Copywriterzy, którym zdarzyło się pisać setki nagłówków do jednego konkretnego landing page, zostają praktycznie skazani na dokonywanie odpowiedzialnych wyborów. Czym tak właściwie autor nagłówka powinien się kierować, podejmując ostateczną decyzję? Czy skłaniać się raczej ku prostemu i jednoznacznemu przekazowi? A może pozwolić zadziałać tworom błyskotliwym, humorystycznym i na swój sposób oryginalnym?
Wygląda na to, że należałoby otworzyć się na eksperymentowanie. W mniejszym lub większym stopniu odejść od dotychczasowych praktyk. Wreszcie – wysunąć śmiałe tezy i badać bardziej bądź mniej śmiałe podejścia.
Dwa bieguny copywritingu?
Dosyć interesującym doświadczeniem może okazać się przeciwstawienie dwóch odsłon marketingu. Po jednej stronie umiejscawiamy ten błyskotliwy i zabawny, po drugiej zaś czysty, jasny i oczywisty. Każdy rządzi się własnym stylem i każdy w swojej historii przyniósł pozytywne rezultaty.
Ktoś zapyta, czy nie dałoby się upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu. Wpierw wykorzystać jasny przekaz, a następnie uciec się do wytworów kreatywności?
Ktoś inny znów wyznawać będzie pogląd o wzajemnym wykluczaniu się tego, co jasne i tego co błyskotliwe. Czy w ogóle jest możliwy tak dokładny rozdział obu zjawisk?
A może zaryzykujemy jeszcze jedno pytanie, a mianowicie, co chcemy osiągnąć, odwołując się do którejkolwiek opcji?
Informacyjna precyzja
Odwołując się do czystego i zdroworozsądkowego marketingu, otrzymujemy możliwość precyzyjnego i jasnego opisania naszego produktu bądź usługi. Użytkownicy bardzo szybko zrozumieją, o co chodzi producentowi. Okaże się to zapewne dobrą strategią, gdy zechcemy wprowadzić na rynek coś zupełnie nowego.
Z czasem jednak możemy zażyczyć sobie, aby nasza usługa zaczęła się wyróżniać, zyskiwać swój indywidualny i niepowtarzalny charakter. W tej sytuacji potrzebujemy czegoś, co zapisze markę w świadomości potencjalnych odbiorców i uczyni usługę bardziej pożądaną.
A może emocjonalna żonglerka?
Kierujemy się więc ku emocjom. Copywriterzy wiedzą bardzo dobrze, jak je wywoływać. Do dyspozycji mamy pełną gamę od strachu i przerażenia aż po dziką radość i śmiech. Stąd też pisząc i testując nagłówki, odwołujemy się do rozwiązań, które budzą określone emocje. To wpływa na zapadalność w pamięć, a także na samą klikalność.
Z jednej strony humorystyczne, z drugiej obraźliwe teksty niosą ze sobą także ryzyko niezrozumienia, jak również odrzucenia komunikatu przez odbiorcę. Jak tu nie przesadzić?
Znajdźmy złoty środek. Przede wszystkim zapomnijmy o tworzeniu bystrych tekstów dla nich samych. Wydaje się też, że tak jak w codziennym życiu, tak w zdrowym copywritingu warto trzymać emocje na wodzy. Granica jest cienka i łatwo ją przekroczyć.
Sedno, wokół którego powinna oscylować komunikacja landing page’a, to uświadomienie użytkownikowi, dlaczego przebywa w danym momencie na stronie, co właściwie ma na niej zrobić i dlaczego powinien się trzymać wytyczonej ścieżki.
Moc informacji może zdziałać niewiarygodne rzeczy. Jednak szczypta błyskotliwości sprawi, że użytkownik zapamięta daną stronę i być może jeszcze kiedyś do niej powróci.
Autor: Michał Piątkowski