AK74 – Jesień to pora roku kiedy blogerzy wydają swoje książki. Najpierw Kominek o blogowaniu a teraz Ty o robieniu wideo w sieci. Przeczytałem Twoją książkę i mam pytanie – kogo miałeś w głowie pisząc ją? Do kogo ją chcesz skierować?
Krzysztof Gonciarz – Pierwszy i najważniejszy target to ludzie chcący zacząć bądź stawiający już pierwsze kroki w sieciowym wideo. W dość szerokim rozumieniu – to, o czym piszę, stosuje się zarówno w letsplayach z Minecrafta, jak i w zaawansowanych produkcyjnie programach rozrywkowych czy publicystycznych.
Jest to więc przede wszystkim poradnik tego, jak operować językiem webvideo, żeby to dobrze działało w internecie. Wyszło z tego dość kompletne podsumowanie tego, jak działa sieciowe wideo, czym się różni od telewizji, czym vloger różni się od „profesjonalisty” (dziennikarza telewizyjnego, prezentera, producenta itd.) – i z tego względu myślę że również osoby nie pragnące wejść w tę dziedzinę, a po prostu zainteresowane nowymi mediami, internetem i w szczególności vlogosferą, dowiedzą się tu sporo ciekawych rzeczy o praktyce tego, jak to wszystko wygląda od wewnątrz.
AK74 – Pytam się bo odniosłem wrażenie, że skupiasz się na sprawach związanych z emisją głosu, montażem i zachowaniem na planie ale brakuje mi osobiście takich bardziej marketingowych elementów – co i jak zrobić żeby stać się znany vlogerem.
KG – Częściowo zajmuję się tym w trzeciej części książki, która koncentruje się na treści programów, zarządzaniu nimi w rozumieniu „zarządzania marką” bądź „projektem” (cudzysłowy biorę stąd, że nie lubię takiej terminologii w tej dziedzinie), a także rozumieniem swoich programów pod kątem produktowym. Masz rację w tym względzie, że nie ma tu magicznych odpowiedzi na metafizyczne pytania typu „jak się wybić?” – bo do tego trzeba tę książkę czytać również między wierszami.
Warsztat, o którym mówisz, to drobne cegiełki, z których buduje się markę twórcy i ostatecznie sukces, oglądalnościowy bądź wizerunkowy. Starałem się opierać na solidnych fundamentach i angażować czytelnika w związki przyczynowo-skutkowe – jeśli piszę na dany temat, np. jak regularnie publikować odcinki swojego show – to prezentuję zwykle argumenty przemawiające za najróżniejszymi modelami, unikając jednoznacznych odpowiedzi „zrób tak a będzie dobrze”.
Myślę, że to byłaby retoryka artykułu typu „10 sekretów dobrego vloga”, a takie zwykle opierają się na mocnych hasłach i poetyce książek z półki self-help. Ja chciałem stworzyć tekst, który myślącemu czytelnikowi zaprezentuje dość szerokie spektrum możliwości, pokaże mu jak różnorodnie można traktować różne aspekty tej pracy, po czym pozostawi wybór w jego rękach.
Niestety webvideo jest w tym momencie cholernie niejednorodną materią – często do jednego worka wrzucamy vlogi, programy rozrywkowe, virale, szorty animowane, teledyski w stylu Cezika itp. itd. W takiej dżungli naprawdę trudno jest pisać uniwersalne formuły sukcesu, a nawet nie bierzemy jeszcze pod uwagę faktu, że standardy zmieniają się w czasie – a mnie zależało, żeby ta książka była aktualna przez dłuższy czas.
AK74 – Zagwarantujesz, że po przeczytaniu „Webshows” czytelnik będzie w stanie usiąść za kamerą i nagrać fajne, nośne wideo?
KG – Myślę, że nagra dużo fajniejsze wideo niż przed przeczytaniem tej książki – zakładając oczywiście że weźmie sobie dużo rad do serca. Przez ostatnie lata widziałem jak wiele bardzo popularnych obecnie osobowości tej branży stawia pierwsze kroki (sam zaczynałem w 2007 roku, czyli odrobinkę przed peletonem) – widziałem, jakie mieli problemy, części z nich sam pomagałem je rozwiązać. Dzięki temu czuję się naprawdę kompetentny jako swojego rodzaju „coach” sieciowego wideo – i wydaje mi się że w Webshows zawarłem tyle ekspertyzy na ten temat, ile byłem w stanie.
Łukasz Skalik, szef ToSieWytnie.pl, po przeczytaniu Webshows powiedział że w książce jest dużo więcej wiedzy niż widać po moich produkcjach – to taki zabawny, przewrotny komplement, który jest dla mnie wbrew pozorom bardzo miły. Gdybym zrobił checklistę rad zawartych w Webshows i przeleciał ją oglądając odcinek „Zapytaj Beczkę”, prawdopodobnie sam miałbym sobie dużo do zarzucenia – no ale webvideo wymaga kompromisów i nie da się każdego programu robić na 100% swoich możliwości. To też jedna z rad zawartych w tej książce, mierzenie sił na zamiary.
AK74 – Ile czasu zajęło Ci napisanie „Webshows”? Ta książka powstała z potrzeby serca czy raczej po prostu chcesz „zmonetyzować” swoją popularność jako vlogera?
KG – Książka powstawała jakieś pół roku, dużo dłużej niż zakładałem – początkowo myślałem że będzie miec 194 strony, tak jak moje „Wybuchające Beczki” z zeszłego roku, ale ostatecznie wyszło ich ponad 300 – zdecydowałem się więc też na twardą okładkę (nie chcę wchodzić w szegóły, ale powiedzmy że twarda okładka jest bardziej bajerem wizerunkowym niż opłacalnym komercyjnie) i w ogóle potraktowanie tego projektu bardziej osobiście niż początkowo miałem zamiar.
W zasadzie gdybym chciał po prostu zmonetyzować popularność, mógłbym zrobić setki prostszych i mniej ambitnych rzeczy, sprzedawać gadżety – albo napisać po prostu książkę na zasadzie pitu-pitu, oto moje wspomnienia i żarty zebrane w jeden tomik (tak zrobił ostatnio Niekryty Krytyk, bardzo słusznie zresztą – jego książka jest w założeniach lekką i przyjemną lekturą, która trafi do dużo większego grona niż miejscami hardkorowy poradnik do niszowej, kiełkującej dziedziny).
Na pewno będę takie rzeczy robić w przyszłości, bo nie boję się komercji – ale Webshows to jeszcze nie to. Poza osobistą ambicją udowodnienia sobie, że jestem w stanie coś takiego zrobić, widzę jeszcze jeden czynnik – chcę, żeby ta branża rosła w siłę, a taka książka jest jakąś tam kropelką która w oczach wielu osób może przelać butelkę.
Jeśli uda się wyjść z tym tekstem poza grajdołek YouTube’a – a już wiem, że to się udaje – to dla mnie będzie to wielki sukces, bo to będzie znaczyć, że osoby z zewnątrz dostrzegają webvideo jako coś godnego uwagi – i mam tu na myśli zarówno potencjalnych odbiorców, jak i firmy które w przyszłości mogą organizować z vlogerami więcej okazji pokroju Żywioł Riders.
AK74 – Nieśmiertelne i najbardziej znienawidzone zapewne pytanie – czy na wideo w Polsce można zarobić Pani Krzysztofie?:) Czy prawdą jest, że czołowi polscy „jutjuberzy” zarabiają po 10 tys złotych miesięcznie?
KG – Zdaje mi się, że na 10 tysięcy miesięcznie jest jeszcze na polskim YouTube za mało odsłon – czołowi twórcy webvideo mają teraz mniej więcej 5 milionów emisji miesięcznie, a to się tak niestety nie skalkuluje. Ale da się zarobić, tak – z tym, że to luksus dostępny tylko dla najpopularniejszych, oczywiście jeśli mówimy o samych emisjach reklam.
Tyle się mówiło o Rocku i jego milionach z YouTube’a, a przecież jest w Polsce nieco osób zarabiających na webvideo więcej niż Remigiusz – tyle że nie robią tego w tak spektakularnym stylu, na oczach setek tysięcy widzów, ale po prostu robiąc z agencjami akcje niestandardowe, reklamówki, placementy itd.
Lekko Stronniczy są przecież dużo bardziej dojrzałym biznesem z branży webvideo niż jakikolwiek youtuber, a przy tym potrafią odizolować swoją komercyjną działalność od tej rozrywkowej – i to świetnie się sprawdza, bo nigdy nie ma wokół nich dymu. Niedoświadczeni twórcy często wpadają w pułapkę „odsłonówki”, myśląc że jedyny sposób na pieniądze z video to trzaskanie jak największej liczby emisji – a to z kolei prowadzi do „inflacji” treści.
Po co masz robić jeden program 3 dni, skoro możesz w tym czasie puścic 8 półgodzinnych gameplayów i mieć 8 razy więcej emisji? To krótkowzroczne podejście, ale – i tu puszczam oko do Pawła Tkaczyka – YouTube (i AdSense) to doskonale „zgrywalizowana” platforma, na której przyjemnie się maksymalizuje swoje statsy dziennego przychodu – zapominając, że przychód mógłby być dużo większy gdzie indziej.
AK74 – Dobra – wydałeś książkę. Będziesz teraz robił szkolenia, występował i opowiadał o tym „jak nagrywać wirusowe filmy”? Czy raczej nadal będziesz kręcil „letsplay’e” dla Gry Online i swoje „beczki”?
KG – Szykuje się trochę zmian, ale nie chcę jeszcze o tym mówić – na pewno chcę przede wszystkim pozostać twórcą, bo takim już jestem rodzajem osoby, najlepiej się bawię po prostu tworząc jakieś fajne rzeczy. Przez lata stałem jedną nogą w branży gier wideo, a drugą w sieciowym wideo (czyli widać lubię rzeczy z „wideo” w nazwie) – i to się nie zmieni.
Planuję kilka nowych projektów na przyszłość, chcę też rozwijać Vlogersów, czyli kanał-spółdzielnię, który niestety został przeze mnie zaniedbany przez pracę nad książką. Szkolenia i występy publiczne – to zawsze będzie dla mnie tylko dodatek, nie czułbym się dobrze w takiej roli na stałe.
AK74 – Jak sprzedała się Twoja poprzednia książka czyli „Wybuchające beczki”? Nauczyłeś się czegoś na jej wydaniu?
KG – Sprzedało się ponad 2500 sztuk (pierwszy raz podaję to do wiadomości publicznej, więc doceń to! :)). To – jak na polską branżę książkową, self-publishing i alternatywny model dystrybucji (nie ma jej w Empikach)- znakomity wynik. Możliwe, że za kilka tygodni zamówię dodruk, bo po 1,5 roku od premiery książka wciąż się sprzedaje – jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
Nauczyłem się bardzo dużo, zarówno od strony wydawania książki, jak i przede wszystkim tworzenia jej. „Beczki” są takie, jakby to powiedzieć, nastoletnie – dziś napisałbym ten tekst z mniejszą podjarą i mniejszą pompatycznością, Webshows jest dużo bardziej stonowane i „profesjonalne”. Pierwsze koty za płoty – cieszę się, że wydałem „Beczki” w takiej sytuacji, w jakiej byłem.
AK74 – A jak Ty właściwie wydajesz „Webshows” – podpisałeś umowę z wydawnictwem czy kolportujesz sam? Kto robił korektę, skład, druk? Kto się zajmie wysyłką?
KG – To co robię technicznie jest self-publishingiem, chociaż myślę że idę jednak krok dalej w stosunku do tego co ten termin normalnie oznacza: mam firmę-wydawnictwo, poszczególne etapy prac produkcyjnych zlecam zaufanym osobom, w zasadzie w tym momencie bliżej temu do „indie-wydawnictwa” niż garażowej samowolki, w której autor sam robi wszystko.
Łańcuch pokarmowy polskiej branży książkowej jest dość okrutny: jest autor, wydawnictwo, hurtownik, sprzedawca – a każdy odcina swój kawałek tortu. Idąc za radą obeznanych w tej branży znajomych postanowiłem zrobić coś obok systemu, olać prawie wszystkie ogniwa łańcucha które nie są mi niezbędne – no i skończyłem jako właściciel skromnego KG Tofu Media. Jedynym etapem z którego nie zrezygnowałem jest sprzedać – moje książki można kupić w kilku sklepach internetowych (m.in. gram.pl, sklep.gry-online.pl), z którymi mam bardzo dobry kontakt.
Prowadzimy sprzedaż przez Allegro i przez stronę webshows.pl, ale z tym akurat jest na tyle dużo zachodu, że spokojnie jestem w stanie poświęcić marżę sklepu by mieć względny spokój i pewność, że jak ktoś zamówi książkę, to dostanie ją jak najszybciej. W ogóle w całej tej sytuacji wiem, że nie mam prawa czuć się takim klasycznym self-publisherem – bo z racji tego, czym się zajmuję w życiu, mam dostęp do machin promocji, które normalnie byłyby poza zasięgiem nawet średniej wielkości wydawnictw. Na pewno jednak chciałbym to wykorzystać na większą skalę, może nawet zacząć wydawać innych autorów. Czas pokaże.
AK74 – Kolejna książka opublikowana i co dalej Panie Krzysztofie? Będziesz wcielał się w kolejne postacie? Czy może już dojrzałeś do zmiany klimatu i zamiast grami chcesz się zająć bardziej na przykład podróżami?
KG – Filmy podróżnicze to akurat chyba najfajniejsza rzecz, jaką robiłem w webvideo – razem z dziewczyną robiliśmy relacje z pobytów w Korei Południowej i San Francisco – więc gdybym miał możliwość przebranżowienia się na jakiś czas, pewnie bym na to poszedł. Niestety raczej to nie nastąpi, na szczęście w tym co robię regularnie również czuję się bardzo dobrze. Całkiem niedługo natomiast będę miał do ogłoszenia nowe projekty – póki co trzeba wydać Webshows i pojechać na urlop. Kręcąc z niego vlogi, oczywiście.