Plus Google’a minus Facebooka

Artur Kurasiński
3 lipca 2011
Ten artykuł przeczytasz w 4 minut

Naprawdę nie ma znaczenia czy Google Plus jest lepszy od Facebooka. Ważne jest to ile rynku, medialnej uwagi i pewności siebie usługa Google’a odbierze Zuckerbergowi na chwilę przed wejściem na giełdę…

Pomyślmy strategicznie – wiara w to, że da się zabić Facebooka w krótkim okresie czasu jest czymś głupim. Facebook będzie umierał latami a konając swoimi drgawkami rozwali po drodze kilka biznesów. Nie można lekceważyć takiego gracza ale nie można go też przeceniać. Potęga Facebooka to wizja zysków z jego debiutu giełdowego a nie oparcie się o zyski generowane przez serwis.

Google Plus nie musi być lepszy. Wystarcz, że jest. Wystarczy, że stał się alternatywą ze stajni firmy, którą stać na globalną kampanię i promocję. To nie przereklamowana Quora czy Diaspora jest w stanie zagrozić Zuckerbergowi. Na tę chwilę może to tylko gracz z półki wyżej – Apple, Microsoft albo właśnie Google.

Premierze Wave’a czy Buzza towarzyszyły szydercze komenatarze i złośliwe porównania. Kiedy dostałem zaproszenie do zarejestrowania się w Google Plus było tam już 80% osób, które uważam za cenne z moich kontaków „społecznościowych”.

Fala podziękowań, westchnięć, czasami nawet histerycznego wyśmiewania Facebooka pokazuje, że dużo osób czekało żeby ktoś dał im inne narzędzie. Nie lepsze – po prostu inne.

Mój podstawowy problem z Facebookiem polega na jego braku przewidywalności. Subskrybuje kilka grup w tym jedną na której wypowiadają się autorytety związane z Facebookiem. Komentują nowości, zmiany, zaobserwowane poprawki. To co mnie uderza to chaos z jakim Facebook ingeruje w swoją zabawkę. Gdybym był producentem samochodowym i w nocy ktoś by zamienił moim klientom wlew paliwa z rurą wydechową bardzo bym się martwił.

Google to biznes giełdowy wart 29 mld $ i zyskowny na poziomie 8.5 mld $. Firma zatrudnia 24 tys pracowników na całym świecie. Ma wyszukiwarkę, system reklamowy, mobilny system operacyjny, własną przeglądarkę i setki innych produktów.

Facebooka napędza Goldman Sachs i jego księżycowe wyceny związane z debiutem giełdowym. Mając przychód na poziomie 2 miliardów cały czas nęci wizjami zarobku.

Wyszukiwanie informacji i sprzedaż reklam wokół tej czynności na wszystkich stronach www jest podstawowym biznesem Google. Facebook zarabia na reklamach umieszczonych tylko w swoim serwisie. Na reklamie serwowanej przez Google zarabiają wszyscy uczestnicy – reklamodawcy i wydawcy. Na Facebooku zarabiają agencje interaktywne i twórcy aplikacji.

Google wtopił już parę razy (największy skandal związany jest z Chinami i współpracą z tamtejszym rządem w celu blokowania internautów), przeszedł prawie suchą nogą parę kryzysów i bije się z Apple i Microsoftem o dominację nad globalnym Internetem.

Google przetrwał pierwszą bańkę i można zaryzykować opinię, że właśnie surowość ówczesnych realiów spowodowała, że Google skoncentrował się na zarabianiu realnych pieniędzy a nie szykowania się na giełdę w celu ich pozyskania.

Facebook popełnił błąd podobny do AOL w latach 90 tych – zamknął się w nadziei, że jego użytkownicy są mało rozgarnięci i pozbawieni możliwości używania narzędzi innych firm (Google) będą wierniejsi. Koncepcja „walled garden” w dobie kiedy „informacja chce być darmowa” jest dziwną i szkodliwą koncepcją.

Prawda – Google pierwszy strzelił sobie samobója odrzucając imperatyw inwestowania w społeczności i rozwijania projektów. Nie wiem czy czy wpływ na takie zachowanie miały mierne sukcesy Orkuta czy po prostu brak wrażliwości „społecznościowej” w tej korporacji.

Niemniej Google z uporem maniaka forsował wizje, że inwestycje w mobile są dla nich cenniejsze. Prawie sami w to uwierzyli i wtedy powstał Facebook – serwis koszmar dla takiego gracza jak Google. 750 mln użytkowników i zero reklam Google. Orkut, Wave, Buzz nawet nie drasnęły Facebooka. Wydawało się, że serwis Zuckerberga niczym mityczny Lewiatan wynurzający się z głębin pożera kolejny cyfrowe byty. Do czasu.

Tutaj można rzec, że ignoracja na trendy szefostwa Google była prawie tak samo kosztowna jak koncepcja Gatesa który twierdził (już w 1993 roku!), że „Internet to nie jest coś czym Microsoft jest zainteresowany”. Page, Brin i Schmidt nie są zatem osamotnieni w galerii sławnych ludzi, którzy „ups-pomineliśmy-kluczowy-front-zmian-w-naszej-branży”. Do czasu. Popatrzyli, zrozumieli i zaczęli działać. Najpierw wywalili Schmidta. Potem zaczęli na powrót zarządzać firmę a nie wysługiwać się pomocnikami.

Można podnieść kwestię „obie firmy są siebie warte – obie olewają kwestie prywatności swoich użytkowników”. W dobie zmasowanego ataku Internetu na media mówienie o potrzebie ochrony prywatności jest potrzebne. Nie wierzę jednak aby edukowanie coś dało ponieważ od wieków ta bardziej inteligentna część ludzkość mówi i pisze o wartościach bardziej szczytnych jak wolność, równość, poszanowanie godności a nic się w tym temacie nie zmienia. Nie sądzę aby kwestia „lepszego rozwiązania kwestii prywatności” była tym elementem przesądzającym o sukcesie Google Plus.

To co mnie bardziej interesuje to poziom akceptowalności (czytaj analfabetyzmu cyfrowego) zaglądania korporacjom nam przez ramię. Prostytuowanie swojej sfery prywatnej za pomocą lajków, szerów, wirtualnych krów jest przeogromny – jeśli będzie dotykał 95-99% społeczeństwa to stanie się normą. Innymi słowy powszechność zastosowania / korzystania z narzędzia zmieni paradygmat.

Google Plus nie jest serwisem przełomowym, innowacyjnym czy opartym o nowy model biznesowy. Wręcz można powiedzieć, że jest częścią wspólną całego istniejącego do tej pory w różnych postaciach uniwersum guglowych produktów. Jest taką nakładką społecznościową na znane i wykorzystywane produkty.

I czegoś takiego spodziewałem się. Nic więcej, nic mniej. I starczyło. Królestwo Zuckerberga wpadło w dziwne wibracje. A za nim Zynga. A z nimi Groupon czyli ostatni, którzy mogą wejść na giełdę zanim bańka inwestycyjna pęknie z hukiem.

Jedyny sensowny ruch ze strony Facebooka to wypuścić kontrę (już szykują) oraz przyśpieszyć debiut. Każdy miesiąc działania Google + to zmniejszanie wyceny Facebooka o kilka miliardów.

Kogo stać na taki luksus? Na pewno nie spekulantów z Goldman Sachs.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon