Dlaczego wierzycie, że Wam się uda budowa serwisu z dziennikarstwem międzynarodowym?
Jakub Górnicki (współzałożyciel) – Jesteśmy silnym i zmotywowanym zespołem. Łączymy różne umiejętności. Te dziennikarskie i reporterskie, ale też te związane z rozwojem firmy, pozyskiwaniem środków, planowaniem wydarzeń, programowaniem, designem, UX. Tworzymy medium, ale też organizację. Gdy z Anią wpadliśmy na pomysł założenia Outriders, od samego początku chcieliśmy realizować główne projekty własnymi siłami, bez angażowania osób z zewnątrz.
To, co przygotowujemy w zakresie formy, jest tak nowe w wielu elementach, że sami wytwarzamy te kompetencje. Nasz zespół łączy je wszystkie. Z Arkiem Sołdonem i Piotrem Kliksem współpracowaliśmy jprzy tworzeniu historii na naszego bloga i tam stawialiśmy pierwsze kroki z treściami interaktywnymi. Magda Chodownik wniosła pasję do poszukiwania nowych form oraz duże obycie międzynarodowe. Piotr Andrusieczko to utytułowany dziennikarz, który zna Ukrainę jak własną kieszeń.
Marcin Suder ma na swoim koncie zdjęcia z takich miejsc, gdzie nie dotarł nikt w Polsce i niewielu na świecie. Katarzyna Kiełbiowska układa nam całą organizację finansowo, a Katarzyna Mastalarz-Nurczyńska zarządza wszystkimi wydarzeniami. Ewa Dziardziel rozwija dział RidersLab, poświęcony edukacji medialnej. Honorata Zapaśnik pisze depesze z Meksyku, a Paweł Pieniążek z Bliskiego Wschodu. Oboje mają duże doświadczenie i – co najważniejsze – są na miejscu, znają realia i kulturę tych regionów.
Wspólnie zainwestowaliśmy czas i środki w powstanie tego serwisu. My wierzymy w dobre dziennikarstwo jako służbę publiczną, a otoczenie wysyła nam sygnały, że idziemy w dobrym kierunku. Nominacja do Mediatorów w Polsce i nagroda hostwriter Pitch Prize za pomysł na reportaż Deep Breath przyznana na New York Times Democracy Forum w Atenach – na tak wczesnym etapie działalności to były potężne wzmocnienia. Teraz – w modelu crowdfundingowym – zbieramy środki na medium, które chce tłumaczyć świat, i mamy już ponad 80 tysięcy złotych..
Jak zamierzacie zdobywać tematy i koordynować prace?
Od samego początku wiedzieliśmy, że będziemy wszyscy pracować zdalnie. Już teraz zespół tworzą osoby mieszkające w Poznaniu, Łodzi, Warszawie, Kijowie, Mexico City i Pradze. Za chwilę dojdzie Pekin i Syria. Mamy dwa kolegia – we wtorki o 10 spotkanie statusowe zespołu i w środy o 21 rozmowa z depeszowcami (taka pora ze względu na łączenie stref czasowych). Tam decydujemy o tematach, formie i pomysłach na teksty
W tej chwili realizujemy dwie główne sekcje: Depesze i Interaktywnie. Te pierwsze staramy się cały czas rozwijać i jeszcze bardziej odróżnić od artykułów informacyjnych znanych z dużych portali. Z nimi nie wygramy na czas i wcale nie zamierzamy. Chcemy regularnie poszerzać tło, by można było lepiej rozumieć społeczeństwa/kraje, o których piszemy.
Stworzyliśmy już pięć reportaży interaktywnych, obecnie kończymy zbiórkę na pięć kolejnych, które poruszą tematy: obecnej sytuacji na wschodzie Ukrainy, energii wodnej, mniejszości etnicznej w Kosowie, smogu na świecie oraz tzw. stref szariatu w Europie.
Jak zamierzacie w dobie fake news udowadniać rzetelność i robić reportaże jak najbardziej zgodne z prawdą?
Chcemy przede wszystkim pokazywać proces pracy i tłumaczyć, dlaczego podejmujemy takie, a nie inne decyzje. Więcej mówić o warsztacie oraz researchu. Zaangażować w niego odbiorców. W blogowaniu autor z reguły jest bohaterem. W dziennikarstwie – nie. Ale to nie znaczy, że trzeba całkowicie usunąć twórcę przekazu. Nie mówimy, co dany autor myśli, ale jak działa, jak dokładnie wygląda jego praca, ile kontaktów trzeba wykonać, z kim porozmawiać…
To są niuanse, które mam nadzieję, pozwolą nam też budować społeczność. A nie tylko przekazywać informacje. To jest diametralna różnica, ale zastanawialiśmy się długo, jak połączyć różne światy. Z blogowania wyciągnęliśmy super lekcję budowania relacji z czytelnikiem. Teraz, w innej formie, ale widzimy, jakie to jest ważne. – Uczciwość, warsztat, misja i forma. To przepis na Outriders.
Czy zamierzacie współpracować z jakimiś innymi organizacjami typu np. AP?
Tak. Pierwsze pół roku (styczeń – czerwiec 2017 r.) spędziliśmy, budując network organizacji, dziennikarzy i wydawców zagranicznych. Pomocna w tym była wygrana hakatonu Editor’s Lab w Warszawie, dzięki któremu byliśmy w finale w Wiedniu. Tam walczyliśmy m.in. z BBC, ABC News czy National Geographic.
Struktura grantów dziennikarskich jest mocno projektowa. W innych dziedzinach prościej jest zdobyć środki strukturalne, natomiast w mediach – na konkretne projekty. I niestety są one w przeważającej liczbie dostępne dla krajów starej Unii. Musimy mieć wysoko zasięgowego partnera z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji, by się o nie starać.
Mogę tylko powiedzieć, że ze wszystkimi czołowymi mediami z tych krajów mamy w tej chwili zakończone rozmowy i możemy starać się o projekty, w których będą partnerami publikującymi. Ciężko jest otrzymać małe wsparcie, pozwalające wystartować i przetestować projekt – jak w tradycyjnych startupach dziennikarskich.
Do tego są to środki preferujące większych graczy. Nie narzekamy jednak, tylko działamy realistycznie. Niemniej, startup dziennikarski z Polski musi się napocić dwa razy bardziej niż koledzy, na przykład z Niemiec. Już na etapie prac koncepcyjnych wiedzieliśmy, jak wygląda struktura takiego finansowania. Zajmowałem się tym 6 lat w Fundacji ePaństwo, więc doświadczenie w realizacji inicjatyw misyjnych mam spore.
Sposób, w jaki będziemy współpracować z innymi mediami, pozostaje do sprawdzenia. W głowie mam trzy pomysły i pozostaję otwarty na reakcję otoczenia. Te modele to: agencyjny, czyli udostępnianie treści innym, wspólne projekty reporterskie i whitelabel, czyli produkcja treści.
Jak się zapatrujecie na VR i filmy 360 w pracy dziennikarza? Widzicie możliwość wykorzystania takiej technologii w relacjach newsowych?
Z VR – nie wiem. Chciałbym w przyszłym roku zrealizować jeden większy materiał w tej technologii i zobaczyć, jakie daje możliwości. To też dla nas szansa. NYT i Guardian wykonały już swoje próby. Brytyjczycy tworzą też dział dedykowany, ale nie jesteśmy za bardzo w tyle za konkurencją. Uważam, że w storytellingu technologie te na pewno znajdą mocne zastosowanie. Co do informacji na żywo – być może.
Natomiast kończymy z fotografiami pierwszy nasz materiał wykonany w 360. Dla nas barierą był dostęp do dobrego sprzętu, czyli tych wielkich zestawów, które dają świetną jakość. Ciekaw jestem bardzo GoPro Fusion. To może być przełomowe narzędzie i próg wejścia znacząco się obniży. Teraz większość dostępnego sprzętu w przedziale cenowym do 2500 złotych nie daje efektów do profesjonalnej publikacji.
A właśnie – jak siebie określacie? Uważacie się za dziennikarzy, blogerów, content designerów?
Outriders to startup dziennikarski. Tworzą go osoby o różnych specjalizacjach. Każdy odpowiada za równorzędną część procesu tworzenia informacji. Nie wartościujemy tego. Nowoczesny newsroom musi mieć wiele kompetencji i programista jest tak samo ważny jak reporter. Pojęcie dziennikarza się rozszerza – to już nie tylko osoba, która pisze tekst.
Jak wygląda wasze zaplecze technologiczne? Jakiego używacie oprogramowania?
Używam słowa newsroom, ale biura nie mamy i póki co mieć nie zamierzamy. To koszt stały, który, przy naszym rozrzuceniu, jest trochę zbyteczny. Na pewno studio na pewnym etapie się przyda, ale ekosystem wspierający startupy jest teraz tak duży, że spokojnie dajemy radę.
W codziennej pracy korzystamy z pięciu aplikacji: Slack, Zoom, Box, Google Docs i Basecamp. Tam koordynujemy całe prace i przechowujemy materiały. Najwięcej zaplecza wymagają reportaże interaktywne. W zależności od historii – potrzeba różnego sprzętu. Czy to drony, czy kamery 360. Tutaj poszukujemy stałych partnerów, którzy pomogą nam się rozwinąć i uzyskać dostęp do nowej technologii. W tym momencie mamy najlepsze know-how na rynku. Umiemy tworzyć takie treści i sukcesywnie je rozwijam, bo publikujemy regularnie.
Cele jakie sobie założyliście na najbliższe lata? Chcecie stać się takim Vice dla newsów?
Vice jest ciekawą inspiracją, ale Outriders to Outriders. Chcemy za 2-3 lata być głównym źródłem informującym o świecie. Do końca przyszłego roku planujemy regularnie tworzyć depesze z 7 regionów świata, przez reporterów będących na miejscu. Doszlifować produkcję reportaży interaktywnych i stworzyć jeden w miesiącu, który szerokim echem odbiję się na świecie.
Mamy też duży komiks reporterski, który szykujemy na drugą połowę kolejnego roku. Takich “next big thing” pomysłów jest na kilka lat do przodu, ale patrzymy na trendy i na to, jakie sygnały wysyła otoczenie.
W styczniu rusza nasza kampania w USA, która potrwa 30 dni. To będzie też bardzo ważny moment budowania relacji i prezencji w najważniejszej dziennikarskiej społeczności. Mamy już partnera na miejscu, który będzie nas reprezentował, i niebawem ruszamy.
Pokazywałem na konferencji Digital Cultures w Warszawie nasze produkcje przedstawicielom najlepszych interaktywnych mediów na świecie i bez żadnych kompleksów czekamy na start w Ameryce.