Artur Kurasiński – Gratuluję udanej premiery. „Iron Harvest” zbiera dobre i bardzo dobre recenzje. Denerwowałeś się przed premierą? Były jeszcze jakieś rzeczy do poprawy „na ostatnią chwilę”?
Jakub Różalski – Dzięki Arturze! Bardzo mnie cieszy, że gra, a szczególnie kampania fabularna która jest dla mnie osobiście najważniejsza, bardzo się graczom podoba. Oczywiście to nie jest produkt, który będzie się podobał wszystkim, wiesz już sama formuła gry RTS trafia raczej do dość wąskiego grona odbiorców, ale recenzje, pierwsze opinie i feedback jaki dostajemy są w większości bardzo pozytywne i budujące.
Uważam, że kampania „Iron Harvest” dostarcza równie niezapomnianych przeżyć co klasyki gatunku i świetnie się przy niej bawiłem, zwyczajnie, jako gracz. Dla mnie mocne 9/10 jeśli chodzi o kampanię! :) Polecam grać w trypie 'native’, wszystkie jednostki i bohaterowie podczas misji, przez całą kampanię, mówią wtedy w swoich ojczystych językach, dodaje to +1000 do klimatu i imersji!
Osobiście polecam grę z czystym sumieniem, jeśli nie multiplayer, bo ta cześć nigdy mnie w tego typu grach specjalnie nie interesowała, to kampanię mogę polecić na pewno!
Sam jestem wielkim fanem RTSów, wychowałem się na DUNE II, Starcrafcie i Wacraftach, także epicka kampania dla jednego gracza osadzona w moim świecie 1920+ to dla mnie jak spełnienie dziecięcych marzeń!
Aktorsko jest to też wtedy znacznie lepsze i na naprawdę wysokim poziomie (dialogi dla każdej z frakcji były nagrywane w trzech różnych miejscach z aktorami z Rosji, Polski i Niemiec ), niż wymuszony dubbing.
Jest spora różnica jak, dla przykładu, w misjach Polani, nasi bohaterowie mówią po Polsku, ale Ruswieci z którymi walczymy, już po Rosyjsku, a nie też po Polsku. Mało kto wie o tej opcji, będziemy ją w najbliższych tygodniach mocno promować, na co bardzo naciskałem.
To zupełnie wyjątkowe doświadczenie. Ok, ale wracając do twojego pytania, bo się trochę rozgadałem (wybacz, emocje po premierze jeszcze nie opadły). Nerwy były, są i będą, przynajmniej do momentu, kiedy nie dostanę informacji o pierwszych wynikach sprzedażowych.
Jeśli chodzi o poprawki, tak, do samego końca zespół pracował bardzo ciężko nad różnymi błędami, ale myślę, że udało się na czas premiery (która, co jest wielkim sukcesem w czasie pandemii, nie miała żadnego opóźnienia) dostarczyć stabilną i dobrze działającą wersję gry.
Łatki i aktualizacje, oraz nowa zawartość, będą pojawiać się stale i na bieżąco, również na bazie feedbacku od graczy.
Kiedy mieliśmy okazję się spotkać w Krakowie długo rozmawialiśmy o tym jakie były początki Twojej światowej kariery jako artysty. Zaczęło się w 2016 roku od przypadku i Kickstartera…
Zaczęło się raczej w 2014 roku, od artykułu na Kotaku na temat mojego, wtedy jeszcze dopiero powstającego, projektu świata 1920+ i kilku ilustracji. Zainteresowanie było ogromne! Wtedy właśnie zacząłem dostawać, pracując jeszcze in-house w studiu w Hamburgu, pierwsze poważne propozycje i oferty współpracy, stworzyłem sklep z printami na Society6, a z ich sprzedaży zacząłem zarabiać więcej niż w jakiejkolwiek stacjonarnej pracy, ever.
Taki poziom sprzedaży utrzymuje się zresztą do dzisiaj, czyli już 6 lat, bez jakiejkolwiek reklamy, co uważam za spory sukces. Pojawiły się propozycje z Hollywood, kontakt z Jordanem, pierwsza umowa licencyjna IP świata 1920+ ze Stonemaier Games, potem była kampania na Kickstarterze, wielki sukces „Scythe”, no i cała reszta.
W 2016, przed podpisaniem umowy z King Art Games i sprzedaży praw do gier komputerowych w uniwersum 1920+, byłem już w zupełnie innym (też dosłownie, bo wróciliśmy do Polski, do Krakowa) miejscu i całkowicie niezależny finansowo.
Arturze, wybacz, ale nie mogę się zgodzić z tym co piszesz o przypadku. Ja poświęciłem temu co robię, szeroko pojętej pracy kreatywnej i twórczej, całe swoje życie!
Zajmowałem się tym od zawsze, pracowałem bardzo ciężko wiele lat. Mówienie więc o przypadku, jest trochę krzywdzące. Znasz pewnie grafikę z górą lodową ilustrującą pojęcie sukcesu i tego co za tym stoi.
Ludzie zazwyczaj zwracają uwagę i widzą jedynie koniec drogi, atak na szczyt, który przychodzi nagle i niespodziewanie, zapominając o całej reszcie, o drodze pod górę, pracy, wyrzeczeniach i różnych trudnych decyzjach, które za tym stoją!
Oczywiście, zawsze potrzebna jest masa szczęścia i wiele czynników losowych, na które nie mamy wpływu, ale ja uważam, że tak zwane „szczęście” to jest już nagroda za lata determinacji, pasji i robienia tego co się kocha.
Kiedy rozmawialiśmy powiedziałeś, ze jednym z twoich najważniejszych odkryć było to, że najcenniejsze co masz (poza talentem) to IP (intellectual property), którą możesz licencjonować i zarabiać na tym. Mam wrażenie, że w Polsce bardzo mało twórców to nadal rozumie.
Nie nazwałbym tego odkryciem. Ja po prostu zawsze chciałem robić własne rzeczy, własne projekty, tworzyć fantastyczne światy i opowiadać moje własne, a nie cudze, historie. Myślę, że w dzisiejszych czasach największą wartość ma pomysł, świeża koncepcja i idea!
Sama sztuka ma, zawsze miała, wartość bardzo subiektywną. Jednym się będzie podobać, innym nie. Z uniwersum 1920+ udało mi się stworzyć coś świeżego, nowego, jakąś oryginalną estetykę, bohaterów i historię, która w połączeniu z moimi obrazami, przemawia do ludzi i pobudza ich wyobraźnię. Wiedziałem, że to właśnie ma prawdziwą wartość, moje pomysły, a nie same ilustracje, te zawsze ktoś może zrobić lepiej.
W świecie 1920+ połączyłem wszystko co kocham, czego się obawiam, co mnie zawsze inspirowało i pasjonowało. Dzieciństwo spędzone na wsi, wielkie kombajny i żniwa, filmy oglądane setki razy za dzieciaka, na kasetach VHS, Sienkiewicza, Czterech Pancernych, przygody Franka Dolasa, XIX wieczne malarstwo, historię, dziką przyrodę, góry i nostalgię za światem który przeminął.
Stawiasz pytanie z bardzo biznesowego punktu widzenia, kiedy ja nigdy nie myślałem w ten sposób. Ja myślę zawsze co chcę stworzyć, jaką historię opowiedzieć, a nie czy i jak mogę na tym zarobić.
Szczęśliwie się udało, świat 1920+ odniósł globalny i komercyjny sukces, ale tak przecież nie musiało być i ja tego nie planowałem! Ja tworzę głównie dla siebie, nie dla innych, więc nigdy nie zakładam, że to co robię będzie się komuś podobać, jeśli tak jest to super, bardzo się cieszę.
To nie jest przecież tak, że wystarczy założyć, że coś się uda, zaplanować, i tak właśnie będzie, szczególnie w branży kreatywnej i szczególnie dzisiaj, na totalnie przesyconym wszelkimi produktami, rynku! Od początku, miałem takie podejście, że jeśli już coś stworzyłem i na bazie tego będą powstawać jakieś komercyjne projekty, to ja muszę wierzyć w ich sukces.
Identyfikować się z tym co robię, inaczej zresztą nie potrafię. W mocnym uproszczeniu wyznaczyłem sobie dwie zasady, których od lat się trzymam. Po pierwsze – nigdy nie chciałem i nie godziłem się, na tzw. „pieniądze z góry”, tylko procent ze sprzedaży (wiązało się to oczywiście, ze sporym ryzykiem i stresem, przed kampanię Scythe na Kickstarter byłem dość mocno zadłużony, ale ryzyko się opłaciło!).
Dwa – zawsze czekałem na propozycję współpracy nigdy o nic nie zabiegałem. Raz, nie umiem za bardzo się prosić i przekonywać jakie to mam świetne pomysły, dwa – wiem, że pozycja negocjacyjna jest nieporównywalnie lepsza, kiedy to komuś zależy i ktoś coś od ciebie chce, a nie ty przychodzisz do kogoś z propozycją współpracy.
Tego się trzymałem i trzymam. Wszystko o czym mówię to oczywiście początki, pierwsze propozycje i projekty, kiedy sam musiałem wszystko ogarniać, również negocjacje i umowy, nie było mnie stać na pomoc prawną.
Teraz to są już bardzo poważne rozmowy, poważne IP i poważne pieniądze, więc raczej rozmowy odbywają się między kancelariami prawnymi, a ja tylko konsultuję wynegocjowane warunki. Tak się składa, że jestem właśnie na finiszu rozmów dotyczących ekranizacji filmowej, ciągnących się już kilka miesięcy. Trzymaj więc proszę kciuki by się udało :)
Powiedzmy, że jestem początkującym artystą. Jakie rady mógłbyś dać takiej osobie patrząc na swoje doświadczenie?
Radziłbym by nie słuchał niczyich rad, tylko szedł własną drogą. Jest to bardzo ważne, szczególnie w branży kreatywnej. Nie mówię tutaj o warsztacie, to zupełnie inny temat, mówię o pomyśle, koncepcji i idei! Uważam, że to musi wychodzić od nas samych, być wypadkową naszych przeżyć, doświadczeń, indywidualnego spojrzenia na różne tematy, przetwarzania informacji i wrażliwości.
Sztuka jest bardzo szerokim zagadnieniem, wiele dróg prowadzić może do sukcesu czy wielkiej kariery, ale wiele to ślepe uliczki prowadzące donikąd. Nie czuję się na siłach udzielać komukolwiek, jakichkolwiek rad. To co sprawdziło się u mnie i w moim przypadku, nie koniecznie sprawdzi się u innych.
Zresztą co ja, stary dziad 😊, zaczynający w zupełnie innych czasach i realiach, mogę wiedzieć o tym jak się dzisiaj robi karierę? Dzisiaj przecież wystarczy kilka viralowych postów w social mediach i po chwili można być super popularnym artystom o zasięgu globalnym i zarabiać duże pieniądze.
Ważne by robić swoje, skupiać się na swojej pracy, czerpać z tego przyjemność i by to co robimy było prawdziwe, nie musi się wszystkim podobać, nigdy tak nie będzie.
Najpierw były ilustracje, obrazy związane z uniwersum 1920+. Potem gra planszowa „Scythe”, albumy i książka „Inne światy” a teraz gra komputerowa „Iron Harvest”. Jak Ty, jako twórca znajdujesz czas na negocjacje, biznesowe spotkania? Przecież powinieneś siedzieć w swojej pracowni i tworzyć. I skąd miałeś wiedzę jak prowadzić takie rozmowy? Chyba nie ze studiów?
No bez przesady, aż tak dużo tych spotkań i negocjacji to znowu nie ma. Poważne tematy pojawiają się raz na kilka lat, cała reszto to zazwyczaj bzdury, które kończą się po wymianie kilku maili. Zresztą jak wspominałem, dzisiaj to są raczej sprawy, którymi zajmują się prawnicy, mój udział ogranicza się do odpowiadania na maile od prawnika.
Nie miałem wiedzy, po prostu intuicję i jakąś tam życiową mądrość, to wszystko! Na studiach plastycznych raczej takich rzeczy nie uczą, hehe. Dystans i spokój to myślę kluczowe sprawy przy tego typu negocjacjach.
Pamiętam, jak byłem w LA na rozmowach dotyczących ekranizacji filmowej. Przed spotkaniem wszyscy mi mówili: „Tylko nie pokazuje jak Ci bardzo zależy i tego jaki jesteś podekscytowany!” (spotykaliśmy się dużymi nazwiskami w świecie filmu). Ja natomiast zupełnie tego nie rozumiałem, bo dla mnie to było oczywiste.
Przecież gdybym się przy poważnym ludziach, obracających miliardami dolarów, zaczął zachowywać jak jakiś fan-boy z prowincji, to jakim ja byłbym dla nich ewentualnym partnerem biznesowym? Żadnym! Szanujmy się 😊
Nie wiem, może to przychodzi z wiekiem, ale nie ekscytuję się zbytnio takimi rzeczami. Jeśli coś jest już realne, udało się podpisać, wynegocjować świetne warunki, jasne, pełna euforia! Natomiast same rozmowy, spotkania czy propozycje jeszcze nic nie oznaczaj, tak więc spokojnie i z dystansem
W 2017 roku Neill Blomkamp stworzył krótki film „Gdansk” oparty o jeden z twoich obrazów związanych z bitwą pod Grunwaldem. Spotkaliście się osobiście? Jak doszło do realizacji tego filmu?
Nie, nie spotkaliśmy się. Neill napisał do mnie w 2015 roku, bardzo miłego maila, że jest fanem mojej twórczości i że chciałbym wykupić kilka licencji filmowych na podstawie kilku moich obrazów. Przyznaje, że wtedy, w 2015, to był dla mnie szok.
Po pierwsze, że Neill Blomkamp w ogóle wie o moim istnieniu, a na dodatek chce jeszcze zrobić film lub filmy na bazie moich obrazów?! Całkowity surrealizm! Po krótkich negocjacjach sprzedałem prawa do kilku obrazów.
Na bazie jednego z nich ‘1410’ OATS studio stworzyło krótki film – Gdańsk. To mała rzecz, ale jestem z tego bardzo dumny i strasznie mnie to cieszy, że moja twórczość inspiruje nawet tak uznanych twórców filmowych jak Neil Blomkamp! Niedawno zresztą, napisał mi krótką wiadomość na Instagramie. Mamy jakiś tam kontakt.
Miałeś też okazję sam brać udział w naprawdę dużej, hollywoodzkich produkcji. Robiłeś concept arty i ilustracje do filmu „Kong – wyspa czaszki”. Bardzo wiele osób marzy żeby pracować dla któregoś z czołowych wytwórni w USA. Jakie są twoje doświadczenia? Chcesz wrócić do świata dużych produkcji filmowych?
Tak, to było moje ostatnie zlecenie freelancerskie, jeszcze przed rozpoczęciem pracy nad Scythe. Praca przy wysokobudżetowej, kultowej hollywoodzkiej produkcji takiej jak Kong, to również było moje wielkie marzenie.
Natomiast to doświadczenie uzmysłowiło mi już ostatecznie, że to nie dla mnie, że taka praca nie daje mi satysfakcji i poczucia spełnienia. Nie chcę być jednym z wielu, nawet najlepszych, wynajętych artystów i realizować pomysły i wizję reżyserów i producentów.
Ta praca to była super przygoda, była realizacją jakiś tam dziecięcych marzeń i zaowocowała prawdziwą, teraz już mogę powiedzieć, przyjaźnią z Jordanem Vogt-Robertsem. Nie sądzę jednak bym kiedykolwiek do tego wrócił. Etap pracy nad cudzymi projektami, jak wspominałem wcześniej, mam już raczej za sobą.
Cały czas dostaję propozycję współpracy od różnych reżyserów i firm, ale wszystkie odrzucam, odpowiadając grzecznie, że bardzo dziękuję, ale skupiam się na moich własnych, autorskich projektach i rozwoju swojego IP.
Nawet nie pytam o warunki czy pieniądze, nie interesuje mnie to po prostu. Raz zobaczyłem swoje nazwisku w napisach końcowych wysokobudżetowej hollywoodzkiej produkcji w kinie i wystarczy, mission accomplished. Jeśli wrócę do świata filmu, to mam nadzieję, będzie to już z moim własnym projektem 😊
Nie podróżujesz często, raczej ciężko cię wyciągnąć z twojej pracowni. Nie masz jeszcze 40-tki więc wydaje się, że nadal powinieneś gonić za zleceniami, karierą, kontaktami i wystawami. Jak do tego podchodzisz? Już cię to nie bawi czy po prostu uważasz, że to nie jest twoja droga rozwoju?
Rozbawiłeś mnie tym pytaniem. No widzisz Arturze, tutaj myślę dochodzimy do definicji tego czym jest kariera i sukces. Pewnie dla każdego czym innym. Dla mnie właśnie to, że nie muszę już za niczym gonić, to jest sukces. To znaczy, że mi się udało.
Nie wiem czy pamiętasz taką genialną scenę z filmu ‘There Will Be Blood’ kiedy główny bohater, grany przez Daniela Day‑Lewisa, mówi: „I want to earn enough money that I can get away from everyone.” – chyba mam podobnie 😊
Skąd ta wiedza, że nie podróżuję często? Myślę, że bardzo dużo podróżuję i bardzo z Alsu (moją tatarską żoną) lubimy podróżować. Teraz świat zmaga się z pandemią, więc z oczywistych przyczyn ograniczyliśmy to do minimum.
Nie jest to jednak dla mnie żaden problem, ponieważ bardzo lubię towarzystwo swojej pięknej żony. Siedzenie w domu, z dala od cywilizacji i ludzi, w ogóle mi nie przeszkadza. Uwielbiam podróżować, poznawać inne kultury i miejsca, bardzo mnie to inspirują i pomaga nabrać twórczej świeżości.
Widziałem na ulicach Warszawy twoją ilustrację z uniwersum 1920+ reklamującą wystawę „Wojna światów 1920”. Można powiedzieć, że szybko stałeś się artystą mainstreamowym jeśli sięga po twoją twórczość IPN a patronat nad wystawą objął Prezydent Polski.
Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wystawa towarzysząca historycznym obchodom 100-rocznicy Bitwy Warszawskiej, to jest Twoim zdaniem mainstream?! :)
Jeśli chodzi o samą współpracę z IPN to miałem spore wątpliwości, ale uznałem, że 100-Bitwy Warszawskiej jest tylko raz i chciałem jakoś wspomóc to wydarzenie. Jak pewnie wiesz, wojna Polsko-Bolszewicka była jedną z moich głównych i najważniejszych inspiracji na wczesnym etapie prac na uniwersum 1920+.
Zresztą sama nazwa i tematyka wystawy „Wojna Światów” wydała mi się świetnym pomysłem, idealnie korespondującym z moją twórczością i estetyką świata 1920+. Zgodziłem się więc na wykorzystanie jednej z moich prac na plakacie promującym obchody i wystawę. Tyle. Na tym mój udział i rola się kończyły.
Gra „Iron Harvest” miała bardzo ciekawą historię. King Art Games, niemiecka firma tworząca gry zgłosiła się do ciebie w 2015. Po roku podpisaliście umowę i uzgodniliście, że to będzie RTS. W 2018 roku studio przeprowadziło kampanią na Kickstarterze w wyniku której zebrano 1,2 mln USD na realizację. 1 września 2020 odbyła się premiera. Wygląda to na wzorcowy projekt. Aż ciężko uwierzyć, że tak duży i ambitny projekt nie miał żadnych potknięć w trakcie?
No oczywiście, że miał i to na samym początku, właśnie kampania crowfundingowa była tym potknięciem! 😊 Powiedzmy, że oczekiwanie były jednak trochę większe. Mieliśmy nadzieję na fundusze które pozwolą na produkcję gry w całości bez udziału dużego inwestora.
Jednak w tym czasie na Kickstarterze nastąpiło już przesunięcie środków z gier video na gry planszowe. Potem było jeszcze sporo mniejszych lub większych problemów, ale nie ma sensu o nich mówić, najważniejsze, że się udało! Gra jest i jest super!
W grze walczyć będą trzy nacje ale chyba najbardziej ciekawa jest Polania. Czy niedźwiedziem Wojtkiem będzie można zagrać? Miałeś już okazję sam przejść całą grę?
Ja bardzo lubię wszystkie trzy frakcje. Gunter i jego wilki Nacht i Tag, to jeden z moich ulubionych bohaterów, tak samo Olga, dla której główną inspiracją były moja wyprawy do St. Petersburga i romantyczny czas spędzony tam z moją Alsu 😊
Anna i Wojtek oczywiście zawsze będą mieć specjalne miejsce w moim sercu, szczególnie, że od tych postaci właśnie zacząłem prace nad uniwersum 1920+. Zarówno Anna jak i niedźwiedź Wojtek ( a raczej jego alternatywna wersja), będą grywalnymi postaciami i jednymi z głównym bohaterów kampanii fabularnej w grze Iron Harvest.
Oczywiście miałem dostęp do deweloperskiej wersji gry, ale chciałem poczekać na finalny produkt i doświadczyć gry podobnie jak reszta graczy. Jak wspominałem, uważam, że kampania dla pojedynczego gracza, jeśli ktoś lubi RTSy, jest naprawdę świetna! Nie umiem nawet powiedzieć która z trzech części opowieści podobała mi się najbardziej.
Zobaczymy jeszcze kolejne projekty związane ze światem 1920+?
Mam taką nadzieję! W sumie jedyne co pozostało to dobry film lub serial, są bardzo duże szanse, że to się uda, umrę wtedy jako twórca spełniony i szczęśliwy 😊 Oczywiście liczę bardzo, że „Iron Harvest” to dopiero początek jeśli chodzi o uniwersum 1920+ i gry komputerowe. Są też inne, mniej lub bardziej zaawansowane projekty, o których nie chce jednak jeszcze mówić.
Pracujesz obecnie nad powieścią graficzną „The Cursed Knight”. O czym to będzie i kiedy można spodziewać się premiery?
Tak, jestem bardzo podekscytowany tym projektem. Zawsze chciałem zrobić coś w klimatach mrocznego fantasy. Nie chcę za dużo zdradzać, bo prace, z racji innych projektów, są jeszcze na wczesnym etapie, ale zarys historii i budowę świata mam już prawie gotową.
W mojej galerii można też już znaleźć pierwsze ilustracje z tego uniwersum. Będzie to historia z wilkołakami, zmagającymi się z demoniczny i opętanym zakonem krzyżackim.
O premierze ciężko mówić, bo zależy to do bardzo wielu czynników i innych projektów (jak film/serial) związanych z uniwersum 1920+. Zobaczymy.
Gdybyś mógł popracować nad dowolnym filmem, serialem czy książką czy grą to co by to było?
Oczywiście byłby to serial, najlepiej produkcji HBO, osadzony w moim świecie 1920+, o niczym innym nie marzę!