Utarło się wychwalać „młodych, przedsiębiorczych i innowacyjnych” biznesmenów, którzy w wieku dwudziestu paru lat tworzą swoje imperia warte miliardy dolarów. Kiedy jednak tak naprawdę jest najlepszy okres do tego żeby snuć plany podboju wszechświata?
Historie jak to onegdaj Bill Gates, Steve Jobs (czy już „za naszych czasów” Larry Page i Sergey Brin mając mleko pod nosem podbijali świat ma na celu uwiarygodnienie, że tylko młodzi mogą robić tworzyć przełomowe firmy. Starzy menadżerowie mają służ jako tło, warstwę doradczą ewentualnie kogoś kto na początku wpakuje kasę i zakręci korbką.
Michael Arrington przekonuje, że przedsiębiorcy są jak zawodowi sportowcy „They peak at 25, by 30 they’re usually done”. Kilka miesięcy później Adeo Ressi dowodzi czegoś przeciwnego (posiłkując się całkiem obszernymi badaniami!) twierdząc, że „Age is only one factor among many to predict the success of entrepreneurs, and anybody at any age can break any molds put forward by “experts.”
Nie będę polemizował z liczbami i poglądami – na gruncie amerykańskim istnieje o wiele większa próbka, którą można badać i analizować. Tam kapitalizm rozwinął się dawno temu i w porównaniu do naszej młodej demokracji (i kapitalizmu nad Wisłą) ma status dinozaura – w końcu „amerykański sen” wziął się właśnie stąd, że emigranci postrzegali Amerykę jako „kraj możliwości”. Skupmy się na Polsce – tutaj też dzieją się ciekawe rzeczy.
Ze swojej perspektywy osoby, która w 2000 roku załapała się na „pierwszą bańkę”, widziała wzrost polskich portali, serwisów tematycznych i firm zarabiających na ekosystemie branży „nowych technologii” chciałbym podzielić się krztyną przemyśleń związanych z posiadaniem doświadczenia vs „jakoś to będzie” czy nabywaną przez lata wiedzą vs „mam wyczucie – zróbmy jak mówię”. Nie twierdzę, że to co napisałem jest w 100% prawdziwe – dzielę się pewnymi generalnymi wnioskami:
1. Być może prawdą jest, że osoba młodsza lepiej czuje „nowości, prądy i mody” w bardzo szybko zmieniającym się Internecie. Niestety taka wiedza bez umiejętności jej zastosowania (czytaj: stworzenia firmy, modelu biznesowego, podziału obowiązków między pracowników, zapewnienia finansowania spółce itd) jest wiedzą akademicką. W Polsce taka wiedza jest podstawowym elementem „survival kit”. Widziałem wiele „innowacyjnych” firm, które uważały, że ponieważ posiadają świetny produkt nie muszą słuchać księgowych czy prawników. Słuch o nich zaginął.
2. Większość znanych mi „branżowych wyjadaczy” w pewnym momencie rezygnuje ze swoich ideałów i pierwotnych planów („zrobienie najbardziej innowacyjnej firmy na świecie” albo „stworzenie czegoś lepszego niż Google”) nie dlatego, że są hipokrytami (część na pewno) ale dlatego, że pogoń za marzeniami skończyłaby się po pierwszym roku fiskalnym. Fajnie jest móc zmieniać świat (Facebook czy Twitter) ale jeszcze lepiej po prostu zarabiać kasę (jak Apple czy Google). Marzenia są ważne ale ważniejsze jest wykarmienie swoich pracowników i danie zarobić udziałowcom.
3. W Polsce dla 99% chłopców i dziewcząt w wieku dwudziestu parę lat posiadanie wiedzy jak zarządzać firmą, jak rekrutować ludzi, jak dobierać partnerów, unikać problemów z fisksuem czyli jak prowadzić biznes jest wiedzą tajemną i hermetyczną. Tego nie uczy się w szkole. Tego nie przekazuje się jako doświadczenie rodzinne. To co można trzeba niestety kupić w postaci albo partnera (starszego) albo sprzedaży części udziałów w swoim biznesie i wsadzenie sobie na głowę ludzi z funduszu (czy od anioła biznesu), którzy taką wiedzę mają.
4. Kolejny mit – lider jest jeden. W Polsce jeśli popatrzymy na całość rynku tzw. internetowego wzorzec jaki się pojawi wygląda tak „człowiek od biznesu + człowiek od technologii” ewentualnie „człowiek od biznesu+człowiek od technologii+osoba z kasą”. Firmy nie tworzy się samemu nawet na początku. Bardzo rzadko osoba uznawana za „wizjonera” sama zarządza finansami spółki, rekrutacją, marketingiem i sprzedażą. Nawet jeśli to robi to jest to znak, że w przyszłości raczej nie będzie umiała delegować obowiązków gdy firma się rozrośnie (bardzo częsty grzech polskich spółek – prezes ręcznie steruje firmą bo pamięta czasy jak cały personel spółki mieścił się w jednym pokoju więc wydaje mu się, że teraz też może decydować o kolorze tapet i długości urlopów)
Czasami w firmach budowanych na takim modelu dochodzi do konfliktów, które wybuchają kiedy firma zaczyna już wychodzić na prostą i osoby do tej pory stojące „w cieniu” chcą by media i świat zewnętrzny poznał także ich rolę i wkład.
***
Żeby nie być aż tak surowym dla młodego pokolenia powiem, że na pewno wśród osób po trzydziestce szukać umiejętności do podejmowania ryzykownych decyzji, pracowania przez długi okresy czasu przez kilkanaście godzin na dobę czy nie przejmowania się niepowodzeniami. To są zalety i przymioty, które docenia się w momencie kiedy Twoją perspektywę zawężają kredyty, trójka dzieci i zakaz (od partnera) pracy w weekendy (bo to grozi zawałem).
Z racji wieku młodzi ludzie nie mają jeszcze wiele do stracenia – ani oszczędności ani rodzin ani pozycji społecznej. Prościej przychodzi im zatem podejmowanie decyzji, które wyglądają na pozór na szalone ale na koniec okazują się być strzałem w dziesiątkę. Na tym właśnie bardzo zyskują młode firmy – bijąc się o rynkową pozycję z okopanymi przeciwnikami pokonują ich nie ilością zer na koncie ale szybkością zmian i „pivotowaniem”.
Jak widać uciekłem od jednoznacznej oceny kogo zatem wybrać na swojego partnera biznesowego. Nie jest mi do niczego potrzebne wychwalanie jednej czy drugiej strony. Ważne żeby znać mocne i słabe strony każdej z nich. Jakby ktoś koniecznie chciał poznać moje zdanie to może zapytać na FB :)