Janusz Zebrowski zgodził się porozmawiać ze mną na tematy poruszone w poście „Interaktywnie i giełdowo” oraz ogólnie o sytuacji w polskiej branży interaktywnej z punktu widzenia lidera rynku – firmy K2 wchodzącej właśnie na warszawską giełdę…
Artur Kurasiński – Januszu, jako osoba związana z ekonomią i finansami jak trafiłeś do branży interaktywnej? Zajmowałeś się restrukturyzacja banków państwowych w Ministerstwie Finansów, dochrapałeś się posady Vice President w Credit Suisse First Boston i nagle a zdecydowałeś się na prace w malutkiej na ówczesne czasy agencyjce? Czemu?
Janusz Żebrowski – Odpowiedź jest banalna – zadecydowała znajomość z Michałem Lachem z którym znalem się jeszcze z okresu studiów. Michal potrzebował osoby do zarządzania finansami spółki ponieważ na horyzoncie pojawił się inwestor w postaci funduszu BMP. Moje dotychczasowe doświadczenia i umiejętności okazały się być pomocne a co ważniejsze zmieniłem robotę z firmy molocha na pracę w małym i miłym otoczeniu. Michał na początku miał do dyspozycji siebie, księgową i 4 grafików. Dołączyłem ja, pojawił się inwestor i to nam dało kopa.
AK – Zostańmy jeszcze przy początkach K2 – z dzisiejszej perspektywy jak oceniasz co stanowiło czynnik decydujący o sukcesie firmy?
JŻ – Zdecydowanie ludzie. Zabrzmi może to banalnie, ale od samego początku ja i cały zarząd wierzyliśmy w to, że to właśnie ludzie a nie sprzęt, kasa czy ilość firm z nami pracujących stanowią zdrowy zaczyn firmy i to one pozwalają na budowania właściwego kręgosłupa firmy. W K2 filozofia zatrudniania od początku była taka, ze osoba, która przychodziła do firmy miała się z nią wiązać na dłużej – poprzez odpowiednią ścieżkę karier i zarobki. Nawet w okresie kiedy rynek się załamał po 2000 roku i w całej branży było kiepsko w K2 staraliśmy się wynagradzać ludzi lepiej niż konkurencja. Proszę zauważyć, ze jeśli odchodzą od nas ludzie to zazwyczaj po to aby założyć własne firmy – rzadko wędrują do konkurencji.
AK – Czytałeś mój post „Interaktywnie i giełdowo” oraz reakcje na niego na moim blogu jak i innych serwisach. Jak sam określisz czym jest K2 teraz? A może możemy zacząć już mówić o holdingu: K2, ACR, Komitywa.com?
Mówiąc o K2 cały czas będę myślał – e-marketing i technologia. Oczywiście, że to co robimy (rozbudowa kompetencji) może zaburzać odbiór K2 ale pamiętajmy, że na rynku nadal są firmy, które na agencje interaktywne patrzą dziwnie i aby wejść na rynek np. aplikacji i usług bankowych mieć trzeba mieć „drugą twarz” bardziej technologiczną. Stąd obecna definicja K2 – firmy marketingowo-technologicznej. Nadal jednak jesteśmy miejscem, w którym wybitna kreacja jest tak samo ważna jak mądre rozwiązania technologiczne.
Dom mediowy, agencja badawczo-konsultingowa to są nowe rejony w których jako K2 niezbyt dobrze byśmy wyglądali pod kątem kompetencji – stąd stworzenie innych brandów i wspieranie ich przez firmę matkę.
Wracając do głównego pytania – na potrzeby giełdy i prospektu emisyjnego musieliśmy dookreślić kategorie jakie określają naszą firmę stąd może dla niektórych problem ze spójnością naszych działań.
AK – Wejście na giełdę i co dalej – akwizycja innych podmiotów? Rozwój spółek zależnych? Co K2 może chcieć czego nie ma jeszcze?
To jest trudne pytanie ze względu na ograniczenia informacyjne związane z faktem, że prospekt nie jest publicznie znany. Niemniej patrząc na możliwe akwizycje –na pewno nie kupimy żadnej mniejszej agencji po to aby np. zagarnąć zespół ludzi.
AK – Nie mogę nie zadać pytania o konkurencje. Jak identyfikujesz i postrzegasz czołówkę firm interaktywnych – kogo wymieniłbyś jako rywala K2?
Może odpowiem tak – wiem z kim się często spotykamy przy okazji przetargów. W ostatnim czasie było to np. Artegence, Hypermedia czy OS3 Nie jest prosto odpowiedzieć kto jest naszą konkurencją ponieważ nie ma obiektywnego szacunku przychodów i zysków firm. Wszyscy boją się ujawniać dane finansowe co jest paranoją – wystarczy pójść do KRS i za 100 złotych przejrzeć historię działania danej firmy.
Jest wiele mniejszych firm, które robią naprawdę świetne rzeczy – zdarza się, że przegrywaliśmy z nimi boje o klienta. To oznacza, że wiedza o rynku, narzędziach się upowszechniła i nie tylko „duzi” mogą walczyć o budżety korporacji. To daje nam motywację do stałego rozwoju.
AK – Spojrzymy na nasz podwórko z perspektywy zagranicy. Jakie widzisz zagrożenia w rozwoju rynku reklamy i usług interaktywnych jeśli chodzi o polskie firmy – jesteśmy za mali, przyjdą więksi z zachodu i nas kupią?
Podstawowy błąd jaki widzę w sposobie myślenia o firmach interaktywnych z zagranicy to jest sprawa wielkości budżetu i lokalizacji. Dlaczego Nike nie wyda w Polsce 1 mln dolarów na stworzenie serwisu? Bo wie, że w Polsce sprzedaż produktów Nike jest kilkanaście razy mniejsza niż w Anglii czy USA.
Tam wydanie takiego budżetu przekłada się na wyniki sprzedaży. A w Polsce? Coraz częściej (na szczęście!) sami klienci zaczynają zabiegać o to aby kreacja była możliwa do wystawienia w jakimś konkursie – sami zaczynają rozumieć, że „szybko i tanio” nie da im zysków ani kolejnych konsumentów. Teraz zdarza się, że mówi klientowi „stop, nie zrobimy tego szybko ponieważ musimy mieć czas na przemyślenie i zaprojektowanie rozwiązań – jeśli będziesz nas naciskał drogi kliencie to nie dostaniesz tego czego chcesz”. Taka sytuacja kilka lat temu byłaby nie do pomyślenia.
Absolutnie nie mam poczucia, że K2 czy inne czołowe polskie agencje interaktywne powinny mieć kompleksy na arenie międzynarodowej – dajcie nam takie same budżety i zobaczycie co można dzięki nim zrobić.
Co do konsolidacji rynku – to jest proces nieuchronny. Tak będzie i w Polsce. Zjawisko scalania rynku dostrzegalne w innych branżach pojawi się również w branży interaktywnej. Nie oznacz to, że konsolidacja będzie przeprowadzona rękoma sieciowych agencji reklamowych – jeśli popatrzeć na zestawienia TOP 100 agencji w USA widać, że „sieciówki” są reprezentowane w małej skali a większość rankingu zajmują niezależne studia i agencje.
AK – Konkursy branżowe – nie masz wrażenia, ze wytworzyło kolko wzajemnej adoracji wśród firm interaktywnych?
Musimy wszyscy (mówię tu o całej branży) zrozumieć, że konkursy tak jak edukacja klienta służą wszystkim – nam bo wiemy gdzie jest nasze miejsce w szeregu oraz klientom ponieważ widzą na jakim poziomie pracuje dana agencja. Jeśli będziemy olewali konkursy to poziom wymaganych przez klienta realizacji też może zacząć spadać.
Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o promocję branży przez IAB – uważam, że ta organizacja nie spełnia stawianych przez firmy stowarzyszone zobowiązań. Zasadniczo co IAB robi dla edukacji rynku polskim? Publikuje raport. Co robi aby polepszyć poziom konkursów – nic. Jako K2 postulowaliśmy w przeszłości aby w roli osoby zarządzającej IAB Polska wybrać osobę spoza branży wtedy konkurencja nie będzie miała problemów z podłączaniem się pod inicjatywy.
Biję się w pierś jako osoba zarządzająca dużą agencją i przyznaję, że branża robi za mało dla popularyzacji i edukacji rynku. Choćby rozmowa z Panem motywuje mnie by przynajmniej w tym obszarze częściej występować jako lider!