Rozmowy w postaci podcastu możesz wysłuchać tutaj
Katarzyna Zacharska: Czy wiedzieli Państwo, że 80 procent dzieci do 13 roku życia retuszuje zdjęcia przed wrzuceniem ich do sieci? I uwaga – wrzuca je. A ponad 90 procent dziewczynek w Polsce przed publikacją swojego zdjęcia używa nakładek i filtrów, by otrzymać idealne selfie. To są dane, które pochodzą z raportu przeprowadzonego przez firmę Dove – „Piękno bez filtra”. Co się dzieje dalej? Jak to wpływa na ich, czyli dzieci, poczucie własnej wartości? Ano nie najlepiej wpływa. Słuchają Państwo podcastu o higienie cyfrowej. W kilku krótkich odcinkach razem ze specjalistami z Fundacji Dbam o Mój Zasięg opowiadamy Państwu o cyfrowym świecie, w którym nasze dzieci spędzają coraz więcej czasu. Co zrobić by były w nim bezpieczne? Ten odcinek poświęcony będzie mediom społecznościowym. Przy mikrofonie Katarzyna Zacharska, a w studiu ze mną Magdalena Bigaj, wiceprezeska Fundacji Dbam o Mój Zasięg, działaczka społeczna i ekspertka komunikacji społecznej.
Magdalena Bigaj: Dzień dobry.
Dzień dobry. Mam czasami wrażenie, że media społecznościowe to jest wyjątkowa pułapka, w którą mogą wpaść dzieci, jeżeli zbyt wcześnie będą miały z nimi styczność.
To jest w ogóle pułapka dla nas wszystkich, bo media społecznościowe tworzone są tak żebyśmy spędzali w nich jak najwięcej czasu. One oczywiście niosą pewne korzyści dla nas. W dużej mierze ułatwiają życie. Myślę, że odczuliśmy to na początku pandemii, kiedy pozwoliły nam w czasie lockdownów być w kontakcie z innymi. Jest pewna krótka lista pożytków, typu pobudzanie kreatywności, konfrontowanie jakiejś swojej twórczości czy swoich poglądów w sieci. Bycie z innymi. Media społecznościowe zaspokajają wiele takich pierwotnych potrzeb, które mamy.
A potrzeby nie są ani dobre, ani złe. Czyli nie ma niczego złego w tym, że dziecko ma potrzebę być częścią jakiejś grupy, częścią jakiejś społeczności. Nie ma nic złego w tym, że ludzie mają potrzebę uznania, potrzebę bycia docenionym. Jeden może mieć ją większą, drugi mniejszą. I oczywiście takie media społecznościowe mogą taką potrzebę zapewnić. Na tym krótka lista wielkich pożytków, które z tego mamy się kończą, ponieważ – tak jak wspomniałam – media społecznościowe oparte są o mechanizmy silnie nas od siebie uzależniające.
Badania dowiodły, że podczas korzystania z social mediów wydzielają się olbrzymie ilości dopaminy w naszym mózgu. Nasz mózg zapamiętuje sobie korzystanie z tych social mediów jako coś wyjątkowo przyjemnego, więc będzie preferował tę czynność zamiast innych czynności, co może prowadzić po prostu do uzależnienia. Z takich negatywnych konsekwencji, które mogą nasze dzieci spotkać – po pierwsze, media społecznościowe powodują silne reakcje emocjonalne. Bardzo silne, jakim na co dzień dziecko nie jest poddawane.
W tych mediach jest cały czas oceniane, wchodzi w jakieś dyskusje. Może widzieć różne treści kontrowersyjne. Dają też one takie pozorne poczucie bezpieczeństwa i pewnej otwartości, bo tam wszyscy są tacy swobodni, wrzucają różne, śmieszne rzeczy. I na przykład dzieci mają tendencję do zbytniej otwartości, do zbytniej szczerości. Zresztą, my – dorośli, też. A jak wiemy to nie zawsze popłaca, prawda? Nie chodzi już tu nawet o bezpieczeństwo czy o to, że dzieci ujawniają rozmaite dane wrażliwe; ale też o to, że mówią coś o sobie, co potem jest wyśmiane.
A w tych mediach są poddane stałej ocenie. I ta jedna, najważniejsza rzecz, która jest szczególnie właśnie niebezpieczna to jest to, że jesteśmy stale oceniani od bardzo wczesnych lat. Nasze pokolenie cyfrowych imigrantów, którzy wychowali się bez mediów społecznościowych, bez Internetu, dorastało w takich komfortowych warunkach. Byliśmy poddawani ocenie na początku w rodzinie, potem w przedszkolu, w szkole. Porównywaliśmy się do kogoś, ale to spektrum porównań było nieporównywalnie mniejsze niż dzisiaj.
Mieliśmy jakiegoś idola, którego oglądaliśmy w MTV albo kupowaliśmy jakąś prasę. No, dzisiaj dzieci korzystające z mediów społecznościowych porównują się z całym światem. I one nie mają jeszcze takich umiejętności, nie są na tyle dojrzałe, żeby zrozumieć, że to zdjęcie, które oglądają jest wyretuszowane; że to, że tylko jeden typ urody dominuje to nie znaczy, że tylko to jest piękne, co wygląda w ten sposób.
Dzieci, nastolatki wpuszczone za wcześnie w świat mediów społecznościowych mogą odczuć negatywny wpływ po prostu na samoakceptację, na poziom samooceny; wręcz doświadczyć czegoś, co nazywa się dysonansem poznawczym. To znaczy, że na przykład docierać do naszych dzieci zaczynają sprzeczne komunikaty – że w sieci możesz powiedzieć komuś coś przykrego i nic Cię za to nie spotyka, a w świecie rzeczywistym tak nie jest, prawda?
W sieci ktoś mówi, że coś jest ładne, a w świecie rzeczywistym spotykasz się z innym komunikatem, więc ten dysonans poznawczy dla dzieci jest trudny. My, dorośli potrafimy sobie to wytłumaczyć – czasami; a dzieci nie mają takich kompetencji.
A jaki jest ten wiek, kiedy dziecko może mieć konto w mediach społecznościowych?
13 lat – tym mówią regulaminy. One opierają się też na prawie reklamy, które chroni dzieci poniżej 13 roku życia przed kontaktem z przekazem reklamowym. To jest taka granica. Jeśli jest ona wytyczona, to proponowałabym nie dyskutować i po prostu trzymać się tej granicy trzynastego roku życia. To nadal jeszcze nie jest człowiek dojrzały, który zna swoją wartość.
Nastolatki i nastolatki starsze to nadal są ludzie, którzy poszukują jeszcze swojej wartości, poszukują swojej tożsamości. Budowanie jej na tym co jest w Internecie jest dużym ryzykiem – że dziecko zbuduje poczucie własnej wartości na przykład na tym jak wygląda. A tego byśmy nie chcieli, prawda? Bo chcielibyśmy, żeby dziecko poczucie własnej wartości budowało na tym kim jest, jakie ma umiejętności, co potrafi, jakie ma cechy charakteru.
I w badaniu „Piękno bez filtra”, które Pani przytoczyła na początku rozmowy 66 procent badanych nastolatek powiedziało, że chciałoby mniej przejmować się tym, co myślą o nich inni, a trzy czwarte chciałoby żeby ludzie bardziej interesowali się tym kim są, niż skupiali się na ich wyglądzie. Widać po tym, że nastolatki czują się oceniane i źle się z tym czują.
Z badań, które wypłynęły z Facebooka w październiku wynika – i to już są badania, które Facebook prowadzi na swoich użytkownikach – że 66 procent nastolatek doświadcza negatywnych porównań społecznych podczas korzystania z Instagrama, a 13 procent zadeklarowało problemy psychiczne, prowadzące nawet do myśli samobójczych – czyli w kontekście korzystania właśnie z Instagrama.
Czyli widzimy tutaj ten negatywny wpływ na młodych. Tym bardziej, że media społecznościowe mogą być też źródłem hejtu czy takim miejscem, gdzie dziecko będzie nękane, bo pozwalają na interakcję nieskrępowaną.
No właśnie. Czy prowadząc badania w Fundacji Dbam o Mój Zasięg; czy dotykaliście państwo takich danych jak często dzieci spotykają się z przemocą w Internecie?
Tak. W tych badaniach, w latach 2015 – 2016 bodajże… Nie chcę teraz przekręcić, ale zdaje się, że 20 procent dzieci zadeklarowało, że doświadczyło jakiegoś rodzaju cyberprzemocy. W tym worku było wiele sytuacji. Od takiego nagrywania kogoś, przez nękanie, przez hejt. Ta przemoc ma różne oblicza.
To może być oczywiście wręcz jakiś stalking, ale to może być też oczywiście taki hejt po prostu skierowany w daną osobę, czy nękanie; czy takie wyzwiska, które bardzo często się zdarzają na przykład w grach. Nam się wydaje, że nasz synek sobie teraz gra w swoją ulubioną grę, a on tam słyszy takie komunikaty w stylu: „Jesteś beznadziejny!”; oczywiście pełne wulgaryzmów, „ogarnij się, bo drużyna przez Ciebie przegrywa!”, „spadaj z tej gry, naucz się grać i wróć!” – więc takie dziecko cały czas siedzi bombardowane negatywnymi komentarzami.
To, co jeszcze było w tych badaniach, o których mówiłyśmy – „Piękno bez filtra” – o których wspominałyśmy, to co dla mnie wydało się takie zaskakujące, ciekawe i w sumie smutne, że ponad połowa nastolatków, która spędziła od 10 do 30 minut na edycji swoich zdjęć miała niskie poczucie wartości swojego ciała. Czyli im dłużej spędzasz czas na korygowaniu swojego zdjęcia, tym gorzej się z tym czujesz. My podświadomie wiemy, że coś jest nie tak; że to jest oszustwo; że z moim ciałem jest coś nie tak skoro muszę je korygować.
Tak, jeśli 30 minut myślę o tym co jeszcze powinnam poprawić w swoim ciele to znaczy, że spędzam ten czas na wyszukiwaniu swoich niedoskonałości. I to jest bardzo duży problem, bo jak popatrzymy na to, co sprzedają nam media społecznościowe czy w ogóle kultura masowa, reklamy, których jest pełno wszędzie, to jest to pewien określony rodzaj piękna – szczupła, bardzo szczupła, wysoka kobieta.
Na Instagramie są to jeszcze duże kości policzkowe, duże oczka, duże usta. Chirurdzy plastyczni mówią, że klientki potrafią dzisiaj przyjść już nie ze zdjęciem gwiazdy, mówiąc: „Chciałabym taki nos”, tylko ze swoim zdjęciem poddanym obróbce w aplikacji i pokazują właśnie: „Tak bym chciała wyglądać”. Jest pewien dominujący „instagramowy” typ piękna dzisiaj – tak go możemy nazwać. Też trochę taki „kardashiański”, czyli wąska talia, okrągła pupa. To już nie jest ten typ, który był kiedyś – chłopięcej figury.
Nastolatki mogą mieć takie poczucie, że nie pasują, bo mało kto tak naprawdę tak wygląda. Ja upatruję pewnej nadziei w tym, że coraz więcej marek – no bo reklamy przygotowywane są dla marek – sięga jednak po tak zwanych „normalsów”. Czyli coraz więcej takich reklam mamy, gdzie są zwykli ludzie o nienormatywnej urodzie tak zwanej, czyli odbiegającej od wybiegów modowych, z jakimiś niedoskonałościami. Pokazywanie tego, że piękno ma różne oblicza i nie ma tylko jednego imienia jest bardzo ważne, ale żeby pomóc dziecku odnaleźć się w tym świecie, który mu serwuje jeden rodzaj piękna to jest bardzo ważne, żebyśmy my pomogli stworzyć tę przestrzeń mediów społecznościowych.
Czyli żebyśmy nie byli bierni w tym, tylko podpowiedzieli jakieś ciekawe konta. Zresztą to jest coś, co podam na przykładzie siebie jako dorosłej kobiety. To znaczy mówię o oczyszczeniu przedpola. Ja po prostu usunęłam z obserwowanych wszelkie konta, które budziły we mnie jakieś poczucie, że jestem przegrywem, który sobie z niczym nie radzi. Nie umiem wyjść z piżamy podczas codziennych obowiązków albo nie mam czasu żeby ćwiczyć, dalej nie wprowadziłam jakiejś super diety – a (przecież) macierzyństwo tej kobiety jest w pastelowych barwach, ona wygląda promiennie, a mnie czasami się nie chce wstać… Pousuwałam sobie takie konta, zostawiłam sobie prawdziwe kobiety, które piszą o prawdziwym życiu.
I to rzeczywiście pomogło mi zaakceptować siebie, przestać się ubierać dla kogoś. To samo musimy zrobić i pomóc naszym dzieciom, zwłaszcza naszym córkom, bo media społecznościowe to jest miejsce, gdzie głównie dziewczynki spędzają czas. Musimy pomóc im, porozmawiać z nimi o tym co widzą w sieci. Młodszym to w ogóle możemy pokazać – „zobacz jak ta gwiazda wygląda bez tych wszystkich filtrów”; prowadzić takie rozmowy, że są takie pewne, cyfrowe zniekształcenia, które w tych mediach społecznościowych istnieją, żeby ta dziewczynka wiedziała, że to, na co patrzy to nie jest prawda; że ten człowiek tak nie wygląda w rzeczywistości.
Dziecko musi umieć rozpoznawać takie; być wyposażone w taką kompetencję – rozpoznawania zdjęć, które zostały mocno wyfiltrowane, żeby nie aspirować do tego, żeby wyglądać właśnie w ten sposób. I przede wszystkim to jest bardzo duża rola nas – rodziców, żeby uczyć dziecko jego własnej wartości, bo jeśli dziecko słyszy tylko: „Jaka śliczna dziewczynka!”, „Jakie masz ładne włoski!”, „Oj, Marysia to jest taka śliczna jak aniołek!!”, a nikt jej nie powie: „Marysia jest super wrażliwa i potrafi pomagać innym.” albo: „Marysia jest świetna z wf-u!”, albo: „Marysia ma bardzo dużą wiedzę z historii, bo się interesuje historią.” – no to to dziecko będzie wtedy budowało poczucie własnej wartości na lajkach w Internecie.
To jest pytanie, które ja zawsze zadaję kobietom, jak sobie mówimy: „No, my to jeszcze mamy ciężko, ale nasze córki to już będą prawdziwe wnuczki czarownic. To będą zmutowane wnuczki czarownic. One nie będą musiały wychodzić na ulicę. One poniosą nasze postulaty!”. Serio?! To są te córki, którym zakładamy konto na Instagramie w wieku 8 lat, żeby cały świat je oceniał za urodę? To zostawiam właśnie słuchaczy z takim pytaniem na przykład.
Co powinno wiedzieć dziecko zanim będzie miało swoje konto w mediach społecznościowych?
Po pierwsze, powinno mieć świadomość ochrony danych wrażliwych. To jest podstawa.
Czego nie udostępniamy nigdy, jakich informacji nigdy nie podajemy w sieci.
Tak. Prywatnych informacji, imienia i nazwiska, adresu zamieszkania, numeru telefonów – nie podajemy. Dziecko musi też wiedzieć – i to jest ważne też, żeby nie pokazać mu: „Wpuszczam Cię do strasznego świata! Teraz musisz być ostrożny!”, więc nie przestraszmy dziecka; ale musi też mieć świadomość, że może tam się spotkać z negatywnymi sytuacjami i jeśli go coś zaniepokoi to żeby do nas przyszło, i nam o tym powiedziało.
Najlepiej może niech nie publikuje zdjęć. Ja na przykład swojej córce przekazałam taką informację, że nie publikujemy swoich zdjęć.
To, co jest zaskoczeniem dla dzieci i dla nastolatków kiedy prowadzimy w Fundacji Dbam o Mój Zasięg szkolenia to jest to, że kiedy wysyłasz zdjęcie do sieci to przestajesz mieć nad nim panowanie. Ono już nie należy do Ciebie. Nigdy nie wiesz co ktoś zrobi z tym zdjęciem. Dlatego powinieneś się zastanowić dwa razy zanim takie zdjęcie wyślesz. Dosyć popularnym zjawiskiem wśród młodzieży jest zjawisko sekstingu w mediach społecznościowych.
Co to jest?
Czyli wysyłania do siebie zdjęć intymnych. Młodzież kiedyś powiedziała mi na jednym ze szkoleń: „No tak, wie Pani, to są nudeski i softy”. Nudeski, czyli zdjęcia takie zupełnie nagie i softy – zdjęcia w bieliźnie. Najczęściej wysyłają to dziewczynki do chłopców z takiej nastolatkowej potrzeby przypodobania się ukochanemu. Bez świadomości, że to nie zostaje u tego kolegi; że chłopcy potrafią mieć całą galerię nudesków ze szkoły, którą sobie tam gromadzą. Warto o tym dzieciom mówić.
Oni przesyłają to zdjęcie dalej – wydaje mi się, że co czwarty.
Tak, to tak wyszło w badaniach – co czwarty przesyła to zdjęcie dalej. Warto o tym mówić, że te treści, które opublikujesz w Internecie, one po prostu idą dalej. Co tu dużo mówić, sami jako rodzice często pierwsi wrzucamy zdjęcia naszych dzieci. Niektórzy jeszcze z czasów życia płodowego, więc te dzieci są w sieci jeszcze zanim w ogóle mają szansę podjąć świadomą decyzję czy chcą coś publikować, czy nie. To bezpieczeństwo jest bardzo ważne; bardzo ważne jest też nauczenie dziecka tego jak ma reagować na hejt.
Po pierwsze, jeśli spotykamy się z hejtem to on nie mówi o nas. Tutaj warto uruchomić empatię i wyobrazić sobie tę osobę, która napisała coś na nasz temat negatywnego. Jeśli to nie jest rzeczywiście coś, co dotyka dziecka, czyli że dziecko ewidentnie zrobiło coś złego i ktoś go tam skrytykował, co jest w granicach dopuszczalnej krytyki. Większość hejtu jest zazwyczaj niedopuszczalną krytyką. Warto nauczyć dziecko, że „To nie jest o Tobie, to jest o tym człowieku.”, to znaczy – tam po drugiej stronie siedzi widocznie smutny, sfrustrowany człowiek, który nie ma co zrobić w swoim życiu i lubi ludziom dokuczać. I to jest zasada numer jeden. Zasada numer dwa – że zawsze możemy zostawić hejt za sobą.
Po prostu uczyć dziecko, żeby nie przejmowało się tym, odchodziło od tego, porozmawiało z nami na ten temat; poszukało oczywiście pomocy, ale żeby nie dyskutowało z hejterem. Jest taka zasada, którą ja lubię przytaczać – „Nie karmimy trolla”. Takie osoby karmią się naszą negatywną emocją, naszymi reakcjami na to. Mamy prawo usuwać komentarze, mamy prawo po prostu nie uczestniczyć w tej dyskusji. Nic się nie stanie złego jeśli nie podejmiemy tej pałeczki. Ta reakcja na hejt jest bardzo ważna.
Kolejna rzecz to jest właśnie ta świadomość tego, że w mediach społecznościowych bardzo wiele osób przekazuje nieprawdę. W naszych badaniach „Młodzi Cyfrowi” 20 procent młodzieży powiedziało, że publikuje rzeczy, które nie są prawdą. Czy to nas powinno szokować? No nie, bo wracając do tego pudrowego, pastelowego macierzyństwa – czy tak wygląda macierzyństwo? Każda z nas, która jest mamą wie, że nie. My – dorośli – potrafimy podkręcać rzeczywistość w sieci, a co dopiero dziwić się dzieciom, które są na etapie budowania swojej tożsamości.
Trochę ją kreują. Rozmawiajmy z dzieckiem, że nie wszystko, co tam przeczyta jest prawdą. Rozmawiajmy po partnersku. Możemy otworzyć swojego Instagrama, poscrollować go z dzieckiem i powiedzieć: „Zobacz, tu jest coś takiego, a tu…” – może dziecko nam wtedy pokaże swoje i będziemy mieli okazję do tego, żeby porozmawiać: „Zobacz, ale ona to chyba używa filtrów, bo ta cera nie wygląda na naturalną…”. W taki normalny sposób rozmawiajmy z dzieckiem o tym, że to, co tam spotyka nie jest prawdą, ale najważniejsza rzecz jest taka w kontekście mediów społecznościowych zanim tam dziecko wpuścimy żeby budować poczucie własnej wartości dziecka bazujące nie na jego urodzie.
Czyli na czymś, na co nie ma wpływu, co – jak to się mówi? – „Bozia dała”, albo nie; tylko rzeczywiście na jego cechach, które mogą budować poczucie własnej wartości na tym, w czym jest dobre. Podkreślajmy te cechy. Jeśli w rodzinie jest nadmiernie komplementowane to starajmy się kontrować. Oczywiście komplementy dotyczące urody są dobre, ale często jest tak, że dziewczynka na przykład w domu słyszy tylko takie komplementy, więc ona nie ma na czym innym budować swojej własnej wartości i buduje tylko na tym.
Ja znam akurat przypowieść, taką historię z życia, o dwóch siostrach. Jedna z nich była komplementowana za urodę, a druga za wybitną inteligencję. Efekt był taki, że ta, która była komplementowana za inteligencję czuła się brzydka, a ta druga czuła się głupia. W skrócie – z tymi porównaniami i z tymi komplementami również trzeba uważać. Uważam też, że to, co się dzieje pozytywnego to może to, że jest coraz więcej takich zdjęć, filmów, reklam – nie wiem jak to nazwać; ale pojawiają się takie informacje i zdjęcia, które pokazują jak to życie cyfrowe wygląda naprawdę, gdzie siedzi sobie smutna grupa ludzi z telefonami w ręku przed twarzą. Za chwilę jest przerwa, filmują jak to się super bawią. Wpuszczają to do sieci, a za chwilę znowu siedzi ta smutna impreza.
Bardzo pożytecznym materiałem jest – mam nadzieję, że nie szkodzi, że zareklamuję – film fabularyzowany „Dylemat społeczny”. To jest taki film, który spokojnie można obejrzeć z dzieckiem, no… Myślę, że już nawet taki dojrzały dziesięciolatek może go obejrzeć. Tam nie ma scen przemocowych czy związanych z seksem, które byłyby zagrażające, w ogóle nie ma scen seksu.
Natomiast film uświadamia jak działają na nas media społecznościowe, jakim mechanizmom podlegamy korzystając z nich. I to jest najlepsze takie antidotum, bo to jest właśnie tak jak z cukrem – jakby nam nikt nie powiedział co nam cukier robi to trudno by nam było sobie odmawiać kolejnego ciastka. Tak samo tutaj – musimy wiedzieć jakim podlegamy mechanizmom w mediach społecznościowych.
Też taki wątek, którego nie poruszyłam, a na który warto zwrócić uwagę w dzisiejszych czasach – bo myślę, że doświadczamy tego też jako osoby dorosłe – to jest olbrzymia polaryzacja opinii, która ma miejsce poprzez media internetowe. Dziecko i dorośli muszę wiedzieć o tym, że jesteśmy po prostu zamykani w bańkach informacyjnych przez algorytmy.
I najprościej to obrazując – kiedy będziemy spędzać najwięcej czasu na Facebooku czy w innych serwisach? Ano wtedy, kiedy będziemy się tam dobrze czuli, bo nikt nie chce być gdzieś, gdzie czuje się źle. Algorytmy Facebooka, czyli mechanizm, który decyduje jakie treści nam pokazać – bo my nie widzimy na Facebooku wszystkiego, co polajkowaliśmy – on będzie nam podsuwał takie treści, które będą zgodne z naszymi przekonaniami. Ludzi, którzy będą pisali: „Masz rację Magda! Napisałaś dokładnie to, co myślałam!”.
I ja wtedy czuję się taka ważna, prawda? I w ogóle, taka mądra, super. I jeszcze inni się ze mną zgadzają. Natomiast od czasu do czasu będzie mi pokazywał ludzi, którzy zupełnie inaczej myślą. I to treści jakieś kontrowersyjne, które będą sprawiały, że jeszcze bardziej będę nie znosić drugiej opcji, czasami wręcz nienawidzić, prawda?
Od czasu do czasu – niezbyt często – i ten obraz świata jest zakrzywiony. Myślę, że to nie są tylko algorytmy portali społecznościowych, ale również wyszukiwarek.
Tak, wyszukiwarek również, oczywiście. Zresztą, już jest coraz więcej takich sytuacji. W Mjanmie była taka sytuacja, gdzie doszło do zamieszek na tle etnicznym i ludzie umawiali się na Facebooku. Zresztą daleko nie trzeba szukać. Jeżeli chodzi o kryzys humanitarny, który mamy dzisiaj na naszej wschodniej granicy to jedna z grup takich pseudo-patriotycznych umawia się po prostu na grupie, na Facebooku, do robienia rozmaitych burd czy dokuczania aktywistom.
I to ma miejsce tam, gdzie pójdą dzisiaj i komu pokażą gdzie jego miejsce. Facebook zresztą jest dużym hipokrytą – jeżeli możemy go tak spersonalizować – ponieważ możemy dostać blokadę za to, że wrzuciliśmy zdjęcie dwóch pomarańczy, które przypominają piersi – algorytm automatycznie wtedy to pokaże; ale kiedy Wojciech Cejrowski na swoim profilu napisał, że do imigrantów należy strzelać, to jego post nie został zablokowany.
Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, dla którego inne posty tego typu na świecie nie są blokowane – ma duże audytorium. Ten post wzbudzał duże zainteresowanie. Sprawiał, że ludzie dłużej byli na Facebooku, klikali i dyskutowali. Jedni napisali: „Tak, trzeba strzelać!”, drudzy napisali: „Nie, absolutnie, chyba Pan zwariował! To jest łamanie praw człowieka…”, i tak dalej, i tak dalej. Musimy o tym wiedzieć, że takie rzeczy na Facebooku mają miejsce, przebijać świadomie te bańki informacyjne.
Ale jak to robić?
Na przykład zaglądać na serwisy tak zwanej „drugiej opcji”. Zaglądać na strony w poszukiwaniu informacji, z których zazwyczaj nie korzystamy. Może od czasu do czasu zobaczyć co słychać u znajomego, którego dawno nie widzieliśmy na Facebooku, a wiemy, że ma inne poglądy od nas. Prawdopodobnie ze zdziwieniem odkryjemy, że on jest aktywny. I być może on nawet postuje codziennie.
Tylko nie mamy okazji tego zobaczyć, bo algorytm nam tego nie podsuwa. Wchodzimy w mroczne czasy dezinformacji, fake newsów, wojen hybrydowych opartych o wypuszczanie nieprawdziwych informacji. To jest olbrzymie wyzwanie – „fakt checking”. Wiele redakcji ma dzisiaj już w ogóle swoje działy, takie fakt checkingowe. I w te kompetencje musimy też wyposażać nasze dzieci, że informacje, które w mediach społecznościowych do nich docierają – nie tylko zdjęcia, które są piękne, ale też informacje, newsy ze świata nauki – bardzo często są po prostu niesprawdzone, a czasami wręcz po prostu nieprawdziwe.
To, co możemy robić – powinniśmy pokazywać im jak szukać źródła informacji. Pamiętam wiele takich przypadków, kiedy media obiegła informacja, która po sprawdzeniu była nieprawdziwa. Co więcej; wiem o tym, że są ludzie, którzy dla zabawy podrzucają mediom fałszywe informacje i jest to dla nich wtedy bardzo zadowalające jeżeli taka informacja się znajdzie na przykład w kanale informacyjnym, w jakichś wiadomościach. A to się dzieje.
Tak. Są badania, które pokazują, że w ogóle fake newsy rozprzestrzeniają się szybciej niż prawdziwe informacje, bo one zazwyczaj są bardziej atrakcyjne. Zdaje się, że są celebryci, którzy już umierali kilka razy, więc…
Tak, ale to chyba nawet już przed Facebookiem się działo.
Tak, więc te informacje krążą. Ludzie zawsze lubili przekazywać takie „breaking newsy”, więc trzeba zwracać na to uwagę – sobie i dzieciom naszym też.
Myślę, że jeszcze to na co powinniśmy dzieciom zwrócić uwagę, które mają w ręku telefony z dostępem do aparatu i do kamery, że publikacja czyichś zdjęć w sieci jest publikacją czyjegoś wizerunku. Na to należy mieć zgodę, inaczej łamiemy prawo. Kiedy nasze dziecko staje się obiektem hejtu, ktoś publikuje jego zdjęcia to dobrze byłoby pójść śladem tego, żeby stanąć w obronie i skorzystać z prawa. Nikt nie ma prawa publikować naszych zdjęć bez naszej zgody. Tak samo też uczulajmy swoje dzieci, aby nie publikowały zdjęć swoich kolegów, bo łamią prawo.
Tak, to jest ważne, bo Internet wciąż postrzegany jest jako taki „Dziki Zachód”. Tak, jakby przepisy prawa, które owszem – nie zawsze nadążają za Internetem; tak jakby one zostawały po prostu poza tym ekranem smartfona czy komputera. To jest bardzo słuszna uwaga. Na to prawo trzeba zwracać uwagę i tutaj jest bardzo duża rola szkoły.
W badaniu dotyczącym samoakceptacji, które wspominałyśmy 85 procent nastolatków powiedziało, że chciałoby żeby szkoła podejmowała tematy związane z mediami społecznościowymi, właśnie z tym jak się tam zachowywać, jak się po nich poruszać. W krajach anglosaskich mamy do czynienia z zajęciami z „Cyfrowego Obywatelstwa”, czyli z takimi stałymi lekcjami przez cały okres edukacji, które rok po roku wprowadzają dzieci w kolejne etapy bycia w Internecie i tłumaczą te wszystkie rzeczy – że nie ma czegoś takiego jak bezkarność w sieci. Za bezkarność dzieci w sieci odpowiadają rodzice. Rodzice też nie są świadomi tego często.
Tak. I ponoszą realne kary.
Tak. Poniesiesz realną karę jeśli Twoje dziecko skrzywdzi kogoś w Internecie.
Co jeszcze jest ważnego jeśli chodzi o nasze dzieci i media społecznościowe? Co powinniśmy im przekazać zanim wejdą w ten świat?
Z tych rzeczy, które są do przekazania bezpośrednio to już sobie większość wymieniłyśmy, do nazwania, do przeprowadzenia rozmowy. Natomiast ostatecznie wszystko sprowadza się też do naszego przykładu i tego na ile my higienicznie korzystamy ze smartfona i z mediów społecznościowych. Jeśli dziecko widzi mamę, tatę przyklejonych do Facebooka, scrollujących, phubbingujących – czyli phubbing, zjawisko i tak zbitka słowna od słowa telefon – „phone”, i „snubbing” – czyli lekceważenie, lekceważących kogoś – no to dziecko będzie to powielało.
Ja często z pewnym zażenowaniem i też smutkiem widzę w przestrzeni publicznej rodziny, które robią taką ustawkę pod zdjęcie, gdzie te dzieci są sztorcowane żeby stanęły po prostu ładnie, bo teraz jest zdjęcie ewidentnie na jakiegoś Instagrama robione. Zresztą, kiedy nawet tak z powodów badawczych wchodzę na różne parentingowe profile to nie wylewając dziecka z kąpielą – bo jest cała masa bardzo wartościowych parentingowych profili – niektóre są takie, że widzę, że te dzieci są wytresowane.
Są traktowane jak powierzchnia reklamowa. Takie dziecko nie będzie miało pozytywnego przykładu i pozytywnego wzorca korzystania z nowych technologii. Ono będzie uważało, że tam się trzeba kreować; że każdą sytuację można przerwać żeby zrobić zdjęcie i że z tego Facebooka można korzystać w dowolnym momencie. I ignorować jeszcze kogoś.
Czyli bądźmy przewodnikami dla swoich dzieci w cyfrowym świecie i również w świecie mediów społecznościowych. Bardzo dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Mam nadzieję, że trochę uchyliłyśmy rąbka tajemnicy jak dzieci przeprowadzić przez ten świat. Gościem dzisiejszego odcinka podcastu o Higienie Cyfrowej była Magdalena Bigaj, wiceprezeska Fundacji Dbam o Mój Zasięg, działaczka społeczna i ekspertka komunikacji społecznej.
Dziękuję bardzo!
Dziękuję bardzo, do usłyszenia.
***
Wszystkie rozmowy z serii „Higiena cyfrowa” znajdziesz w tutaj.