AK74 – Panie Prezesie co ja czytam? „Mam prawo dzielić się muzyką”? „Mam prawo kopiować książki”? Może jeszcze Chomikuj.pl jest legalne? Marzy Ci się wizyta panów z giwerami nad ranem?
Jarosław Lipszyc – Chyba za bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, że o stanie prawa informują nas reklamy. Trzeba czytać kwity, i do tego właśnie zachęcamy. Fundacja Nowoczesna Polska przygotowała nie tylko reklamy w metrze i kampanię ze zdjęciami w sieci, ale przede wszystkim wyczerpujący podręcznik „Pierwsza pomoc w prawie autorskim”, który skupia się na tym, co ludzi interesuje najbardziej, czyli dozwolonym użytku.
Lata kampanii prowadzonych pod hasłem „ściąganie to kradzież” doprowadziło do absurdalnej sytuacji: bardzo wielu ludzi jest przekonanych, że jakieś tam działania są nielegalne i etycznie naganne, podczas gdy naprawdę są dozwolone i społecznie pożądane. Na przykład kserowanie książek. Kserowanie książek jest etyczne, legalne i w ogóle wszystko jest z nim w porządku. Więcej nawet: my przecież w cenie papieru mamy ukryty specjalny podatek z tego tytułu.
Ale i tak mieliśmy kampanie usiłujące przekonać nas, że z tym jest jakiś problem, biblioteki narzucają jakieś absurdalne limity ilości stron które wolno skserować, no w ogóle szopka. My jesteśmy stanowczo przeciwni myśleniu, które najwyraźniej stoi za kampaniami Legalnej Kultury czy Hirka Wrony: im mniej ludzie znają swoje prawa, tym lepiej dla mojego modelu biznesowego.
Naszym obowiązkiem jest informować ludzi o ich prawach. Tylko wtedy, gdy będą znali swoje prawa będą mogli walczyć o ich przestrzeganie, zachowanie i rozszerzenie. I to właśnie robimy.
AK74 – Serwis „Prawo Kultury” ma pełnić rolę informacyjną jak rozumiem? Piszecie co biedny internauta może a czego nie może? Chcecie być taką „pierwszą pomocą” kiedy policja wpadnie do akademika?
JL – Chcemy być pierwszą pomocą ZANIM policja wpadnie do akademika. Jak już wpadnie, to jest za późno. Wtedy to trzeba dzwonić do adwokata, a nie szukać informacji po poradnikach. Zresztą nasz poradnik nie jest poradą prawną. Staramy się wytłumaczyć w prostych, zrozumiałych słowach jak ten system działa, jakie są podstawowe pojęcia, jak należy je rozumieć.
Prawo autorskie to system. Ale nie zawsze – także dla prawników – jest jasne jakie są granice tego prawa, co wolno a czego nie. Dlatego mamy spory sądowe, a w sprawach spornych decyzję podejmuje sąd.
AK74 – Edukujmy zatem na przykładach. Ściągnąłem „Jesteś Bogiem” z serwisu Chomikuj.pl – obejrzałem i skasowałem. Coś mi za to grozi? Drugi przykład – obejrzałem film „Jesteś Bogiem” w serwisie YouTube (Google ma prawo wyświetlić taki film)? Trzeci przypadek – korzystam z klienta P2P. Ściągnąłem album Moniki Brodki i kiedy ktoś zaczął go ode mnie pobierać wywaliłem go z dysku. Kiedy i co mi grozi?
JL – W pierwszych dwóch przypadkach praktycznie nic. Pobieranie informacji przez internet, wszystko jedno jakich, jest legalne. Gdyby tak nie było, to internet przestałby działać. W końcu wejście na stronę internetową albo sprawdzenie emaila zawsze oznacza to samo: przesłanie informacji z jednego komputera na drugi komputer.
Czy informacja ta zostanie zapisana w pamięci komputera na stałe czy tylko na chwilę nie ma większego znaczenia. Czy informacja ta jest tekstem, dźwiękiem czy obrazem również jest bez znaczenia. Istotne jest nie pobieranie, tylko rozpowszechnianie. To jest właśnie problemem w przypadku serwisów p2p: bo one jednocześnie pobierają i udostępniają informacje. A rozpowszechniania jest już obarczone daleko idącymi ograniczeniami.
Można rozpowszechniać na potrzeby własne i znajomych, można rozpowszechnią utwory do których mamy prawa (czyli stworzone przez nas), można rozpowszechniać utwory do których nabyliśmy odpowiednią licencję (na przykład wolną licencję) i można rozpowszechniać utwory które są w domenie publicznej (czyli takie, do których monopol prawnoautorski wygasł, co staje się 70 lat po śmierci twórcy).
Jeśli jednak Monika Brodka nie udzieliła nam zgody na rozpowszechnianie jest piosenek, to udostępnianie ich bliżej nieznajomym nam osobom jest zabronione, a tego jak się wydaje dotyczy twój przykład.
AK74 – Czy Hirek Wrona mówił prawdę podczas swojego wystąpienia na Copy Campie?
JL – Hirek Wrona zapewne wierzy w to, co mówi. Ja bardzo szanuję Hirka Wronę, ale sądzę że w większości przypadków on się po prostu myli. Różnią nas przede wszystkim założenia w myśleniu o prawach autorskich. My wierzymy, że prawa obywateli są święte, w przeciwieństwie do przywilejów przemysłu.
Monopol prawnoautorski jest wyjątkiem od zasady poszanowania prawa do swobody komunikacji i wolności słowa. Te zasady jest zapisana w konstytucji, czego o prawach autorskich nie można powiedzieć. Oczywiście, monopol prawnoautorski czasami ma swoje uzasadnienia i sens, ale przecież nie wolno nam tego przyjmować na słowo. Równie często bywa on społecznie szkodliwy. Dotychczasowa propaganda przemysłu, używająca słów takich jak „złodzieje” i „piraci” przez lata kształtowała język, jakim o systemie monopolu mówimy.
W efekcie doprowadziło to do sytuacji, w której mamy prawa wyłączne bardzo restrykcyjne, absurdalnie długie, i rozszerzone o cały katalog przywilejów cechowych dla różnych przemysłów żyjących z autorów i ich pracy. Hirek bezkrytycznie przyjmuje, że prawa autorskie działają na korzyść twórców, ale my przecież wiemy, że to nieprawda. One działają głównie na rzecz różnego typu pośredników.
AK74 – Krytycy powiedzą, że chcecie puścić z torbami twórców – nawołujecie do kopiowania za darmo ich utworów. Jak wszyscy będą kopiowali to kto będzie wytwarzał i po co skoro to będzie dostępne za darmo?
JL – Proszę, rozmawiajmy poważnie. Nawołujemy do tego, by ludzie swoje prawo znali, rozumieli i o nie walczyli. Ja wiem, że w mętnej wodzie się lepiej łowi ryby, i że wiele osób wolałoby, by ludzie nie znali swoich praw. Bogusław Pluta ze ZPAV ostatnio coś takiego powiedział. Stanowczo się z tym nie zgadzam.
AK74 – Wolne licencje przyjmują się w Polsce? Ktoś robi badania ile procentowo powstaje w Polsce dzieł na wolnych licencjach?
JL – Obawiam się, że nie. Ze statystyk Creative Commons wynika, że bardzo popularne są różnego typu licencje pozwalające na niekomercyjne korzystanie z treści, natomiast z prawdziwymi wolnymi licencjami jest gorzej. Co mnie martwi, oczywiście.
AK74 – Dobra – poza wskazywaniem na istniejące przepisy dopuszczające użytek osobisty czy masz albo znasz takie pomysły, które by pomagały zmienić problem spadku czytelnictwa, oglądania filmów, słuchania muzyki? Bo to, że teraz wszystko się cyfryzuje to jest oczywistość – tylko co zrobić żeby nie zabić dużej części rynku?
JL – A mamy do czynienia ze spadkiem? Bo to jest jedna z tych rzeczy, które również mam wrażenie umykają w badaniach – internet to jednak medium w dużej mierze tekstowe, i moja intuicja podpowiada mi, że powinniśmy obserwować wzrost. O ile zaczniemy badać internet. Ale nie znam takich badań, niestety.
AK74 – Protest i odrzucenie ACTA to według Ciebie co było – emanacja społeczeństwa obywatelskiego? Protesty znudzonych gówniarzy na ulicach? Ustawka anarchizujących ugrupowań, których i tak nie stać na kupno płyty DVD za 60 złotych?
JL – Zdecydowanie emanacja społeczeństwa obywatelskiego. To było naprawdę niezwykłe, jak przez trzy dni, od piątku do niedzieli, bez udziału mediów instytucjonalnych i administracji publicznej, Polska oddolnie czytała, analizowała i komentowała zapisy jakiegoś międzynarodowego traktatu. Kiedy w poniedziałek rząd i media się obudziły było już pozamiatane – Polacy mieli swoją opinię. I postanowili wyrazić swoją opinię.
Tak, to byli głównie ludzie młodzi, bo to oni najwięcej korzystają z sieci. I tak, wzięło w tych protestach udział wielu przedstawicieli organizacji społecznych i politycznych. Ale były to organizacje od skranej lewicy do skrajnej prawicy – pełne spektrum, a nie tylko dość niszowi w Polsce anarchiści.
Jeszcze ciekawsze było dla mnie obserwowanie, jak część protestujących środowisk postanowiła potem wykorzystać zebrany kapitał społeczny i zamienić protesty przeciw ACTA w protesty antyrządowe. Wszyscy ponieśli całkowitą klęskę. Protest przeciw ACTA był autentyczny w tym sensie, że był protestem zadaniowym, zorientowanym na konkretny cel, a nie politycznym zamieszaniem.
AK74 – Jak oceniasz polski rząd pod kątem zamieszania wokół ACTA? Mi się zrobiło głupio kiedy widziałem to spotkanie „internautów” z Premierem i Ministrem Bonim. Oni nadal nic nie rozumieli – miałem nawet w sobie takie poczucie lekkiego wstydu, że są dociskani do ściany tymi niewygodnymi pytaniami.
JL – Cóż mogę powiedzieć? Rząd zrobił wtedy tyle rzeczy źle, że aż głupio wymieniać. Ale przynajmniej polscy politycy już wiedzą, że prawa autorskie są kluczową regulacją w czasach społeczeństwa informacyjnego, bo mówią kto, co i jak może mówić do innych. Że to od jakości tego prawa zależy wolność słowa i swoboda komunikacji. Gdy o tym mówiłem dwa lata wcześniej na Kongresie Kultury w Krakowie byłem uważany za kosmitę. A dziś jestem ekspertem :-)
AK74 – Robicie teraz kampanie z naklejkami w warszawskim metrze – czemu ma ona służyć? Co chcecie osiągnąć?
JL – Wierzę, że tylko znając swoje prawa będziemy mogli z nich korzystać, bronić przed likwidacją i walczyć o ich poszerzenie. Dlatego chcemy, by ta kampania stała się przedmiotem publicznej debaty. Mam wrażenie, że jak cel ten udało się osiągnąć. Pytanie, jak daleko nas to zaprowadzi. Oby jak najdalej i jak najkonstruktywniej.