Michał Szafrański – Chcę sprzedać 100 tysięcy egzemplarzy swojej nowej książki

Artur Kurasiński
14 maja 2018
Ten artykuł przeczytasz w 10 minut

Artur Kurasiński – Michale jeszcze raz wielkie gratulacje. Nie znam dobrze polskiego rynku wydawniczego, ale sądzę, że przychodem rzędu 7 milionów złotych nie pogardziliby najbardziej znani polscy pisarze. A w wypadku “zwykłego” blogera to kosmiczne osiągnięcie. Mam tylko nadzieję, że nie zainwestowałeś w bitcoiny. :)

Michał Szafrański – Dziękuję Arturze. Nie – nie zainwestowałem w bitocoiny ani żadne inne kryptowaluty. Nie inwestuję w to, czego nie rozumiem. W przypadku kryptowalut – podobnie jak Warren Buffett – nie widzę żadnej realnej, stojącej za nimi wartości. Z mojej perspektywy jest to instrument czysto spekulacyjny. Ja nie zajmuję się spekulacją na dużych kwotach. Zdecydowanie bardziej preferuję te formy inwestowania, w których w większym stopniu potrafię kontrolować ryzyko. Są dla mnie bardziej przewidywalne i jednocześnie dają zadowalającą mnie stopę zwrotu z inwestycji. Śmieję się, że krótkoterminowo już nawet inwestycja w reklamy na Facebooku daje mi wyższą stopę zwrotu niż bitcoin.

Wszystkie wybory, decyzje i efekty związane z “Finansowym Ninją” dokumentowałeś bardzo dokładnie na swoim blogu. Teraz wydajesz kolejną książkę – “Zaufanie, czyli waluta przyszłości” i czy też możemy liczyć na tak szczegółowe raportowanie jej dystrybucji i finansowych osiągów?

Fajnie, że o to pytasz. Tak naprawdę sposób wydania „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” jest formą pewnego dużego eksperymentu. Nową książkę wydałem we współpracy z tradycyjnym wydawcą, który prowadzi jej sprzedaż za pośrednictwem dystrybutorów oraz księgarni. Ten model powoduje, że tak naprawdę będę wiedział znacznie mniej o szczegółach sprzedaży książki – po prostu w żaden sposób nie kontroluję tego procesu. Jako autor jestem jego pasywnym uczestnikiem. Jedyna precyzyjna wiedza, którą dysponuję dzięki bliskiej współpracy z wydawcą, to liczba egzemplarzy, które zostały zamówione przez poszczególnych dystrybutorów.

Niemniej jednak – podobnie jak przy „Finansowym ninja” zamierzam się podzielić kulisami współpracy z wydawcą i sprzedaży książki w tradycyjnym modelu wydawniczym. Zadbałem nawet o to, aby umowa umożliwiała mi ujawnienie wszystkich szczegółów dotyczących naszych rozliczeń.

Pytam się dlatego, że tym razem nie wydajesz książki w modelu self publishingowym tylko poszedłeś na współpracę z wydawcą. Trochę mnie to zaszokowało – po wielu wywiadach i deklaracjach o tym, że tradycyjni wydawcy nic nie potrafią i nie umieją, decydujesz się na taki ruch. Mając już dziesiątki tysięcy czytelników chcesz ich skierować do księgarni?

Wiem, że moja decyzja może budzić konsternację. Mówiąc zupełnie wprost nadal uważam, że z perspektywy finansowej kolosalnym błędem jest publikacja książki poradnikowej w tradycyjnym wydawnictwie przez autora, który już wcześniej zbudował swoje audytorium. Gdyby chodziło tylko o wynik finansowy, to nie zdecydowałbym się wydać mojej kolejnej książki z wydawcą. Niemniej z „Zaufaniem” chcę zrealizować inne cele i jakkolwiek by to nie brzmiało, mój zarobek na tej książce ma drugorzędne znaczenie. Zaraz postaram się jak najdokładniej wytłumaczyć moją decyzję.

Po pierwsze: wydaję tę książkę w modelu hybrydowym, który łączy najlepsze cechy self-publishingu i tradycyjnego procesu wydawniczego. Z tego co wiem nikt wcześniej nie zrealizował czegoś takiego w Polsce, nie znam również publicznych przykładów światowych takiej hybrydy. Mówiąc w dużym uproszczeniu model ten polega na tym, że na egzemplarzach sprzedawanych przez mój sklep internetowy, zarabiam bardzo podobnie jak w self-publishingu i to pomimo, że formalnie książka wydana jest przez tradycyjnego wydawcę. Otrzymuję wynagrodzenie autora, dystrybutora, sprzedawcy oraz skutecznego marketingowca – w efekcie ok. 75% z ceny okładkowej książki. Mówiąc krótko – zarabiam podobnie jak w przypadku „Finansowego ninja”, którego wydawałem całkowicie samodzielnie.

To co różni jednak self-publishing od modelu hybrydowego, to brak mojej pozycji monopolistycznej. Nie mogę już trzymać sztywnej ceny książki, bo dystrybutorzy i księgarnie – mający olbrzymią marżę – konkurują ze sobą obniżając cenę. W efekcie – jeśli chcę sprzedawać książkę w cenie okładkowej, to muszę się dobrze postarać o zapewnienie dodatkowych bonusów dla jej nabywców. To dlatego mówię wprost: „jeśli zależy Ci wyłącznie na cenie – kup książkę tam gdzie znajdziesz ją najtaniej, a jeśli chcesz kupić pakiet kilku książek, z moim autografem, bonusowymi dodatkami oraz świadomością, że pomagasz finansować moją działalność – zapraszam na stronę zaufanieczyliwaluta.pl”. Przy sprzedaży poza moją stroną zarabiam bowiem tylko 10-15% ceny okładkowej książki (w zależności od liczby sprzedanych egzemplarzy).

Reasumując: model hybrydowy pozwala mi zarobić znacznie lepiej niż autorom wydającym tradycyjnie, bo jednak część sprzedaży przechodzi przez moją stronę. W przedsprzedaży sprzedałem ok. 2500 egz. nowej książki – większość w pakietach z innymi – osiągając przychód ok. 200 tys. zł, z czego większość zostanie w mojej kieszeni. Z drugiej strony model hybrydowy daje mi szansę na to, w czym tradycyjni wydawcy wygrywają – szeroką dystrybucję książki. Czy to wypali? Zobaczymy.

Tak dochodzimy do drugiego powodu, dla którego wydałem „Zaufanie…” z tradycyjnym wydawcą. Po dwóch latach obecności na rynku „Finansowego ninja” doskonale wiem, gdzie jest „sufit” organicznej sprzedaży tej książki przez mojego bloga. Doskonale też wiem, ile kosztuje mnie pozyskanie kolejnych nabywców za pośrednictwem płatnej reklamy. Sprzedaż #FinNinja przekroczyła niedawno 60 tys. egzemplarzy – jakkolwiek buńczucznie by to nie zabrzmiało, to nadal mała liczba w zestawieniu z wielkością grupy docelowej osób, które mogłyby przejawiać zainteresowanie tematyką finansów osobistych.

Oczywiście sporą barierą jest tu też zapewne cena książki, którą trzymam na stałym poziomie. O ile jednak #FinNinja idealnie trafiała w profil Czytelników mojego bloga, to #ZCWP jest tytułem dużo bardziej niszowym. Mam świadomość, że będzie ona użyteczna tylko dla części mojego audytorium. To właśnie dlatego zdecydowałem się z nią wyjść dużo szerzej i skorzystać z potencjału tradycyjnego wydawcy, który jest jednocześnie partnerem TED Books w Polsce. Czy ta decyzja okaże się właściwa? Zobaczymy. Tak jak mówiłem wcześniej dla mnie jest to olbrzymi test siły tradycyjnego rynku wydawniczego.

Trzeci powód był prozaiczny: w tym samym czasie debiutuje w wydawnictwie Relacja książka „Gotowi na start”, czyli przekład „Will It Fly?” Pata Flynna – amerykańskiego blogera, od którego uczyłem się blogowania. Książka Pata mówi o tym, jak przetestować swój pomysł na biznes zanim wyda się na jego realizację masę pieniędzy. Moja pokazuje z kolei – krok po kroku – jak to, czego uczy Pat zrealizowałem z powodzeniem w Polsce i do tego z dokładnym wytłumaczeniem, co się u mnie sprawdziło, a co nie. Nie ukrywam, że miło jest pomóc Patowi w promocji jego wartościowej książki w Polsce.

Po czwarte – lubię kwestionować własne przekonania i jednocześnie szukać nowych, jeszcze lepszych sposobów realizacji konkretnych projektów – w tym przypadku wydawania książek. Tak jak mówiłem przeprowadzam duży eksperyment, w którym – niejako własnym kosztem – chcę się przekonać na ile skuteczna potrafi być tradycyjna dystrybucja. Chcę się dowiedzieć, ile egzemplarzy mojej książki można sprzedać pozwalając na degradację jej ceny – tak jak ma to miejsce w księgarniach, które walczą o klienta przede wszystkim obniżając swoją marżę. Chcę zobaczyć, jaki jest w praktyce czas życia tego typu książki i poobserwować od kuchni na ile tradycyjna dystrybucja potrafi skorzystać z efektów moich działań marketingowych.

Nie ma lepszego sposobu na porównanie self-publishingu i tradycyjnego wydawania niż powiedzenie wydawcom „daję Wam świetną książkę i mówię: sprawdzam!”. Jednocześnie wierzę, że pokazując kulisy różnych modeli wydawniczych, pomagam przyszłym autorom podejmować lepsze decyzje dotyczące sposobu wydania ich książek – w zależności od celów, które chcą osiągnąć.

Wrócę jeszcze do wątku marketingowego, o którym wspomniałeś: nadal uważam, że potrafię bardziej skutecznie promować swoje książki niż dowolny wydawca, bo mam swoje medium, jego wiernych odbiorców, nieco umiejętności w tym zakresie i gotowy jestem poświęcić sporo energii na marketing.

Wydawcy mają na głowie równolegle wiele książek i ograniczony czas na każdą z nich. Ja mam jedną – raz na kilka lat. Na szczęście mój wydawca – Grupa Wydawnicza Relacja – doskonale rozumie potencjał, który wnoszę do naszej współpracy. Kluczowe było dla mnie, abym miał jak największą swobodę w komunikowaniu książki i poczucie, że wydawca pomaga, a nie przeszkadza.

To dlatego od początku postawiliśmy na ścisłą współpracę z Anną Zdrojewską-Żywiecką – szefową wydawnictwa. Ja prowadzę działania w sieci, korzystam ze swoich relacji i pozostaję dyspozycyjny dla dziennikarzy, a Ania wnosi przydatny know-how dotyczącego aktywności typowych dla tradycyjnego rynku wydawniczego. Razem docieramy szerzej, ale wymaga to dużego zaangażowania każdego z nas.

Do kogo kierujesz “Zaufanie, czyli waluta przyszłości”? Do swoich czytelników, którzy zastanawiają się nad fundamentalną zmianą w swoim życiu? Początkujących twórców / blogerów? Czy do tych, którzy potrzebują szeroko rozumianej inspiracji? To jest książka-poradnik czy biografia?

Z tego co widzę po pierwszych recenzjach, to książka w największym stopniu rezonuje u dwóch grup osób. Pierwsza to osoby, które rozważają rzucenie etatu i pracę dla samych siebie, ale jednocześnie mają masę wątpliwości, czy zdecydować się na ten krok. Dla jasności – książka nie daje gotowej odpowiedzi. Zawsze trzeba jej poszukać samemu. Podpowiadam jednak, jak można to próbować zrobić i jak ja przekonywałem się do opuszczenia mojej „złotej klatki” na dobrze płatnym etacie.

Druga grupa docelowa, to te osoby, które chcą zarabiać na dzieleniu się swoją wiedzą w internecie – taką, która wynika z ich pasji. Otrzymuję wiele ciepłych słów, że #ZCWP pomaga poukładać priorytety i że moja historia – pokazująca jak trudne były moje początki i jakich pivotów musiałem dokonać – daje szereg konkretnych wskazówek oraz sporo inspiracji.

Trzecią grupą, dla której świadomie pisałem tę książkę, są początkujący przedsiębiorcy, którzy są pełni wątpliwości czy można budować solidny biznes oparty na pasji i zainteresowaniach, czy warto być uczciwym, w co wkładać energię, czy koniecznie trzeba skalować firmę poprzez zatrudnianie pracowników itp. Zaryzykuję stwierdzenie, że moja książka jest pewnym manifestem sposobu prowadzenia małej firmy – takiej, która służy jej właścicielowi, a nie na odwrót. Podaję w niej także liczne przykłady na to, że dobro naprawdę powraca.

Co do pytania, czy to biografia czy poradnik – jest i to i to. Książkę oparłem na moim przykładzie, bo bardzo chciałem uniknąć jakiegokolwiek generalizowania. W tym sensie jest to biografia koncentrująca się w szczególności na pierwszych pięciu latach rozwoju mojej firmy – tych obfitujących w najwięcej zwrotów akcji. Czytający przyznają jednak, że przedstawienie kulis mojego procesu decyzyjnego oraz wysoki poziom szczegółowości: wypracowane zasady, stosowane narzędzia, załączone do książki wzory ofert i umów, szczegółowo podane wyniki finansowe poszczególnych projektów – powodują, że jest to także solidny poradnik budowy biznesu internetowego opartego na zaufaniu.

Mam nieodparte wrażenie, że przy okazji “Zaufanie czyli waluta przyszłości” pojawi się trochę głosów mówiących, że Szafrański nie miał pomysłu na kolejną książkę, więc ładnie opakował swoją historię i sprzedał po raz kolejny to samo. I znowu liczy na miliony ze sprzedaży. Co odpowiesz takim krytykom?

Zachęcam ich przede wszystkim do lektury i ferowania wyroków dopiero po przeczytaniu. Jestem przekonany, że książka się broni i moim skromnym zdaniem – nie było takiej polskiej publikacji, pokazującej krok po kroku budowę biznesu opartego na internecie i marce osobistej tutaj w Polsce. Jestem szczególnie dumny z tego, że udało mi się w tej książce uniknąć koloryzowania rzeczywistości. Nie tylko pokazałem kulisy mojego działania, ale także rozterki na różnych etapach, niepowodzenia, trudne momenty i to jak sobie próbuję radzić z samotnością przedsiębiorcy. To taka książka, którą bardzo chciałbym przeczytać 6-7 lat temu.

Milionów ze sprzedaży się nie spodziewam, ale za to bardzo chciałbym, aby #ZCWP trafiła do tych osób, które mogą skorzystać na jej treści. Świadomie z wydawcą ustawiliśmy nisko cenę. Okładkowo wynosi ona 39,90 zł, ale wiem, że można ją kupić już poniżej 30 zł. Zależało mi na tym, aby każdy kupujący miał poczucie dobrze wydanych pieniędzy i ufam, że właśnie tak będzie.

Przeczytałem “Zaufanie czyli waluta przyszłości” patrząc z mojej influencersko-blogerskiej perspektywy. W zasadzie nie mam uwag i zastrzeżeń – to powinna być lektura dla każdej osoby, która zamierza wziąć się za tworzenie własnej marki osobistej. Są tam gotowce takie jak umowy, wzory i gotowe rozwiązania problemów na które natknie się każdy początkujący twórca.

Cieszę się, że tak odbierasz książkę. Myślę, że każdy wyczyta z niej coś innego – w zależności od tego, na którym zakręcie życiowym bądź zawodowym w danym momencie się znajduje. Influencerzy wyniosą z niej zapewne najwięcej – zwłaszcza jeśli szukają alternatywy dla prostych współprac z firmami, chcą rozwijać biznes oparty na swojej wiedzy specjalistycznej lub po prostu chcą poznać mój przepis na komercjalizację bloga.

Po raz pierwszy tak kompleksowo podzieliłem się kulisami planowania i realizacji dużych, własnych projektów, do których zapraszałem konkretnych partnerów. Ta ścieżka to nadal rzadkość w świecie influencerów a osobiście uważam ją za dużo lepszą dla ich audytoriów, samych liderów opinii oraz współpracujących z nimi firm. No ale nie trzeba się ze mną zgadzać…

Na jaką sprzedaż liczysz tym razem? Sądzisz, że uda Ci się pobić wyniki “Finansowego Ninja”?

To jest wielka zagadka. Z jednej strony nie mam żadnych oczekiwań, ale z drugiej – wyznaczyłem sobie poziom 100 tys. egzemplarzy jako satysfakcjonujący dowód, że taki hybrydowy model wydawniczy naprawdę zdał egzamin. Na chwilę obecną – taki wynik brzmi dosyć abstrakcyjnie, ale patrząc obiektywnie, jeśli nie uda się go osiągnąć, to dojdę do wniosku, że lepiej trzymać się self-publishingu.

W książce jak bumerang wraca osoba Pata Flynna – na początku jako niedostępnego guru a potem człowieka, który cytuje twoją historii i twierdzi, że jeden twój mail zmienił losy jego kariery. To bardzo piękna, niemal filmowa klamra spinająca całość książki. Pytanie czy teraz Pat Flynn nie powinien uczyć się od Ciebie?

Każdy z nas ma pewien zestaw doświadczeń, ale trzeba pamiętać, że działamy na zupełnie innych rynkach. To, że całkiem dobrze radzę sobie w Polsce, wcale nie oznacza, że przetrwałbym w zderzeniu z konkurencją z całego świata. Nawet, jeśli mam już jakąś wiedzę i doświadczenia, to niekoniecznie musiałyby być one przydatne Patowi. Mam wrażenie, że On doskonale wie, co ma robić.

Z drugiej strony – to, że Pat sam przyznaje, że powstrzymałem go przed zaprzestaniem nagrywania podcastu, jest po prostu piękną historią pokazującą, że jesteśmy do siebie bardzo podobni pod względem emocjonalnym – pomimo, że żyjemy po przeciwległych stronach planety.

Szczerze powiedziawszy sądziłem, że jako następną wydasz “Finansowego Ninja 2” i będziesz obserwował, ile możesz jeszcze wycisnąć z tego tytułu. Dlaczego nie chcesz pociągnąć sukcesu książki, która gwarantuje ci zyski? W końcu zyskuje na tym PAH i Pajacyk.

To zabawna historia. Tak naprawdę nie planowałem pisania książki „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”. Powstała ona niejako przy okazji premiery książki Pata Flynna. Polski wydawca poprosił mnie o napisanie przedmowy. Zapytałem samego Pata czy nie ma nic przeciwko. Bardzo się ucieszył. Potem pomyślałem, że chętnie pomogę Patowi wypromować „Gotowych na start” w Polsce.

Chciałem wstawić książkę do mojego sklepu internetowego i sprzedawać razem z „Finansowym ninja”. Szukałem jednak dodatkowego powodu dlaczego Czytelnicy mieliby kupić tę książkę u mnie, a nie w księgarniach. Nie chciałem konkurować ceną. Wymyśliłem, że dodam do książki bezpłatny ebook przedstawiający case study mojego bloga na powiedzmy 50-60 stronach. Wydawca Pata bardzo się ucieszył, że planuję taki bonus.

Rozpisałem konspekt… i okazało się, że to nijak nie mieści się na 50-60 stronach i że napisanie na pewno nie zajmie tygodnia – tak jak wcześniej planowałem. Od słowa do słowa – zdecydowałem się zawrzeć tę historię wraz z manifestem mojego podejścia do przedsiębiorczości w pełnowymiarowej książce #ZCWP. Aby zdążyć na premierę książki Pata – musiałem rzucić wszystko i skupić się na pisaniu. Tak się stało. Ta książka to taki mój „skok w bok”.

Co do „Finansowego ninja”, to od początku mówiłem, że mam w planach kilka książek o tematyce finansowej. W przypadku kolejnych najprawdopodobniej pójdę sprawdzonym scenariuszem self-publishingu.

Co dalej Panie Michale? Kolejne książki? Kursy? Bardzo dobrze odrobiłeś lekcję obserwując Pata Flynna i chyba wszystko czego on się dotknął też próbowałeś przenieść na grunt polski. W sumie z 5 milionami czystego zysku na koncie możesz iść na sportową emeryturę, ale nie sądzę żebyś nie był głodny kolejnych sukcesów. Może własne wydawnictwo? Albo coaching?

Pat ma na swoim koncie doświadczenia z wieloma tematami, których ja nie planuję eksplorować, np. tworzeniem zarabiających serwisów WWW czy aplikacji mobilnych. Nadwyżki finansowe dają komfort robienia tego, co uważam za naprawdę ważne, bez konieczności zastanawiania się, czy to da pieniądze czy nie. To właśnie najbardziej cenię sobie w tej sytuacji, w której się znalazłem. Odpowiedź na pytanie „co ty naprawdę chcesz Szafrański w życiu robić” była i jest pioruńsko trudna. Jeśli kryterium „muszę zarabiać żeby żyć” przestaje być aktualne, to naprawdę trudno jest znaleźć w sobie solidną motywację do dalszej pracy.

Ujawniałem już, że planuję drążyć temat szeroko rozumianej edukacji finansowej – wykraczającej już poza bloga. Na razie pracuję tu bez rozgłosu. O kolejnych książkach o tematyce finansowej już wspomnieliśmy. Chodzi mi także po głowie publikacja dotycząca self-publishingu – spięcie klamrą tego tematu. Kto wie – być może będzie ona podsumowywała doświadczenia zarówno z samodzielnego wydawania książki, jak i współpracy z tradycyjnym wydawcą?

To co robię w tej chwili płynie z potrzeby robienia dobrych rzeczy. Sukcesów mi więcej nie potrzeba. Myślę, że co miałem udowodnić sobie i innym – to już udowodniłem. Pracuję, bo lubię. Coachingu czy tworzenia wydawnictwa dla innych autorów – nie lubię. Raczej się tego po mnie nie spodziewaj.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon