Wielokrotnie sam o tym dyskutowałem z innymi osobami – co zrobić, na co zwrócić uwagę i o czym pamiętać stojąc przed publicznością na sali i wygłaszając swoją przemówienie. Osobiście uważam, że przydaj się doświadczenie – im więcej razy będziesz starał się opanować stres tym lepiej za każdym razem będzie ci szło…
Tylko w 2014 roku miałem okazję pojawić się ze swoimi prezentacjami około 20 razy (częściowo zostało to odnotowane w serwisie Crossweb.pl). Występuję publicznie od ponad 15 lat więc wyrobiłem nawyki i dość charakterystyczny styl (w zasadzie zero tekstów za to dobrze dobrane, oddające atmosferę obrazy). Uważam, że jestem w stanie poprowadzić prezentację tak żeby może nie oczarować publiczność ale na pewno nie pozwolić jej zasnąć (a to też sztuka). Pomimo tego dużego doświadczenia nadal zauważam w swoich wystąpienia całą masę błędów, które staram się wyrugować.
Wiele razy nurtowało mnie jak „to” robią to inni – lepsi ode mnie. Czasami dopytywałem się w kuluarach, czasami sam „dekodowałem” mając możliwość obserwować takie osoby przy pracy. Dlaczego jednak nie zrobić czegoś najprostszego czyli zapytać się u źródła? Tylko kogo?
Według mnie w Polsce z roku na rok mamy możliwość oglądać coraz lepsze prezentacje. Niemniej wyznacznikiem stylu, wysokiego poziomu przygotowania merytorycznych prezentacji i potrafiący „sprzedać” swoją wiedzę jest garstka.
W moim prywatnym rankingu są to Paweł Tkaczyk oraz Roman Łoziński. Są jednymi z nielicznych świetnych polskojęzycznych prelegentów. Zaprosiłem Pawła i Romana do podzielenia się tajnikami ich warsztatu. Chciałem żeby chłopaki pokazali „mięcho” tego co robią, bez owijania w bawełnę.
Zadałem obu ten sam zestaw pytań, który prezentuję poniżej. Polecam poszukać wystąpień obu panów na YouTubie (albo najlepiej wziąć udział w jakiejś konferencji z ich udziałem) i sprawdzić dlaczego uważam ich za klasę samą w sobie. Miłej lektury!
AK74 – Dostajesz maila z propozycją wystąpienia publicznego z własną prezentacją. Od czego zaczynasz? O co pytasz, co sprawdzasz i co potrzebujesz wiedzieć na początku?
Paweł Tkaczyk – Przede wszystkim staram się dowiedzieć, jaki jest główny cel prezentacji: czy
będzie to „uświetnienie” jakiejś uroczystości, rzeczywiste szkolenie czy bardziej rozrywka, jak wiele osób będzie uczestniczyć, czy będą oprócz mnie inni prelegenci, jak dużo czasu dostanę. Potem staram się doprecyzować temat.
Czasem ludzie przychodzą do mnie z gotowymi propozycjami, nieraz je modyfikuję mówiąc na przykład, że grywalizacja nie jest najlepszym tematem dla handlowców. Do tego pozostaje oczywiście kwestia kosztów i kalendarza, ale tym częściej zajmuje się Marta, moja asystentka – te rzeczy są 2 do ustalenia na szybko a kiedy ja na przykład szkolę i nie mogę odpowiadać na bieżąco na maile, dzięki Marcie nie ma opóźnień.
Roman Łoziński – Zaczynam od pytania o wynagrodzenie. To moja osobista krucjata, przeciwko konferencyjnej amatorszczyźnie. Przygotowanie dobrego wystąpienia wymaga wiedzy, doświadczenia i pracy. Jeżeli organizator nie chce za to płacić, to znaczy, że świadomie rezygnuje z kontroli jakości wydarzenia.
Wyjątkiem od tej reguły są prestiżowe wydarzenia specjalistyczne, gdzie sama możliwość uczestnictwa jest wyróżnieniem, oraz konferencje otwarte służące popularyzacji idei. Później są oczywiście pytania typowo organizacyjne: motyw przewodni i tematyka spotkania, informacje o odbiorcach i o skali wydarzenia.
AK74 – Kiedy już wiesz do kogo będziesz mówić, ile czasu i kiedy to od czego zaczynasz przygotowanie prezentacji – masz jakiś„szkielet” szablonu z którego korzystasz? Czy każdą prezentację tworzysz od nowa?
Paweł Tkaczyk – Ponieważ moje prezentacje najczęściej oscylują wokół stałych tematów (grywalizacja, storyteling, social media, budowanie marki), mam kilka stałych elementów prezentowania każdego tematu, sposobów opowiadania, wprowadzania. Konstruuję zatem prezentację „z klocków” – niektóre są do wielokrotnego używania, inne to przykłady i case studies, które wynajduję dla konkretnej branży czy klienta.
Roman Łoziński – Praca zaczyna się od przemyśleń związanych z tematem konferencji lub grupą jej odbiorców. Jeżeli nie znajduję takiej perspektywy, która warta byłaby głosu w dyskusji, rezygnuję z uczestnictwa. Oznacza to po prostu, że nie mam nic do powiedzenia w temacie, więc po co marnować czas uczestników.
Jeżeli jednak mam myśl wartą przekazania, zaczyna się żmudna praca nad argumentacją i narracją. Ta pierwsza wymaga pogłębienia wiedzy, muszę najpierw sprawdzić czy mam rację, czy tylko mi się wydaje. Ta druga, to tylko sposób zgrabnego opakowania toku rozumowania, tak by odbiorcy zrozumieli jaki jest i z czego wynika mój punkt widzenia.
Research można zaplanować w czasie, mogę z góry powiedzieć, że zbieranie informacji zajmie mi tydzień czy dwa. Natomiast pomysł na narracje może przyjść od razu albo dzień przed konferencją. To nie oznacza, że siedzę z założonymi rękoma i czekam na natchnienie. Mam kilka zaufanych osób z którymi dyskutuję na temat, który chcę podjąć. W tych rozmowach rodzą się metafory i przykłady, które później trafiają do prezentacji.
AK74 – Ile mnie więcej zajmuje Ci stworzenie 30 minutowej prezentacji? Ile potrzebujesz czasu i jakich materiałów przeważnie używasz?
Paweł Tkaczyk – Zaczynam od…dokumentu w czystym tekście zatytułowanego „Co chcę powiedzieć?” Ludzie nie są w stanie zapamiętać wszystkiego – w półgodzinnej prezentacji mogę liczyć na przedstawienie 3-5 kluczowych punktów.
Zatem je sobie wypisuję. Potem do każdego punktu szukam odpowiedzi na pytanie „Jak to najlepiej opowiedzieć?” – podawanie suchych faktów jest słabe, dużo lepiej działają opowieści, przykłady. Każdy z punktów dostaje tło, związki przyczynowo-skutkowe, które mają doprowadzić do wniosków.
Jeśli grupa jest na tyle mała, żeby zrobić jakieś ćwiczenia, przygotowuję również to. Dopiero potem odpalam Keynote i „ubieram” pomysły w slajdy. Najczęściej to obrazki (mam abonament na Shutterstock.com więc mogę poszaleć z wyszukiwaniem). Szukam też multimediów dla urozmaicenia samej prezentacji.
Przy znanym temacie przygotowanie półgodzinnej prezentacji zajmuje godzinę (zakładając, że korzystam z gotowych klocków). Przy nowym temacie, do którego wymagany jest research, zajmuje to nawet więcej niż dzień.
Roman Łoziński – Samo złożenie slajdów zajmuje jeden dzień, lub jak często bywa, jedną noc. Jest to jednak możliwe tylko dlatego, że mieląc wcześniej temat w głowie przez kilka tygodni, wiem dokładnie co i jak chcę powiedzieć.
Praca nad dokumentem sprowadza się do znalezienia odpowiednich zdjęć lub filmów, które dobrze podkreślają lub uzupełniają omawianą myśl.
Zdarza się, że na tym ostatnim etapie pracy, pojawia się nowy motyw przewodni. Zawsze dążę do tego, żeby prezentacja była maksymalnie spójna. Przykładowo, jeżeli metafora nawiązuje w jakikolwiek sposób do kosmosu, idealnie byłoby w kluczowych elementach prezentacji wykorzystywać materiały związane z tą tematyką.
Nie znaczy to, że na kilkudziesięciu slajdach będą gwiazdy i rakiety, to zamiast podkreślać motyw przewodni, zmieniłoby go w zabieg czysto estetyczny.
AK74 – Z czego i jak powinna być zbudowana dobra prezentacja? Tak samo jak w dobrym wypracowaniu obowiązuje: wstęp, rozwinięcie, zakończenie?
Paweł Tkaczyk – Nie jestem zwolennikiem szkoły „Powiedz, co będziesz mówił, potem to powiedz, na końcu przypomnij, o czym mówiłeś” – takie powtarzanie uważam za marnowanie czasu widowni. To, o co dbam to ścieżka, po której oglądający prezentację dojdzie do wniosków nawet jeśli zapamiętał bardzo niewiele z samej prezentacji.
Dla mnie dobra prezentacja powinna mieć zaskakujący tytuł, wyraziste i konkretne przykłady oraz porządnie uargumentowane wnioski. Jeśli do tego jest zabawna, ludzie ją lepiej zapamiętają. Bardzo ważne dla mnie jest, by ludzie dobrze się bawili podczas takiego „występu”.
Roman Łoziński – Prezentacja jest jak film lub opowiadanie. Ma sprawić by myśl, którą chcę przekazać, zakiełkowała w głowie odbiorców sama. Jest na to wiele sposobów. Zaczynam od poszukiwania osobistych przykładów – najlepsze opowieści to te, które się samemu przeżyło. Jeżeli nie znajduję niczego wyrazistego, pozostaje spora lista zabiegów czysto warsztatowych.
Przykładem takiego zabiegu jest symetria, czyli zakończenie wywodu w miejscu, od którego się zaczęło. Jeżeli pierwsze slajdy prezentacji mogą być wykorzystane także jako ostatnie, forma jest kompletna i lepiej zapada w pamięć.
AK74 – Prezentacja to oprócz głównego przekazu po również nastrój, obrazy i multimedia. Masz swoje strony z których korzystasz w poszukiwaniu ilustracji i filmów? Kupujesz zdjęcia i filmy czy raczej korzystasz z takich, które są udostępniane na wolnej licencji?
Paweł Tkaczyk – Tak jak pisałem, mam abonament na Shutterstock.com, więc mam dostęp do olbrzymiej bazy komercyjnych zdjęć. Dodatkowo posiłkuję się dobrymi reklamami – to krótkie formy, które zapewniają mi odpowiednie sterowanie nastrojami publiczności, są reklamy wesołe, smutne, szokujące… Wyszukuję je na wszelkiego rodzaju przeglądach, festiwalach, robię notatki praktycznie przez cały rok kiedy widzę coś, co warto byłoby umieścić w prezentacji.
Roman Łoziński – Wyszukiwarka grafiki Google. Jeżeli przygotowuję materiał komercyjny, mogę kupić zdjęcia. Jeżeli nie, szukam takich, które mogę wykorzystać.
AK74 – Mac czy PC? Tworzysz prezentację w jednym formacie i liczysz na to, że organizator będzie miał odpowiedni sprzęt, przywozisz własnego laptopa czy konwertujesz całość do PDFa dla bezpieczeństwa?
Paweł Tkaczyk – Przywożę własny laptop. Nie ufam maszynom konferencyjnym, to bardzo często przypadkowe hotelowe komputery pełne dziwnego oprogramowania.
Kiedy tylko mogę, nalegam na podpięcie własnej maszyny – Mac i Keynote. Dzięki temu mam pewność, że filmy się odtworzą a ja – dzięki widokowi prezentera – będę widział swoje notatki, kolejny slajd, stopery…
Zawsze mnie dziwi, jak wiele osób nie ma pojęcia, że jest coś takiego jak „widok prezentera” (praktycznie w każdym porządnym programie) i jak wiele ułatwia jego włączenie.
Roman Łoziński – Pracuję na Macu, ale narzędzie w ogóle nie jest istotne.
Większość prezentacji składam w PowerPoincie, bo to korporacyjny standard do którego jestem przyzwyczajony. Na konferencje zazwyczaj jeżdżę z własnym komputerem na wszelki wypadek. Bardzo często zdarza się, że po zgraniu prezentacji na komputer organizatora coś nie działa.
Trudności z automatycznym uruchamianiem filmów, poziomem dźwięku lub skalowaniem obrazów, potrafią zepsuć wydźwięk całego wystąpienia. Wolałbym wtedy wyłączyć prezentację i zostać sam na sam z publicznością – porządną prezentację mogę opowiedzieć bez jednego slajdu.
AK74 – Jak ustalasz ilość slajdów? Powiedzmy, że Twoja prezentacja ma trwać 20 minut – przyjmujesz, że jeden slajd to np. 2 minuty więc musisz mieć ich 10 sztuk?
Paweł Tkaczyk – Nie ma jednego obowiązującego przelicznika. Z jednej strony mam już jakieś wyczucie – na 20-minutową prezentację potrzebuję około 20-30 slajdów (w zależności od tego, jak je planuję).
Ale najważniejsze jeśli chodzi o trzymanie się czasu jest dla mnie wyświetlanie stopera w widoku prezentera. Wtedy widzę, ile slajdów mi zostało, ile czasu mogę poświęcić na zatrzymanie się przy jednym…
Denerwują mnie prelegenci, którzy mają jedną prezentację na wszystkie czasy i potem przedłużają dwukrotnie limit ustalony przez organizatorów…
AK74 – Ćwiczysz w domu przed prezentacją? Opowiadasz komuś zaufanemu całą prezentację i prosisz o komentarz? Kusiło Cię żeby się nagrać i zobaczyć jak wyglądasz żeby wychwycić błędy i je poprawić?
Paweł Tkaczyk – Samego prezentowania nie ćwiczę, występuję kilka razy w tygodniu więc praktyki mi nie brakuje. To samo dotyczy nagrywania – jestem nagrywany wystarczająco często, żeby mieć materiał do przyjrzenia się sobie potem.
Natomiast bardzo często omawiam z bliskimi mi osobami same tezy prezentacji. Często moim celem jest zaszokować publiczność i doprowadzić do nietypowych wniosków. Sprawdzam wtedy, czy argumentacja się nie sypie, czy inni myślą tak samo jak ja…
Bardzo sobie cenię te dyskusje. Najczęściej robimy to w pracy.
Roman Łoziński – Zależy od tematu, ale w praktyce na 30 minutową prezentację mam około 37 slajdów. Im lepiej znam materiał, tym więcej slajdów mogę upchnąć.
Znam je wtedy na pamięć, wiem który slajd przy który wchodzi zdaniu. Stres sprawia, że przed publicznością mówię wolniej niż w czasie prób. Jeżeli przy pierwszym ćwiczeniu materiału mówię 20 minut, to znaczy że przed publiką będzie trzydzieści.
Im więcej powtórzeń, tym bardziej czas „ćwiczeniowy” pokrywa się z realnym i tym więcej slajdów mogę wykorzystać.
AK74 – Wszystko gotowe, nadchodzi dzień prezentacji. Stawiasz się w wyznaczonym miejscu i zanim wejdziesz na scenę upewniasz się czy…?
Paweł Tkaczyk – Czy sprzęt jest podłączony, czy widzę slajdy na dużym ekranie i widok prezentera na małym, czy dźwięk działa i czy publiczność przyszła ;)
Staram się zawsze przyjść nieco wcześniej i „wyczuć salę” – słucham, jak komentują inne wystąpienia (jeśli jest ktoś przede mną), co im się podobało. Prowadzi to czasem nawet do zmiany prezentacji w ostatniej chwili. Ale zwykle warto.
Roman Łoziński – Czy obraz wyświetla się poprawnie, czy filmy i dźwięk w prezentacji uruchamiają się bez problemów.
AK74 – Dostosowujesz swój dress code do wydarzenia? Jeśli na scenie siedzą ludzie po 50-tce w garniturach a Ty masz mówić o innowacjach w biznesie to wybierzesz t-shirt i trampki czy również wybierzesz garnitur?
Paweł Tkaczyk – Mój strój jest moim znakiem rozpoznawczym, więc raczej go nie zmieniam – koszulka z Batmanem, marynarka, dżinsy.
Bardzo rzadko organizator zastrzega sobie, że obowiązuje na przykład strój wieczorowy, ale… nauczyłem się czasem ignorować te prośby. Bo potem po występie dostaję komentarze w stylu „A gdzie Batman?”
Ludzie nauczyli się oczekiwać takiego stroju a mnie dzięki temu jest łatwiej – nie zastanawiam się „co powinienem na siebie włożyć”.
Roman Łoziński – Wiem, że powinienem dostosowywać dress code, ale wewnętrzna przekora sprawia, że tego nie robię. Wiem, że dobry wygląd to +10 do wiarygodności, ale mi zwyczajnie nie chce się wyglądać wiarygodnie.
Kiedy czuje, że jestem dobrze przygotowany: mam ważną myśl do przekazania, mam wiedzę na dany temat i umiem ją przekazać, to mógłbym wystąpić nago lub w sukience.
AK74 – Język prezentacji. Czy dostosowujesz i dbasz o to żeby poziom hermetyczności nie był zbyt duży czy raczej mówisz tak jakbyś rozmawiał ze specjalistami?
Paweł Tkaczyk – Dostosowuję, choć staram się przede wszystkim mówić „ludzkim” językiem. Poza tym to tak jak ze strojem – nauczyłem się czasem ignorować prośby organizatorów jeśli czuję, że sala chce czegoś innego.
Pamiętam kiedy jakiś czas temu miałem wystąpienie przed zarządem pewnego wielkiego banku. Wydarzenie było organizowane przez zewnętrzną firmę i organizatorzy zaklinali mnie, żeby prezentacja była „poprawna politycznie” i bez żadnych odchyłów od dobrych obyczajów.
Ale kiedy usiadłem na widowni okazało się, że prezesi nie są nastawieni „ą i ę” tylko to równi ludzie. Zdecydowałem się zatem trochę „pojechać po bandzie”. Na początku widziałem przerażone miny organizatorów z agencji eventowej, ale kiedy oni spojrzeli na publiczność, która bawiła się świetnie, też się zaczęli uśmiechać. A potem zebrałem pochwały za to, że właśnie nie było „ą i ę”.
Roman Łoziński – Staram się mówić jak najprościej, to najlepszy sprawdzian tego czy naprawdę rozumiem to o czym mówię.
Nie unikam jednak specjalistycznych słów – wiedza wyraża się językiem, jakiego używamy. Metafory pozwalają przyswoić nową perspektywę, ale dopiero adekwatne słownictwo sprawia, że możemy z niej korzystać.
AK74 – Wolisz podgląd własnej prezentacji (na przykład w postaci iPada albo laptopa, który tylko Ty widzisz) czy po prostu pamiętasz wszystkie swoje slajdy i jesteś w stanie zachować „flow” prezentacji?
Paweł Tkaczyk – Widok prezentera na własnym laptopie. Aktualny slajd, podgląd kolejnego, notatki, stopery… Wszystko w jednym miejscu. Dużo gorzej się czuję występując na sali, gdzie nie mogę sobie tak skonfigurować wystąpienia.
Roman Łoziński – Przeważnie znam prezentację na pamięć. Podgląd pozwala na większą swobodę mówienia, ale dla odbiorcy to przeważnie nie jest zauważalna różnica.
AK74 – Wchodzisz żeby wygłosić swoją prezentację i okazuje się, że poprzedni mówca przeciągnął swoje wystąpienie – zamiast 30 minut masz tylko 15. Co w takiej sytuacji robisz?
Paweł Tkaczyk – To zależy od organizatorów. Jeśli wiem z wyprzedzeniem i organizatorzy chcą,
żebym mówił krócej, mogę nawet wyciąć kilka slajdów. Jeśli ktoś po prostu przeciąga, zwykle robi się obsuwa w programie konferencji, organizatorom nie zależy na tym, żeby kolejny prelegent skracał wystąpienie bo poprzedni nie potrafił się dobrze przygotować.
Jednak denerwuje mnie to, bo znam takich delikwentów á la Castro, którzy potrafią dwukrotnie przekroczyć czas półgodzinnego wystąpienia.
Byłem jakiś czas temu na konferencji, gdzie była trójka prelegentów, każdy miał pół godziny a pierwsza osoba…mówiła godzinę. Strasznie mnie to wkurza.
Roman Łoziński – Mówię bez slajdów albo w oparciu o jeden slajd. Jeżeli zmieniam tempo, muszę pominąć niektóre wątki. Umiem to zrobić tak, żeby odbiorcy nie czuli, że dostają okrojoną wersję.
Jeżeli będę przełączał slajdy mówiąc „to nie istotne, to możemy pominąć”, to znaczy, że to słaba prezentacja. Każdy slajd powinien być istotny.
AK74 – Jak pilnujesz swojego czasu wystąpienia i tempa prezentowania – tablet odmierzający czas, zegarek na pulpicie czy prosisz obsługę o pokazanie Ci kiedy minęła połowa prezentacji?
Paweł Tkaczyk – Będę się powtarzał, ale… widok prezentera. Tam naprawdę wszystko jest.
Roman Łoziński – Wolę kiedy obsługa tego pilnuje lub kiedy mam zegarek na podglądzie. Kiedy mówię do ludzi, nie myślę o czasie, skupiam się na kontakcie z nimi.
AK74 – Czy zdarzyło Ci się kiedyś wyjść na scenę i mówić pomimo braku prezentacji (padł komputer, organizatorzy zgubili plik z Twoją prezentacją itd.)?
Paweł Tkaczyk – Kilka razy. Raz na uniwersytecie w Krakowie rozdzielacz sygnału za nic nie chciał współpracować z moim komputerem.
A ponieważ czekanie na obsługę techniczną na uczelni wiązało się z wielką obsuwą (a moje wystąpienie było tylko jednym z wielu, na wielu salach), zdecydowałem się na mówienie bez slajdów. Albo inaczej – ja je widziałem a publiczności musiałem opowiadać. Jakoś poszło, choć nie czuję się z tym komfortowo.
Drugi raz całkiem niedawno podczas konferencji zaczęły szwankować hotelowe kable – pierwszy prelegent miał całkiem znośnie, moja prezentacja działała połowę czasu a trzeci nie zdołał już swojej włączyć w ogóle i mówił bez slajdów. Takie rzeczy się zdarzają i trzeba po prostu mówić– w końcu to publiczność jest najważniejsza
Roman Łoziński – Tak, zdarzało się. To jest sprawdzian tego, czy wiem o czym mówię. Najlepiej kiedy mam wtedy pod ręką flipchart – bazgrolenie pomaga mi utrzymać flow i akcenty.
AK74 – Jak radzisz sobie z ludźmi, którzy przerywają Twoje wystąpienie swoimi komentarzami? Zwracasz się do nich i prosisz żeby komentowali po Twoim wystąpieniu czy ignorujesz? A może coś jeszcze innego?
Paweł Tkaczyk – Tacy ludzie zdarzają się rzadko i dzielę ich na dwie kategorie. Pierwszy typ to ci, którzy naprawdę chcą podyskutować – zgłaszają słuszne uwagi i bardzo lubię kiedy to robią bo widać, że rzetelnie słuchają.
Tacy ludzie nie mają też problemu ze zrozumieniem, że nie o dyskusję chodzi i – jeśli temat się przeciąga – proponuję dokończyć rozmowę w kuluarach. Ale jest też drugi typ. Tacy, którzy są negatywnie nastawieni do tematu w ogóle czy do mnie.
Głośno wymieniają się uwagami typu „co za bzdury!” bez żadnej merytoryki. Tacy ludzie bardzo często chcą po prostu zaznaczyć swoją obecność na sali. Mój sposób na nich to brać pod uwagę ich punkt widzenia przy dalszej prezentacji.
Jeśli więc ktoś na sali mówi „social media to marnowanie czasu” to w dalszej prezentacji mówię na przykład „Niektórzy, jak kolega z pierwszego rzędu uważają, że social media to marnowanie czasu, ale są też tacy, którzy…”
Rozładowujesz ich zanim zdążą wybuchnąć.
Roman Łoziński – Staram się wpleść ich komentarze w narrację. Jeżeli to nie jest możliwe ignoruję.
AK74 – Na zakończenie – Twoja najdziwniejsza prezentacja jaką zdarzyło Ci się poprowadzić? Albo coś co wydarzyło się dziwnego, niespodziewanego podczas Twojego wystąpienia?
Paweł Tkaczyk – Staram się, żeby moje wystąpienia były merytoryczne i unikam zaproszeń, w których jestem „małpą sceniczną” – czasem widać je od razu, zaproszenie na przykład mówi o „prowadzeniu imprezy”. Raczej się nie decyduję. Ale zdarzyło mi się nie wyczuć.
Występowałem raz na konferencji, w czasie której integrowali się przedstawiciele przemysłu ciężkiego.
Lato, trzy dni integracji a organizatorzy wymyślili sobie drugiego dnia o 17 dwugodzinny merytoryczny wykład. Ludzie byli ściągani z plaży, oczywistym było, że część była pijana w
sztok.
Brak hamulców, frustracja z powodu przerywania rozrywki – wyobraź sobie tę wrogość u niektórych. Organizatorzy potem powiedzieli mi, że nigdy nie widzieli, żeby ktoś tak sprawnie spacyfikował salę…
Ale było ciężko, naprawdę.
Roman Łoziński – Jakiś czas temu pisałem na Facebooku, że zasze przed wejściem na scenę słucham Loose Yourself Eminema , żeby poradzić sobie z tremą.
Na konferencji Marketing i Technologia 2014 w Poznaniu, organizatorzy zapowiadając moje wystąpienie puścili głośno ten kawałek.
Byłem tym tak poruszony, że bałem się, że załamie mi się głos kiedy zacznę mówić. Nawet teraz, pisząc o tym mam ciarki.