Kiedy dziś przeglądam nagłówki spływających na mą skrzynkę newsów nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cały świat i e-biznes zatoczyły wielkie koło i teraz są z powrotem tam gdzie 7 lat temu…
W 1999 roku pomagałem stawiać na nogi dwa duże projekty – Ahoj.pl i Nuta.pl. Dziś jestem lekko zmieszany na wspomnienie moich osobistych oczekiwań i planów („W ciągu roku wchodzimy na giełdę, a co Yahoo! może a my nie?”). Pomysł na serwis muzyczny promujący muzyków garażowych bez pardonu zerżneliśmy z MP3.com.
Ba! Nawet próbowaliśmy go sprzedawać jako autorską wizję. Był to moment kiedy wszystko wydawało się możliwe – inwestorzy skakali wokół nas, mogliśmy naprawdę palić banknotami w kominku a praca dla „zwykłej” firmy czy agencji wydawał mi się ponurym żartem. Internet rządził i wydawało się, że dzięki niemu zarobiliśmy właśnie na swoje emerytury w wieku 25 lat.
Portal Ahoj.pl był wymysłem jeszcze dziwniejszym i bez dwóch zdań bardziej wariackim – z plotek jakie chodziły w mediach wynikało, że w ciągu roku czasu udało się właścicielom utopić ponad 20 mln $ w pensjach pracowników (nie pomnę dokładnie, ale newsroom wszystkich działów liczył coś około 40-60 osób..). Takich projektów było więcej – Poland.com, Arena.pl, YoYo.pl nie mówiąc o dziesiątkach inkubatorów, funduszach VC czy firmach giełdowych, które zmieniając produkcję z butów na usługi multimedialne stawały się nagle ulubieńcami inwestorów..
Wszystko poszło w diabły gdzieś w 2000 roku gdy notowania na NASDAQ’u zaczęły pikować w dół jak oszalałe a inwestorzy ratowali paniczną wyprzedażą resztki swoich portfeli. W ciągu kilku dni poszły do piachu plany większości spółek – tych co chciały zawojować świat sprzedając psią karmę online i tych, które pracowały nad nowymi engine’ami do wyszukiwarek. Ci sami znawcy giełdy, którzy namawiali do kupowania akcji spółek high-tech musieli posypać głowy popiołem i odszczekiwać swoje wizje. Zapanowała atmosfera polowania na czarownicę – spółka posądzona o bycie ‘dotcomem’ stawała się natychmiast podejrzana.
Ile to firm zmieniało swoje prezentacje i strony internetowe wyrzucając z nich takie słowa jak „e-commerce”, „Internet” i „nowe technologie”.. Ale coś pozostało. Pozostały osoby i firmy, którym udało się wyhamować i przy minimalnych nakładach po cichu pracować nad rozwiązaniami związanymi z Internetem. Tak pojawiła się Mozilla, Google, i wiele wiele innych firm, które dziś są synonimem nowej jakości w świecie nowoczesnych technologii. Większość firm, które zgarniają dziś miliony $ dziennie wyrosły na pomysłach wizjonerów jak i hochsztaplerów ery Internetu 1.0 (wiem, wiem nie ma czegoś takiego ale się fajnie wygląda w tekście :)
Historia kołem się toczy – jesteśmy ponownie świadkami jak młode i małe firmy związane z Internetem czy rozrywką masową stają się bogatymi i dochodowymi instytucjami. Media raz to w tonie kasandrycznym wieszczą upadek takich ‘bogów’ biznesu jak Amazon, Google czy iTunes po to aby zaraz zasypać nas kolejną porcją wyników giełdowych, które od kilku lat pną się w górę.
Jednym słowem – czeka nas jak mawiał grek Zorba „piękna katastrofa” albo tym razem naprawdę model „ex dotcomów” podparty jest realnymi mechanizmami rynkowymi. Patrząc na to co wyrabiał (walnął krzesłem o ścianę) i mówił Steve Ballmer na wieść o tym, że ich główny specjalista przeszedł do Google’a (K…a zabiję ich!! Zniszczę Google’a!!) wydaje się, że firmy obawiają się, że obecne „neo-dotcomy” stanowią realne zagrożenie dla obecnych korporacji.
Wiele z osób, które dziś ponownie robią biznesy w branży nowych technologii pamięta gorycz porażki po pęknięciu internetowej bańki. Dla wielu stało się to najlepszą i największą lekcją. Wielu niczym Franz Maurer powtarzało „My tu jeszcze k… wrócimy!” Wielu nie zapomni do końca życia tamtego okresu – w tym niżej podpisany.