Udało mi się namówić twórcę Valhalli, Adama Jesionkiewicza na podzielenie się swoimi obserwacjami dotyczącymi polskiego rynku dystrybucji gier, przewadze konsol nad PC, wizjami rozwoju serwisu oraz przyszłością serwisów z gier komputerowych w Polsce…
AK74 – Adam, pytanie na rozluźnienie – w co grasz obecnie i dlaczego jest to gra na konsolę? :)
Trudno tę czynność nazwać „graniem”. Faktycznie – siadam czasami przed telewizorem i odpalam jakąś grę, ale do grania to mi daleko. W tym miejscu masz odpowiedź, dlaczego jest to konsola. Komputer jest dla mnie narzędziem takim samym, jak telefon. Dla zdrowia psychicznego trzeba się czasami rozerwać. Dlatego potrzebna jest zmiana otoczenia. Konsole wg mnie świetnie się tu sprawdzają. Nie da się porównać szybkiej dawki doznań na ponad 40″ LCD z dobrym dźwiękiem DD5.1, z siedzeniem na krześle przed monitorem – żeby nie wiem, jak był duży. Po prostu – kojarzy się z czymś innym, a jak wiemy, liczy się tu sposób percepcji, a nie samo „żarcie”.
Nawet najlepsza potrawa podana na zasmarkanym talerzu w zapleśniałej piwnicy nie jest tym samym, co wyborna kolacja przy świecach z wytworną damą. Ja nie lubię jeść obiadu przed ekranem komputera, tak samo jak nie lubię się przed nim relaksować.
Niby oczywiste, a ja ciągle widzę te same dyskusje o wyższości Świąt Bożego narodzenia nad Świętami Wielkanocnymi, czyli PC versus konsole. Jeżeli nawet te dwa gadżety będą miały dokładnie te same możliwości, to forma i ich przeznaczenie jest zgoła odmienne. I to jest chyba najważniejsza konkluzja.
A w co gram? Jako niezrealizowany, wyczynowy kierowca testuje ostatnio kilka gier samochodowych. Porównuję rFactor, GTR2 (PC) z GT HD (PS3) w kontekście feelingu prowadzenia prawdziwego samochodu (kierownica Logitech G25). W zasadzie, to nie porównuję, bo nie ma co porównywać. Playstation 3 ze swoim GT HD stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Na tym przykładzie dobrze widać różnicę między PC, a konsolami. Na PC żeby cieszyć się sensowną jazdą trzeba zainstalować sterowniki, skonfigurować kierownicę (oczywiście w każdej grze indywidualnie), poustawiać pierdyliard opcji, etc.
Na konsoli wciskasz kabel w jedną z niewielu dziur i to wszystko. Nawet w samej grze nie muszę nic wybierać. Łapię kierownicę, wciskam gaz i ruszam – jak w prawdziwym samochodzie. To mi się podoba, wszak jestem tylko niedzielnym graczem. Jak ktoś chcę się onanizować przepływem wody i powietrza w bieżniku opony w kontekście aerodynamiki, to zachęcam do odpalenia GTR2. Równie dobrze można zaprogramować autopilota, bo sama jazda to już chyba jest zbędna ;)
AK74 – Przyznales sie do posiadania dwoch konsol – Xboksa 360 i PS3. To zawodowy odchył czy raczej po prostu lubisz relaksować się grając w gry?
Właśnie, chyba wypada mieć te konsole! A tak poważnie – naprawdę lubię czasami usiąść i pooglądać nowe tytuły. Patrzeć, jak ewoluuje ta cała rozrywka elektroniczna, lub jak nie ewoluuje. Może też po prostu lubię gadżety? Najważniejsze jest to, że sprawia mi to wymierną przyjemność. Problem tylko w tym, że poza aktywnością komercyjną, mam jeszcze kilka innych pasji, a doba ma tylko 24 godziny. Zapewne sam doskonale wiesz, o czym mówię.
AK74 – Valhalla.pl promuje się sloganem ” powrót serwisu legendy”. Dla wielu czytelników nie tylko tego bloga jest to dość napuszony zwrot i niezbyt zrozumiały dla większości młodych internautów – mógłbyś wyjaśnić dlaczego tak postanowiłeś reklamować serwis?
Nie ja go tak nazwałem, choć sam przywołałem to wspomnienie. O ile dobrze pamiętam, to media okrzyknęły w ten sposób Valhallę, w tym Wprost. W latach kiedy wszyscy dookoła robili katalogi stron, my zaczęliśmy budować markę – markę ze swoją tożsamością. Wtedy wszyscy pukali nas w głowy, dzisiaj zresztą jest tak samo. Podobno internet nie potrzebuje marki, bo internauci nie wykazują żadnej lojalności wobec wirtualnych podmiotów. Mnie takie podejście zadziwia, bo z drugiej strony krzyczy się o rewolucji „społecznościowej”, która z zasady wymaga co najmniej powracalności, a wielu przypadkach nosi właśnie znamiona lojalności. Ale jak to mówią – śpiewać każdy może, tak samo jak pisać mądre, opiniotwórcze analizy Internetu. Ja od dawna nie czytam takich opracować, bo zalatują z daleka autopromocyjnym bełkotem, co gorsza – czasami nawet szkodliwym.
Mało jest mierzalnych argumentów, które można przedstawić w komunikacie prasowym. Nie można przecież okrzyknąć siebie najlepszym w Polsce, bo wtedy tezę trzeba poprzeć. Wybrałem słowo „legendarny” ponieważ jest to fakt uznany, a co najważniejsze – wypowiedziany przez innych. Nie jest kłamstwem i w przeciwieństwie do innych, nie trzeba go popierać cyframi. Nie ukrywam, że jest to typowe żyrowanie wartości marki, która istniała w pradziejach polskiego Internetu. Dobre trzeba podkreślać, a to co gorszę lekko przypudrować. Jeżeli miałbym nie odwoływać się do przeszłości to lepiej byłoby wymyślić nową markę.
AK74 – Każdy portal ma swój dział poświęcony rozrywce i grom. Po co konkurować z takimi gigantami jak Onet czy WP? Po co drażnić lidera – Gry Online , ktory ma 1.2 mln uzytkownikow?
Uznaję dokonania portali, tak samo jak Gry-Online, a może nawet szczególnie tego ostatniego. Lubię podziwiać ludzi za dobre wyniki i za szczególne osiągnięcia – a wiem, jak trudno jest budować komercyjny wortal rozrywkowy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Gry-Online są głównym beneficjentem zejścia ze sceny Valhalli w 2001 roku. O ile dobrze pamiętam, to Gry-Online miały swoją kolebkę właśnie na Valhalli w postaci działu UO. Inaczej mówiąc, zrobili to co powinni, do tego znacznie lepiej od nas – a na pewno pod względem komercyjnym. Można zapytać, dlaczego my tego nie zrobiliśmy? To były inne czasy. W 1999 roku nikt nie miał szans na wprowadzenie opłat
abonamentowych. Co z tego, że mieliśmy taką strategię na koniec 2001 roku, jeżeli niestety nie dotrwaliśmy.
A dzisiaj? Dzisiaj, jak sam wiesz, co najmniej dwa portale chciałyby mieć Valhallę u siebie, jako subbrand. Jeżeli dzisiaj można by skapitalizować ten projekt w postaci niezłego funduszu emerytalnego, to co będzie za 3 lata? Uważam, że każdy człowiek w życiu ma szansę dokonać czegoś niezwykłego. Jestem przekonany, że w moim wypadku takim dziełem jest Valhalla – albo ona, albo nic. Dlatego coraz więcej zawodowych spraw zrzucam na moich współpracowników, żebym mógł poświecić Valhalli należycie dużo czasu.
Co do samej konkurencyjności – nie, nie konkuruje z powyższymi podmiotami. Na tę chwilę może to tak wyglądać, ale cel jest zupełnie odmienny. Na tym etapie budujemy pewien wolumen. Obawiam się, że nie ma innej drogi. Owszem, można napompować serwis marketingiem i szybko osiągnąć poziom 1 mln użytkowników. Ale nijak to będzie się miało do mojej podstawowej strategii – czyli „utopijnej” lojalności. Zdaję sobie sprawę, że przez to cały projekt się wydłuża, ale za to potem już będzie gromadził kapitał sprawniej. Podsumowując – to dopiero fundament pod docelową koncepcję. Serwis informacyjny to nie jest core-biznes Valhalli.
AK74 – Jak oceniasz polski rynek gier i dystrybutorów? Jak i skąd taki serwis jak Valhalla chce i może zarabiać pieniądze?
Bardzo źle. Głównie dlatego, że zupełnie nie rozumiem podejścia firm na polskim rynku. Łatwiej, zdecydowanie łatwiej rozmawia nam się z partnerami spoza granic. Jak mam rozumieć sytuację, gdzie jeden z największych graczy nie jest w stanie udostępnić jednej konsoli na poczet dużego specjalizowanego serwisu, który nagoniłby wielu nowych
klientów? Dowiaduję się, że jest tylko 5 konsol, które już są w innych redakcjach i innych nie będzie. No to rozumiesz – mam gdzieś taką współpracę, idę i kupuje sobie na rynku konsolę. W sumie, to jest to żałosne. Niby ważny rynek, niby miliony dolarów na promocję, a tu nawet gier darmowych do testów szkoda. Ale z drugiej strony
fascynuje mnie to, bo wyraźnie widać, że jest to początek i można wiele zrobić. Mam nadzieję wprowadzić z czasem jakieś cywilizowane
metody współpracy.
Przeraża mnie totalna ślepota podmiotów działających na tym naszym, dzikim rynku. Nie są wizjonerami. Wolą siedzieć w stagnacji, zamiast tworzyć aktywnie rynek i pobudzać nowe inicjatywy, tym bardziej, że jest ich jak na przysłowiowe lekarstwo. Nowe pomysły oznaczają dla nich same problemy. Co ciekawsze – nawet wtedy kiedy to ich nic nie kosztuje.
Tak naprawdę, to ja nie wiem, o co chodzi. Może jest za dobrze? Nie widzę tu motywacji, agresji, chęci do zmiatania konkurencji. Wszystko jest powolne, niechętne, nudne. W normalnym świecie taki serwis powinien służyć dystrybutorom, developerom, etc. A prawda jest taka, że budujemy tą społeczność pod wszystko, co może być z tym targetem związane – ale nie pod gry. Trochę to przykre, ale tak to wygląda. Nie da się oprzeć żadnej strategii na polskich dystrybutorach ponieważ oni paradoksalnie, nie są zainteresowani.
Z drugiej strony Valhalla to biała karta. Mimo zaplanowanej strategii ciągle można ją przesterować w inną stronę. Tego nie da się już zrobić z portalami, czy Gry-Online.
AK74 – W komunikatach prasowych pojawiają się magiczne zwroty „web 2.0”, „społeczność” itd. Chcesz wypłynąć na fali mody na web 2.0? Co można zaoferować innego w serwisie z grami dla dzisiejszego użytkownika Internetu?
Umówmy się, że Web 2.0 to tylko slogan. Nie mówię, że zły slogan. Wszystko co pcha branże do przodu jest dobre i potrzebne. Tak samo trend 2.0. Ale prawda jest taka, że kiedy planowaliśmy nasz serwis w 1997 roku, jednym z jego głównych podmiotów mieli być właśnie ludzie. Tym przecież właśnie różni się internet od mediów tradycyjnych – jest interaktywny. Problem w tym, że do tej pory większość rozumiała interaktywność jako możliwość wyboru czytanej treści. Ale taka interaktywność jest akurat w każdej gazecie – przecież nikt za mnie stron nie przekłada. Prawdziwa potęga tkwi w synergii trzech kanałów – redakcyjnego, socjalnego, i technologicznego. Żaden redaktor nie
jest w stanie zdobyć tyle informacji, co np. 1000 aktywnych użytkowników.
Sztuka polega na organizacji takiej struktury i umiejętności zapłodnienia ludzkiej kreatywności. To nie zadziała, jeżeli układ nie będzie korzystny dla każdej ze stron. To musi być jak symbioza. Jeżeli serwis stanie się posożytem, żerującym na pracy ludzi, to długo nie pociągnie. Największą pułapką Web 2.0 jest zbyt przedmiotowy stosunek do ludzi. Wiele przedsięwzięć na tym się wyłoży, zanim zrozumie istotę synergii. Zdaję sobie sprawę, że zalatuje to populizmem, ale zauważ, że mówimy o bardzo delikatnej sprawie, która łączy psychologię, socjologię, i do tego w kontekście biznesu. Web 2.0 jest jak polityka. Jeden błąd i cała społeczność rozsypuje się jak koraliki po zerwaniu sznurka.
Nie twierdzę, że mam złotą receptę, jak budować społeczności. Na pewno po tylu latach nie działam po omacku. Po prostu wiem, co ludzi
wkurza, co motywuje, co buduje, co niszczy. Dawno wyleczyłem się z emocji, które są główną przeszkodą w jednoczeniu ludzi.
AK74 – Valhalla istniała 7 lat temu. Obecnie powraca zza grobu – wystartowała ponownie w sierpniu 2006. Co stało się z poprzedniczką i dlaczego teraz wierzysz, że serwis odniesie sukces i nie podzieli losu pierwszej redakcji?
No właśnie, to jest dobry przykład, jak sukces może zabić. Nie ma się co oszukiwać – Valhalla nie zginęła tylko przez „bańkę internetową”. Nie bez znaczenia było fatalne zarządzanie – szczególnie pod koniec egzystencji. Uświadomiłem to sobie nie tak dawno temu. Po prostu, pewne mechanizmy które sprawdzały się w innych realiach, u nas na dłuższą metę okazały się destruktywne. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Valhallę zjadł wewnętrzny kanibalizm.
To przestroga dla każdego inwestora – nie dawaj władzy ludziom, którzy nie budują spółki na co dzień. I co z tego, że byłem członkiem zarządu tej firmy, jak moje zdanie miało, delikatnie mówiąc, nikłe znaczenie. Tak samo, jak innych członków zarządu. Cóż – jak widać, byli mądrzejsi. Sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotką. Za tragedię odpowiadamy wszyscy solidarnie, włącznie ze mną. Być może za słabo walczyłem, żeby forsować inne decyzje.
Ważne jest to, że błędy uczą. Są dobre, jeżeli potrafimy je wykorzystać. Mi to bankructwo – mimo, że bardzo dotkliwe, w długofalowej perspektywie dało bardzo dużo. Można nawet powiedzieć – że ta porażka był darem z niebios. Dzisiaj za Valhallę odpowiadam sam i wiem, że jak coś pójdzie nie tak, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina. Niestety – zarządzanie osób niedoświadczonych, mimo że podparte wiedzą teoretyczną oraz dobrymi chęciami – może być bardzo destruktywne.
Bynajmniej nie mówię tu o hegemonii, czy ślepej dyktaturze. Valhalla czerpie z talentów naprawdę wielu osób. Jednak zawsze musi być ktoś, kto definitywnie powie – „tego kochani nie zrobimy”.
AK74 – Padło magiczne słowo „redakcja”. W czasach komunikatorów i maili to chyba kosztowny anachronizm. Po co trzymać ludzi w biurze skoro mogą pisać w domach?
Ale ja nie twierdzę, że do sprawy redakcji trzeba podchodzić „albo-albo”. Uważam, że trzeba umieć znaleźć pewien kompromis. Są sprawy, które ludzie lepiej robią w zaciszu domowym, ale są też takie, które wymagają pracy zespołowej, co przekłada się na wspólną motywację. Cała sztuka dzisiejszego zarządzania ludźmi-indywidualistami polega
właśnie na umiejętności dopasowania techniki pracy do jednostki. Nie da się nikogo zamknąć w biurze i narzucić mu własny sposób na efektywną pracę. Każdy jest inny i to chyba internet bardzo uwypuklił. To nie jest fabryka!
Korzystając z teleworkingu, w zasadzie od ponad 10 lat, zauważyłem też wiele niebezpieczeństw czyhających w tym systemie. Ludzie stają się zbyt niezależni, lub mówią kolokwialnie – „wolni”. A jak wiemy, praca wymaga podjęcia zobowiązań. Nie każdy jest odpowiednio ukształtowany, żeby działać odpowiedzialnie i to bez żadnego odgórnego nadzoru. Cała sztuka, jak zwykle, leży po stronie organizacji i odpowiednich systemów motywacji. Teoria swoje, zaś życie odpowiada co innego. Z mojej praktyki wynika, że praca zdalna potrafi kosztować więcej, niż kilka dobrych osób na miejscu – szczególnie energii. Poza tym, niestety teleworking ma problemy z budowaniem więzi partnerskich, a w szczególności teamów.
Nie da się budować takiego przedsięwzięcia bez rdzenia redakcyjnego na miejscu – w redakcji. Całkowita wirtualizacja firmy jest wg mnie sporą pułapką. Jeżeli ktoś tego jeszcze dzisiaj nie dostrzega, to pogadamy o tym za 2 lata. Oczywiście, że to podnosi drastycznie koszty przedsięwzięcia, ale nie zapominaj – ja buduję firmę, nie fun-site. Nie twierdzę, że fun-site jest czymś gorszym. On ma dać przede wszystkim satysfakcję twórcom. Valhalla ma im dać dodatkowo godne utrzymanie i świetne życie w świecie pasji.
AK74 -Serwis w nowej formule funckjonuje już prawie 10 miesięcy. Pokusisz się o małe, krótkie podsumowanie dotychczasowych osiągnięć i
powiesz coś o planach na bliską przyszłość?
Zdecydowanie osiem miesięcy, nie dziesięć. Ruszyliśmy w sierpniu 2006 roku. Każdy woli pisać o samych sukcesach, to normalne. Też chciałbym pominąć pewne doły, w które zawsze wpadamy. Nie jest łatwo. Broniąc się do tej pory przed kapitałem zewnętrznym ryzykuje wiele. Przedsięwzięcie finansowane jest z prywatnych pieniędzy i kosztowało
już ładny dom. Nie mniej, stać nas na utrzymywanie Valhalli na takim poziomie, jaki prezentuje dzisiaj. Problem tylko w tym, że trzeba wykonać następne kroki, co znacząco podnosi koszty. Podpisałem kilka umów sponsoringowych, to pozwoli wykonać kolejny spory skok jakościowy. W ciągu najbliższego tygodnia oddamy kolejne funkcjonalności serwisu (v1.6), który przybliża nas do dnia, w którym oddamy głos użytkownikom. Z całą świadomością robimy to krok po kroku, budując przy tym markę i zaufanie do jej wartości merytorycznej.
Największy problem tego bilansu to ciągły natłok innych zadań, które pozwalają nam łatwo finansować ten projekt. Jednak brak całkowitej specjalizacji i skupienia tylko na Valhalli może być bardziej kosztowny, niż mi się dzisiaj wydaje. Być może czeka mnie całkowite przejście na pokład Valhalla.pl. Wszystko zależy od tego, jak potoczą się najbliższe miesiące.
Największe sukcesy tego roku to oczywiście sam start, a to już było spore wyzwanie – sam zresztą wiesz. Kolejną dobrą wiadomością jest fakt dobijania już do prawie 10 tys. wizyt dziennie. Biorąc pod uwagę to, że mimo wszystko jest to inicjatywa prawie „garażowa” – jest nieźle. Ja patrze na to tak: jeżeli w ciągu paru miesięcy własnym sumptem jestem w stanie zrealizować coś takiego, to co można zrobić mając do dyspozycji więcej środków, ludzi, know-how, technologii, etc. Przetrwaliśmy chwilowy kryzys wieku niemowlęcego, do tego jesteśmy już za pierwszym poważnym zakrętem. Zespól się ukonstytuował, dograł. Wiemy co w nas nie działa, a co jest sporym atutem. W takim przedsięwzięciu każdy detal może mieć ogromne znaczenie. Samo uświadomienie sobie tej kwestii jest już sukcesem.
AK74 – Czego boi się serwis Valhalla? Odpowiedzi konkurencji czy wejścia na rynek polski gracza z zagranicy?
Valhalla boi się sama siebie! Boje się, żę zabiją nas nasze wizje, a pomoc przyjdzie za późno. Konkurencji nie boję się, bo wierzę, że mimo wszystko moja oferta w perspektywie najbliższych lat jest unikatowa. Poza tym, konkurencja jest największym motywatorem naszych działań. Póki co, tak jak pisałem, nie bardzo widać bezpośrednią konkurencję. Sam fakt, że wszyscy inni nastawiają się na młode masy, bardzo nas odróżnia. My stawiamy na jakość i dorosłego, inteligentnego czytelnika. Czy to ma sens – czas pokaże. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale widać już pierwsze jaskółki – komentarze na Valhalli. Wystarczy je porównać z np. portalowymi. Nie rzadko poziom i zawartość komentarza dorównuje samym artykułom, a zdarza się, że je przerasta. To jest moja nisza, świat ludzi dojrzałych, świadomych swojej pasji, oraz finansowo niezależnych.
Poza tym, po uruchomieniu narzędzi do „społecznego linkowania” praca konkurencji stanie się z naszej perspektywy wartościowa. Internet, jako jedyna forma konkurencyjności, pozwala czerpać korzyści z pracy innych – i co najważniejsze, z obopólną korzyścią.
Robimy swoje, co kochamy, co daje nam satysfakcję. Nie patrzymy zbytnio na analizy, badania. Ja nie jestem zwolennikiem biernego dostosowywania „produktu” do rynku. Ja chce ten rynek dla nas stworzyć. Nie mam inwestora na gardle, który rozlicza mnie z realizacji planu minimum. Jesteśmy dynamiczni, zdarza się, że strategię zmieniamy w trakcie meczu. Na ład korporacyjny przyjdzie jeszcze czas. Dzisiaj gramy po swojemu.
Poza tym, umówmy się Artur – robiąc to co każdy, nie da się zabłysnąć niczym oryginalnym. Odkrycia czekają na niepoprawnych optymistów z wybujałymi pomysłami. Prawda?
AK74 – Pofantazjujmy – za 2-3 lata Valhalla będzie…
Wielotematycznym portalem rozrywkowym, docierającym do odbiorców przez wiele mediów (portale, serwisy, gazety, radio, tv, etc.), a z drugiej strony firmą działającą kompleksowo w całym sektorze rozrywki elektronicznej.
Pewnie już zauważyłeś, że do tej pory nie odpowiedziałem na jedno pytanie – jak Valhalla chce zarabiać. Za 2 lata musimy mieć wdrożone co najmniej 3 modele biznesowe. Dzisiaj otworzyliśmy pierwszy kanał przychodów – reklamę. W serwisie nie wieszamy wszystkiego, co wpadnie nam w ręce. Przez szacunek dla efektywności wybieramy partnerów, którzy mogą mieć jakiś realny feedback z Valhalli. W tej chwili ruszyła kampania pozyskana bezpośrednio od klienta z Islandii. Następne czekają w kolejce.
Za 3 lata ten serwis ma przynosić realne zyski. W tym czasie chcemy mieć swoje kluby, imprezy, sklepy, serwisy tematyczne, gry, oraz wiele nowych kanałów przekazywania treści Valhalli. Wszystko to, co można zbudować dookoła milionowej społeczności ludzi i silnej, wartościowej marki. Nie jesteśmy obiektywni, wręcz przeciwnie. Valhalla jest subiektywna, zarozumiała, zna swoją wartość. Transparentne działania pozostawimy innym.
Nie chcę zdradzać naszej unikatowości – chcemy zarabiać tam, gdzie inni nie widzą pieniędzy. Powiem tylko tyle, że dzisiaj żaden z użytkowników Valhalli nie zauważa, że rozpoczął udział w prawdziwej, internetowej grze. Grze, która nazywa się Valhalla.