Przeżywam kolejny raz w życiu proces nazwany „pisaniem biznes planu”. Przeżywam go po raz kolejny, ale cały czas moje emocje towarzyszące temu procesowi są równie gorąca jak Etna i gwałtowne jak celna riposta Dorna. Nie wiem dlaczego, ale próba uchwycenia całego pomysłu w ramy liczb, cyfr i tabelek jest dla mnie nieodmiennie źródłem tortury. Czy w erze Web 2.0 nie czas na biznes plany i fundusze 2.0?…
Jeśli jesteś początkującym „entrepreneur” i wydaje Ci się, że opisanie pomysłu, wykazanie jego przydatności dla świata oraz nakreślenie perspektywy potencjalnych zysków to wszystko czego trzeba aby uchylić bramy inewstorskiego Raju, to jesteś w „mylnym błędzie”. Choćbyś był tym panem albo tym i stworzyłyłbyś coś takiego to od wejścia w drzwi funduszu w Polsce usłyszysz: „…a wypełnił już Pan formularz w Excelu?”.
Nie wiem skąd się bierze w zasiadających w funduszach wszelkiej maści przemożna chęć zaklęcia w liczby pomysłu. To znaczy wiem – oni się na tym nie znają więc jeśli widzą pomysł i wyciągniętą rękę po ich forsę każą sobie udowodnić, że jest tak jak wstawisz pola arkusza. Jaki z tego wniosek? W funduszach pracują osoby, które nie znają się na branży którą oceniają? Boją się podjąć odpowiedzialności za decyzje? Nie mają wiedzy i kompetencji?
Wszystko byłoby dobrze, gdyby ten element pojawiał się gdzieś na końcu. Niestety w większości miejsc gdzie będziesz się zwracał o dofinansowanie powitają Cię z mantra na ustach „…a gdzie formularz w Excelu?”. Nieważne kim jesteś ani co masz w głowie. Nie masz obliczonego zużycia papieru toaletowego przez trzy następne lata – to spadaj pracować na etat. Zachciewa się robić biznes chołocie.
Nie umiesz określić „kosztów sprzedaży telefonicznej” albo „kosztów transportacji” (serio! tak napisali!) – znaczy się, że Twój pomysł jest wart funta kłaków. Moją ulubioną pozycją jest „deprecjacja sprzętu”. Mój mózg się deprecjuje na samą myśl, że ktoś to w ogóle przeczyta niczym nową książkę Sapkowskiego do poduszki. Nie wiem nawet czy chciałbym poznać taką osobę i podać jej rękę…
Weźmy sobie kawałek nawet nie z samego arkusza ale z warstwy opisowej. Przykład formularza zaczerpnąłem z strony konkursu organizowanego przez WP i Otago Capital. Dla przejaskrawienia odpowiadając na pytania wcielę się roboczo w postacie biznesmanów internetowych, którzy odnieśli mierzalny, światowy sukces ale na początku szukali inewstora i mieli to nieszczęście trafić do Polski.
Być może pokaże to dlaczego w kraju nad Wisłą długo nie doczekamy się drugiej Doliny Krzemowej.
Punkt 4.0 – „Po jakiej cenie zamierzasz sprzedawać swoje produkty / usługi i dlaczego uważasz, że Twoje ceny są właściwe?”
(Chad Hurley, YouTube.com – eeee… gościu, nie mam w ogóle pojęcia czy kiedykolwiek ktoś będzie kupował to co robimy – my tylko umożliwiamy
pokazywanie filmów człowieku, wyluzuj…)
Punkt 4.2 – „Ilu potencjalnie klientów jest w Polsce, Unii Europejskiej i Ameryce Północnej?”
(Niklas Zennström, Skype – „…hmm ciężko powiedzieć tak dokładnie, ale jeśli miałbym określić dokładnie to..hmm.. cały świat? Co, zbyt szeroka definicja? Ludzie, naprawdę dzięki temu rozwiązaniu każdy będzie mógł dzwonić za darmo!! Z czego Pan się śmieje?”)
Punkt 5.0 – Przewaga konkurencyjna „Które firmy są potencjalnie konkurencją dla Twojej firmy i jakie są ich zalety?”
(Larry Page Google.com – ” konkurencja, konkurencja…khm khm – no tak… Microsoft, Cisco, Yahoo, AOL, tak…No nie wiem czy wymieniać też koncerny medialne?
Przewaga? Maja jakiś pierdyliard razy więcej kasy niż my, markę, wpływy, użytkowników..No, są więksi i bogatsi po prostu.)
Punkt 7.0 – Plan Sprzedaży – „W jaki sposób Twoja firma będzie wyszukiwać potencjalnych klientów i dlaczego uważasz, że ten sposób jest najlepszy?”
(Tom Anderson, MySpace.com – „Eeee.no wiecie co, kurde ciężkie pytanie..No dobra – to klienci sami będą chcieli założyć konto u nas bez żadnej reklamy, naprawdę! Każdy będzie mógł sobie założyć konto i pokazać się światu…Że co? Czym to się różni od bloga? O rany..)
Nie chcę dalej się znęcać. Dla mnie jest jasne, że większość nowych pomysłów (a nie daj Boże mash-up’ów!) konfrontowana z ideologią „wpisz mi tu coś żebym mógł obronić twój pomysł na radzie” nie przetrwa. Skąd zatem w USA wysyp i popularność funduszy VC? Znają się lepiej? Chyba nie o czym może świadczyć taka firma która chce tworzyć i rozwijać standardy web 3.0 (tak, tak – są już nawet zdefiniowane podwaliny Web 4.0!). Facet, który wymyślił i prowadzi tę firmę napisał na swoim blogu:
„VC interest in my startup, Radar Networks has suddenly ignited in the last two weeks. We were planning to wait before shopping our deal, but I guess the app speaks for itself. VC’s have been coming over pretty much non-stop this week. I don’t know who is telling them about us. But anyway, if you are one of the VC’s I know, please don’t be offended that you haven’t heard from me yet — we have not formally started our B round yet.”
Czyli co – w Kalafiorni VC same zabiegają o klientów i już inwestują w Web 3.0, a u nas podniecamy się wejściem na giełdę firmy, której głównym produktem jest komunikator internetowy wymyślony w 1996 roku…
No cóż to pokazuje ile lat świetlnych jesteśmy za wszystkim e-murzynami tego świata.