Artur Kurasiński – Nie wiem czy to Ci przyświecało jako autorowi ale napisałeś książkę nie tyle o startupach co powieść sensacyjną gdzie piękne kobiety, miliony dolarów, egzotyka Czarnego Lądu (no i Koszalina) aż krzyczy na czytelnika. Mnie ta książka absolutnie powaliła i zachwyciła. Tylko ile w niej jest prawdy?
Marek Zmysłowski – Pozwól, że odpowiem cytatem z pierwszego akapitu książki. “Wszystkie wydarzenia i postaci w tej książce są prawdziwe. Imiona niektórych osób zostały zmienione w obawie o ich bezpieczeństwo, imiona innych zmodyfikowałem z litości. Chciałem im oszczędzić obciachu.”
Przy książce bardzo mocno musiał się napracować mój prawnik, mieliśmy dużo batalii o to, które imiona i nazwy trzeba zmienić, które szczegóły koniecznie usunąć by nie odkrywać się na zbyt duże ryzyko prawne.
Samo pisanie prawdy nie wystarczy. Jeśli napiszesz że kryminalista jest kryminalistą i przedstawiasz na to dowody, on Cię nadal moze pozwać. Kwestia naruszenia dóbr osobistych jest dość pokręcona od strony legalnej.
Tutaj nie ma de facto domniemania niewinności. Jeśli ktoś twierdzi, że naruszyłeś jego (jej) dobra osobiste, to nie musi tego udowadniać. To na Tobie leży obowiązek ukazania że tego nie zrobiłeś.
W książce pojawia się bardzo dużo postaci w tym pracowników wysokiego szczebla Rocket Internet. To duża i zasobna firma. Nie boisz się, że spędzisz kilka następnych lat na salach sądowych? Może trzeba było wsadzić do kieszeni dumę, przełknąć to co się stało i odpuścić?
Gdybym miał wszystko przełknąć i odpuścić, nie byłoby książki. Byłaby kolejna laurka PR-owa autora, biznesowe ogólniki i same przyjemne historie. Dużo o tym traktuje książka “Leadership BS” Jeffreya Pfeffera.
Według mnie ta pozycja to must-read każdego lidera. W swojej książce chciałem pokazać żywy, surowy biznes. Chciałem pokazać jak było naprawdę i przemycić moje lekcje (a bardziej nauczki) z budowy startupów w Polsce i paru krajach Afrykańskich.
A przemycam te lekcje pomiędzy historiami z moje życia. Taka forma biografii miała być w założeniu lepiej “strawna”. Człowiek, o którego pytasz już w Rockecie nie pracuje. W firmie ziścił się negatywny scenariusz który przewidziałem, niestety miałem akurat co do tego rację.
Natomiast nie kierowała mną absolutnie chęć zemsty. Działania mają konsekwencje i je chciałem pokazać i lekcje z nich płynące. Opisuję zdarzenia, ich pozytywnych i negatywnych bohaterów z perspektywy czasu. Z dystansem, już na spokojnie.
Pierwsza część “Goniąc czarne jednorożce” mogłaby być w zasadzie opisem polskiego kapitalizmu z pierwszych lat – szybkie kariery w szemranych biznesach, dużo pieniędzy robionych na naiwności i czasem krzywdzie ludzi, huczne zabawy z używkami i białe skarpetki do wieczorowych butów. Pisałeś to chcąc pokazać jak wyglądało Twój start w dorosłość czy szerzej, jak wyglądała Polska w tym czasie?
Trzymałem się konwencji, że przekazuję obserwacje i szerszy obraz sytuacji “przy okazji” opowiadania mojej historii. Moje przygody w Polsce dodają też kontekst do tego wszystkiego co się później wydarzyło w Afryce.
Najciekawsze czasy dla kapitalizmu w Polsce to były raczej wczesne lata 90-te. Polska była wtedy Nigerią Europy. Cały czas czekam na dobrą, prawdziwą autobiografię przedsiębiorcy z tamtego okresu.
W moim przypadku to bylo załapanie się na hossę na giełdzie, a następnie krach w latach dwutysięcznych, boom fundusze inwestycyjne, lokaty, kredyty we frankach.
A później pompowanie w zasadzie darmowej kasy z Unii do polski na startupy i wszelakiego rodzaju, bardziej lub mniej mądre przedsięwzięcia.
Cześć osób może pamięta, że założyłeś firmę Mementis czyli startup działający w (piękne określenie!) “biznesie funeralnym”. W książce opisujesz swoje przygody z ludźmi z tej branży, które w zasadzie potwierdzają to o czym czytaliśmy w kontekście “łowców skór” – w Polsce na śmierci można sporo zarobić…
Afera łowców skór pokazała wierzchołek góry lodowej. Przygoda z “pogrzebówką” pokazał mi jak zaciekle można walczyć o utrzymanie statusu quo.
Największe zakłady pogrzebowe zbudowały swoją pozycję na układach z Kościołem, służbą zdrowia i byciem niemalże dotowanymi z wysokich zasiłków pogrzebowych. Technologia, która zmienia modele zachowania klientów, transparentność i nowi gracze na rynku to ostatnia rzecz jakiej potrzebowały.
Na tym zakończę by nie psuć czytelnikowi lektury spoilerami. Mogę śmiało powiedzieć że polska branża pogrzebowa dobrze mnie przygotowała do moich przygód w Nigerii :) Ze wszystkich swoich nieudanych planów, najbardziej dokucza mi właśnie Mementis i to, że nie udało się skonsolidować pod jednym brandem kilkudziesięciu firm i wprowadzić je na giełdę.
W zeszłym roku o mało co nie odkupiłem serwisu od obecnego właściciela, by spróbować jeszcze raz. W ostatniej chwili zrezygnowałem. Nie byłem wtedy gotowy, miałem za dużo na głowie z Nigerią. Obawiałem się, że to już nie będzie to samo co wtedy. Dwa razy nie wejdzie się w końcu do tej samej rzeki.
Znamy się od wielu lat i pamiętam jak zapowiedziałeś, że przenosisz się na “krótko” do Afryki w celu objęcia dużego projektu dla Rocket Internet. Powiem ci, że cholernie mi to zaimponowało i zazdrościłem Ci tej możliwości. Po lekturze twojej książki uważam, że miałeś wiele szczęścia, ze wróciłeś stamtąd w jednym kawałku. Z drugiej strony wiem, że ciągnie Cię tam cały czas. Afryka uzależnia?
Jak to napisał Charles Bukowski ( a przed nim Kinky Friedman) “Find what you love, and let it kill you” :) A odpowiadając na Twoje pytanie na poważnie – tak, absolutnie. Afrykę się albo kocha albo nienawidzi.
A najczęściej czujesz to i to na raz. Czarny kontynent mnie pochłonął dzięki swojej różnorodności ludzi, kultur, przyrody. Przyciąga potencjał, wyzwania, fakt że świat coraz bardziej patrzy na Afrykę w kontekście bardziej biznesowym.
Afryka to już nie jest tylko psującym samopoczucie problemem przypominającym niechlubne karty historii Świata zachodniego. Samopoczucie które poprawiało się jeszcze bardziej pogarszającymi problem nietrafionymi działaniami charytatywnymi.
Dla biznesowego poszukiwacza przygód to idealne miejsce. Znów powracam do tego porównania, Afryka to taka polska wczesnych lat 90-tych. Tyle ze dwadzieścia pięć razy większa. Ale nie jest to kontynent dla każdego. Musi Ci odpowiadać taki rodzaj chaosu, i ten współczynnik frajdy i potencjalnych korzyści do ryzyka.
Zastanawiałeś się, jak zareagują na tę książkę osoby, które opisujesz? Mam na myśli chociażby opisy relacji męsko-damskich czy Twoje dość jednoznaczne opinie na temat biznesowych partnerów czy przełożonych z Rocket Internet.
Książke czytały moja Mama i partnerka, i nadal się do mnie odzywają. To się dla mnie liczyło najbardziej :) Jeśli wobec niektórych osób wyrażam dość mocne opinie to tylko dlatego, że sobie na nie zasłużyły i staram się to pokazać.
Natomiast czytelnik, mam nadzieję, zauważy, że w książce najwięcej jest samokrytyki i autorefleksji. Bo dupków na świecie jest niewielu i to raczej moja wina że tak się ustawiałem by często na nich trafić. Często byłem współwinny sytuacjom, które mi się przytrafiły.
Nie będę natomiast odbierał czytelnikom frajdy z kolorowych wypowiedzi, tylko dlatego że ktoś opisywany ma kruche poczucie własnej wartości i nie może wziąć na klatę żartu tu i tam.
Abstrahując od wszystkiego co się wydarzyło – czego nauczyła Cię przygoda w Nigerii? Jaki wnioski z niej wyciągnął Marek Zmysłowski? Nie robić biznesu w Afryce? Nie ufać nikomu z dużych korporacji?
Co do tego hinduskiego biznesmena, to dość bezpiecznym będzie stwierdzenie, że te wydarzenia nie wzmocniły raczej naszej przyjaźni :)
Przeniosłem swoją rezydencję podatkową z Nigerii do kraju mniejszym problemie z korupcją (nie ma na świecie kraju bez korupcji). Na pewno mam teraz zupełnie inną awersję na ryzyko niż wcześniej.
Jeśli chodzi o biznes to zdecydowanie nadal polecam Afrykę, w bilansie wszystkich dobrych i złych rzeczy moja przeprowadzka na ten kontynent to nadal jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Tylko po prostu trzeba uważać i bardzo, bardzo, bardzo dokładnie sprawdzać osobę, z którą wchodzi się w jakikolwiek biznesowy układ.
Im większe pieniądze wchodzą w grę, tym mniej skrupułów wszyscy mają naokoło. Na własnej skórze doświadczyłem, jak złym doradcą jest presja czasu i ryzyko bankructwa w startupie.
Dowiedziałem się ile jest niestandardowych patentów na pozbycie się niewygodnych wspólników. Oraz kiedykolwiek jestem na lotnisku i widzę oficera straży granicznej to już jak w odruchu Pawłowa skacze mi adrenalina :)
Artur Kurasiński – Czytając opisy kontaktów z miejscowymi władzami czy też policją zastanawiam się czy kiedykolwiek włączyło ci się myślenie “ja, jako biało człowiek zasługuje na inne traktowanie”. Nie pytam się czy stałeś się rasistą tylko czy to nie jest coś bardzo prostego w interpretacji? “Zatrzymali mój samochód i chcą łapówki bo jestem biały” więc następnym razem będę pochodził z nieufnością do wszystkich czarnoskórych…
No pewnie że tak, nasz umysł jest tak nauczony. Szufladkujemy ludzi, podświadomość podpowiada nam stosunek do odpowiednich szufladek na podstawie naszych doświadczeń z innni osobnikami tej szufladki.
Trzeba sobie zdawać z tego sprawę, że takie podejście w obecnym świecie to miecz obosieczny. Jest taki obiegowy żart pośród ekspatów w Nigerii, który podsumowuje problem “Jaka jest różnica między turystą a rasistą?”. Odpowiedź to “Tydzień”.
Spotkałem na swojej drodze bardzo wielu Europejczyków z kilkunasto-, lub kilkudziesięcioletnim stażem w Afryce, i zawsze odnosiłem wrażenie że oni zawsze akumulowali w pamięci tylko negatywne doświadczenia i na ich podstawie wyrażali bardzo mocne opinie a propos kraju czy określonej kultury. Ale z jakiegoś powodu cały czas tam mieszkali.
Ponownie nie chcę psuć nikomu przyjemności czytania więc nie powiem dokładnie o co chodzi ale Ty zorientujesz się na pewno – czy masz kontakt z dziewczyną, której pomogłeś w Nigerii? Opis jej szukania i sposoby pomocy jak dla mnie to była prawie akcja sił specjalnych…
Tak, jesteśmy w kontakcie. Wróciła do Londynu. Natomiast jej mąż do Europy wizy już raczej nie dostanie. Bardzo wiele osób osób zwraca uwagę na ta historię po lekturze książki, ale w zasadzie każdy Polak mieszkający przez kilka lat w Nigerii ma na koncie takie historie pomocy, mniej lub bardziej spektakularnej.
Każdy w branży startupowej dałby się pokroić za możliwość współpracy z braćmi Samwer. Kilka lat temu byli największymi przedsiębiorcami internetowymi w Europie. Amerykańskie firmy ich nienawidziły za model biznesowy (kopiowanie sprawdzonych biznesów i szybkie ich startowanie na nowych kontynentach) ale rynek uwielbiał bo dawali zarobić. Jestem ciekaw jak Ty ich oceniasz?
Oliver Samwer jest dla mnie jednym z najlepszych przedsiębiorców na świecie. Facet w 1998 roku napisał pracę magisterską o tym jak zbudować największe globalne przedsiębiorstwo internetowe (dokument jest do znalezienia w Internecie) i cały czas konsekwentnie realizuje ten plan. Pracuje więcej od wszystkich. Ma twardy styl zarządzania i do bólu szczery sposób komunikacji.
Nie wypada mi nie zapytać co słychać u Wicemiss Świata z Domikany z którą jesteś związany obecnie. Jest żywym dowodem na to, że to co opisujesz w książce to prawda. Domyślam się też, że jednak nie opisałeś wszystkich swoich przygód, wizyt na czerwonym dywanie i “bywaniu”? To prawda, że w Afryce byłeś celebrytą?
Strasznie nie lubię tego określenia. Kojarzy mi się z ludźmi, którzy są obiektem zainteresowania z tego powodu, że są znani. Ja przede wszystkim jestem przedsiębiorcą w branży, której siłą rzeczy wszyscy uczestnicy są też aktywni w mediach społecznościowych.
Interesują się tym co mówię i robię, a ja staram się to wykorzystać, bo marka osobista pomaga w biznesie bardzo. Czerwone dywany i za dużo konferencji to jednak na dłuższą metę strata czasu i to jest po prostu nudne, więc o tym za dużo nie pisałem.
Yaritza mnie z kolei bardzo wspierała podczas najtrudniejszych momentów, o których więcej w książce i bardzo dużo jej zawdzięczam.
“Goniąc czarne jednorożce” to książka w której przygodami można obdzielić życia kilku osób. Bez wątpienia przeżyłeś bardzo intensywny czas w swoim życiu mogąc robić bardzo wiele rzeczy (głównie za cudze pieniądze). Nie masz poczucia, że być może przeżyłeś już największą przygodę swojego życia? Że już nic równie emocjonującego nie przydarzy Ci się?
Jeśli ta książka przyjmie się dobrze a ja zbiorę wystarczająco dużo nowych lekcji i materiału na nową to czemu nie. Chociaż proces pisania jest niesamowicie bolesny.
Nie mam też absolutnie problemu z tym, żeby przygody polską mafią pogrzebową, Interpolem i nigeryjską policją już mi się więcej nie przytrafiły ;)
Natomiast jak patrze na to co za mną, co przede mną, i co osiągnęli inni, to mam silne poczucie że jestem dopiero na samym początku swojej przygody. W biznesie i w życiu dopiero zaczynam.