Łukasz Skalik (Wirtualna Polska) – Portale muszą stawiać na własne platformy i gwiazdy. Nadchodzą złote czasy dla najpopularniejszych youtuberów.

Artur Kurasiński
17 sierpnia 2012
Ten artykuł przeczytasz w 22 minut

AK74 – Łukaszu pierwsze i chyba nieśmiertelne pytanie – czy z wideo można w Polsce się utrzymać? Uściślę, że chodzi mi o bycie vlogerem i kręcenie prostych produkcji, w oparciu o program partnerski oferowany przez YouTube.

Jestem zdania, że zarobić na YouTube można i to „niemało”, szczególnie dotyczy to młodych twórców z dużą ilością subskrypcji, dla których kieszonkowe rzędu 800 zł to majątek. Jednak utrzymać się na dłuższą metę (przez co rozumiem np. spłatę kredytu mieszkaniowego tudzież studia poza miejscem zamieszkania) to w chwili obecnej sztuka dla wybranych, głównie osób łączących w sobie cechy przedsiębiorcy i kreatywnego filmowca, z social-mediową charyzmą i dużym zapasem wiedzy specjalistycznej, którą chce się podzielić z innymi.

Multiinstrumentalista i spryciarz w jednym. Ktoś postrzegany jako yeti w „starych” mediach telewizyjnych, cechujących się nadal rozbudowaną strukturą i zadaniowym systemem pracy. Póki co, takich „mistrzów” w naszym kraju można policzyć na palcach jednej ręki. Połączyć te wszystkie cechy to naprawdę niemały wyczyn, a ich rozdzielenie – z miejsca oddala szansę zarobku powyżej średniej krajowej.

Program partnerski, z punktu widzenia zwykłego twórcy, ma jedną olbrzymią zaletę – załatwia infrastrukturę IT oraz reklamodawców. Pozostaje „tylko” wygenerować odpowiedni traffic oraz, skoro mówimy już o zarabianiu, stale utrzymywać go na podobnym poziomie.

Obecnie, takimi osiągnięciami, może pochwalić się dosłownie kilku polskich TOP-youtuberów. Jednak i one mogą nie wystarczyć. Mimo że liczba odtworzeń pod klipem wynosi kilkaset tysięcy wyświetleń, to może się okazać, że emisje kontentu nie zostały pokryte najbardziej dochodowymi in-streamami wideo (tylko formami typu display lub adkontekst). W konsekwencji, mimo sporej liczby wyświetleń, twórca otrzyma niewspółmiernie mały „cash”.

Dochodzą też inne kwestie – chociażby embedowanie kontentu. W tej opcji nasz materiał mógł zanotować sporą oglądalność w serwisach, gdzie umieszczany był odtwarzacz YT z naszym klipem lub po prostu – na urządzeniach mobilnych (m.in. kwestia html5). Co za tym idzie – nie wyświetliły się tam reklamy wideo, a reklam statycznych pojawiło się dużo mniej niż w przypadku ich emisji bezpośrednio w oparciu o witrynę YT. Abstrahuje też od kwestii natury „pośrednictwa” i marży brokerów, z którymi wiążą się producenci kontentu, bo to kolejny kawałek tortu do podzielenia.

Jak widać, to dość skomplikowana i trudna materia, jeśli pojmujemy ją w kategoriach profesjonalnej działalności.

AK74 – Zawodowo obserwujesz to co się dzieje w polskiej sieci – wyróżniłbyś ciekawych twórców i formaty? Chodzi mi zarówno o indywidualne, amatorskie produkcje ale i o wskazania konkurencyjnych portalowych tworów.

Przede wszystkim „szacun na dzielni” dla każdego, kto respektuje prawa autorskie, mimo że w obecnej legislacyjnej próżni – nie zawsze musi. Na uznanie zasługują ci, którzy w możliwie dużym stopniu generują własny kontent, korzystając przy tym z darmowych lub płatnych, ale legalnych bibliotek foto/audio/wideo. Jeśli autor produkcji czerpie zyski z pracy innych, posługując się nienależącymi do niego fragmentami, dobrze byłoby gdyby chociaż cytował źródło sampli (nawet jeśli są to tylko kilkusekundowe wycinki).

Jeśli chodzi o naszych rodzimych „youtuberów”, to na mojej liście subskrypcji na pierwszym miejscu znajduje się Cezik, artysta nowej generacji, którego dosłownie nie można i nawet nie da się podrobić. Od kilku lat śledzę podcasty BrzydkiegoBuraka, który co prawda nie operuje obrazem w klasycznym tego słowa znaczeniu, jednak jak wielu niby-amatorów jest bezdyskusyjnym profesjonalistą i arcymistrzem riposty (niektórzy twierdzą, że trollowania).

Niemniej „jedzie” równo po wszystkich, co ważne w konstruktywny sposób, a przy tym nie ujawnia swojej tożsamości (co w jego przypadku jest silnie krytykowane). Zawsze podziwiałem też Damiannero, za niesamowitą asercję światopoglądową w przestrzeni najeżonej anonimowymi krzykaczami oraz 75-letniego nauczyciela – Bogdana Misia, który potrafił zahipnotyzować gawędami matematycznymi nawet najbardziej zatwardziałego humanistę. Wielka szkoda że już nie tworzą.

Z grupy tych z najdłuższym stażem wskazałbym jeszcze śpiewającego vlogera Martin Lechowicz, którego cechuje niesamowity instynkt do podchwytywania trendów internetowych społeczności, chociaż ostatnio przeniósł swoją działalność na Vimeo oraz Facebooka. Od dawna z podziwem „growego” laika, przyglądam się duetowi Rojo i Rock. Zaskarbić sobie szacunek w środowisku graczy komputerowych (najmocniej ze wszystkich – obfitym w trolling, hejting i szerokiej maści „znawców”) to niemała sztuka.

Wie to każdy twórca. Chociaż funkcjonują osobno, są ciekawym przykładem synergii i vlogerskiego crosslinkingu. Większość z wymienionych (może poza Burakiem;) nie wywyższa się i nie stara narzucić zdania innym. Nie udają. Żaden z nich nie silił się na profesjonalizm, zachowując indywidualność i nie zagubił swojego unikalnego stylu. Ściana w pokoju tutaj lepiej zadziałała niż green-box czy budowanie zaawansowanej scenografii. Internauci uwielbiają „prawdziwków”.

Już od ponad dekady śledzę internetowe projekty związane wokół Bartka Walaszka – najpierw te powstające w ramach Z.F.Skurcz (brał w nich udział Kazik Staszewski), który finalnie przeobraził się w GIT Produkcje (do dzisiaj działającą na zlecenie 4fun.tv). W sumie jest to pierwszy i najstarszy twórca internetowego wideo w Polsce, który przebił się do main-streamu (i się w nim utrzymał).

Szczególnie jego ostatni projekt pt. „Bracia Figo-Fagot” (parodia disco-polo) zyskał sympatię milionów internautów, którzy – podobnie jak w przypadku Cezika – przychodzą na ich koncerty „w realu”. O „Kapitanie Bombie” nie wspomnę, bo bardzo trudno ująć tę „kreskówkę” w ramy „amatorskie”. Jednak, ponieważ emitowana jest od ponad roku poza ekranem telewizora , wyłącznie w Internecie, niejako automatycznie zasługuje na uwagę.

Z pewnym zainteresowaniem śledzę też perypetie Maćka Budzicha, który z blogera piszącego ewoluuje w kierunku vlogera, operującego obrazem ruchomym. Jestem przekonany, że w niedalekiej przyszłości będzie się tutaj liczył, szczególnie w segmencie vlogów eksperckich, tym bardziej, że jego koledzy z branży lekko przesypiają okazję takiej formy komunikacji z użytkownikami (albo po prostu nie potrafią ciekawie nawijać do obiektywu:)

Nie ukrywam też, że bardzo podoba mi się sieciowa aktywność osób, które udało mi się ściągnąć (głównie z YT) do ToSieWytnie i namówić do udziału w tym projekcie…Mam na myśli Grześka „Dakann” Barańskiego (współtwórca popularnego serialu „Piątek – the series”), Łukasza „Shebena” Jedynastego (reżyser emitowanej ostatnio w kinach studyjnych produkcji „Twoja Stara. Baśń”) oraz postaci owianych aurą tajemniczości – braci Kwas („Uliczny Kombajn”, „Ślepa Kliszka”, „Ale Kwas!”) i Cyber Mariana.

Ten ostatni zasłynął z wyłapywania polskobrzmiących wyrazów w zagranicznych klipach i nawiązał szerszą współpracę z 4fun.tv gdzie przygotowuje specjalne pasmo. To mega-fun pracować z tak kreatywnymi i pozytywnie zakręconymi ziomkami, z niesamowitą pasją twórczą.

Jeśli chodzi o konkurencję, to swego czasu zazdrościłem Agorze formatów zogniskowanych wokół platformy tivi.pl, w tym serialu „Klatka B” z panią Barbarą Kwarc w roli głównej. Jest to, de facto, jeden z niewielu przykładów, kiedy postać z internetu została przeniesiona do telewizji (Baśka prowadziła fragment show Szymona Majewskiego, a „Klatkę B” wyemitował Polsat Play).

Niestety, projekt obecnie jest zawieszony. W mojej opinii zbagatelizowany został tutaj kanał social-mediowy, a przede wszystkim interakcja z użytkownikiem, w oparciu o którą można było spokojnie rozwijać fabułę serii. Za dużo było tam również zbędnych nakładów. Dało się to spokojnie produkować taniej.

AK74 – A jako portal agregujący takie materiały? To są treści na których portal można zarobić fajne pieniądze w porównaniu do innych swoich produktów? Bo o „erze wideo” mówią już wszyscy w branży.

Kilka lat temu mieliśmy dylemat czy inwestować we własną infrastrukturę, czy oprzeć się na YouTube lub szukającym partnera strategicznego w Polsce DailyMotion. W tym drugim przypadku z góry odpadają dwie istotne kwestie – nie trzeba płacić za tzw. zużycie łącz (kto tworzy i monetyzuje projekty wideo w Sieci wie, że to największy koszt do poniesienia) oraz amortyzację technologiczną (przygotowanie i utrzymanie serwerów do streamingu kontentu, w tym reklam; własny odtwarzacz itp.).

Uniezależnienie się pod tym względem było jedną z najtrafniejszych decyzji inwestycyjnych portalu. Zanim jednak przejdę do sedna, czyli kwestii finansowych, nadmienię, że naszym głównym celem związanym z wideo jest i zawsze było przede wszystkim tworzenie autorskich serii. W WP.TV w skali miesiąca własny kontent stanowi 4-6 proc. bazy wideo. Wyłącznie na potrzeby tej platformy realizujemy circa 12 serii autorskich, które w efekcie zapewniają aż 45-50 proc. całego ruchu w WP.TV.

Na ToSieWytnie.pl (serwis będący hybrydą telewizji internetowej i serwisu hostingowego) ten wskaźnik jest nieco większy – ponad 15 seriali produkowanych przy wsparciu ekipy WP.TV, stanowi 90% zawartości bazy tej platformy, ale generuje, równolegle, prawie cały jej ruch. Abstrahuję przy tym od wywiadów oraz programów realizowanych dla różnych obszarów i serwisów WP.PL, dla których podległy mi dział jest wsparciem multimedialnym.

Całkowity traffic w kluczowym dla nas WP.TV (notującym średnio 2,8 mln realnych użytkowników miesięcznie) budują również materiały pochodzące z trzech największych światowych agencji informacyjnych – AP, AFP, Reuters oraz z krajowego TVN-u. W ramach umów możemy na bieżąco pobierać z serwerów FTP każdej agencji istotne dla nas treści i od razu umieszczać je w naszych serwisach, często robiąc to szybciej, niż tradycyjne media. Ta forma kooperacji zapewnia nam dostęp do najświeższych newsów wideo, które łatwo i sprawnie można przetłumaczyć i opisać, a następnie opublikować w portalu.

Materiały agencyjne, których zakup jest często tańszy, niż produkowanie własnych, zgodnie z nasza strategią stanowią uzupełnienie oferty i jej „wypełniacz”. Wynika to z przyjętego przez nas modelu biznesowego. Reklamodawcy bowiem chcą wyemitować odpowiednią liczbę kampanii reklamowych w określonym czasie. Kluczem jest utrzymanie stałego poziomu użytkowników, a tego nie uzyskamy bazując wyłącznie na „zdarzeniach losowych”, na których opiera się przede wszystkim kontent „agencyjny”.

Tutaj swoją rolę spełniają, przygotowane z wyprzedzeniem i w zgodnie ze stałym harmonogramem emisji, cykliczne programy autorskie. Mimo, że są to produkcje niskobudżetowe, to zainteresowanie tego typu programami w internecie jest bardzo duże. Nie musimy silić się na poziom Discovery, żeby pokazać coś ciekawego ze świata. Nie musimy też wyruszyć z ekipą na inny kontynent. Wystarczy, że w tle pokażemy statyczne plansze w postaci zdjęć, do których zakupimy prawa publikacji, a następnie je odpowiednio wyanimujemy i jako narrację nagramy wypowiedzi kilku ekspertów. Słowem, produkujemy tanie, ale „miodne” serie dla masowego usera, których koszty szybko bilansujemy emisjami reklam.

