When I’m 33 albo kac urodzinowy

Artur Kurasiński
2 stycznia 2007
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

Dla miłośników Beatlesów powyższa trawestacja w tytule jest jasna. Inni niech zguglują sobie to w sieci. Tak, tak – to znaczy, że tekst kieruje do osób na tyle starych, że wiedzą kim była Wielka Czwórka z Liverpool’u.

valhalla online

Zdaję sobie sprawę, ze publicznie przyznając się do swojego wieku w tym najbardziej z publicznych mediów, jakim jest Internet, popełniam swego rodzaju ciekawe harakirri. Publiczne ogłoszenie, że ma się powyżej 30 lat w dobie picia wódki z redbullem, seksu online (właśnie – seksu a nie „sexu!”) i triumfu Wielkich Braci to jakby powiedzenie, że „jestem z innej bajki”.

Ze smutkiem stwierdzam, ze świat podzielił się nie na biednych i bogatych, liberałów i socjalitów, Mandarynę i Dodę, lato czy zimę. Świat podzielił się na tych, co mają czas i na tych, co go nie posiadają. Być może banalność mojego wniosku w tym momencie poraziła kilka osób, ale nic na to nie poradzę – tak po prostu jest. Tak ja to odczuwam.

Jak doszedłem do tego sub-genialnego wniosku? Zaczęło się niewinnie miesiąc temu, gdy po wyjeździe na weekend przytargałem do domu stos nieprzeczytanych gazet. Na wyjeździe miałem zamiar nadrobić zaległości z tygodnia. Stało się inaczej, a do stosu nie rozpakowanych magazynów doszedł kolejny – z następnego tygodnia. Następnie spostrzegłem stertę płyt DVD, która rósła w miarę kupowania kolorowych pism z dodatkami. Tym, co przelało czarę goryczy, było szybkie spojrzenie na premiery kinowe (10 filmów do zobaczenia), a na koniec szef działu konsol, Andrzej, zaproponował mi, że zrobimy „machniom” – za mojego „Shadow of The Colossus” podrzuci mi „God of War”..

„Dobra, dobra”, pomyśli jeden czy drugi z Was – gość wali smutne kawałki o tym, że ma siano na kupowanie gazet z DVD, chodzenie do kina i oryginalne gry na PS2. To nie tak! Pozwólcie, że Wam wyjaśnię, o co mi naprawdę chodzi. Otóż przekroczenie pewnego wieku wiąże się nieubłaganie ze zmniejszeniem czasu na rozrywkę. Kiedyś miałem wolnego czasu pod dostatkiem, ale monety nie często gościły w moim mieszku. Obecnie jest odwrotnie – stać mnie na większość rozrywek, ale nie mam czasu ich konsumować. Banalne? Oczywiście. Prawdziwe? Niestety.

Gdyby Valhalla miała inny profil użytkowników, nie śmiałbym się dzielić moja naiwną, bądź co bądź, refleksją. Nie ja pierwszy i nie ostatni odczuwam ciężar obowiązków życia codziennego. W tym momencie jednak najbardziej doskwiera mi nie głód czy choroba, ale brak wolnego czasu.

To właściwie był tylko wstęp, przystawka do głównego dania, jakim będzie dalsza część mojej wypowiedzi. Otóż oświadczam (i mam pełną świadomość tego, co twierdzę), że obecnie na rynku gier dla pokolenia „30-paru-latków” brakuje dobrych tytułów. Ba! Powiem dosadniej – ze śledzonych recenzji mniej niż 10% stanowią tytuły w które chciałbym pograć. Biorąc pod uwagę ilość wolnego czasu (dla równego rachunku określmy go na jedną godzinę dziennie) nie zagłębię się w świat „World of Warcfrat” i nie stworzę swego cyfrowego alter ego w „Second Life”, nie będę bił się na klanówkach w Counter Strike’a ani godzinami katował FIFA, czy inne Pro Evolution Soccer.

Pokolenie „30-paru-latków”, posługując się nomenklaturą reklamową, nie jest dobrym targetem obecnych tytułów. Gry oferują coraz więcej wolności, możliwości i opcji. Dają coraz bardziej realną namiastkę innej rzeczywistości, i to bez potrzeby wciągania, łykania, picia czy wdychania środków wspomagających. To kusi. To wciąga.

Co pewien czas czytam, że ten lub ów dostał zawału w cyberkawiarence albo umarł, bo nic nie jadł. „Biedak…”, myślę sobie. Pewnie nie miał dziewczyny, która potrafi wyciągnąć takiego delikwenta z najbardziej nawet śmiercionośnego pojedynku w sieci za pomocą jednego telefonu. Ktoś wyleciał z pracy bo grał godzinami w gry na swoim stanowisku pracy? Jezu, ile bym dał żebym mieć czas na odpalenie głupiego pasjansa. Ktoś pobił się ze swoją matką, bo ta wyłączyła mu komputer, kiedy właśnie dolatywał swoją eskadrą w świecie „Ogame”? Nadczłowiek! Ja po całym tygodniu pracy mam ochotę zalec na łóżku i marzę o tym, żeby spać godzinami.

Skoro więc przyznałem się do bycia kapciem, frajerem i pracusiem, mam tylko cichą nadzieję, że nie jestem jedyny. A jeśli nawet… Obecnie w modzie jest szeroko pojęty indywidualizm.

Tekst pierwotnie ukazal sie w serwisie Valhalla.pl.
Pozdrawiam całą załogę wesołego drakkara!

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon