Artur Kurasiński – Bardzo często w dyskusjach na problemów ekologicznych w Polsce słyszę taki argument „no przecież woda, którą zużywamy do hodowli zwierząt czy podlewania ogródka nie znika, bo w przyrodzie nic nie ginie”. Ma to być argument na to, że woda zawsze gdzieś jest więc po co robić raban?
Sebastian Szklarek (założyciel portalu „Świat Wody”) – Fakt, patrząc w skali globalnej woda nie znika z naszej planety, problemem staje się natomiast jej lokalna ilość i jakość, oraz to skąd czerpiemy wodę do wspomnianych celów. Np. jeśli pobieramy wodę podziemną z wodociągów do podlewania ogródka to trzeba pamiętać, że najczęściej są to głębsze zasoby wód podziemnych, oddzielonych od powierzchni trudno przepuszczalnymi warstwami, co powoduje, że odtwarzają się one setki lat.
W przypadku hodowli zwierząt najwięcej wody potrzeba do wyprodukowania paszy dla nich, dlatego ślad wodny wołowiny czy wieprzowiny to kilkanaście tysięcy litrów na kg mięsa. Dopóki uprawy te są wstanie wzrastać jedynie dzięki opadom, to nie wywieramy znacznej presji na inne źródła wody.
Ale gdy postępująca zmiana klimatu powoduje, że coraz częściej mamy stan skrajne czyli albo za mokro albo za sucho, to w fazie rozwoju roślin uprawnych brakuje wody w odpowiednich momentach. Szukamy więc innych źródeł wody powierzchniowej lub podziemnej i zmniejszając jej dostępność dla innych użytkowników.
To postarajmy się wyprostować kilka „faktów”. Podobno nie jest prawdą, że Polska i Egipt mają podobnie (zły) potencjał zasobów wodnych?
To jest jeden z przykładów, który pokazuje, że rzucenie pojedynczej danej statystycznej może bardzo łatwo wprowadzić w błąd, szczególnie, gdy jest ona podawana w przekazach medialnych. Każdy kraj ma inną charakterystykę i to ją trzeba brać pod uwagę w gospodarce wodnej.
Jedyne podobieństwo pomiędzy Polską i Egiptem jest takie, że mamy podobną wartość wskaźnika nazywanego „rocznymi odnawialnymi zasobami wody”, a nie tak jak podawane jest często w mediach, że mamy takie same zasoby wody co Egipt. Po pierwsze w Egipcie prawie nie pada – ich średnioroczna ilość opadów to zaledwie 18 mm na m2 na rok, gdzie dla Polski jest to średnio 550 mm.
Po drugie Egipt zawdzięcza swoje zasoby wody głównie temu co przypływa Nilem z Sudanu i Etiopii, dlatego z takim niepokojem Egipt patrzy na tamę budowaną w Etiopii, obawiając się, że zmniejszy to ich ilość zasobów w Nilu. Po trzecie w przeliczeniu na osobę Egipcjanie mają trzy razy mniej rocznych odnawialnych zasobów na rok.
A czym są te odnawialne zasoby? Jest to średnioroczna ilość wody, która rzekami odpływa poza granice danego kraju – do mórz, oceanów lub innych państw – ta dana statystyczna nie uwzględnia np. faktu, że znaczna część wód opadowych jest wykorzystywana do wzrostu roślin, duża część paruje, a tylko część odpływa do wód podziemnych lub powierzchniowych.
Czy faktycznie w procesie wytwarzania mięsa (czyli hodowli zwierząt) pochłaniane są tak duże ilości wody? I jaka część jest deszczówką bo słyszałem też takie opinie, że nie powinniśmy mieszać wody oczyszczonej z tą deszczową.
I tu ponownie trzeba się zagłębić w to czym jest ślad wodny. Najprościej jest to ilość wody potrzebna do wyprodukowania czegoś od A do Z oraz neutralizacja zanieczyszczeń powstających w tym procesie, które trafiają do wód – w tym przypadku będą to np. nawozy wymywane z pól do rzek. Największy udział w tym śladzie wodnym ma produkcja paszy.
I tak jak wcześniej wspomniałem zależy skąd czerpiemy do tego wodę. Dlatego ślad wodny ma jeszcze kilka składowych (kolorów). Zielony jest najmniej ingerujący w zasoby wody, bo to jest po prostu ilość wody opadowej wykorzystana w produkcji.
Niebieski ślad wodny jest związany z pobieraniem wody powierzchniowej lub podziemnej, przy czym tutaj mamy kilka odcieni tego śladu jasnoniebieski to wody powierzchniowe, ciemnoniebieski to płytkie wody podziemne o swobodnym zwierciadle wody, a czarny ślad to trudno odnawialne zasoby wody.
I na koniec jest jeszcze szary ślad wodny informujący o wpływie produkcji danego dobra na zanieczyszczeni wód. W skali świata ślad wodny wołowiny to w 94% ślad zielony, 4% niebieski i 3% szary, ale należy pamiętać, że w zależności od systemu produkcji (ekstensywny czy intensywny), lokalnej ilości opadów i innych czynników udział % tych składowych jest zmienny – najlepszym przykładem jest wycinanie lasów Amazonii pod uprawę roślin paszowych.
Ponadto trzeba pamiętać, że pola uprawne przeznaczone na paszę to około 1/3 terenów rolnych w Polsce. Im więcej terenów otwartych bez zadrzewień czy lasów tym dłuższy i nie pewniejszy obieg wody. Lasy i zadrzewienia są elementem małego obiegu wody i zwiększają szansę powrotu wody, która ucieka z gleby w procesie parowania.
I trzeba pamiętać o jeszcze jednym czynników ilość wody słodkiej na planecie jest w miarę stała, ale ludzi jest coraz więcej i coraz więcej wody potrzebujemy do zaspokojenia podstawowych potrzeb jak pragnienie czy głód oraz do wytwarzanie wszystkich produktów z których korzystamy na co dzień – czyli mamy coraz więcej chętnych to tortu, który nie rośnie.
Co roku w okolicy wakacji straszeni jesteśmy suszami (jak i blackoutami związanymi z brakiem wody do pracy elektrowni) a tymczasem pogoda w Polsce jest raczej deszczowa w lato (częste burze, gwałtowne ulewy). To jak to jest z tą suszą w Polsce?
Susze są realnym zagrożeniem, a blackouty z powodu braku wody znacznie mniejszym, zgonie z informacjami od Polskich Sieci Elektroenergetyczne S.A. większy zagrożeniem są wysokie temperatury, a nie niedobory wody.
Wracając natomiast do suszy, gospodarka wodna nastawiana przez lata na pozbywanie się wody doprowadziła do sytuacji, gdzie susza nie wyklucza powodzi, a powódź nie kończy suszy. Obecna sytuacja suszowa narastała latami, zgodnie z informacjami od IMGW-PIB w zeszłym roku w niektórych miejscach w kraju deficyt opadów był równy rocznemu opadowi.
Gwałtowne opady, nie rozwiązują problemu suszy, bo to tak jakbyśmy na wysuszoną doniczkę wielkości kubka wylali wiadro wody – większość rozleje się dookoła niej i zaleje nam pokój, a roślina i tak za kilka dni znów będzie wymagała podlania. I to samo dzieje się od kilku lat w naszym kraju.
Okresy susze przerywane są nawalnymi opadami, które lokalnie lub na szerszą skalę powodują powodzie.
Podobno w naszym kraju to wcale nie rolnictwo zużywa najwięcej wody tylko przemysł.
I znów wracamy do kwestii zagłębienia się w dane statystyczne. Po pierwsze o jakim zużyciu myślimy. W klasycznym znaczeniu tego słowa zużycie oznacza, że coś już nie nadaje się do użytku, a tymczasem ta sama woda jest pobierana przez kilka elektrowni i elektrociepłowni wzdłuż Wisły co nabija statystyki na niekorzyść przemysłu.
Jak przeanalizujemy te same dane na poziomie gmin to okazuje się, że za dominację przemysłu w statystykach zużycia wody odpowiada kilka gmin, gdzie zlokalizowane są elektrownie o otwartym systemie chłodzenia – z 72% wody „zużywanej” przez przemysł 62% to to pobór wody do chłodzenia 5 największych elektrowni z otwartym systemem chłodzenia.
Jak spojrzymy na dane z projektu Stop Suszy to w wodach powierzchniowych to zgodnie z pozwoleniami wodnoprawnymi, które regulują możliwość pobierania wody, maksymalne ilości może pobierać akwakultura (76%), rolnictwo (10,6%), a przemysł jest dopiero na 3 miejscu z 7,9%. W przypadku wód podziemnych najwięcej wody jest pobierane na potrzeby zaopatrzenia w wodę sieci wodociągowych (88,5%) – dlatego w przypadku tych zasobów to nasze domowe zużycie ma największe znaczenie, tym bardziej, że to ciemnoniebieski lub czarny ślad wodny.
Niedawno w powszechnej świadomości pojawił się „ślad węglowy” a teraz okazuje się, że jest też „ślad wodny” (to ilość wody zużywanej pośrednio w konsumpcji towarów i usług). Jak wygląda zatem ślad wodny Polaków na tle innych krajów europejskich?
Według danych zebranych przez Water Footprint Network, ślad wodny przeciętnego Polaka to 3900 litrów na dzień. Ta wartość dobrze pokazuje ile wody jest ukrytej w codziennych produktach z których korzystamy. Rachunki za wodę nie pokazują tej wartości, bo bezpośrednie zużycie na higienę, przygotowanie posiłków, pranie i zmywanie to średnio około 100-140 litrów na dzień na osobę.
Ta ukryta woda jest właśnie głównie w żywności, ale także w innych produktach o wysokim śladzie wodnym jak kawa czy ubrania. Porównując ślad wodny Polaka z innymi Europejczykami mamy zbliżone wartości z Niemcami, Szwecją czy Finlandią. Natomiast często porównywana do nas Hiszpania to 6 700 litrów na dzień na osobę.
Warto też zwrócić uwagę skąd jest ten ślad wodny, bo na łączna sumę składa się jego wewnętrzna i zewnętrzna część. Niemcy, które mają podobną wartość do nas 31% z tych 3900 litrów to produkcja zużywająca wodę z ich własnych granic.
Pozostałe 69% to dobra produkowane w innych krajach, z których towary są importowane do Niemiec, czyli np. my produkując mięso wysyłane za zachodnią granicę eksploatujemy nasze krajowe zasoby wodne, po to, aby zaspokoić potrzeby żywieniowe Niemców.
W przypadku Polski 75% śladu wodnego to ślad wewnętrzny, a 25% zewnętrzny – tutaj największy udział ma import produktów z bawełny.
Podróżując po Polsce często widzi się jeziorka, zbiorniki wodne – na północy mamy Bałtyk a na Warmii i Mazurach ogromne tereny zajęte przez jeziora. To dlaczego mówi się, że w Polsce brakuje wody? Gdzie ona znika?
Wodą z tych miejsca nie podlejesz pól uprawnych w Wielkopolsce czy innych rolniczych regionach kraju. Poza tym Bałtyk jest punktem końcowym podróży wód powierzchniowych. Wody opadowy za szybko odpływają do niego i znikają w nim, czyli nie mogą być wykorzystane na różne cele w wielu regionach kraju.
Sytuację tą widać najlepiej na mały i średnich rzekach, które w ostatnich latach biją rekordy niskich stanów wody, a niektóre niosą wodę tylko okresowo po opadach.
Regulacja rzek to podobno nie jest najlepszy pomysł do walki z suszą. W Polsce przez ostatnie kilkadziesiąt lat pokochaliśmy betonowanie, przesuwanie koryt rzek i ich udrażnianie. Do tego zaczęliśmy masowo po IIWŚ osuszać bagna. Czy teraz będziemy musieli np. przywracać meandry żeby ten proces odwrócić?
Tak. Tam gdzie się da powinniśmy oddać przestrzeń naturze, bo zapewnia ona szereg korzyści, tych samych, które próbujemy uzyskać poprzez znacznie droższe technologie. W ostatnich latach coraz więcej mówi się o rozwiązaniach bliskich naturze (z angielskiego nature based solutions).
W przypadku meandrującej rzeki mamy przeciwdziałanie powodzi i suszy, poprawę samooczyszczania się rzek oraz miejsce wspierające bioróżnorodność, a trzeba pamiętać, że zachowanie bioróżnorodności to obok przeciwdziałania zmianie klimatu jedno z kluczowych wyzwać obecnych czasów.
Jednym ze sposobem walki z niedoborem wody jest retencja wód. Według danych Wód Polskich w naszym kraju utrzymuje się ona na poziomie 6,5% (a powinna wynosić dwa razy tyle). Dla porównania w cieplejszej Hiszpanii poziom retencji wód wynosi około 40%…
I znów porównanie pojedynczych liczb bez szerszego kontekstu. Północna i zachodnia część kraju ma opady porównywalny z naszymi górskimi regionami, natomiast w centrum kraju i na wybrzeżu morza Śródziemnego opadów jest znacznie mniej niż u nas w kraju, z najniższą roczną wartością opadów około 200 mm na rok, czyli ponad dwa razy mniej niż w najsuchszych regionach naszego kraju.
Poza tym w wielu regionach wyraźnie zaznacza się podział na suchą i deszczową porę roku. Za każdym razem, gdy poruszany jest w naszym kraju temat retencji brakuje mi pokazywania, że retencja opadów jak najbliżej miejsca gdzie spadają jest kluczem do prawidłowej gospodarki wodnej.
Gdy w ten sposób działań to oczekiwany wzrost retencji z 6,5% do 15% wymaga, aby każdy metr kwadratowy naszego kraju zatrzymał dodatkowo średnio 16,6 mm opadów – to nie jest dużo w skali roku.
Globalne zmiany klimatyczne powodują, że w Polsce w zasadzie zapomnieliśmy o zimie (pod kątem opadów śniegu – wyjątkiem była zima na przełomie 2020 i 2021 roku) co powoduje, że sytuacja hydrologiczna Polski jest bardzo słaba. Coraz częściej samorządy muszą nakazywać racjonowanie wody a tam gdzie coś leci z kranów to jest brązowa i mętna ciecz a nie woda. A będzie tylko gorzej…
Zmiana klimatu przyczynia się nie tylko do wzrostu średnich temperatur, ale także do zmiany charakterystyki opadów. Pamiętaj jak na studiach uczyłem się o tym, że modele wskazują na spadek ilości opadów śniegu i zmniejszenie się ilości dni z pokrywą śnieżną na rzecz zimowych opadów deszczu.
W ostatnich latach mogliśmy na żywo obserwować to o czym kilkanaście lat temu pisali naukowcy. I tak trend się utrzyma, śnieżne zimy będą pojawiać się znacznie rzadziej, niż miało to miejsce za naszego dzieciństwa. Drugi temat dotyczący racjonowania wody jest efektem niewłaściwego korzystania z zasobów wody.
Większość sieci wodociągowych jest zaopatrywana z głębokich ujęć wód podziemnych, których jeszcze nam nie brakuje. Problem z ciśnieniem w sieci pojawia się, gdy chcemy pobierać więcej niż pompy i stacja uzdatniania są w stanie dostarczyć. A źródłem problemu jest wylewanie wody pitnej na trawniki i przydomowe ogrody.
Tworzy przestrzeń, która wymaga dużych ilości wody do nawadniania w kraju, w którym nie ma klimatu na takie zagospodarowanie, więc nadmiernie eksploatujemy zasoby wód podziemnych lub powierzchniowych, żeby zaspokoić swoje potrzeby estetyczne, stawiając je ponad podstawowe potrzeby sąsiadów, którzy w tym czasie chcą się wykąpać.
Jako mieszkaniec dużego miasta bardzo często zadaję sobie pytanie „czy mam na coś wpływ”? Dbam o wodę, staram się zużywać jej minimalne ilości w domu a potem wychodzę na ulicę i widzę jak ktoś myje samochód albo zostawia odkręcony wąż z wodą do podlewania swojego ogródka z kwiatami…
Tutaj musi zadziałać efekt skali, ale fakt, że dla wielu zachowanie innych może być zniechęcające. Trzeba pamiętać, że zmiany zaczynają się od jednostek, im więcej osób mówi i wprowadza zmian, tym szybciej te pozytywne praktyki się rozpowszechniają.
W kontekście ochrony ilości wód podziemnych oszczędzanie wody w domu w codziennych czynnościach ma kluczowe znaczenie, bo chronimy zapasy wody dla przyszłych pokoleń, dla naszych dzieci i wnuków. Natomiast w kontekście bardziej teraźniejszego oszczędzania zasobów to ograniczenie konsumpcji i niemarnowanie produktów, głównie żywności.
Do wszystkiego potrzebne są zasoby, w tym wody. Jeśli rolnicy co roku mierzą się z suszą i szukają zasobów wody, aby zebrać plony, to eksploatują bardziej wody podziemne i powierzchniowe, wpływając na saldo bilansu tych wód, a my później tą żywność wyrzucamy do kosza – to jest największe marnotrawstwo wody.
W 1980 roku zasoby wodne w przeliczeniu na głowę mieszkańca wynosiły 2500m3. Obecnie uśredniając jest to 1600-1800m3 wody na rok ( W Europie jest to średnio 2000m3). Postępujące zmiany cywilizacyjne, globalne ocieplenie przyspiesza więc ta ilość będzie się zmniejszała. Polsce grozi masowy niedobór wody?
Na pewno dużym wyzwaniem będą niedobory wody dla rolnictwa, leśnictwa – czyli najbardziej zagrożone są sektory, które bazowały na opadach deszczu. Z uwagi na kilkuletnią suszę, w najbliższych latach zagrożone będą też sektory korzystające z zasobów wód powierzchniowych.
Globalne ocieplenie pogłębia te problemy poprzez zmianę charakterystyki opadów oraz rosnące temperatury, które zwiększają parowanie wody. Jak dołożymy do tego niewłaściwą gospodarkę wodną, która przez lata była nastawiona na odwadnianie i osuszanie terenów, to mamy diagnozę obecnych problemów z wodą.
Jesteśmy w konflikcie z Czechami, którzy zarzucają nam, że przez kopalnię Turów wysychają studnie (brak wody jest efektem używania jej przez stronę polską do prac odkrywkowych). Kopalnie faktycznie są takim zagrożeniem dla wód podziemnych?
Tak, kopalnie, szczególnie odkrywkowe to wielkie leje, które wymagają odwadniania, żeby ich nie zatopiło w trakcie prac. To odwadnianie ściąga wody podziemne z całej okolicy obniżają ich poziom. Wielkość i kształt leja zależny jest od rodzaju i sposoby ułożenia skał i warstw ziemi.
Turów jest jednym z przykładów takiego leja, który powstaje w każdym przypadku ujmowania wód podziemnych, gdzie pobieramy więcej niż jest wstanie się odtwarzać, więc takie leje na mniejszą skalę przy złym zbilansowaniu mogą występować także w przypadku studni na potrzeby rolnicze czy studni zaopatrujących w wodę pitną.
Czy w szybkim tempie musimy nauczyć się recyklingu wody tak jak część z nas segreguje śmieci? Używanie tej samej wody do wanny, zmywania i w pralce?
Tak. Aby przeciwdziałać niedoborom musimy nauczyć się inaczej korzystać z zasobów wody. W pierwszej kolejności maksymalnie wykorzystać wody opadowe, później recykling wody, czyli tzw. wodę szarą, później wody powierzchniowe, a na końcu jako rezerwę wody podziemne.
Wracając do przykładu Hiszpanii, kraj który ma tak często przytaczany 40% poziom retencji, korzysta w wielu miejscach z wody szarej – recykling wody wypływającej z oczyszczalni ścieków, do nawadniania upraw rolniczych. Dostępne przez cały rok w naszych sklepach warzywa czy owoce są nawadnianie wodą z recyklingu.
W Polsce już prowadzi się pierwsze projekty pilotażowe, żeby przetestować takie rozwiązania w naszych warunkach.
Polskie miasta to królestwa betonozy. Przykładem na to jest to, co zrobiono w ramach „rewitalizacji” z placem Wolności w Kutnie. Ustawy pozwalają wycinać masowo drzewa a kostka Bauma jest najlepszym odpowiedzią na problemy urbanistyczne. Podnosi się temperatura, potrzebujemy więcej wody i cały problem wysychania nabiera tempa…
Niestety. Jednym z największych absurdów jest wycinanie drzew i pozbywanie się zieleni, które zastępowane są betonozą, a później w trakcie upałów stawi się w tych miejscach kurtyny wodne… to jest jeden z przykładów, w którym naturę zastępujemy technologią, tylko zapominamy, że ta natura jest wielofunkcyjna, a pojedyncze technologie już nie.
Drzewo, nie tylko tworzy cień, ale i zwiększa wilgotność powietrza, oczyszcza powietrze, retencjonuje wodę i zapewnia środowisko dla bioróżnorodności, a kurtyna wodna jedynie schładza okolice i w dodatku przy wykorzystaniu cennego zasobu wód podziemnych.
Co byśmy realnie musieli zacząć robić, żeby zmienić sytuację z wodą w Polsce?
To o czym już wcześniej wspominałem – retencjonować wodę opadową jak najbliżej miejsca, gdzie spada. Oszczędzać wodę zarówno w domu, aby starczył jej dla przyszłych pokoleń. Ograniczyć konsumpcję i marnowanie produktów co wpłynie bezpośrednio na presję wywieraną na zasoby wody przez różne sektory gospodarki, jak i pośrednio na ograniczy emisję gazów cieplarnianych.
I na końców równie ważne całkowite odejście od spalania paliw kopalnych, bo coraz częstsze anomalie w postaci wydłużających się susz, nawalnych opadów, zimowych sztormów na Bałtyku czy tornad są skutkami zmiany klimatu spowodowanej działalnością człowieka.