Wracając jednak do kwestii finansowych i dylematów opłacalności, posłużę się naszymi głównymi serwisami. WP.TV od początku tego roku notuje średnio 2,8 mln real users (Megapanel PBI/Gemius), co przekłada się na ponad 26 mln odtworzeń plików wideo miesięcznie (czytaj: potencjalnej powierzchni reklamowej). ToSieWytnie.pl ma średnio 1,2 mln RU, co zapewnia nam blisko 5 milionów streamów. Do tego dochodzą powierzchnie w serwisach tematycznych WP.PL, gdzie działa tzw. „odtwarzacz ogólnoportalowy”.

Zakładając, że cennik za emisję 1000 streamów wideo (bez rabatów) to obecnie 48 zł w przypadku reklamy 30-sekundowej i 30 zł w przypadku 15 sekund – a obkładamy średnio 70% dostępnej powierzchni (nie wliczam w to reklam typu display, które też emitujemy) – łatwo obliczyć minimalny i maksymalny poziom wpływów, które osiągamy miesięcznie. Co ważne, nasz priorytet zakłada nieprzekraczanie cappingu godzinowego. Dbamy o to, by użytkownik w ciągu godziny mógł obejrzeć daną reklamę tylko raz, a w sumie maksymalnie cztery spoty.

Opracowaliśmy też specjalny filtr na nasz adserwer, który nie emituje 30-sekundowych reklam, jeśli następujący po nim klip ma poniżej minuty. W efekcie statystyki z serwerów reklamowych pokazują, że 90 proc. naszych użytkowników ogląda reklamy wideo do końca, czekając na właściwy klip (parametr tzw. „dokończonych odtworzeń”). Nie będę jednak ukrywać, że podczas intensyfikacji kampanii reklamowych oglądalność naszych materiałów wideo się zmniejsza, szczególnie czas spędzany w serwisie przez przeciętnego użytkownika. Staramy się to zjawisko jednak obserwować i na bieżąco racjonalizować.

Słowem, mamy w portalu prosty układ i strategię, którą realizujemy przy dużej dyscyplinie i zaangażowaniu trzech działów. Reklama pozyskuje regularnie kampanie, moja ekipa zapewnia im powierzchnię na możliwie zbliżonym poziomie miesięcznym, a dział IT pilnuje, aby po drodze „nic się nie wysypało”. Co ciekawe, kiedy reklamodawca przychodzi do nas ze swoim spotem, za darmo dokonujemy jego digitalizacji lub optymalizacji, aby zapewnić jak najwyższą jakość. Wiemy, że nie wszystkie firmy starają się wychodzić naprzeciw klientom pod tym względem i w efekcie sporo na tym tracą.

AK74 – W prospekcie emisyjnym o2 można znaleźć informację, że Wrzuta przynosi większy dochód niż Pudelek. W dobie supremacji YouTube to chyba dobra informacja dla konkurencji? Znaczy się treści wideo „żrą” i to coraz bardziej.

Trudne pytanie i niełatwa odpowiedź. Do popularności Wrzuty mamy dość ambiwalentny stosunek. Z jednej strony cieszy, że polski serwis konkuruje z gigantem. Jednak, jako reprezentant jednego z graczy internetowego rynku wideo w Polsce, chciałbym, aby w parze za tym kroczyła kwestia praw autorskich.

O ile widzimy, że YT pod tym względem mocno się „cywilizuje” (nawet momentami skrajnie), o tyle na Wrzucie nie da się zauważyć tego zjawiska. Kampanie wideo od dawna emitowane są tam na ROS-ach, czyli dosłownie przed każdym materiałem wideo, bez względu na to, czy jest to nagranie żółwia spacerującego w akwarium, czy fragment meczu z logo TVP/ Polsatu wgranym pod nickiem nieprzypominającym inicjałów właściciela stacji.

Owszem, administracja naszej szanownej konkurencji stosuje metodę reagowania na ewentualne zgłoszenia (sami wysyłaliśmy ich kilkanaście w przeszłości), jednak nie zwraca pieniędzy, które do tego czasu zarobiła. Dodatkowo, bardziej nastawia się na kolejne skargi, aniżeli aktywne wyłapywanie nielegalnie dodanych produkcji, niebędących własnością Grupy o2, ani tym bardziej jej użytkowników.

YouTube na przykład stosuje dokładnie odwrotny mechanizm – domniemywa, że użytkownik łamie prawo i dopóki takowy nie przystąpi do programu partnerskiego nie emituje na jego kanałach reklam wideo. Zatem, gdyby zastosować tę samą logikę na wrzuta.pl, konkurencja miałaby, powiedzmy, „kłopot z rentownością”, bo tylko niewielka liczba kanałów tamże przeszłaby pozytywną weryfikację od strony praw autorskich.

W tym kontekście dwuznaczna jest też absencja przedstawicieli o2 na forum grupy „Oglądaj Legalne”, stworzonej przy IAB Polska z inicjatywy największych portali oraz twórców treści.

Mimo zaproszenia nikt z o2 nie pojawił się na żadnym spotkaniu, nawet na etapie konsultacji. Celem grupy jest zachęcanie domów mediowych do niekupowania reklam na stronach agregujących lub udostępniających nielegalne treści wideo. Tego typu kampanie dewaluują rynek i psują model sprzedażowy graczy, którzy opierają się na legalnym kontencie.

Za pewien pozytywny objaw, wynikający, w moim przekonaniu, z konkluzji władz o2, że dni internetowego paserstwa są policzone, uznać można eksperyment z lajk.tv. Jednak, obserwując ostre reakcje Michała Brańskiego na falę krytyki tego projektu – która na pewno uświadomiła jego podwładnym, jak trudna jest produkcja autorskich treści, a tym bardziej zarabianie na nich – obawiam się, że może to demotywować do dalszego rozwijania tego obszaru, tym bardziej, że oprawa, jakość realizacji, a przede wszystkim pomysły nie idą z duchem czasu i są dużo słabsze, niż w kultowym LemonTV, który w pewien sposób był iskrą i źródłem inspiracji dla wielu innych projektów wideo rozwijanych w polskim internecie. Jednak było to 7 lat temu.

AK74 – Masz bardzo bogate doświadczenie w pracy z wideo. Pracowałeś dla Interii, obecnie pracujesz dla WP. Stworzyłeś dwie internetowe telewizje oraz format „ToSieWytnie.pl” (wielokrotnie nagradzany). Czyli masz wiedzę i doświadczenie żeby odpowiedzieć na proste pytanie – jak zrobić najlepszy (najbardziej znany i oglądany) w Polsce kanał wideo?

Perypetie z profesjonalnym obrazem ruchomym zaczynałem, jako dwudziestotrzylatek, od pracy w TVP. Było to w czasach, kiedy YouTube jeszcze nie istniał, a polskie community twórców filmowych, nazywanych dumnie „offowcami” (taki archetyp youtubera;)), działało głównie w oparciu o filmforum.pl i polegało na downloadzie plików *.wmv. Kilka projektów sieciowego wideo wprowadziłem do telewizora, ale też sporo w druga stronę.

Po co to piszę? Od kilku lat łączę w swoim zespole funkcje, np. operatora obrazu z montażystą, a nawet reporterem. Już na etapie filmowania taka osoba myśli pod kątem postprodukcji, planuje ujęcia, wyłapuje istotne fragmenty i układa sobie w głowie montaż. Chciałbym więc uświadomić twórców, na przykładzie własnej „drogi krzyżowej”, że bez spłaszczenia struktury ten biznes to niszczarka banknotów. Wiedzą o tym ci, którzy odpadli z wyścigu (s2o.tv, lookr.tv, tivi.pl, itp.).

W moim głębokim przekonaniu sukces webowych klipów to wypadkowa kilku czynników, które wynikają przede wszystkim z pasji tworzenia, charyzmy twórców, cierpliwości i konsekwencji w produkcji opartej na dobrych pomysłach. Szybko z obiegu wypadnie ten, kto przyszedł tu wyłącznie po pieniądze i chce zbić kapitał na jednym filmie (np. o jedzeniu zupy).

Kluczowe już są (i będą jeszcze bardziej) małe zespoły ludzi patrzących w tym samym kierunku, zapaleńców, których cechuje przede wszystkim determinacja, żeby tworzyć REGULARNIE, a co za tym idzie zgarniać suby/lajki itp. W zasadzie tylko aktywność w social-mediach gwarantuje szybką konwersję w przypadku nowych produkcji i utrzymanie ruchu na pewnym stałym poziomie.

Jednak clue stanowi treść. Nie bać się tematów kontrowersyjnych, bo „kogo lubią wszyscy, tego nikt nie lubi”. Mieć światopogląd i nie unikać konfrontacji, ale też nie afiszować swoich sympatii dla konkretnych opcji politycznych, bo z miejsca dostaniesz partyjną łatkę i podzielisz swoich odbiorców. Opcjonalnie, koncentrować się na rozrywce, a swój światopogląd przemycać między wierszami.

Poza tym internauci uwielbiają autoironię. Największym „trolom” można „skleić japska” śmiejąc się z samego siebie. Wybrać albo naturalizm (być sobą i nie przesadzać z reakcjami, bo będą imputować sztuczność), albo świadome udawać idiotę, bo w sieci łatwiej zaskoczyć inteligencją, grając głupka, niż siląc się na mędrca, będąc zwykłym durniem.

Na samym końcu postawiłbym na wychodzenie poza sieć i bezpośredni kontakt z fanami. Ludzie poznani w „realu” są najwierniejszymi odbiorcami i w komentarzach tworzą swoisty „pancerz na hejterstwo”. Potrafią też zmotywować twórcę do dalszej pracy. Nie warto też bagatelizować kanałów dystrybucji własnego kontentu do innych obszarów poza YT, w celu poszerzenia własnego community lub poszerzania samej świadomości własnego brandu wśród internautów.

Na co stawiać w sferze koncepcji? W mojej opinii nie wystarczy już kamera typu „kalkulator” i tapeta w pokoju. Czasy „gadających głów” przemijają i obszar ten został mocno wydeptany. Ludzie oczkują większej dynamiki, łączenia obrazu, ujęć plenerowych itp. Kompletnie nieodkrytą sferą rodzimego web-wideo, zarazem prostą w realizacji, jest paradokument (odgrywanie improwizowanych scenek/ skeczy, udających rzeczywiste, w różnych konfiguracjach tematycznych).

Olbrzymi potencjał ma nadal „ukryta kamera”, tym bardziej, że urządzenia do rejestru wideo nosimy cały czas w kieszeni i trudno kupić w tych czasach telefon bez wbudowanej kamery rejestrującej w HD. Brakuje też „prowokacji”, prezentujących absurdy otaczającej nas rzeczywistości, w tym rejestrów z kamer typu GoPro (jest to stosunkowo niedrogi sprzęt).

Przykładowo, twórca mocuje urządzenie na kasku i „na sobie” pokazuje przeszkody czekające na ścieżkach rowerowych lub demonstruje, jak sprawnie przemieścić się w ruchu ulicznym z punktu A do punktu B (spektakularnie omijając setki aut stojących w korku). Można też zamontować GoPro w czapce biegacza czy podróżnika, a jeśli zajdzie potrzeba gadania vis-a-vis, wystarczy poszukać lustra lub mieć je przy sobie;).

Brakuje kobiet mówiących o czymś innym, niż moda/ uroda, które zagrałyby mężczyznom na ambicjach wchodząc w obszary zdominowane przez facetów (a jest to dosłownie wszystko poza „stylem życia”). Przydałyby się częściej akcje społeczne i non profit. Internauci uwielbiają wspierać pozytywne wydarzenia, np. cały dochód z reklam na kanale zrzeszającym kilku znanych twórców przeznaczony na schronisko dla zwierząt – dla prestiżu, ale też z czystego altruizmu.

Jako pozytywny przykład podałbym akcję „Lekko Stronniczych” dla domów dziecka czy twórców „Piątek – the series” dla nastolatki z nowotworem (wkrótce planujemy kolejną). Staty oraz echo w komentarzach przy tych odcinkach pokazują, że Internauci mocno doceniają takie gesty. Brakuje też prostego serialu współtworzonego w całości przez użytkowników – od wskazania gatunku, przez wpływ na fabułę, dobór muzyki i aktorów (najlepiej zrekrutowanych wśród widzów), na lokalizacji kończąc.

Dostępny jest pełen zestaw darmowych mechanizmów interakcji pozwalających na to, nie brakuje także grup zapaleńców. Wyobraźmy sobie, przykładowo, projekt, który polega na tym, że wszyscy biorący w nim udział to fikcyjni lokatorzy jednego bloku i każdy z nich ma do odegrania jedną scenę (np. narzeka na swojego sąsiada lub przedstawia sytuację w windzie). Montujemy w taki sposób, aby pokazać wszystkie osoby, jak gdyby mieszkały w jednej klatce. Dodatkowo każdy ma swój osobny profil, gdzie tworzy dalsze wątki fabuły z własną osobą, ale też agreguje fanów.

Trzeba jednak przyznać, że internetowe wideo kocha przede wszystkim twarz prezentera, jego charakter, a dopiero później to, co ów przedstawia. Jednak blondynka z dużym biustem i odważnym dekoltem na dłużą metę nie uratuje fabuły serii o grach… Jeśli jednak zna się na grach, wygląda jak opisany wzorzec, a przy tym operuje ciętym językiem, rozwali łącza. Możemy tutaj, rzecz jasna, polemizować, czy aparycja w parze z charakterem odgrywa najważniejszą rolę, jednak zaniedbanie warstwy merytorycznej zawsze wpływa na efekt końcowy.

Nie polecałbym też używania i pożyczania „obcego” kontentu do budowania własnej popularności. Rozumiem przez to zarówno fragmenty utworów komercyjnych audio, jak i sampli wideo. Za chwilę możemy obudzić się z przysłowiową „ręką w nocniku” po otrzymaniu od Google’a „claim dispute”, szczególnie w momencie, kiedy nasz klip zanotuje kilkaset tysięcy odtworzeń i zostanie usunięty z YouTube w związku z naruszeniem czyichś praw autorskich. Na pewno doczekamy czasów, kiedy „wstawka” będąca własnością innego twórcy spowoduje, że proporcjonalnie otrzyma on część naszego przychodu, ale taki scenariusz jest jeszcze odległy i póki co lepiej na nim nie polegać.

AK74 – Czy szansą dla najlepszych twórców i ich materiałów jest wyjście poza internet i pojawienie się w telewizji? Nawet w jakimś niszowym paśmie? Tylko wtedy zarobią więcej niż z partnerstwa z YouTube?

Już mieliśmy kilka takich prób, jednak dotyczyły one nielicznych. Maciej Frączek a.k.a „Niekryty Krytyk” – prowadził swój autorski program w radiu ZET. Maciek „Sawik” Sawicki, który zaczynał w telewizji e-sportowej HeadShootTV, a potem rozwijał się w WP.TV, finalnie na własną rękę zajął się produkcją autorskiego programu o grach komputerowych dla kanału „Sportklub”. Wspomniana wcześniej Barbara Kwarc prowadziła swój cykl na TVN, a „Klatka B” poleciała w kanale tematycznym Polsatu.

Najbardziej dystynktywny jednak pod tym względem jest przykład „naszego” Cyber Mariana, który po sukcesie „Polskiego Mixa” (trzeci najpopularniejszy klip na polskim YouTube w 2011 roku) – podpisał umowę na współpracę z 4fun.tv. Jego „audycja” w badaniach telemetrycznych polskich stacji muzycznych kilka razy widniała na czołowych pozycjach. Jednak, podkreślam jako osoba wywodząca się z nurtu „klasycznej” TV, środki które wspomniani twórcy zarobili na tym „wyjściu” najczęściej nie były dużo większe od tych, które udawało im się zgarnąć z działalności webowej.

Istotnym problemem romansu internetu z telewizją jest „forma ekspresji”. Pani Barbara bez wymawianych z finezją przekleństw nie miała już tej siły przebicia i wypadała jak zwykła babcia. Ugrzeczniony „Niekryty Krytyk” brzmiał dość sztucznie.

Te dwa światy, wbrew pozorom, mocno się od siebie różnią. Tolerancja i akceptacja dla mocnych w wydźwięku treści w internecie – oglądanych najczęściej w pojedynkę – jest dużo większa, niż tego samego na szklanym ekranie – konsumowanym wspólnie z rodziną na kanapie i traktowanym nadal jako medium „większego prestiżu”. Gwiazdy przeniesione z on-line do off-line, w momencie, kiedy zderzają się z kwestiami ustawy o KRRiT (pod której jurysdykcję podlega rynek linearnej TV i radia), niestety szybko blakną, gdyż okazuje się, że „sformatowane” pod standardy regulatora rynku nie są już takie same.

Jeżeli mógłbym coś doradzić młodym twórcom, to – w moim przekonaniu – kluczowe jest obstawianie i niezaniedbywanie tzw. „innej działalności” w celu (uwaga, mądre słowo) „dywersyfikacji źródeł przychodów”. Ważne w tym miejscu jest, aby ta działalność była chociaż częściowo pokrewna z naszym „webowym” alter ego.

Tak, dokładnie chcę powiedzieć, że chałtura „na boku” jest zdrowa i pozwala cały czas trzymać się filmowania. Dakann to nie tylko zdolny prezenter, ale też fotograf i tak naprawdę utrzymuje się głównie z sesji zdjęciowych. Sheben to profesjonalny montażysta, który dorabia zleceniami dla telewizji kablowych (montaż trailerów) i dystrybutorów DVD (synchronizacja napisów do filmów). Dodatkowe usługi prowadzi też ekipa ISTV (ci od webshake.tv).

Wchodzą w relacje z eventów i transmisje konferencji, na które jest olbrzymi popyt (szczególnie wśród organizatorów imprez masowych). Natomiast z „kręcenia ślubów” (co przytrafiło się prawie każdemu w mojej ekipie) można nauczyć się więcej o obrazie i kadrowaniu, niż na praktykach w TVN24. Raczej polecałbym „puknąć się w czoło”, zamiast kpić z tego typu zleceń.

Tym, co niebawem będzie się mocno liczyło są kreacje profesjonalnych wirali (ale to już bardzo zaawansowana materia dla wybranych), tańsze substytuty spotów wideo do emisji jako in-stream (ta forma reklamy będzie notowała największa dynamikę na rynku reklamy on-line), a także wideo-wizytówki, które o ponad połowę podnoszą szansę „zaproszenia” na rozmowę kwalifikacyjną.

Słowem, opieranie modelu egzystencji w necie wyłącznie na popularności kanału YT będzie drogą przez mękę, której nikomu nie życzę i nie polecam. Warto umiejętności spożytkować również na inne zlecenia. Dużo łatwiej będzie zdobyć ten świat mając na boku stałe źródło przychodu (i nie mam tutaj na myśli kieszonkowego „od starych”).

Co złego również w tym, aby zdobywać popularność sprzedając gadżety z własnym brandem? Koszulki, czapeczki, kubki… Nie dość, że płacą, to jeszcze te gadżety są wiernym nośnikiem reklamy i najlepszym kanałem dotarcia, dzięki osobom w całości utożsamiającym się z naszymi produkcjami. Wszystko to raczej świadczy dobrze o operatywności vloggera, aniżeli odwrotnie.

Nie warto też być pazernym, kiedy duży gracz zapuka do naszych drzwi lub uda nam się znaleźć takie dojście. Zaoferować kilka emisji testowych „za free” i ewentualnie, przy kolejnych, negocjować stawki, raczej w granicy zwrotu kosztów. W ten sposób edukujesz, przyzwyczajasz i łapiesz przyczółek. Każdy wydawca, jak popatrzy na wysokie współczynniki telemetryczne AMR/SHR w pasmach, w których emitowany jest Twój kontent – sam przyjdzie „po więcej”. Nie znam przypadku „grubej kasy” zaoferowanej vlogerowi na wejściu, jednak przykład Cyber Mariana pokazuje, że cierpliwość się bardzo opłaca.

AK74 – Właśnie – YouTube. W Polsce to chyba jedyna platforma pozwalająca zarabiać całkiem niezłe pieniądze. Możemy pokusić się o jakieś uściślenia? Na przykład ile może zarobić kanał twórcy, który notuje miesięcznie 1 mln odtworzeń a ile taki notujący 10 mln?

Trudno mi się w tej sprawie wypowiadać. W mojej firmie długo lobbowałem za „partnerstwem”, mimo ze warunki zaoferowane przez YT były całkiem dobre dla nas. Obecnie kanał /wptvwppl notuje średnio milion odtworzeń miesięcznie, a kolejne kilkaset tysięcy kanał /PiatekTheSeries i /ToSieWytnie.

Pieniądze, które uzyskujemy pozwalają nam na eksperymenty typu odcinki specjalne, wideo FX-y, zwiększanie częstotliwości emisji, produkcję gadżetów itp. Mamy też, podobnie jak Agora, możliwość grupowania innych twórców.

Możemy stworzyć syndykat, ale postanowiliśmy nie rozwijać tej działki. Za niskie są nadal marże i za duży bałagan w tym segmencie, szczególnie w kontekście ostatnich afer z estymowaniem zarobków sieciowych twórców. Nie będę jednak tego wątku zgłębiał, bo ostatnio zostało już sporo na ten temat powiedziane.

W każdym razie oficjalne partnerstwo (bez share rev) zawarliśmy już w sierpniu 2008 roku. Początkowo zamieszczaliśmy na YouTube.com fragmenty programów, które „po więcej” odsyłały użytkowników do WP.TV, zapewniając tym samym efektywną konwersję ruchu i podnosząc nasze statystyki. Kiedy Google wprowadził do Polski program partnerski dla twórców wideo, zakładający dzielenie się zyskami z reklam, dołączyliśmy do niego i zaczęliśmy udostępniać w serwisie nasze materiały.

Dziś na kanałach partnerskich Wirtualnej Polski na YouTube notujemy ponad 55 000 subskrypcji, udostępniamy ponad 2 600 klipów wideo, które łącznie obejrzano 70 milionów razy (średnio 27 tysięcy każdy). W konsekwencji, kilka procent obecnych wpływów generowanych jest dzięki współpracy z Youtube, mimo że produkcje wgrywamy z 3-4 tygodniowym opóźnieniem w stosunku do ich premier w serwisach portalu, jednocześnie komunikując ten fakt w opisie i na końcu emitowanych w YT klipów (wymóg odgórny, aby nie dewaluować oferty naszych macierzystych serwisów).

Warto dodać, że jednym z powodów, dla którego zdecydowaliśmy się na współpracę były nagminne przypadki nielegalnego umieszczania na YouTube kontentu WP.PL. Od jakiegoś czasu, jako partner programu, mamy narzędzia, żeby blokować takie treści i przeciwdziałać temu zjawisku. Podkreślam w tym miejscu, że „program partnerski” YT traktujemy jako dodatkowy kanał monetyzacji, a nie cel.

Pamiętajmy też, że nie samym YouTube internet żyje. Mamy dziesiątki innych platform, jak Vimeo, DailyMotion, Ipla, Orange.pl („Lekko Stronniczy” produkują tam kilka podcastów), player ogólnoportalowy WP.PL (dodatkowy ruch poza serwisami WP.TV i ToSieWytnie.pl), wideo na Facebooku, wideo na Onecie i kilku innych. Każdy z wymienionych ma indywidualne serwery do streamingu i dedykowany player.

Niezależność jest zdrowa w tych czasach, co tym bardziej potwierdzają historie z coraz częstszym blokowaniem kanałów YT i problemami z ich przywróceniem. Polecam też próbować wyprowadzać ruch na zewnątrz, np. w kierunku własnych witryn, które zagnieżdżają odtwarzacz YouTube, ale pozwalają dodawać reklamy typu display w interfejsie. Zawsze możemy podmienić ramkę playera (np. z YT na Vimeo) bez utraty komentarzy pod klipem czy pozycji indeksu strony w katalogach Google i podkreślam, że nie mam na myśli w tym miejscu omijania prawa, tylko wykluczenie ryzyka, z którym zderzył się np. wspomniany Martin Lechowicz.

AK74 – Postawienie na oglądalność jako główny parametr mierzalności partnera YT prowadzi do sytuacji w której aż się prosi o produkowanie bardzo kontrowersyjnych materiałów. Twórcy projektu „Gr@żyna” pokazali jak prosto zbudować od zera fejkowego vlogera, którego hejtów (ale i oglądają) setki tysięcy internautów…

To prawda. Duży szacunek dla twórców tego projektu. Wyrwali v-community z błogiego letargu, wywołując niezłego kaca na jego „wierchuszce”. Generalnie, każda platforma ma swój „auto–imperatyw”, którym posługują się jej moderatorzy. YouTube’a (podobnie zresztą jak Facebook) cechuje bardzo purytańskie podejście do wszelkich „golizn”. Z kolei totalnie obojętne do wulgaryzmów. Jest to przeniesienie kultury anglosaskiej na grunt globalny, a więc zahaczający i o naszą polską wioskę.

Według mnie najgorszą i najciemniejszą stroną polskiej sieci – w całej jej rozpiętości – jest pozostawienie dużej tolerancji dla anonimowych komentarzy pod materiałami. Na tym gruncie i na naszych narodowych przywarach wyhodowaliśmy naprawdę kawał mentalnego „hejterstwa”, czującego się i działającego totalnie bezprawnie.

O tym mógłbym machnąć 5-godzinny monolog bez większych problemów, ale czasu szkoda. Polski internet (o czym wielu milczy, ale fakty mówią same za siebie) to szczególna wylęgarnia malkontentów w najgorszym wydaniu – anonimowym. Trzeba zrozumieć, że nie dogodzi się wszystkim, jednak najbardziej słychać będzie tych „niezadowolonych” (eufemizm).

Trzeba więc łapać dystans, chociaż czasem aż palce swędzą, chociaż korci, żeby wdać się w polemikę z trollem – to jednak, summa summarum, lepiej przejść obojętnie. To najskuteczniejsza broń na frustratów. Dodam tylko, że w swojej karierze straciłem 3 prezenterów, a 2 ledwo zatrzymałem przy projektach on-line po tym, jak zaczęli czytać fora. Sporo wody w Wiśle upłynęło zanim złapali dystans, a dokładniej – wyhodowali sobie własny „pancerz”.

Jedna z naszych prezenterek w ostatnim czasie postanowiła nie dać za wygraną i skierowała do prokuratury wniosek o wszczęcie postępowania w związku z atakami na jej osobę w komentarzach. Okazało się, że stalkerem jest ta sama osoba, używająca różnych nicków.

Sprawa jest w toku. Obecnie portal przekazuje organom ścigania materiały dowodowe w tej sprawie. Trzeba mieć naprawdę grubą skórę, żeby wytrzymać jad wylewający się z komentarzy lub, opcjonalnie, zainwestować w moderatorów, ale na to nie zawsze stać twórców lub nie mają oni możliwości przeglądania setek komentarzy. Kiedy masz kilkaset wgranych odcinków po prostu tracisz nad tym kontrolę.

Nie ma też możliwości efektywnego kontrolowania wpisów pod 2600 klipami wideo na YT, wiec często decydujemy się pod niektórymi materiałami na blokadę dodawania wpisów lub ich premoderację, co z kolei wywołuje oburzenie, w tym wśród osób piszących konstruktywne. Brakuje „złotego środka”, który neutralizowałby bezkarność anonimów lub uświadamiał im, że nie są bezkarni (moduł komentarzy z wykorzystanie Facebooka również tego nie rozwiązuje).

Od pewnego czasu prowadzimy pewien eksperyment na ToSieWytnie.pl – tu, za zgodą całej ekipy, z dużą tolerancją podchodzimy do najbardziej paszkwilowych komentarzy skierowanych w każdego z twórców (z wykluczeniem, rzecz jasna, m.in. haseł ksenofobicznych).

Autor takiego śmieciowego wpisu nawet nie ma pojęcia, że nabija ruch w interesie, bowiem każde przeładowanie strony to de facto wyświetlenie kolejnej formy reklamowej, a z logów naszych serwerów widać, że hejter lubi wracać, aby sprawdzić efekty własnej pracy. Summa summarum troll nawet nie ma świadomości, że jego nienawiść nakręca nam w tym momencie biznes:> Podkreślam, że eksperyment ten dotyczy wyłącznie jednego serwisu, w pewnych jego obszarach i powiązany jest z disclimerem informującym userów o możliwości kontaktu z tego typu wpisami po załadowaniu się witryny.

Odwrotnie jest w bardziej stonowanym WP.TV, gdzie tolerancja dla inwektyw we wpisach jest bliska zeru i stawiamy w komentarzach mocniej na stronę merytoryczną..

AK74 – Czy nie ma szans żeby stworzyć konkurencję dla YouTube tylko w kategorii platformy dla vlogerów? Lepsze warunki finansowe, inne podejście (łagodniejsze) do praw autorskich? Są, były jakieś próby w Polsce czy na świecie?

Na szczęście internet to nie tylko ekipy z Mountain View i Menlo Park;) Jeżeli chodzi o niezależne projekty poza orbitą YouTube, patrząc z perspektywy zagranicy, to pewnym niedoścignionym wzorem jest dla mnie amerykański collegehumor.com (polecam serie: fullbenefits, JakeAndAmir, HardlyWorking i animowany DinosaurOffice).

Projekt ten wyrósł na gruncie kultowej i pierwszej liczącej się tak naprawdę telewizji internetowej ManiaTV.com (swego czasu prezenterem był tam Tom Green) oraz bezkompromisowego NoGoodTV.com. Obecnie jednak te serwisy są zmarginalizowane. Warto jeszcze wspomnieć o fenomenie revision3.com, którego produkcjami dość namiętnie inspiruje się nasza vlogosfera.

Sieć ich programów na YT ma ponad 8,5 mln subów i 2,4 miliarda (sic!) wyświetleń, jednak oprócz tego mają swoją własną i niezależną platformę z obsadą rekrutowaną wśród amerykańskich vloggerów. Szczęśliwcy, którzy trafili na ich orbitę, nie mogą narzekać, wystarczy popatrzeć na diggnation, hardcorowy unboxingporn czy HD Nation.

Z kolei, na naszym rodzimym podwórku, jestem w stanie wskazać w zasadzie tylko ISTV, które eksperymentuje z własnym playerem oraz ToSieWytnie.pl (jeśli jestem w błędzie – prosiłbym o dodanie innych projektów tego typu w komentarzach pod tym artykułem) – oba serwisy stawiają na autorskie treści i mocno akcentują kwestie praw autorskich, budując w pocie czoła alternatywę dla „monopolu YT w Polsce

Jestem zdania, że w niedalekiej przyszłości będą liczyć się głównie syndykaty twórców. W ten sposób łatwiej walczyć o budżet, ale też działać w synergii. Przykładem takiego działania jest właśnie ToSieWytnie.pl, gdzie postanowiliśmy skupić produkcje wokół własnej domeny, zaprosić do udziału znanych twórców i tam, bez prowizji (która pobiera YouTube), prowadzić działania reklamowe.

W ten sposób kilka produkcji (w tym „Piątek the series”), wspólnie z innymi shows, „wyklikuje” dane kampanie reklamowe. Jeśli jedno show nie zaskoczy w danym tygodniu i nie wygeneruje określonego ruchu, zawsze mamy szanse zbilansować to popularnością innej produkcji. Tego typu materiały staramy się zamieszczać regularnie w dedykowanym im blokach.

W ten sposób równocześnie „lojalizujemy” sobie widzów. Przyzwyczajamy ich do tego, że swoje ulubione programy mogą zobaczyć tylko u nas (stąd emisje naszych produkcji na YouTube.com celowo opóźniamy o 3 tygodnie w stosunku do premier na ToSieWytnie.pl).

Czy to dobra strategia? Miesięczna ilość odtworzeń naszych produkcji na samym ToSieWytnie.pl to blisko 5 milionów (rekordzista w polskim YT – RockAlone2k ma ich miesięcznie circa 2,5 mln), z kolei sumaryczna/historyczna liczba od powstania ToSieWytnie.pl to blisko 130 mln (najpopularniejsza pani Barbara Kwarc ma ich o ponad 30 mln mniej) – stąd łatwo zrozumieć nasz punkt widzenia: nie samym YT polskie wideo on-line żyje.

AK74 – Czy gwiazdy z YT mają szansę sprawdzić się w telewizji? Wyobrażasz sobie żeby na przykłada Dakann został prowadzącym jakiegoś programu w TVN? Pojawią się takie transfery? A może vlogerzy będą podkupowani przez portale?

Jeśli chodzi o portale horyzontalne lub tematyczne, to nadchodzi złoty czas dla najpopularniejszych youtuberów. Już widać zjawisko kupowania „gwiazd”, a co za tym idzie ich całych społeczności. „Lekko Stronniczy” prowadzą/produkują kilka formatów dla Orange.pl, które promują na swoich fanpejdżach.

Dakann, Cyber Marian i Sheben działają w ToSieWytnie.pl. Pyta.pl, po aferze z „ambasadą Rumunii”, przeszła z ISTV do Wrzuta.pl. A to nie koniec, bo dużych kuszą „farmy fanów”, w których posiadaniu są popularni twórcy, a to bezpośrednia opcja na poszerzanie zasięgu portalu, która działa, de facto, również w drugą stronę, z pożytkiem dla twórcy.

Co do szklanego ekranu, to dość szeroko wypowiedziałem się już na ten temat wcześniej. Trzeba zrozumieć, że telewizor oferuje, wbrew pozorom, inny typ kontentu, wymaga innej pracy kamer i cechuje się mniejszą tolerancją widzów dla błędów związanych z realizacją obrazu i fonii.

Wierzę, że wybrańcy vlogosfery pojawią się fragmentarycznie w TV. Przypomnę nieskromnie, że pierwsza ten szlak przecierała Wirtualna Polska, której produkcje były emitowane w ITV oraz 4fun.tv. Jednak występowaliśmy, bądź co bądź, jako profesjonalny podmiot, a nie jako niezależny twórca.

Generalnie, telewizja linearna/programowa ma nadal wyśrubowane standardy, które niełatwo przeskoczyć nawet najbardziej zdolnemu twórcy. Tam liczy się praca zespołowa, aparycja oraz kwestie natury „logopedycznej”. Wyobraźmy sobie też sytuację zupełnie odwrotną, w której reporter z TV linearnej przeniesiony jest na grunt vloggingu, czyli sam siebie nagrywa, dba o wygląd i dykcję, następnie o kompozycje kadru, światło i dźwięk, zgrywa surówkę, tnie, eksportuje gotowy plik, a potem przekonuje wydawców różnych stacji, żeby zmieścili to na antenie.

Równolegle ściga się z czasem oraz innymi dziennikarzami, a na koniec wystawia fakturę. Gdyby rynek w ten sposób rozdrobnić, mielibyśmy same osiedlowe „spożywczaki” zamiast supermarketów, a do kina chodziłoby się na ”’Bułgarski Pościkk” a nie „Batmana”. Produkcja telewizyjna w stacjach podlega rewizji (a raczej „odchudzaniu”), jednak należy pamiętać, że w pewnym momencie również w warstwie internetowego wideo pojawi się większa presja na jakość. Upowszechnienie HD zobowiązuje, podobnie jak powierzchnia obrazu, którą w związku z tym należy „zagospodarować”.

Poza tym, aby pojawiać się w mediach mainstreamowych, warto mieć „czyste papiery”. Raz wyrazisz swój światopogląd polityczny lub walniesz soczystą wiązankę epitetów, uznanych powszechnie za niecenzuralne (w sieci tego typu język to normalka), a będziesz „genetycznie obciążony”. Oznacza to automatyczne wykluczenie w pewnych kręgach i bariery w potencjalnej karierze. Internet ma nieskończoną pamięć w takich przypadkach, a „życzliwi” z newsroomu chętnie wyciągną „smaczki z przeszłości”, niczym filmy Sylwestra Stallone lub Joanny Krupy z początków ich kariery;)

AK74 – Jak będzie wyglądał rozwój platform wideo w Polsce w kontekście portali? Każdy z portali w Polsce będzie miał własną platformę i rozpoznawalne produkcje?

W tego typu biznesach wyróżnianie się to kluczowa strategia. Z pewnością każdy będzie stawiał na własne gwiazdy oraz technologię, bo to po prostu bezpieczne w czasach, w których Google coraz intensywniej szuka możliwości zarobienia na swoim nierentownym nadal projekcie wideo i nie wiadomo jeszcze, jakimi środkami zamierza to osiągnąć.

Jednak równolegle mamy ciekawy trend, w którym powstaje coraz więcej „baz wideo”, a za taką uważam zawartość YT, TVN Player, Ipla czy WP.TV. Możliwość embedowania klipów w dowolnym miejscu i czasie stwarza szansę na promocję i publikację wywiadów bez większych przeszkód w różnych miejscach, np. teledysk artysty może pokazać równocześnie Onet, WP.PL i Interia – osadzając go na swoich stronach z tego samego źródła, przy czym twórca klipu zarobi odpowiednio dużo na in-streamach, które w jego imieniu wyemituje YouTube.

Nie możemy zapominać też, że głównym hamulcem rozwoju emisji wideo w on-line w oparciu o HTML5, są właśnie kwestie związane z monetyzacją. Na razie nie ma możliwości emisji i liczenia in-streamów, w oparciu o ten standard, przynajmniej nie poza obszarem głównego osadzenia klipu.

W przyszłości będą liczyć się zrzeszenia twórców (jeden ogarnia realizacje, drugi scenario i performance, a trzeci promocję, headhunting i pozostałych członków ekipy). Nie wierzę natomiast, że utrzyma się model 3w1, bo zawsze na którymś etapie wyjdzie fuszerka. Postęp zobowiązuje, a w pojedynkę można szybko wylecieć z tego interesu.

Na prowadzenie pomału wychodzą urządzenia mobilne. Produkcje i oferta programowa serwisów będzie przygotowywana pod kątem takich urządzeń i, w zależności od kontekstu ich użycia, kontent wideo będzie rozwijał się dwutorowo. W opcji „outdoor” – aby na przerwie w szkole lub pomiędzy przystankiem A i B internauta był w stanie obejrzeć np. dwuminutowy klip i przy wysiadaniu z autobusu nie musiał go pauzować i do niego wracać.

W opcji „indoor” – czyli z dopasowaniem pod duży ekran telewizora, z możliwością oglądania w HD. Jednak ta druga opcja nadal wymaga „catch up” technologicznego. Od ponad 3 lat możemy w WP.PL produkować w rozdzielczości HD, a także emitować strumień w tym standardzie, tylko co z tego, jeżeli użytkownik musi dysponować łączem 8-9 Mb/s, a na razie średnia w Polsce wynosi 1,5-2 Mb/s. Wiemy, że to się zmienia, więc do tych zmian będziemy się stopniowo dostosowywać. Podobnie jak inni gracze rynku, w tym również youtuberzy.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon