Ach ci dobrzy piraci…

Artur Kurasiński
30 czerwca 2009
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

współcześni piraci

Mówienie o tym, że X milionów osób korzysta z sieci p2p i ma to być dowodem na to aby wszyscy zaprzestali respektowania swoich praw w Internecie nie jest dobrym pomysłem. Wspieranie (Przekrój) się szwedzkim przykładem allemansretten (czyli w luźnym przekładzie prawa dostępu do natury) jest bardzo mocną próba nagięcia rzeczywistości…

Na początek definicja – przyjmuję za piractwo wszelką formę ściągania z sieci Internet utworów / plików bez uiszczenia tantiem ich twórcom. Nie interesuje mnie stan prawny w Polsce (użytek własny) ani procesy w Szwecji (przegięcie w drugą stronę). Po prostu jeśli ktoś coś wyprodukował a ktoś inny zamiast mu za to zapłacić po prostu kopiuje to nazywam taki fakt kradzieżą a cały proceder piractwem. Sieci P2P, serwisy warezowe, składowiska plików w stylu Chomikuj.pl czy kopiowanie płyt i sprzedawanie ich na bazarach – wrzucam do jednego worka.

Większość osób ściągających pliki za pomocą sieci p2p to nie bojownicy o „wolność naszą i waszą” ale zwykli szarzy ludkowie, którzy nie mają pieniędzy na pójście do kina za 25 pln czy kupienie płyty CD za 60 pln. Dlatego ściągają pliki i mają gdzieś to, że ktoś, gdzieś szafuje tak wielkimi słowami jak „wolność”. Kradną z lenistwa, głupoty ale i braku legalnych alternatyw. Dlatego sprawy TPB i ich problemy guzik interesują większość osób w innych krajach – oni po prostu chcą mieć dostęp do plików.

Szwecja jest bogatsza i tam też ściągają na potęgę powie ktoś. To fakt ale nie zapominajmy, że również był / jest to kraj bardzo „socjalny” a ludzie nastawieni roszczeniowo. Szwecja płaci obecnie za wiele lat bardzo opiekuńczego stylu sprawowania opieki nad obywatelami, którym rozdawano przywileje i zapomogi za nic. Wyrosło pokolenie „daj-mi-teraz”, które nie widzi nic złego w ściąganiu pirackich plików z Internetu. Oni tego żądają i dostają.

Proszę więc nie dorabiać ideologii do zwykłej kradzieży. Piractwo spod znaku p2p nie jest ani przejawem „cyfrowego wykluczenia” ani „walką z monopolem o wolność wyboru”. Co to za wybór i co to z walka jeśli realizowana jest z pomocą kradzieży cudzej własności? Oczywiście można bronić całości procederu powołując się na polskie prawo dopuszczające użytek osobisty (ale już nie programów komputerowych) czyli ściąganie plików bez ich rozpowszechniania. Co jeśli prawo zostanie zmienione? Nadal będziemy uważali, że nic się nie dzieje złego?

Zadaję sobie takie pytanie – dlaczego pomimo ogromnych (i stale idących w górę) cen benzyny nie pojedziemy sobie gdzieś w pole i nie wywiercimy dziurki w rurociągu aby tym samym zasilać nasz samochód? Albo dlaczego nie wepniemy się na klatce schodowej w skrzynkę i nie będziemy „korzystali” z czyjegoś dostępu do TV czy telefonu? Dlaczego nie skusimy się pójść „na skróty” aby uzyskać doraźny efekt i zysk?

Odpowiedź na powyższe jest prosta – ponieważ zabiera to więcej czasu, podlega wysokim karom, wymaga odpowiedniego sprzętu, zdolności i wiedzy oraz co najważniejsze jednoznacznie kojarzone jest z kradzieżą i przestępstwem. W przypadku ściągania plików z Internetu jest na to przyzwolenie społeczne, brak jasnych przepisów prawnych, każdy może to robić (dysponując minimalną wiedzą techniczną).

W Polsce przez wiele lat powstało wiele przejawów anomii społecznej sankcjonowanej przez system w którym żyliśmy. „Załatwić” coś oznaczało ukraść coś z fabryki (np. papier toaletowy albo płyn do mycia naczyń). Osoba „zaradna” życiowa to była taka postać, która korzystając z dobrodziejstw gospodarki „centralnie sterowanej” w której każdy miał mieć po równo (czyli w sumie nic) umiała wyprać kartki na paliwo aby zatankować ponownie samochód, zdobyć przydział na pralkę czy pojechać na wakacje po to aby sprzedać w Rumunii okulary i przywieźć za to dewizy. Była podziwiana i miała naśladowców. Rolowanie państwa (a więc pośrednio i obywateli) należało do dobrego tonu i miało społeczne przyzwolenie.

Trochę jednak za oknem się zmieniło a my nadal uważamy, że fajnie jak ktoś coś skołuje i nie zapłaci. Bo płacą tylko frajerzy i idioci.

Taka była rzeczywistość za czasów PRLu. Niestety – ustrój się skończył, mentalność została. „Załatwić” i „skołować” nadal są na topie. Wiodę biedny żywot studenta i nie mam kasy na pójście z dziewczyną do kina. Ściągam więc „z sieci” najnowszy film, siadam z nią w swoim akademiku, odpalam laptopa i tak spędzamy wieczór. Moje usprawiedliwienie? „Twórcy tego filmu nie zbiednieją, zapewna mają kieszenie pełne kasy. Poza tym wszyscy tak robią”. Nazywajmy jednak rzeczy po imieniu – kradzież jest kradzieżą. Nie poszedłeś do kina bo Cię nie stać a nie dlatego, że walczysz z wyimaginowanym Systemem.

Ludzie potępiające w czambuł wyrok szwedzkiego sądu zapominają o paru sprawach – TPB od początku robił sobie jaja ze wszystkich możliwych instancji szwedzkich i międzynarodowych. Oficjalnie przyznawali się do tego, że ich motorem działania jest chęć szerzenia „piractwa”. Elementy walki o
„wolny dostęp do twórczości” pojawił się całkiem niedawno na potrzeby procesu i jako element obrony w procesie. Poczytajcie sobie odpowiedzi TPB na listy od firm zgłaszających zastrzeżenia do plików na serwerach TPB – odpowiedź w większości była taka sama: „Walcie się gumową pałą. Wiemy, że popełniamy przestępstwo ale w Szwecji możecie nam naskoczyć bo tu jest inne prawo. Pa pa!”.

Zanim zatem tak ochoczo zaczniecie powiewać flagami szwedzkiej czy polskiej Partii Piratów, zanim wyjdziecie na ulicę aby protestować przeciwko „złym kapitalistycznym koncernom” i zanim do końca uwierzycie, że wszystko powinno być darmowe – zastanówcie się. To o czym marzycie to czysta utopia. Bez możliwości czerpania zysków ze swojej pracy wytwórcy nie będą niczego tworzyli. Wy nie będziecie mogli zatem niczego ściągać i korzystać z ich pracy – to najprostsze wytłumaczenie. Koniec i kropka. Możecie sobie marszczyć noski i tupać nóżkami ale takie są zasady gospodarki rynkowej. Podaż i popyt żądzą również i Internetem.

Występ polskiej Partii Piratów na TMT’09 dowiódł, że w Polsce łatwo jest płynąć na fali demagogii. Nie usłyszałem nic z ust przedstawicieli tego stowarzyszenia (bo chyba cały czas nie mogą zebrać odpowiedniej ilości głosów aby stać się partią jeśli dobrze zrozumiałem) co by mnie zachęciło do ich wspierania. Potok banałów wsparty jakaś nowomową zasłyszaną na lewicowych zebraniach w ustach ludzi, którzy komunizm znają z podręczników historii jest dla mnie śmieszny i przerażający. Wszystko za darmo? Wszyscy mają mieć po równo? Cała władza w ręce ludu? Gdzieś to już było…

Zgadzam się – obecna sytuacja w której część Europy nie może korzystać z usług i serwisów, które w USA są dostępne jest bardzo bardzo zła i powoduje problemy. iTunes i Apple są przykładem pasywnego działania. Casus sklepu Nokia z cenami w okolicy 1 USD za utwór pokazuje, że jednak można. Jasne, że chciałbym obejrzeć w tym samym okresie co amerykańscy widzowie „Lost” czy „Dr House”. To jest ogromny błąd. Tak samo jak większość osób nie chcę płacić (albo inaczej – chcę mieć wybór) za opakowanie kolekcjonerskie, książeczki i naklejki – chcę dostać utwór po najniższej cenie bez marży pośredników i sklepów.

W samych koncernach potrzebne są zmiany na najwyższych szczeblach aby dostosować mentalność działań rodem z XIX wieku do nowoczesnych warunków i technologii. Potrzeba nowych rozwiązań prawnych dających się zastosować na całym świecie. Podpisuję się pod stwierdzeniem francuskich konstytucjonalistów – prawo do Internetu jest jednym z praw człowieka. Nie zmienia to faktu, że zmiany muszą zostać wdrożone w sposób przemyślany a nie pod dyktatem pistoletu przystawionego do skroni.

Chciałbym zamiast pozornego zamieszania wokół TPB większej dyskusji na przykład o Creative Commons. Chciałbym abyśmy przestali działać tylko w wybranych obszarach ale potrafili zdobyć się na spojrzenie na problem z dystansem. Chciałbym poważnej dyskusji o zastosowaniu p2p dla celów komercyjnych, zgodnych z prawem. Chciałbym dyskusji o stawkach, cłach i globalnych rozwiązaniach spraw praw autorskich.

Zanim wzniesiemy flagi i rozpoczniemy abordaż zastanówmy się czy przypadkiem nie zatapiamy jedynego okrętu na którym możemy popłynąć dalej.

PS. No proszę – czyżby TPB właśnie opuszczało swój okręt flagowy? Właśnie ogłosili, że zostają sprzedani. I gdzie się podziały hasła „zero komercji” czy „nigdy nie będziemy pracowali dla kogoś”? Pecunia non olet…

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon