Babol czyli nie ma magii w serialu “The Witcher”

Artur Kurasiński
24 grudnia 2019
Ten artykuł przeczytasz w 15 minut

Witaj wędrowcze! Poniżej tłumaczę (dość długo) dlaczego serial „The Witcher” nie podoba mi się. Uwaga. Nie kwestionuję gustów innych osób, nie uważam, że to jest tragiczna produkcja tylko stwierdzam: mi się nie podobała. I argumentuję dlaczego.

Podkreślam MI SIĘ nie podobało więc proszę nie pisać, że na IMDB serial oceniono bardzo wysoko więc on jest super. Z gustami innych nie dyskutuję. Bardzo fajnie, że dużej części widzów serial się podobał. Ja natomiast piszę tylko o swoich odczuciach.

You have been warned.

Andrzeja Sapkowskiego czytam / słucham (polecam przesłuchać któreś ze słuchowisk) właściwie co roku podczas dłuższych podróży.

Uwielbiam język, narrację i bohaterów AS-a. Przed premierą serialu dzięki kilkutygodniowym podróżom samochodem po Europie ponownie przesłuchałem prawie wszystkie książki.

Jestem też graczem zaznajomionym ze wszystkimi grami “Redów”. Nie mogłem więc się doczekać jak twórcy serialu poradzą sobie z tak świetną literaturą i przełożą ją na język filmowy. Mam na myśli oczywiście Netfliksa bo polski serial i film na jego podstawie miałem okazję oglądać (chociaż staram się to wyprzeć z pamięci)

Wierzyłem, że to co Netflix pokazuje w teaserze czy trailerze to podpucha i finałowo zaskoczą nas czymś wspaniałym.

Niestety nie zaskoczyli. A nawet rozczarowali bardziej. Postmodernistyczną żonglerkę i zabawę motywami bajek zamieniono w serial z gatunku heroic fantasy dla nastolatków. Po obejrzeniu ośmiu godzin poczułem się jak po seansie na kanale “Hallmark”.

Zacznę od tego, że serial „Wiedźmin” to adaptacja (w dodatku luźna) prozy Andrzeja Sapkowskiego.

Twórcy serialu sadystycznie kastrują treść – wybierają bardzo małe fragmenty wręcz ramy opowieści wyrzucając bardzo dużą cześć ważnych dla fabuły detali. Jest to prawo adaptacji ale jeśli robi się to źle to ma to wpływ na fabułę (jej spójność).

Przykład pierwszy. „Ostatnie życzenie” (serialowy odcinek piąty). Rozumiem, że można było wyrzucić rozważania kapłana Kreppa o różnicach między magią a cudami płynącymi z wiary (piękne wersy dla RPG’owych nerdów).

Jednak wywalenie większości dialogów i opisów związanych z poznaniem Yennefer przez Geralta powoduje, że widz nie rozumie jakie życzenie Geralt może wypowiedzieć na końcu. Drugi przykład. „Mniejsze zło” (odcinek pierwszy). Spłycenie postaci Renfri, pozbycie się chociażby sceny ze sztyletem (w książce umierająca Renfri prosi Geralta żeby ją objął, kiedy ten nie reaguje z jej dłoni wypada sztylet).

Brak też pokazania skali sadyzmu i skali przemocy jaką Renfri i jej kamraci rozpętali (słynne “ultimatum tridamskie”!). Po obejrzeniu tego odcinka część widzów może się zastanawiać po jaką cholerę właściwie Wiedźmin zabił taką fajną dziewczynę?Trzeci przykład. „Granica Możliwości” (odcinek szósty). Usunięcie większości dialogów i monolgów Borcha powoduje, że jego postać staje się w zasadzie swoją parodią.

Bo po co złoty smok przybiera postać starego faceta?Pomysł na to żeby serial był opowiadany oczami kobiet jest bardzo fajny. Nie nowatorski ale fajny. Trzy mocne heroiny (Calanthe, Ciri i Yennefer) w kontrze do reszty świata i postaci mężczyzn. To pewnie bardzo się Sapkowskiemu podobało (kto czytał trylogię „Narrentrum” ten wie jaki AS ma stosunek do Kościoła Katolickiego i kobiet przez niego prześladowanych).

Może to lepiej będzie pokazane w drugim sezonie. Jak na razie miałem wrażenie, że to jest wątek mocno nie wykorzystany.

Wstęp

Porównania serialu „Wiedźmin” do „Gry o Tron” są oczywiste i uprawnione. Netflix „zaklepał” prawa do książek Sapkowskiego długo po tym kiedy stworzona przez HBO „GoT” stała się „tym serialem” o którym mówili i oglądali wszyscy.

Kiedy Amazon ogłosił, że robi serial na podstawie Tolkiena jasne było, że gatunek fantasy jest obecnie na fali i widzowie będą szukali innych filmów. I zapewne tak jak HBO nie od razu otworzyło sakiewkę budżetową tak samo produkcja Netfliksa została obarczona warunkiem „damy więcej jak się okaże, że ludzie to oglądają”.

Wskoczenie na wózek „też mamy serial fantasy oparty o bestsellerowe książki” było rozsądne. Niestety o efekcie końcowym zdecydowały szczegóły.

Scenariusz

Jak napisałem na początku – luźna adaptacja a nie ekranizacja. I to skoki czasowe w fabule aka „widzowie są inteligentni i oczekują takiej narracji„…

Tak, to prawda, że nielinearna narracja jest spotykana dość często (szczególnie w serialach). Tak, paru reżyserów umie to doskonale wykorzystać i efekty są wspaniałe.Niestety jeśli nie mieliśmy wcześniejszego kontaktu z „wiedźmińską” literaturą (albo grami) to przez większość pierwszego sezonu nad naszymi głowami będzie wisiał wielki znak zapytania.

Umarłe postacie pojawiają się ponownie, nagle dowiadujemy się, że oglądamy tak naprawdę retrospekcję. To jest duże wyzwanie żebyśmy w czasie godziny odcinka śledzili dokładnie kto, kiedy i po co umarł.

„Wszystko już kiedyś było, wszystko już się kiedyś wydarzyło, i wszystko już zostało kiedyś opisane.”

Widocznie Netflix założył, że stworzy serial dla widzów znających treść. W jednym z wywiadów Lauren Hissrich przyznaje sie, żę element splecenia różnych wątków w jednym punkcie zapożyczyła od Nolana i jego „Dunkierki”. Wzór dobry ale wykonanie kiepskie. Serwis NaEkranie.pl zrobił ankietę z której wynika, że 33% oglądających nie rozumie chronologii wydarzeń.

Innymi słowy 1/3 widzów próbowała zrozumieć dlaczego właśnie uśmiercony Myszowór wita Wiedźmina w kolejnym odcinku (sam przez długi czas nie rozumiałem o co chodzi…).W pierwszym sezonie wrzucono widza w wielkiego gara z mnóstwem przypraw – a to jakieś tajemne stowarzyszenie magów, jakieś potwory, agresywna armia, która wygrywa ze wszystkimi, jakaś wieża magiczek z węgorzami, białe elfy, czarne elfy, jakaś knieja z dzikuskami z kuszami.

Co gorsza widz to widzi czasami tak szybko, że nie ma czasu żeby przemyśleć czy zrozumieć co właśnie zobaczył. To średniowiecze? Czy jakaś magiczny never-never land? Czym jest ten Nilfgaard? To jakaś sekta, armia czy nazwa huraganu (przez cały pierwszy sezon nadciągają…)

Widać jak bardzo twórcy netfliksowego serialu musieli uciekać z różnych pól i szukać własnego języka wizualnego (żeby nie być kojarzonym np. z grami) co skończyło się dość prostymi wyborami (czasami topornymi wręcz). Obsada aktorska jest najlepszym elementem i najgorszym zarazem. Dawno nie oglądałem serialu w którym przyzwyczajenie do większości bohaterów zajmuje mi prawie cały sezon. W tym postaci pierwszoplanowych.

„- Miecz. Na plecach. Dlaczego masz na plecach miecz?
– Bo wiosło mi ukradli.”

Lauren Hissrich wiele razy podkreślała, że bardzo podobał się jej humor w książkach Sapkowskiego.

„Żarty na bok, jak powiedział król Dezmod, gdy wśród uczty goście nagle zaczęli sinieć i umierać.”

Hmm. W serialu nie widać tego bo większość „śmiesznych” dialogów napisano od nowa (głównie z użycie słów „gówno” i „kurwa”). No i ten greps o cebuli. A nie – jeszcze było walnęcie Jaskra w jaja przez Geralta. No boki zrywać.

„Widzieliście go? Rycerz chędożony! Herbowy! Trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!”

Na potrzeby serialu zrobiono z wyrafinowanej literatury, (narracyjnych subwersji, metanarracyjnych form, dialogów w których dowcip się skrzy i jest cudownym wehikułem do opisu świata jak i bohaterów) ciężkawe teksty z dowcipami ze szkolnej szatni. A najlepsze książkowe sceny zostały wyprane z magii i podane na talerzu jako fast foodowa papka.

Na przykład: Geralt narzeka na bezsnennośc co każe mu szukać dżina w jeziorze…Należy autentycznie się bać jak będzie dalej przedstawiana relacja Geralta z Yennefer bo w serialu widzimy jej strywializowaną formę. W opowiadaniu „Okruch lodu”, który jest bardzo dobry kawałkiem literatury a opisuje relację trzech osób (maga Istredda, Geralta i Yennefer) pokazując głębię emocji i poziom ich komplikacji jak żywią do siebie wiedźmin i czarodziejka. W obecnie przyjętej formie serialowej wyjdzie z tego jakaś parodia.

„Więcej tolerancji, jeśli łaska.[…] Twoja matka, jak widzę, musiała dostatecznie często chodzić sama po lesie, byś miał powody zastanawiać się nad własnym pochodzeniem.”

Odcinki są nierówne. Bardzo nierówne (co może mieć też związek z osobami reżyserów). “Święty” odcinek w branży (czyli pierwszy) pełniący rolę pilota ma za zadanie zdefiniować cały serial, pokazać jego najlepsze strony i przykuć naszą uwagę. Niestety podczas oglądania pierwszego odcinka serialowego „Wiedźmina” można się zanudzić na śmierć.

Tempo akcji rusza dopiero kiedy stery przejmuje nowy reżyser (3 odcinek). Można winić za to reżyserów poszczególnych odcinków albo…showrunnerkę, która odpowiada za całość produkcji.

Obsada

Geralt czyli Henry Cavill. Oj było cieżko. Przekonał mnie ale dopiero po czwartym odcinku. Zamiast jego białej peruki, żółtych szkieł kontaktowych zacząłem widziałem aktora, który tak bardzo, po nerdowsku chciał zagrać Geralta i mu się to udało. Niemniej – jeśli swoją postać opierasz na wielokrotnym użyciu „hmm” i mówienia niskim głosem to przegrywasz się w przedbiegach z Tomem Hardym z „Tabu”.

Sprawny fizycznie, dobrze gra mrukowatego odmieńca. Nie liczyłem na jakąś niesamowitą grę aktorską pamiętające jego poprzednie role i nie zawiodłem się. W dodatku gość na planie odwadniał się przez 3 dni żeby móc błyskać bickiem. Ciężko takiego gościa nie lubić za to co zrobił dla tej postaci.

Yeneffer. Dla mnie największą zagadką tego serialu. Książkowo to femme fatale, czarownica żyjąca bardzo długo, która owija sobie mężczyzn wokół palca roztaczając wokół siebie zapach bzu i agresu (oraz seksapilu). Na ekranie widzimy młodą dziewczynę, której się wydaje, że ma te wszystkie cechy. Absolutnie nie widać tego, że mamy do czynienia z osobą bardzo starą wiekiem a młodą pod kątem wyglądu.

To cholernie ciężko zagrać. I tutaj nie udało się. Nie ma chemii między nią a Cavillem. Sceny zbliżeń z nią czy Istreddem są wyprane z emocji.

Wydawało mi się, że ostatnio tendencja w kinie jest taka, żeby aktorki nie musiały się często rozbierać na planie (stres, odzieranie z intymności itd) kiedy tego scenariusz nie wymaga. Czy scenariuszowo wymagane było żeby aktora grająca Yennefer była topless w scenie „walki” z dżinem? Hmm. Czy to jakaś tajna walka z HBO na „ilość scen rozbieranych”? Warto kiedyś o to zapytać showrunnerkę (w końcu też kobietę).

Ciri – poprawna, bez specjalnych wpadek. Ciężko mi sobie wyobrazić ją potem jako członka Szczurzej kompanii czy wiedźminkę ale chyba podmienią ją na kogoś starszego. Dużo zbliżeń na twarz (i oczy) mających uwypulić jej młodość i niewinność. Kamera ją lubi. Tyle.

Calanthe – jedna z niewielu postaci zagrana z werwą i charakterem najbliższym książkowemu pierowowzorowi. Baba z jajami, wojowniczka, pani i władczyni. Może ta scena z wejściem umazaną krwią z placu boju ciut przerysowana ale niech tam. Broni się.

Jaskier. Miałem wrażenie, że Ryan Reynolds nie zgodził się wystąpić więc wzięto kogoś, kto będzie go emulował na ekranie. W zasadzie Jaskier to taki Osioł ze Shreka. Ewidentnie twórcy celowali w młodszą publikę z tą postacią. Te poematy, które śpiewa (a umie śpiewać bo to grajek zawodowy i umie nawet grać na lutni) to dramat.

Zabrakło tylko solówek na lutni ale Marty McFly z „Back to the future”. Redzi stanęli na głowie i stworzyli takie cudo jak ballada „Wilcza Zamieć” żeby nadać grze klimatu.

Najgorsza postać: Dara (czarnoskóry Elf, towarzysz Ciri). To jest taka scenariuszowa zapchajdziura, której twórcy powinni się rumienić na samo wspomnienie.

Typowy „zapychacz czasu” i postać mając wygłaszać tekst, których nie udało się widzom w inny sposób przedstawić. W książkach taką rolę pełnią przypisy. Straszne, że ktoś w 2019 roku stosuje takie zabiegi w serialu.

Najlepsza postać: Renfri – oj ta aktorka miała w sobie to „coś”. Nutka szaleństwa i nieprzewidywalności. Szkoda, że jej już nie zobaczymy.Co mnie bardzo dziwi w zasadzie żaden inny „bad guy” nie przekonał mnie. Z Cahira zrobiono jakiegoś nawiedzonego kultystę. Ten mag renegat (?) ze swoim insketoidalnym przyzwańcem zaintrygował mnie. Fringilla ani przez chwilę nie udało się być zagrać złego charakteru. A przecież to powinna być formalnosć. Zło na ekranie jest filmowo efektowniejsze i ciekawsze. Czy Cesarz Emhyr nas zaskoczy w drugim sezonie?

Na plus: Yarpen Zigrin. Sir Lazlo (Maciej Musiał – dobrze mówi po angielsku i nie zepsuł swojej mini rólki). Renfri. Reszta do wora i do jeziora.Dialogi. Dramat. Już nawet nie chodzi o te gry słów („dobranoc – powiedział diabeł”) tylko użycia dialogów do pchania opowieści.

Miałem wrażenie, że obcuję z tekstem pisanym przez dwudziestolatka dla nastolatków. Nic subtelnego, zniuansowanego ale walenie cepem po głowie. Postacie nie mają głębi, ich dialogi to jeszcze pogarszają i wszystko zamienia się w słabą grę komputerową w której chcesz przeklikiwać dialogi wygłaszane przez napotkanych NPCów bo szkoda ci czasu i chcesz przejść do sekwencji walki.

„Jaskier dzielił atrakcyjne kobiety, w tej liczbie i czarodziejki, na przemiłe, miłe, niemiłe i bardzo niemiłe. Przemiłe na propozycję pójścia do łóżka reagowały radosną zgodą, miłe wesołym śmiechem. Niemiłe reagowały w sposób trudny do przewidzenia. Do bardzo niemiłych trubadur zaliczał zaś te, wobec których sama myśl o złożeniu propozycji wywoływała dziwne zimno na plecach i drżenie kolan.”

Darowałem sobie anglojęzyczną wersję bo słuchanie jak bohaterowie mówią „fuck” czy „fucking” jest nudne (jest ścieżka z dubbingiem wszystkich postaci). Wolę być bliżej oryginału (gdzie stosuje się taki piękny czasownik „chędożyć”) a do tego głosem prawdziwego Wiedźmina czyli Żebrowskiego. Bo nie ma nic bardziej milszego uchu Polaka niż dobre, sążniste i staropolskie „kurwa mać”.

„A jak tu, kurwa, nurt wymierzyć? Tu jest Delta! Kępy, łachy i ostrowy cięgiem zmieniają położenie, farwater jest co dnia inny! Skaranie boskie!”

Przykłady spartolonych, drewnianych jak kora dębu Bartek kwestii (dialog Geralta z Yennefer z 6-go odcinka w czasie wchodzenia na górę).

Geralt – „Prędzej bym rzucił moje dziecko niespodziankę bruksie na żer niż naraził na takie niebezpieczeństwo”

Yennefer – „Zaraz, coś ty powiedział?”

Geralt – „Och, osz kurwa…

„Yennefer – „Masz dziecko niespodziankę?”

Boholt do Geralta podczas walki:

„Szkoda, że nie zobaczysz jak rozbijam to jajo”

Złoty smok (widząc skradającego się do jaja bandytę):

„Nie dopuszczę do tego”

Coś we mnie umarło po odsłuchaniu tych dialogu. Puściłem wersję anglojęzyczną, włączyłem napisy i niestety to tam nadal było. Boli nadal. A przecież można było zrobić CTRL+C CTRL+V z książek…

„Jaskier obejrzał się nagle.
– Ktoś jedzie za nami – powiedział podniecony. – Na wozie!
– Niesłychane – zadrwił wiedźmin, nie oglądając się. – Na wozie? A ja myślałem, że tutejsi jeżdżą na nietopyrzach.”

Jakby twórcy serialu uparli się nic nie brać z prozy Sapkowskiego poza parom celnymi bon motami (które losowo wsadzili w usta bohaterów a ci je po prostu wydeklamowali jak na szkolnym przedstawieniu). Naprawdę nie mam pojęcia jak mając tak bogaty świat przedstawiony, kilometry dialogów, opisów nie wykorzystać tego w serialu.

„Przesył materii to rzecz kunsztowna, finezyjna i subtelna, toteż przed przystąpieniem do teleportacji bezwzględnie zaleca się wypróżnić i opróżnić pęcherz.”

No i to co było niesamowicie ważne u Sapkowskiego – postmodernizm. Ach, ależ była onegdaj gównoburza fanów o batystowe majtki Renfri. W serialu? Nic, zero, null.

Muzyka

Jeśli był Jaskier to porozmawiajmy o muzyce. Konia z rzędem temu, kto powie jaki charakter miała muzyka. Gotycka? Słowiańska (he, he)? Bardziej melodramatyczna a może w tle słychać było chóry gregoriańskie? No więc pewnie nic nie zapamiętaliście oprócz kupletów Jaskra.

Patrząc na robotę jaką odwalił Adam Skorupa a potem Marcin Przybyłowicz tworząc soundtracki do gier (sorry wiem – znowu odwołanie do gier) to serialowa muzyka wypada gorzej niż źle. A muzyka jak wiemy jest bardzo ważna.

Tak, „Grosza daj wiedźmiowi” (szczególnie po polsku) wpada w ucho jak cholera. Ale to raczej piosenka na tyłówkę a nie jako utwór wykonywany w tym serialu. Mam prośbe. Puść tę piosenkę i zamknij oczy. Przecież to jakiś utwór z filmu Disneya! Klimatu ma tyle co krasnoludy z „Hobbita” śpiewające „I see fire” Eda Sheerana. Da się ale po co?

Joey Batey będzie objeżdżał światowe sceny dając koncerty? Kto oglądał „Czarnobyl” pamięta ciarki jakie biegały po kręgosłupie kiedy muzyka delikatnie podpowiadała a czasami wręcz malowała emocje. Hildur Guðnadóttir swoją nagrywała muzykę w zamkniętej elektrowni jądrowej na Litwie.

Może twórców muzyki do „The Witchera” też trzeba było gdzieś zamknąć?WalkaScen walki – odkąd zobaczyłem polski dokument „Zrodzeni do szabli” o historii szabli (i walki prezentowane tam przez fachowców) to uważam, że machaniem atrapą miecza albo wymyślanie efektownych styli (które nie mają nic wspólnego z walką) są słabe.

Można stworzyć wiarygodną sekwencję walki – szczególnie jeśli masz budżet Netfliksa. Na potrzeby serii gier “Wiedźmin” powstały style walki wiedźminów a w procesie motion capture oddano graczowi możliwość z nich korzystania. Nieludzko szybkie albo wolne ale mordercze poprzez użycie siły.

„Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa.”

W serialu Cavill manifestuje swój „mutancki skill szermierczy” dość dziwnie. Walcząc z kikimorą jest woooolny i niezręczny a walcząc z ludźmi wiruje niczym derwisz zadając im razy z przedziwnych pozycji. Za to w wymyślny sposób okalecza swoich ludzkich przeciwników.

Z książek pamiętam, że Geralt zadawał precyzyjne ciosy swoim przeciwnikom (w końcu uczył się zabijać potwory efektywnie). No ale może to być taki “brudny” Wiedźmin.Ogólnie – fajnie się to ogląda. Widać, że aktor umie machać mieczem, sam robił wiele scen bez kaskaderów i jest fanem Geralata (podobno na planie i poza nim chodził w peruce i szkłach kontaktowych).VFX

Są nijakie. Może to skala budżetu a może brak pomysłu na świat Wiedźmina. Brak dukatów widać chociażby w scenie zwarcia dwóch armii. Twórcy serialu pokazuje ją za pomocą ujęcia dwóch aktorów (Calanthe i Eist) plus kilku „extrasów” w kadrze za nimi a potem szerokiego ujęcia pokazującego wykreowane komputerowo postacie zbliżające się do siebie. To nawet we „Władcy Pierścieni” zrobili to lepiej (film sprzed 18 lat).

Postacie potworów (diaboła, strzygi, hirikki, ghouli, kikimory, czy smoków) są groteskowe i nijakie zamiast przerażających. A tak śmialiśmy się z polskiego smoka (serial Marka Brodzkiego powstał w 2002 roku)… Nie wiem jak można w 2019 spieprzyć postać smoka kiedy już tyle produkcji podchodziło do tego tematu (ostatnio twórcy „Hobbita”).

Oddajmy na chwilę głos Pani Hissrich: „Monsters are huge in The Witcher… we think there’s a great element of surprise for existing fans who don’t know what stories we’re playing with and what monsters we’re playing with,” before revealing, „There’s a couple of new monsters that we’ve come up with based on a lot of sort of Polish folklore.”

Hmm, czyli które dokładnie? Jakie są te nowe potwory, które zostały stworzone na podstawie polskiego folkloru? Chyba nie miałą na myśli strzygi. Więc co? Kontrolujące umysł robaki z bitwy o Sodden?Mam nadzieję, że monstra w serialu w to nie robota Platige Image…

Lokacje i dekoracje Bieda panie, bieda. Niby ekipa podróżowała po planach po różnych krajach ale śnieg musiał być od strażaków (w scenach wyjścia Ciri i Myszowora z Brokilonu), większość scen kręcona w jednym pomieszczeniu co stwarza wrażenie bardziej sztuki teatralnej a nie filmu.

Jak mamy dalekie plany to w zasadzie wszystko ma gdzieś wetkniętą CGI’ową wieżę albo coś innego sztucznego co skutecznie niszczy immersję. Tam gdzie użyczono salę zamkową widać, ze zdołano zapewnić klimat. Tam gdzie kamera filmuje architekturę widać brak pomysłu (dłuugą chwilę zastanawiałem się gdzie pod ziemię w odcinku trzecim wchodzi Geralt).

Super, że nasz Ogrodzienie gra Sodden ale nadal tam wieje płytą paździerzową i sklejką. Nie ma rozmachu, nikt nie porwał się żeby stworzyć różne style architektoniczne – krasnoludzki, elfów, ludzi… Brokilon to taki las na Mazowszu. Nie oczekiwał Puszczy Entów z „Władcy Pierścieni” ale kurde dajcie coś żebym uwierzył w tę leśną, magiczną krainę. Większość zamków i budynków spotkasz w Polsce 100 km od swojego miejsca urodzenia. Aretuza (sala balowa) to jakaś kiczowata wizja quasi Hogwartu. I te węgorze. Rany boskie…

Magia Nie było pomysłu co z nią zrobić. Wygląda jak popłuczyny po większości innych produkcji. Znaki wiedźmińskie próbowano wzorować na tych książkowych. Efekty wizualne – poziom polskiego YouTube. Myszowór (druid jakby ktoś nie zgadł) stojący godzinami w oknie ochraniający bramę (aż się prosiło posłać mu strzałę…) to jakaś niezamierzona parodia. Scena walki „maga zabójcy” z Yennefer (czym ona go chciała udusić – chmurą smogu?) jakież słabe było. W zasadzie cała magia ograniczała się do otworzenia portalu, zabicia całej masy przeciwników albo wiedźmińskich znaków.

Reszta detali: Driady bez łuków (wiadomo – kusze łatwiej zrobić w kniei bo rosną na czarodziejskich drzewach) kaleczące drzewa (?), druid wyglądający jak kamerdyner bez kandelabra, karły jako niektóre kransnoludy (w „Willow” przynajmniej wszyscy aktorzy byli karłami) i ni w ząb nie odróżnialne od nich gnomy, diaboł wyglądający jak projekt, którego nie udało się dokończyć na czas, bard wyglądający jak chłopak z castingu do Klubu Disneya, „straszni” rycerze imperium w zbrojach z papier mache (jednak to nie był dowcip), brak konsekwencji (pierwszy odcinek – walka z kikomorą) w charakteryzacji Geralta walczącego pod wodą jak i na lądzie – to są oczywiście szczegóły.

Niemniej drażniące i powodujące, że cały serial ogląda się po prostu z coraz bardziej rosnącą irytacją. Tak, na planie filmowy „GoT” był kubek z popularnej sieciówki. Tylko, że „Got” był już wtedy legendą i wszystko mu można było wybaczyć (poza zakończeniem – niech się smażą w piekle!)

„Wiedźmin spotykał w życiu złodziei wyglądających jak rajcy miejscy, rajców wyglądających jak proszalne dziady, nierządnice wyglądające jak królewny, królewny wyglądające jak cielne krowy i królów wyglądających jak złodzieje.”

PodsumowanieAbsolutnie nikt nie wierzył chyba, że ktoś przeniesie 1:1 prozę Sapkowskiego na ekran (nawet twórcy „GoT” musieli dokonać wielu zmian żeby tą ksiażkę telefoniczną Martina „jakoś” podać w strawnej postaci widzom) ale ten pomysł na świat Wiedźmina jaki mają twórcy pozwala na wystawienie oceny tylko średniej.

Mam wrażenie, że wraz z kolejnymi sezonami może być tylko gorzej.Pod tym kątem nerdowsko-fanowska produkcja „Pół wieku poezji” wcale się tak źle nie ma. Tam przynajmniej nikt nie miał budżety milionów dolarów na odcinek, stada statystów i oficjalnego przyzwolenia AS-a. No i Lambert jest fajniejszy niż serialowy Geralt.

Rozumiem tych, którzy głosują, że serial im się podobał. Super. Bo on da się lubić i jest zrobiony sprawnie. Niestety używając porównania do świata superbohaterów: z prozy Sapkowskiego można było liczyć, że dostaniemy „Jokera” w wydaniu Todda Phillipsa a skończyło się na nomen, omen kolejnym „Supermanie”.

Bo z takiego opowiadania jak „Wiedźmin” można zrobić historię o siekaniu mieczem albo głęboką opowieścią o nieoczywistej, ale zawsze destruktywnej naturze zła. Zależy od rozłożonych akcentów. A te w serialu rozłożone są fatalnie.Co gorsza serial nieuchronnie zmierza w stronę pastiszu o czym przestrzegał sam…Andrzej Sapkowski pisząc swój tekst: „Piróg albo nie ma złota w Szarych Górach„:

„Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego, zapyta ktoś, wydawca fantasy sam,
własną ręką, przylepia własnemu produktowi ów „jarłyczok”, ową etykietkę
tandety? Odpowiedź jest prosta. Wydawca celuje w tak zwanego ZAGORZAŁEGO.
A tak zwany ZAGORZAŁY chce na okładce Borisa Vallejo, chce gołych
półdupków i biustów, które grożą wypryśnięciem spod pancernych staników.
ZAGORZAŁY nie szuka w fantasy sensu, który to sens winien głośno krzyczeć,
że w ażurowej zbroi nie rusza do walki nikt, bo w takiej zbroi nie tylko
walczyć niebezpiecznie, w takiej zbroi nie sposób nawet przedzierać się
przez pokrzywy, gęsto porastające jary Mrocznych Puszcz i Szare Góry,
gdzie złota, jak wiadomo, nie ma. A z gołą – excusez le mot – dupą można
robić tylko jedno, to, co nie jest ani „heroic” ani „fantasy”. W
większości przypadków.”

Zatem jeszcze raz – czy „Wiedźmin” to zły serial? Nie, jeśli chcesz na ekranie oglądać dialogi przeszkadzające akcji i mało wymagającą rozrywkę (no ale jest „6 Undergrounds” więc po co Netfliks robi sobie wewnętrzną konkurencję?). Niemniej jako serial bazujący na utworach Sapkowskiego jest po prostu bardzo przeciętny. A propos samego autora…

Start serialu pokazał, że Andrzej Sapkowski jest pisarzem zależny od gier i seriali – jego popularność rośnie ilekroć takie dzieło się pokazuje. Tak było z grami i tak jest obecnie. AS walczył z tym faktem latami twierdząc, że to książki spowodowały sukces gier (co nie jest prawdą – wystarczy spojrzeć kiedy ukazywały się pierwsze zagraniczne przekłady a kiedy premierę miała gra i jak wygląda zainteresowanie twórczością Sapkowskiego w trendach Google w tym czasie).

To oczywiście może kłuć ego autora Wiedźmina (i stąd pewnie te słynne „gra narobiła mi mnóstwo smrodu i gówna„). Pocieszyć się należy, że ten przypływ podnosi wszystkie łódki. Także CD Projekt RED może pochwalić się powrotem na pierwsze miejsce gry wydanej w 2015 roku:

A co do pobłogosławienia przez AS-a serialowi – tak, faktycznie nigdy wcześniej Sapkowski nie brał tak aktywnego udziału w promocji twórczości powstałej na podstawie jego książek (no, może w czasach kiedy Maciej Parowski był autorem komiksu o Geralcie). To cieszy. Niemniej wolałbym żeby Sapek promował lepsze rzeczy. I to nie dlatego, że „dostał kasę z góry” tym razem i najwyraźniej jest z tego zadowolony.

Zakończenie Netflix jak chce to ściąga tytanów kina takich jak Scorsese czy Cuarón żeby zdobywali dla niego nagrody. Albo zatrudnia rzemieślników do tworzenia produkcyjniaków opartych o znane IP (np. „Daredevil”). „Wiedźminowi” pod kątem fantasy bliżej do ostatnich eksperymentów filmowych w stylu „Robin Hooda: Początek” czy „Króla Artura: Legenda miecza”.

A tak naprawdę serialowi „The Witcher” najbliżej obecnie jest do „Kronik Shannary” (a czasami, niebezpiecznie zahacza o „Xenę” i „Herkulesa”). Ktoś ewidentnie pomylił niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Nie sądzę, że jest aż tak tragicznie jak oceniają recenzenci z EW albo Independent“Netflix’s painfully transparent attempt to fill the Game of Thrones void with more blood and boobs”).

Niemniej zgadzam się w pełni z oceną krytyków na Rotten Tomatoes i Metacritic. Poczekam jeszcze na wierną ekranizację losów Geralta.Bo z taką listą problemów i błędów to chyba nawet sam Mark Hamill tutaj nie pomoże jeśli zagra w kolejnym sezonie.

PS Mam nadzieję, że nigdy, przenigdy nikt nie zekranizuje „Sezonu burz”.

PPS Zauważyliście, że nie narzekałem na to, że serial jest „za mało słowiański”? Ani na to, że Geralt nie miał dwóch mieczy. Ani na to, że książkowy Wiesiek miał kocie oczy (pionowe źrenice). Ani na to medalionie wiedźmińskim, który w serialu jest zwykłym. wisiorkiem.

To zostawiam innym :)

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon