Dzięki zamieszaniom wokół ACTA na wokandę publiczną mają szansę wrócić sprawy własności intelektualnej, praw autorskich vs creative commons, systemów dystrybucji cyfrowej, społecznych zmian w sposobie konsumpcji rozrywki i wielu wielu innych aspektów zmian kulturowych i społecznych jaki zafundował nam internet. I to jest jedyny dobry aspekt ACTA…
Parę razy opisałem mój stosunek do piractwa, chomikuj, procesów zmian w prawie autorskim w Polsce – zawsze stając na stanowisku, że potrzebne są regulacje i jasne rozgraniczenie co jest a co nie jest „piractwem”. Na chwilę obecną zmieniam zdanie – wszystko co zmierza do ukrócenia władzy koncernów i wydawnictw masakrujących cenami rynek jest dobre. „Kill Hollywood”. Podpisuję się pod tym obiema kończynami. ACTA jako broń koncernów jest przykładem lobbingu na poziomie rządów światowych i dlatego powinna zostać odrzucona.
Dlatego pod wpływem wielu rozmów i poznanie stanowisko organizacji branżowych, rządu i zainteresowanych środowisk sprawą regulacji ACTA oficjalnie zmieniam zdanie – użytek własny, ściąganie plików z sieci, cyfrowa dystrybucja, wszystko co prowadzi do obniżanie zysków koncernów jest w porządku. Wszystko co zmusza „big players” do zmiany modeli biznesowych i dostosowania się do rzeczywistości jest dobre. Nawet jeśli cierpią na tym nieliczne jednostki (lub uważają, że ponoszą straty).
Nie mam żadnych wątpliwości, że to co dzieje się na Facebooku to przejaw slacktivismu i ekscytacji przyłączania się do owczego pędu („lets destroy something hy hy„). Niemniej jednak dzięki nawet takim efektom jak sprawdzanie „która strona Tuska właśnie padła” co wywoływało przeciążenie serwerów i pady stron rządowych społeczeństwo pokazało, że nie podoba mu się polityka podkładania kartki z prosbą o podpis. Nie czytaj, nie interesuj się, uwierz nam na słowo – podpisz i zapomnij.
Jestem przeciwny akcjom hakerskim spod znaku „Anonimowych” jako formie wywierania nacisku – akcje z użyciem DDoS są ok, włamania do komputerów ministrów i stron rządowych już nie. Niestety media ukuły już swoją wizję wydarzeń – ot, „Anonimowi” to tacy bohaterowie, którzy walczą z rządami i są „głosem całego internetu”. Szkoda, że zamiast koncentrować się na przyczynach media skupiają się, która strona właśnie została zdjęta. Cóż – media są takie jakie chcemy żeby były.
Być może taka demonstracja (manipulowanego a jakże) gniewu (udawanego bądź autentycznego) jest odpowiedzią na dylemat jak niektóre grupy społeczne mogą demonstrować swój sprzeciw przeciwko demokratycznym władzom. Górnicy palą opony i ciskają mutrami, pielęgniarki rozbijają białe miasteczko a internauci (ale przede wszystkim to są obywatele!) DDoSują strony rządowe.
W czasie ostatniego tygodnia stało się coś czego nie spodziewałem się – pojawiła się barykada, wirtualne butelki z benzyną („…wymierzone w Ciebie”) i jawny opór przeciwko proponowanym zmianom w prawie. Dawno nie widziałem tak zmasowanego oporu, wyrażania niechęci i gniewu. Mam nadzieję, że to jest początek aktywizacji społeczeństwa – niech te blokowania stacji benzynowych nie będą tylko jednostkowymi wypadkami.
Władza, która śpi spokojnie („drugie wybory z rzędu wygrane!”) bo nie ma realnej opozycji (ta zanurzona w oparach smoleńskiej mgły koncentruje się tylko na historii), bo nie ma kto jej podpalić ognia pod tyłkiem i tym samym ta władza gnuśnieje. A efekty zaczynamy coraz częściej dostrzegać wokół siebie – realne i namacalne.
Państwo nie było na to gotowe – począwszy od infrastruktury (k…a za co płacimy specom od zabezpieczeń zatrudnianych przez MON, URM czy Sejm jeśli można je wyłączać tak prostymi metodami a nawet się „włamywać” po pozyskaniu kretyńsko prostego hasła!) skończywszy na urzędnikach, którzy na zmianę przepraszają, kajają się (Min.Boni), krytykują (Pitera), szydzą (Min.Sikorski) albo po prostu gadają bzdury (Cymański, Kłopotek). Co się stanie jeśli pewnego dnia weseli chińscy hakerzy (ale Ci prawdziwi) postanowią pogrzebać na dyskach państwowych komputerów?
Nie łudźmy się, że koncerny (i państwa wspierane przez lobby tychże) samodzielnie „nawrócą” się i w drodze konsultacji społecznych (sic!) zmienią swoje podejście do rzeczywistości. Każdy z tych „dużych graczy” poprzez swoją wielkość nie spieszy się żeby dokonać zmian. Zmiana jest zła, wymusza kreatywność i szukanie nowych rozwiązań. Po co burzyć sklepy w których możesz kupić fizyczny nośnik skoro na tym procesie masz pełną kontrolę, czerpiesz zyski i nie boisz się konkurencji?
W USA od wielu lat trwają „wojny patentowe” czyli proces przejmowania praw do patentów od firm, grupowania ich w celu blokowania konkurencji. Kto ma więcej patentów wygrywa. Komu uda sie opatentować najwięcej funkcji tabletu pozywa konkurenta i uniemożliwia mu sprzedaż jego produktu. Google kupując Motorolę nie chciał przejmować ich znaków towarowych czy produktów tylko sejf z 17 tysiącami patentów dzięki którym walka z Windows / Nokią i Apple / iOS może wejść w nową fazę. Ktoś wierzy w to, że Google bez walki odda skrawek rynku za który płaci miliardy? Na przykład innemu serwisowi do hostowania filmów albo wyszukiwarce?
Jak to ma się do ACTA? Bardzo prosto – mając narzucone amerykańskie podejście do chronienia własności amerykańskich firm możemy być pewni, że każda technologia, która narazi na straty firmy, które wiedziały o ACTA (oficjalne info o przygotowanym dokumencie otrzymali przedstawiciele następujących firm: Google, eBay, Intel, Dell, News Corporation, Sony Pictures, Time Warner i Verizon) pociągnie za sobą konsekwencje.
W tym miejscu Minister Zdrojewski ma rację – podpisanie ACTA nic nie zmieni ponieważ taki proces może zostać wytoczony nawet teraz, każdemu obywatelowi Polski.
Bardzo mnie smucą wystąpienia organizacji branżowych upatrujących w ACTA sprzymierzeńca w walce ze spadkiem zysków. Kochana branżo prasowa, kochana branżo muzyczna, filmowa – mentalnie nadal żyjecie w XIX wieku kiedy to nie istniały inne formy dystrybucji poza kinami, teatrami i księgarniami. Nie możecie zrozumieć, że cyfryzacja spowodowała skrócenie wielu łańcuchów dystrybucji i zmianę w hierarchii – dziś autor książki nie potrzebuje wydawcy, agenta, drukarni i księgarni. Dziś dobry autor sam wyda książkę i zajmie się jej reklamę i sprzedażą.
Organizacje branżowe patrzą na zapisy związane z podróbkami mówiąc, że to jest podstawa ACTA. Bzdura. Jeśli ktoś wierzy, że dzięki ACTA do Polski nie wjedzie kontrabanda z podróbkami klapek z logo Lacoste to jest śmieszną osobą. Jeśli ktoś wierzy, że dzięki ACTA zniknie z rynku piłowana aspiryna barawiano na niebiesko i sprzedawana jako Viagra to jest ostatnim kretynem. W takim razie co teraz robią służby celne i policja? Czekają ma mitycznego Godota? Zajmują się kontrolą czego – swoich komputerów?
W związku z „piractwem” mam kilka pytań do przesmyślenia przez zwolenników ACTA:
Pytanie numer jeden – jeśli wyślę skan zdjęcia obrazu Mona Lisy to czy ktoś poniesie szkodę? Muzeum w którym obraz jest wystawiany? Wydawnictwo w którym drukowany jest album ze zdjęciem tego obrazu? Spadkobiercy malarza? Kto na tym procesie stracił? A może..zyskał? Pomyślmy, że idąc tropem przedstawicieli praw autorskich możemy w zasadzie opatentować wszystko – nawet kszałt litery, kolor czy zapach.
Pytanie numer dwa – jak dziś działają biblioteki? Czy właśnie nie są one analogową wersją sieci P2P? To co różni je od Pirate Bay to niemożność przeskoczenia praw fizyki – wypożyczony egzemplarz książki trafi tylko do jednego czytelnika na raz. Państwo uważa, że biblioteki są ważne dla społeczeństwa (pokazuje to poprzez przyznawane dotacje – minimalne ale jednak). W bibliotekach można zdobyć wiedzę, pozyskać dane, wyedukować się twierdzą gminy.
Z drugiej strony państwo źle patrzy (a dzięki ACTA będzie mogło umyć ręce w przypadku narzuconej decyzji o ściganiu użytkowników) sieci p2p i internet gdzie jedną książkę może wypożyczyć setki tysięcy użytkowników. Tak samo w przypadku filmów i muzyki. Schizofrenia?
Pytanie numer trzy – które grupa społeczne konsumuje najwięcej i płaci? Według raportu „Obiegi Kultury” autorstwa Alka Tarkowskiego, Mirka Filiciaka i Justyny Hofmokl prawda jest zupełnie inna niż to co się mówi w mediach: najwięcej kupują „legalnie” (czyli od kochanych koncernów) właśnie Ci, którzy są najbardziej z internetem związani (i dobrze posługują się takimi narzędziami jak torrenty, serwisy p2p, serwisy VOD).
Domagajmy się od przedstawicieli demokratycznie wybranych władz swoich praw głośno i stanowczo. Losy ACTA wcale nie są przesądzone i podpisanie tej ustawy 26-go stycznia przez polski rząd nie przesądza, że sprawa jest przegrana. Po 26-tym stycznia nic się nie kończy – wręcz przeciwnie dopiero tak naprawdę zaczyna cała batalia.
Czy ACTA wprowadza reżim, zabierze nam wolność i wprowadzi stan wojenny? Nie. Niemniej tracimy kontrolę i stajemy się (jako państwo) biernym wykonawcą prawa, które służy określonym grupom interesu. Czy zyskamy coś dzięki ACTA. Nie. Przedstawiciele polskiego rządku jasno to mówią, że zapisy ACTA nie zmieniają w zasadzie praw już obowiązujących w Polsce. Mówiąc „nie dla ACTA” uderzamy w koncerny i ich zyski.
Problem z ACTA nie polega na tym co robi na gruncie polskim tylko jak będzie egzekwowane przez rządy i państwa. Czy mam zakładać dobrą wolę organów państwowych i międzynarodowych korporacji? Wolne żarty.
Bush Junior zaczął „wojnę z terroryzmem” w imię wolności i demokracji (zresztą sam Bóg mu to podpowiedział, iiihaaaaa!). Kolejny wybrany prezydent USA Barack Obama do dziś nie zamknął więzienia Guantanamo czyli miejsca gdzie są przetrzymywani wrogowie amerykańskiej demokracji często nie mający nic wspólnego z wojną i „osią zła”.
Czy mamy wierzyć państwu, które w imię demokracji i poszanowania praw człowieka zwija z ulicy kogoś i trzyma go kilka lat w więzieniu bez możliwości przeprowadzanie procesu?
Czy mamy wierzyć w dobre intencje korporacji, które dla zysków i realizacji swoich partykularnych celów spowodowały światowy kryzys? Odpowiedzcie sobie sami.
Masz 4 i pół minuty? ACTA wyjaśnione przystępnie i jasno. Polecam: