Do opisania roli mediów elektronicznych w dzisiejszym świecie na podstawie wydarzeń w Mjanma (dawna Birma) nosiłem się od dawna. Za swoje wakacyjne lenistwo i prokastynację zapłaciłem cenę – uprzedził mnie błyskotliwy jak zawsze John Olivier. Trudno. Mam nadzieję, że to co napiszę będzie w najgorszym razie dobrym uzupełnieniem.
W 2013 roku w Mjanmie dostęp do internetu miało mniej niż 900 tysięcy mieszkańców . W 2017 roku już aż 18 mln mieszkańców Mjanmy cieszyło się dostępem do globalnej sieci – z czego aż 16 milionów miało zarejestrowane konta na portalu Marka Zuckerberga.
Facebook stał się tak popularny, że słowo “internet” zaczęto wymiennie używać z nazwą “Facebook”. Portal społecznościowy stał się de facto jedną, wielką tablicą dyskusyjną dla wszystkich internautów. Internet demokratyzuje społeczności poprzez ich usieciowienie i umożliwienie wymiany informacji. Prawda?
W 2017 roku przez kraj przetoczyła się ogromna fala czystek etnicznych – w kraju gdzie większość obywateli wyznaje buddyzm (84%) na celownik wzięto muzułmanów z ludu Rohindża. Napięcia na tle religijnym nie są w tym kraju nowością i są notowane od 1947 roku. Jednak w 2012 roku wybuchły z nową intensywnością. Szczególną rolę w budowaniu nienawiści zaczął odgrywać Internet. Tak Mariusz Kania dla “Dużego Formatu” opisywał o wydarzenia z 2013 roku w Miktili:
Para z wioski Pyun Kauk przyjechała tego dnia do miasta, by sprzedać złotą spinkę do włosów. Okazało się, że była wykonana z imitacji. Doszło do bójki pomiędzy buddyjskim właścicielem spinki a pracownikami sklepu, muzułmanami. Wiadomości szybko znalazły się w internecie, ale ich opis różnił się od faktów: babcia z wnuczką chciały sprzedać złotą spinkę, babcia zginęła, a wnuczka trafiła do szpitala. Zamieszki wywołane fałszywą informacją doprowadziły do śmierci 43 osób, głównie muzułmanów, którzy ratowali się ucieczką z miasta.
W 2017 roku wydarzenia nabrały tempa. Szacuje się, że w wyniku powszechnej i systematycznej przemoc wobec Rohidżów zabito ponad 10 tysięcy przedstawicieli tej mniejszości religijnej a około 700 tysięcy z nich zmuszono do ucieczki do Bangladeszu.
Facebook zalany został falą hejtu, fake news oraz informacjami nawołującymi do mordowania muzułmanów. Te informacje dzięki Facebookowi i telefonom komórkowym (na których lokalni operatorzy preinstalują ten serwis społecznościowy) były multiplikowane i podawne dalej wywołując zamieszki i śmierć.
Przedstawiciele ONZ twierdzą, że ataki na mniejszość muzułmańską były dobrze skoordynowane, zaplanowane a co gorsza podparte kampanią w mediach społecznościowych – głównie na najbardziej znanym w Birmie serwisie internetowym czyli Facebooku.
Kiedy w kwietniu Mark Zuckerberg tłumaczył się przed Amerykańskim Senatem z błędów i zaniedbań związanych z fake newsami i algorytmami podsycającymi dystrybucję hejtu w swoim serwisie zobowiązał się do poprawy działania Facebooka w Birmie poprzez zatrudnienie “kilkunastu dodatkowych moderatorów”.
Czy to dużo? W Niemczech gdzie niedawno zaczęło obowiązywać nowe prawo dotyczące kar za nie usunięcie “hate speech” ten sam Facebook zatrudnił 1200 niemieckojęzycznych moderatorów.
Po kilku miesiącach media postanowiły sprawdzić jak Markowi Zuckerbergowi idzie naprawianie świata. Okazało się, że pomimo wysiłków moderatorów na birmańskim Facebooku bez trudu znaleziono ponad 1000 przykładów hate speech i rasizm.
Nie wiem czy Mark Zuckerberg dobrze sypia i ile czasu dziennie spędza na realnych działaniach mających na celu przywrócenie równowagi. Mam szczerą nadzieję, że mu się to uda.
Bo kraj podzielony na dwa plemiona używające internetu a w szczególności mediów społecznościowych do czerpania wiedzy na temat drugiej strony – zalewany botami, skrzywiony algorytmami i fałszywymi informacjami (a czasami, nazwyczajniej ludzką głupotą) jest skazany na zagładę.
Prawda?
Ten tekst jest wstępniakiem z najnowszego newslettera. Zapraszam do subskrypcji.