Czy cieszyć się kiedy moje małe dziecko umie obsłużyć iPada?

Artur Kurasiński
21 listopada 2011
Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

AK74 – Panie psychologu jak żyć? Jak żyć żeby nasze dzieci wychować na porządnych ludzi i samemu przy tym nie zwariować? Takie pytania zadają Ci rodzice, którzy przychodzą do Ciebie i szukają pomocy jako „speca od dzieci”?

Jarek Żyliński– „Jak żyć, bo już wariujemy”?! Rodzice najczęściej szukają pomocy wtedy, kiedy im się obsuwa ziemia pod nogami i są bezradni. Choć często pomagają sobie sami przez internet czy poradniki, a tymczasem może się okazać, że rady które przyjmują owszem są fantastyczne i skuteczne ale … nie dla ich dzieci.

Niemniej jest też coraz większa grupa rodziców, którzy choć nie mają większych problemów, to chcą jak najbardziej świadomie wychowywać swoje dziecko i korzystają po prostu z okazji do rozwinięcia swoich umiejętności.

AK74 – Jakie najczęstsze problemy obserwujesz? Faktycznie rodzice mają obecnie mniej czasu i nie potrafią nawiązać dobrej relacji z dziećmi? To co widzimy w „Super Niani” to problem braku umiejętności bycia asertywnym w stosunku do swoich pociech?

JŻ – Małe dzieci do szczęścia potrzebują znacznie więcej uwagi rodziców niż przeciętnemu rodzicowi się wydaje. Deficyt pod tym względem owocuje potem problemami dziecka z pewnością siebie i z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi, choć intelektualnie pociecha może rozwijać się fantastycznie. Niestety to są problemy, których nie widać od razu, ale wyłażą po kilkunastu latach, kiedy nie da się tego nadrobić w 100%. Na tym polega też nasza robota, żeby rodzicom to pokazywać, bo tego nie da się poprawić metodą „prób i błędów”.

Brak asertywności czyli problemy z komunikacją również bywają sporym problemem dla rodziców. Proste przeszkolenie rodzica, które by potrwało ze 3 godziny, pozwoliłoby im dużo łatwiej dogadywać się nie tylko z dziećmi, ale z każdym człowiekiem. Aż mnie dziwi, że ludzie nie chcą poświęcić na to tyle czasu i pieniędzy, co na dwa wyjścia do kina.

AK74 – Czy znasz badania (zweryfikowane naukowo, przeprowadzona na dzieciach z różnych krajów) wykazujące związek rozwoju dziecka z ilością czasu spędzoną przed telewizorem?

JŻ – Problem badań nad telewizją bardzo ładnie 33 lata temu nazwali w Anglii „efektem wyporności”, który polega na tym, że czynnikiem szkodzącym jest nie tylko telewizja, ale to, czego dzieci nie robią w czasie spędzanym przed ekranem. Im więcej dzieci oglądają telewizji tym mniej śpią, nie bawią się z innymi dziećmi, nie rozwijają zainteresowań, nie uprawiają sportu itp.

Po drugie w większości badań długość spędzania czasu przed telewizorem jest skorelowana z sytuacją społeczną, np. wykształceniem rodziców, niedostosowaniem społecznym itp.. Biorąc suchy wynik badania np. Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrów – tak, im dłużej dzieci oglądają telewizję, tym bardziej są agresywne. Ale czy to przez telewizję, czy może raczej przez zaniedbanie?

Dużo do powiedzenia mają też lekarze. Polscy okuliści wskazali, że dzieci nie powinny być bliżej niż 2,5 metra od telewizora, we Włoszech wykazano zaburzenia przemiany materii u dzieci zdrowych przy długim oglądaniu telewizji, a neurologiczne badania UNESCO we Francji wskazują na zmiany w układzie nerwowym dzieci.

Badań nad telewizją jest dosłownie dziesiątki tysięcy, ale często nie wiadomo co jest przyczyną, a co skutkiem w różnych korelacjach.

AK74 – Zapytałem o telewizor ale tak naprawdę chcę się dowiedzieć o to w jakim zakresie „wyręczanie” się gadżetami jest poprawne w wychowywaniu dziecka. Jaka ilość czasu dziennie małe dziecko może spędzać z telewizorem, bajką nagraną na dvd czy prostymi grami?

JŻ – Tu nie ma jasnych recept. Najbardziej stymulujący intelektualnie, a przy okazji rozwijający społecznie jest kontakt z żywym człowiekiem, który potrafi się dostosować do umiejętności i potrzeb dziecka. Więc w utopijnym świecie najlepiej jest, jak dziecko wie co to jest telewizor czy komputer, ale dostaje najlepszą zabawkę na świecie w postaci swojego rodzica.

Zostawiając dziecko z elektroniczną opiekunką trzeba brać pod uwagę, że ono obcuje sam na sam z ogromną ilością różnych bodźców. Ruch; kolory; dźwięki; nienaturalne dla ludzkiego wzroku zmiany perspektywy. Tego jest mnóstwo i stąd się bierze znajomy widok zahipnotyzowanych dzieci przed ekranem. Ich mózg pracuje na pełnych obrotach by przepracować te bodźce. Amerykańska Akademia Pediatrii po ostatnich badaniach zaleca, że dzieci do 2 roku życia nie tylko nie powinny oglądać telewizji, ale nawet przy włączonym ekranie przebywać, bo ich mózg nie daje sobie rady z takimi bodźcami.

Dla nas to jest łatwiejsze, bo te bodźce znamy, a do tego mamy lepiej rozwinięty mózg. Dzieci muszą to przepracować na bieżąco. Natomiast jak to się stanie i jaki ślad zostanie w mózgu? Bywa różnie. Dzieci na przykład nie do końca rozumieją, że coś jest na niby, stąd brutalne bajki typu Tom & Jerry bywały tragicznie przekładane na zachowania w przedszkolu. Stąd obecność rodzica w przypadku telewizji czy gier jest przynajmniej do wieku szkolnego po prostu niezbędna, chyba że ktoś lubi się bawić w toto-lotka z mózgiem swojego dziecka.

Natomiast w rozsądnych (czyt. małych!) ilościach bogata w stymulację telewizja czy komputer we współpracy z rodzicem mogą wspomagać rozwój intelektualny dziecka. Przy czym bardziej postawiłbym tutaj na komputer z racji na jego interaktywność.

Mówimy tutaj o mózgu i umiejętnościach poznawczych, a jest jeszcze rozwój zmysłów. Wzrok, rozpoznawanie głębi, stałości kształtów, przestrzeni – tego się nie rozwinie na podstawie telewizji. Nie znam niestety badań dotyczących technologii 3D, ale też zalecałbym ostrożność. Rozwój sensoryczny również potrzebuje różnych faktur, kształtów, a nie jedynie klawiatury. To są rzeczy, które rozwijają się przez wiele lat i w dużym stopniu dzieje się to przez doświadczenie.

AK74 – Wielu moich znajomych bardzo pozytywnie komentuje fakt, że ich dzieci (1-1,5 roku) sprawnie już obsługują np. iPada. W zasadzie są szczęśliwi, że dziecko samo się sobą zajmuje – uruchamia aplikacje (gry) i daje spokój rodzicowi. W ich mniemaniu rośnie mały geniusz. Bardzo ich bawi fakt, że dziecko „smyrga” papierową gazetę i nie może przewrócić strony…

JŻ – Istnieje taki brzydki stereotyp informatyka, który wymiata robiąc programy, ale nosi denka od słoików na oczach i nie wyobrażasz sobie go na randce z atrakcyjną dziewczyną, a w amerykańskim filmie zagra najgorszą „sierotę”. To jest skrajne przedstawienie problemu.

Owszem, dziecko w ten sposób wychowywane prawdopodobnie z czasem przebije swoich rodziców w umiejętności uczenia się nowych technologii, ale jeśli zaniedbane zostaną inne elementy rozwoju, to koszty będą duże i nieodwracalne.

Pod względem ogarniania nowych bodźców dziecko ma fantastyczne możliwości. Człowiek dorosły musi się przeprogramować, zmienić sposób myślenia, odnieść do czegoś. U dziecka wszystko zapisuje się na czysto, stąd szybkość uczenia się nowych rzeczy. Ale tak jak mówiłem wcześniej, jeśli rodzicom zależy na wszechstronnym wychowaniu dziecka, to nie powinni na to pozwalać. Oczywiście mają prawo sobie wychować niepełnosprawnego społecznie geniusza – nikt im tego nie zabroni.

To swoją drogą kluczowy problem co do decyzji o tym na co pozwolić dziecku. Rodzicu, na kogo chcesz wychować swoje dziecko? Jakie jego cechy są dla Ciebie ważne?

AK74 – Producenci gier, twórcy programów telewizyjnych (a nawet całych kanałów „dla dzieci) zaklinają się, że ich produkty powstały przy współpracy psychologów i pedagogów (co rozumiem, że ma przekonać mnie jako rodzica do tego żebym bez wahania wybrał akurat ich produkt). Mam się nabrać na taką reklamę czy pozostać sceptycznym?

JŻ – Cóż, psycholog opłacany przez producenta może współpracować tak, żeby uzależnić dziecko od produktu, a nie dla dobra rozwoju :)

Natomiast odpowiadając poważnie. Te produkty można skonstruować tak, żeby faktycznie lepiej odpowiadały budowie mózgu dziecka. Zwolnić szybkość pojawiających się bodźców, upraszczać i systematyzować nabywanie kolejnych umiejętności. To może spowodować, że rozwój np. myślenia manipulacyjnego będzie lepszy przy tej grze, niż jakiejś innej. Ale nadal to jest rozwój jednokierunkowy i to jest główny aspekt problemu oddawania wychowania w ręce ekranów.

AK74 – Konflikt czytanie vs oglądanie. Domyślam się, że jeśli od małego dziecko będzie spędzało w swoim naturalnym środowisku dużą ilość czasu z interaktywnymi treściami to jego chęć do czytania raczej nie będzie duża. Z drugiej strony żyjemy w epoce informacji i taniejących urządzeń. Jak próbować zaszczepić dziecku fascynację książkami?

JŻ – Każdy rodzic pewnie doświadczył tego, że dla dzieci najfajniejsze jest to, co robi rodzic, nawet jeśli to jest obieranie ziemniaków. Jeśli rodzic będzie z dziećmi czytał książki i pokazywał jak fascynująca jest praca wyobraźnią podczas czytania, to ma szansę zaszczepić tę fascynację dziecku.

AK74 – Istnieją teorie mówiące o tym, że sposób w jaki korzystamy z internetu zmienia nasze mózgi – czytamy krótkie teksty, skaczemy, mało się skupiamy, podczas czytania wykonujemy różne inne czynności. Dziecko idąc do szkoły trafia do zupełnie innego środowiska – pojawia się konflikt a niektórzy uważają, że to co zdefiniowano jako ADHD to po prostu reakcja naszego organizmu na nadmiar informacji i rygor szkoły…

JŻ – Rok temu zacząłem prowadzić Małą Dolinę i dzięki temu dowiedziałem się, że nawet człowiek dorosły może poprawić swoje umiejętności pod względem cierpliwości i wytrwałości w jednostajnej pracy, choć wcześniej zajmowałem się tylko prowadzeniem zajęć, co jest właśnie zajęciem stymulującym i pełnym bodźców.

Skoro ja mogę się pod tym względem rozwijać, to co dopiero dzieci? Oczywiście mamy pod tym względem wrodzone umiejętności, ale pracując nad nimi również możemy je rozwijać i jak najbardziej trafnie oceniłeś ten problem, że tego treningu po prostu brakuje.

Natomiast to, czy mamy do czynienia z ADHD, czy też brakiem umiejętności podlega diagnozie choćby przez to, czy dziecko pod, jak to nazwałeś, „rygorem szkolnym” zaczyna robić postępy i powoli nadrabiać zaniedbane umiejętności. Choć przeważnie dzieje się to już w przedszkolu. Jeśli pomimo pracy nad tymi umiejętnościami dziecko nie czyni postępów, wówczas możemy się zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z zaburzeniami uwagi typu ADHD.

AK74 – Zadam zatem bardzo ogólne i bardzo trudne pytania – czy w ogóle da się poprawnie wychować dziecko? Co jest wskaźnikiem takiej poprawności? Umiejętność dostosowania się do środowiska czy wykształcenie wszystkich cech jako życzy sobie od nas społeczeństwo?

JŻ – Dobrze, że pytasz się o „poprawne”, a nie „idealne” wychowanie, bo czasem rodzice się zadręczają, że nie są idealni.

Co to jest w ogóle wychowanie? Spróbujmy sobie szybko je zdefiniować, jako wszystkie działania opiekunów w celu zrealizowania nałożonych sobie celów wychowawczych. Więc najpierw niech rodzic świadomie się zastanowi na kogo chce wychować swoje dziecko, co jest jego zdaniem ważne – to jest właśnie ten cel. Wtedy będzie wiedział w czym mierzyć swój własny indywidualny sukces wychowawczy, który dla kogoś innego może by był porażką.

Jeśli celem będzie szczęście dziecka, które pojawi się, jeśli będziemy podążać za jego naturalnymi potrzebami przez cały czas, wówczas ono samo nam o tym opowie za 20-30 lat. W takiej sytuacji postawimy na równomierny rozwój i pod tym kątem odpowiadałem na powyższe pytania.

Ale może celem jest wychowanie geniusza intelektualnego, nawet kosztem życia społecznego? Oczywiście nie jest to aż tak czarno-białe i tak naprawdę jest to wybór między akcentami. Trudne, ale ani psycholog, ani społeczeństwo tego wyboru za rodzica nie powinni podejmować. Możemy jedynie uświadomić rodzicom jakie są konsekwencje wyborów.

AK74 – Pracujesz prawie codziennie z dziećmi – widzisz jakieś prawidłowości, zmiany, „znaki czasu”? Rodzice inaczej się zachowują? Mają mniej czasu dla dzieci? Czy raczej to dzieci mają inne nastawienie i potrzeby?

JŻ – Nie jest tak łatwo zmienić gatunek. Ludzie w swoich naturalnych potrzebach się nie zmieniają. Np. dzieci zawsze będą w pierwszym roku życia przede wszystkim potrzebowały bezpieczeństwa dawanego przez bliskość matki, a potem zaczną szukać dziecięcej samodzielności. Dlatego spodziewam się, że rodzic w 2150 roku też będzie się borykał z buntem dwulatka, jeśli nie pomoże dziecku w poszukiwaniu tej autonomii.

Natomiast widzę rzeczywiście narastający problem osłabiania rozwoju społecznego na rzecz rozwoju intelektualnego. Rodzice odpychają od siebie dzieci. Pomagają sobie elektronicznymi bądź żywymi nianiami, w przedszkolu maluchy zimują do 18-tej, a potem często są wpychane na kolejne zajęcia. To dlatego np. w Małej Dolinie nie ma żadnych zajęć dla samych dzieci i zaciągamy na nie rodziców, bo osłabienie relacji z rodzicem w dłuższej perspektywie przynosi problem relacji społecznych.

***

Jarosław Żyliński -Psycholog Wychowawczy. Prowadzi warsztaty dla rodziców w Małej Dolinie, której jest też właścicielem. Jest autorem artykułów nt. wychowania. Prowadzi „psychobloga”

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon