Wielka transformacja

Artur Kurasiński
21 sierpnia 2007
Ten artykuł przeczytasz w 4 minut

transformersi do boju!

Lubie ogladac filmy, ktore juz od momentu pojawienia sie newsow o ich realizacji okrzyknieto glupimi gniotami. Co wiecej – uwielbiam zaszyc sie z pudlem pop-cornu w piatkowe popoludnia kiedy to w kinach jeszcze nie ma takiej masy widzow i konsumujac analizowac. Albowiem tego typu filmy zazwyczaj sa kopalni informacji na temat naszej rzeczywistosci i (pop)kultury…

Socjologowie dawno juz zauwazyli zwiazek miedzy spolecznymi napieciami a powstawaniem czy tez wrecz modami na pewne gatunki filmowe. Kiedy swiat zmrozony byl zimnowojennym obledem na swiecie truimfy swiecily filmy z James Bondem. Poobserwujcie zreszta jakim swietnym lusterm nastrojow spolecznych byla ta produkcja – patrzac po postaciach „bad guys” (szaleni naukowcy, skosnoocy karatecy, rosyjscy zabojcy, arabscy terrorysci) mozna bardzo dokladnie wskazywac w ktorym roku powstal dany odcinek.

Superman przeciez jakby nie bylo tez leczyl kompleksy amerykanskich przedmiesc – ze swoim nadprzyrodzonymi silami dawal odpor wszystkim zlym mocom czajacym sie na ludzi z wolnego kontynentu. Ostatnio szeroko komentowana smierc Kapitana Ameryki wskazuje na to, ze spoleczenstwo potrzebuje nowego typu herosow. Bardziej wspolczesnych, majacych lepszy kontakt z mlodzieza i nie zanudzajacych publike jezykiem wzietym z poprzedniej epoki.

I popultura daje natychmiast odpowiedz – mamy takich asow, mamy taka odtrukte. Zerknijcie na planowane badz realizowane wielkie widowiska ze stajni Hollywood -nie twierdze, ze wiekszosc ale duza czesc to sa typowe „wyladowywacze” negatywnych emocji. Z ostatnich tego typu produkcji „ku pokrzepieniu serc” warto wspomniec „Die Harder 4.0” gdzie umeczony ale walczacy za wolnosc wasza i nasza „typowy i szary” amerykanski glina daja odpor zlym technologicznym mocom. A kysz hakerze! Dostaniesz palka po lapkach od John’a McClane’a jesli tylko zachce Wam sie zaatakowac dobra Ameryke. Znacie? Znamy. To obejrzycie tez czesc 5 i 6 zapewne.

Umiejetnosc „odczytywania” trendow w kinie amerykanskim moze nie jest czyms co w Polsce jest bardzo wazne i potrzebne ale moze dostarczyc niezlego ubawu. Ogladajac trailery do „Transformersow” czyli filmu o duzych robotach co to sa samochodami albo czlogami (jasny kod: militarnosc jest be, samochod = wolnosc) doszedlem do wniosku, ze gdzie jak gdzie ale w tym filmie nie moze zabraknac wojskowych gadzetow. Nie jest tajemnica, ze w Pentagonie dziala komorka majac dbac o dobry PR armii amerykanskiej -jesli w swojej produkcji pokazujesz zolnierzy wujka Sama jako „cool guys” to armia zalatwi Ci lotniskowiec do zdjec a nawet pusci pare rakiet ku uciesze gosci na planie filmowym.

„Transformersi” to kluczowy przyklad zjadania wlasnego ogona przez popkulture – z japonskiej bajki dla dzieci zrobiono prawie powazne dzielo przez speca od wybuchow i kosmicznych katastrof – Michael Bay’a. Tworca m.in. „Pearl Harbor” , „Armagedonu” czy „The Rock” podszedl do tematu swietnie – rzetelnie zebral wszystkie zabawki jakie U.S. Army mu dali i wrzucil je na blue screen dodajac kapitalna postacie robotow (ach marzy mi sie taki film o Mechach gdzie beda walki i rakiety i wogole wszystko bedzie:).

Calosc oglada sie swietnie, postacie glownych bohaterow (zywych aktorow) sa moze infantylne ale wiarygodne. Sceny ataku zlych transformersow na baze w Katarze sa zrobione tak, ze az zal sie robi tych fruwajacych w powietrzu strzepow kadlubow i rozwalanych pancerzy czolgow. Uczta dla oczu wszystkich tych, ktorzy nie do konca zdusili w sobie malych chlopcow z marzeniami o wlasnej armii plastykowych zolnierzykow. Duzo czasu zajmuja sceny pokazujace uzbrojenie, wykorzystanie i efektywnosc broni made in USA. To naprawde robi wieksze wrazenie niz nasza parade na dzien Wojska Polskiego ( a propos parady proponuje zazajomic sie z tekstem

I co sie dziwic – dokladnie taki ma byc wykreowany obraz niezwyciezonej, swietnie uzbrojonej armii gotowej skopac tylek kazdemu bad guy’owi. To wlasnie dlatego film Bay’a dostal wsparcie US Army – po co produkowac propagandowy szit, skoro mozna zrobic to rekoma fachowcow i za pieniadze wytworni filmowych. Film zatem widowiskowy, dzieci az podskakuja, dorosli podziwiaja kraglosci heroiny a auto maniacy zachlystuja sie kazda scena w ktorej pokazuje sie samochod powyzej 100 tys. $. Dolozmy do tego mega product placement (ja doliczylem sie GMC, Panasonica i Ebay’a) i mamy taaaaki hit na lato.

Zostawmy jednak kino i wrocmy do rzeczywistosci wojen w XXI wieku. Czy naprawde caly ten szmelc technologiczny jest w stanie wygrac za nas wojne? Armia amerykanska wyposazona w te wszystkie AWACSy, Predatory i inne satelity walczaca w wielu zakatkach swiata niestety dostaje w tylek? Niestety poniewaz to oznacza, ze kwestie przejecia obowiazkow beda musialy rowniez poniesc inni partnerzy symaptycznego Dżordża Dablju Busza. Polacy beda mogli sie o tym przekonac bo polscy zolnierze w Afganistanie juz zaczeli przelewac swoja krew a o sprzecie amerykanskiej klasy moga tylko pomarzyc.

W samej armii amerykanskiej nie jest tez tak wesolo. Natrafilem kiedys na intrygujacy opis jednej z gier strategicznych urzadzanych przez Joint Forces Command w skrocie JFCOM (calosc opisana jest w ksiazce Maclolma Gladwella „Błysk!” bynajmniej nie traktujacej o tematach militarnych – ksiazke szczerze polecam!). Otoz norma w armii amerykanskiej jest, ze tego typu symulacje prowadzi sie kilka razy w roku z udzialem wszystkich swietych traktujac je jako najtansza opcje sprawdzania procedur i taktyk.

JFCOM maja swiezo w pamieci Operacje Pustynna Burza z 1991 roku i byskawiczne zwyciestwo nad armia Saddama Husajna stwierdzilo, ze frontalny atak i starcie sie w otwartym boju stanie sie przezytkiem. Ilosc sprzetu i mozliwosci armii USA nie daja praktycznie zadnemu przeciwnikowi szans na wygranie otwartego konfliktu. Sugerowano zatem zeby pocwiczyc walke z przeciwnikiem rozproszonym, znajacym teren, uderzajacym z dalekiego zasiegu i mobilnego. Zwolano wiec dowodcow, wlaczono mega komputery i zaczeto planowanie. Podzielono sily na „niebieskich” i „czerwonych” oraz wybrano scenariusz – na bliskim wschodzi miejscowy watazka siedzacy na zasobach ropy zaczyna sie panoszyc. Ameryka nie moze juz dluzej zwlekac i zaczyna przygotowania do militarnego roztrzygniecia konfliktu.

Na dowodce „czerwonych” wybrano emerytowanego wojskowego armii amerykanskiej z okresu wojen w Wietnamie – Van Ripera. Skracajac caly proces przygotowan (niebiescy mieli wszystko – satelity, samoloty szpiegowskie, hakerow itd.) po rozpoczeciu dzialan Riper poslal na dno 16 okretow US Navy z 20 tys. ludzi na pokladzie podczas gdy „niebiescy” nie oddali ani jednego strzalu. Oczywiscie Riper symulowana wojne tak czy siak by przegral ale takie straty na jakie narazil armie przyprawily generalow o palpitacje serca.

Co takiego zrobil Riper? Ano wykorzystal wszystko to co dzisiejsi planisci i komputery nie uznaja za zagroznenie badz nie biora pod uwage. Kiedy linie lacznosci Ripera przecieto, zagluszono telefony komorkowe, oslepiono radary i wedlug standardow wspolczesnej wojny powinnien lezec i blagac o litosc – ten zamiast sie poddac zorganizowal lotne brygady wywiadowcow na motorach oraz porozumiewal sie z wlasnymi oddzialami za pomoca alfabetu morsa, sygnalow dymnych itd. Na koniec za pomoca malych lodzi zblizyl sie do wielkich jednostek i wpakowal w nie samosterujece rakiety.

No wlasnie – i na co nam te wszystkie lasery-bajery skoro zawsze prosciej jest strzelic zza wegla strzala unurzana w truciznie?

Stare ale jare.

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon