wiem, że zmiana modeli biznesowych była jedyną stałą w tamtym biznesie. Doświadczenia takiego ciągłego „pivotowania” mogą być bezcenne dla Sprzedajemy.pl, który mierzy bardzo wysoko.

Po pierwsze chciałbym pogratulować frywolnego sposobu prowadzenia konferencji. Widziałem po raz pierwszy biznesową konferencja prowadzona w stylu stand-up comedy. W pewny momencie konferencji padło stwierdzenie „Daniel ma wrodzoną niechęć do kobiet wiec woli żebym ja mówił” oraz „Słyszalem, że w Polsce często oszukujcie przy sprzedaży i naciągacie dane dotyczące przebiegu samochodów”. Co do pierwszego cytatu – nie moja sprawa jaką orientację seksualną ma członek zarządu.

Chciałbym jednak aby takie rewelacje padały już po ujawnieniu bardziej interesujących mnie faktów z życia firmy. Co do drugiego stwierdzenia: słyszałem, że podobno Szwedzi są rasistami oraz neo-nazistami a w swoich piwnicach trzymają ofiary. Czytałem u poczytnego szwedzkiego autora.

Po drugie chyba jednak wystąpienia nie były przygotowywane wcześniej – opowieści (dość obfitujące w szczegóły) o Azji, narzeczonych, spotkaniach z drinkami w ręku na wysokich piętrach hoteli (uwiecznione na fotkach), przygodach dwóch przystojnych Szwedów chyba nie powinny mieć miejsca na tak formalnym wydarzeniu. Może na after party z kieliszkiem czegoś mocniejszego.

Po trzecie i najważniejsze – obsuwa 30 minutowa nie jest profesjonalna. Nie znam szczegółów czemu tak się zadziało ale przy takich wydarzeniach wymagane jest aby ramy czasowe były przestrzegane przy biznesowych spotkaniach. Nawet jeśli spóźniają się uczestnicy gospodarze powinni jakoś wypełnić czas tym, którzy przybyli wcześniej.


„Na Allegro sprzedają firmy a nie osoby prywatne”
– to bardzo długo wałkowałem w komentarzach na Facebooku. Według mnie to jest nadużycie mające na celu uwiarygodnienie tezy, że Allegro to miejsce dla firm a Sprzedajemy to będzie przystań dla Pani Halinki co pozbywa się obrusa i żelazka. Proszę spojrzeć na raport IDG i zawarte w nim dane: większość polskich sklepów oparta jest na modelu jednoosobowej działalności gospodarczej (DG).

Czy Kowalski z DG różni się od Kowalskiego bez DG? Tak – ten pierwszy płaci ZUS i jest VATowcem (jeśli wybierze). Czy różnią się pod kątem wielkości sklepu, magazynu, możliwości marketingowych? Nie. Obaj mają prawie tyle samo środków finansowych – tylko ten pierwszy wpada do szuflady „firma”.

„Mamy dane z których wynika, że średnio każdy Polak ma w domu 3 tys. złotych „zamrożone” w przedmiotach, które może chcieć sprzedać”
– bardzo odważne stwierdzenie. Z tą statystyką to naprawdę trzeba uważać bo czasami można zostać zabitym śmiechem. Nawet jeśli za badaniami stoi tak szacowna instytucja jak Homo Homini.

„Polacy chcą sprzedawać swoje rzeczy” – tak jest. Deklarują chęć sprzedaży. Początkującemu socjologowi wbija się do głowy aby rozróżniał deklaratywność od faktów. Ci którzy chcą to robić dawno są na Allegro bo tam jest ruch.

„Ludzie powinni kupować od ludzi swoje rzeczy” – to mogę tylko zweryfikować na swoim przykładzie. Stosunek kupowanych rzeczy (za pomocą platform aukcyjnych / e-commerce) używanych do nowych ma się u mnie jak 20%-80%. Czyli w moim wypadku potrzebowałbym bardziej aby moim znajomi sprzedawali za pomocą swoich profili na Facebooku: pieluchy, tusz do drukarki, opony, leki…

„Kup od swojego znajomego z Facebooka. Będzie na pewno bezpieczniej bo przecież to Twój znajomy i nie będzie chciał stracić wiarygodności” – przypadek numer jeden: mam 20 znajomych i żaden nie sprzedaje. Przypadek drugi: mam tysiąc znajomych. Naprawdę znam każdego z nich, utrzymują bliską relację (na tyle bliską aby bez wahania kupić używany samochód)? Liczba Dunbara przeczy temu założeniu.

Drugi aspekt sprzedaży w modelu „przyjaciel do przyjaciela” – Sprzedajemy.pl w tym momencie umywa ręce w przypadku frauda czy też oszustwa. Na Allegro istnieje (podobno strasznie mała i cholernie ciężka do egzekucji) możliwość zatrudnienia samego portalu i policji do ścigania przestępstwa. Na pewno jednak jest to jasno sprecyzowane i portal bierze pod ochroną kupującego. W przypadku modelu Sprzedajemy.pl rozumiem, że tym co mnie powinno przekonać jest poziom znajomości na Facebooku?

„U nas będzie można znaleźć produkt szukając go u sprzedawców z Twojej okolicy” – fajnie. Tylko czy to jest podstawowe kryterium szukania przedmiotów? Wydaje mi się (na co narzekają wszyscy, którzy bawią się w e-commerce), że Polak najpierw szuka oferty z najniższą ceną. Oczywiście jeśli mówimy o ładowarce do telefonu to być może prościej będzie nam po nią udać się osobiście. W innym wypadku zdecyduje cena.

„Brak opłat i prowizji” – to jest element, który mnie bardzo dziwi. Myślałem, że AD 2011 twórcy nowych projektów e-commerce już nauczyli się, że trzeba przyzwyczajać klienta opłatami (nawet mikro). Inaczej możemy być zmuszani do tworzenia wartości dodanej (od czapy) jeśli pojawi się konkurencja bo z ceny zejść poniżej zera się nie da. O czym jeszcze to świadczy? Spółka nie będzie wykazywała przez długi okres zysków. Nie będzie można oceniać jej pod kątem zarabiania – domyślalam się, że miarą sukcesu zatem będzie liczba fanów na Facebooku oraz liczba ofert. Obie te rzeczy można pozyskać dość łatwo (ale kosztownie).

Fanpage Sprzedajemy zanotował 60 tys fanów (zerknę za jakiś czas do FanPageTrendera i popatrzę na aktywność tych fanów – zapewne podobną jak na wallu Paczkomatów czyli słabiutko). To i tak kiepsko pamiętając „rozdawanie kubków” oraz inne konkursy z nagrodami. Czy konwersja użytkowników z FB będzie na tyle istotna żeby tam budować masę krytyczna? Zobaczymy (chociaż jako wielki krytyk f-commerce kręce już dziś nosem).


„…Bo w Szwecji to działa i we Francji..”
– eBay też myślał, że skoro coś działa w US to musi w Europie Wschodniej. I Bebo. I AOL. I MSN…

Podsumowując – start portalu należy uznać za dobry. PR zrobił swoje, Facebook spuchł od fanów, jest dużo ofert. Model biznesowy niby jest znany i należy go tylko podrasować. Polski rynek e-commerce jest w fazie rozwoju i miejsca na nim wiele. Sprzedajemy.pl ma dobrych, sprawdzonych menadżerów. Czy oznacza to, że sukces jest mu pisany? Nie. Allegro dysponujące miażdżącą przewagą nad konkurencją nie da sobie harcować po rynku.

Mają Szerloka, mają dużo innych narzędzi, które mogą szybko przestawić na walkę ze Sprzedajemy. Mają też silna pozycją międzynarodową i globalnego właściciela…

Tutaj wrzucam link do prezentacji z konferencji

PS. Na koniec muszę się poskarżyć – dodałem swoją aukcję, która została usunięta (ponowiłem wystawienie z takim samym skutkiem). Nie wiem dlaczego – nie znalazłem nic w regulaminie…

A tutaj wypowiedź Tomasza Moroza dla IDG:

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon