Co spieprzyłem w mijającym roku?

Artur Kurasiński
4 stycznia 2008
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

płacz dziecino - nikt cię nie rozumie...

Kiedy już opadnie węglowodanowy haj wywołany makowcem, kiedy z głowy wywietrzeją procenty od taniego rosyjskiego szampana i obudzimy się (znowu!) w nowym roku (znowu!!) zaczyna do nas docierać zwykła rzeczywistość bez lukru, gruba, tłusta wtedy czas na podsumowanie w iście polskim stylu – czego nie udało mi się zrobić w poprzednim roku? Co schrzaniłem, popsułem lub czego nie zrobiłem dopuszczając się grzechu zaniechania?…

Piewców pozytywnego myślenia przepraszam i odsyłam tu. Malkontetów, wiecznie narzekających pesymistów i żerujących na wpadka innych dewiantów – dziś witam z otwartymi ramionami i zapraszam do uczty.

Co prawda z podobnym pomysłem wyszedł Grzegorz Marczak z AntyWeba ale ja będę biczował się za swoje dokonania i błędy. A co, trzeba mieć odwagę powiedzieć „tak, to ja zrobiłem!” jak się miało odwagę klepać jadaczką i prężyć muskuły :)

Numero uno w moim prywatnym rankingu „fucked up badly” zajmuje (taaaadaaam!):

Spellarena – Zamiast hiciora wyszedł kapiszon. Robiłem, pieściłem, dmuchałem i chuchałem. Po 3 latach pracy okazało się, że nie dość, że przestałem wierzyć w skuteczość telepracy to jeszcze straciłem do końca zaufanie do polskich programistów (szczególnie tych ogłaszających sie na listach dyskusyjnych i branżowych forach).

Planowałem szybko wypuścić wersj beta a wyszło, że jest ledwie blada aplha ponieważ dalszy developmnet pochłania krocie. Co poszło źle – rozminąłem się w szacunkach ilości czasu na produkcję i chłonnością polskiego rynku (oczywiście planowałem wersje obcojęzyczne ale w drugiej kolejności).

Dziś zabrałbym się do tego zupełnie inaczej i to jest jedyne pocieszenie. Gra żyje, ale potrzebuje wsparcia dobrego flashowca i programisty C++ na okres 2-3 miesięcy żebu dopieścić wszystkie niezbędne elementy.

Przy okazji muszę uprzedzić wszystkich, którzy liczą na to, że zrobią grę i wepchną ją jakiemuś portalowi w zamian za podział kasy z reklamy itd. To jest możliwe jeśli jesteś dużym podmiotem i masz silne argumenty (np. już zbudowaną bazę graczy). Inaczej wszyscy będą Cię traktować jakbyś miał szminkę na ustach (takie odwołanie do sceny z filmu „Blow” z J.Deep’em)…

NaKanapie.pl serwis, który wyrósł na zasadzie współpracy mojej z grupą zdolnych programistów z Poznania (Ida Rolek i Piotrek Zagdański). Pomysł (opisany tu) jaki przyszedł mi do głowy w 2006 roku skonfrontowałem z publiką podczas pierwszego Innowatorium. Pomysł nadal uważam (zresztą nie tylko ja) za dobry i możliwy do zrealizowania (mix pomyslu „social shopping + social recommender”). Jest dobry pomysł, jest świetny zespół…Co poszło zatem źle?

Banalna sprawa – $. Niestety nie udało mi / nam się doprowadzić do końca rozmów z dwoma podmiotami gotowymi do inwestycji. Nie jest to do końca wina moja czy zespołu (opóźnienia po stronie inwestorów, brak rozeznania, zbyt mały poziom wiedzy itd.) ale jednak pozostaje żal – można było już od 6-ciu miesięcy pracować i rozwijać fajny pomysł a tak nadal operujemy na poziomie domowego garażu i mam wrażenie, że za chwilę ktoś wdroży podobny pomysł szybciej i lepiej.

Smutny wniosek jest taki, że pomimo rozczarowania polskimi VC i BA nadal muszę szukać u nich pomocy. Mam już dość wymiany jednego listu przesyłanego pocztą w czasie 30 dni po to aby podpisać kartkę A4 i wysłać ją z powrotem aby znowu po czasie około miesiąca otrzymać informację, że w umowie trzeba nanieść poprawki…Auuuu!!!! Szlag mnie trafił. Chyba jednak w tym roku spróbuję w Anglii czy innych Wyspach Bergamutach.

PowiedzNie.org” – przyznaję, że po namyśle uważam swój udział i zaangażowanie w taką akcję za błąd. Dostałem (słusznie bądź nie) po uszach i dupsku od wielu osób z blogosfery, została mi przyczepiona etykietka mało wiarygodnej osoby. Rozumiem i mając na uwadze wszystkie komentarze jakie otrzymałem uważam, że branie udziału w tego typy akcjach (na styku korporacja / media / internet / blogi) zawsze nieść będzie ze sobą duże ryzyko. Pytanie czy warto je podejmować.

killer app – no jakoś nie udało mi się wymyśleć do tej pory. Nad czym boleję, bo lubie mieć dużo zer na koncie, fajny samochód w garażu pod domem w cichej dzielnicy willowej. Ale obiecuję wiernym czytelnikom tego bloga błyskawiczną i ekskluzywną relację z tego wydarzenia jeśli nastąpi.

Czy coś pozytywnego wynika dla mnie z powyższych? Ależ oczywiście. Pewnie w przyszłym roku taka lista (bądź podobna) poszerzy się o kilka zaczętych projektów i akcji. Tak już jest – „once a start-up, always a start-up„. To chyba jakaś skaza na psychice – niektórzy nigdy nie dorastają a niektórzy zawsze są w fazie „start-up beta” :)

A na koniec pozdrawiam wszystkich tych, których listy wpadek i błędów są dłuższe niż moja – cieszę się Waszym nieszczęściem jak prawdziwy Polak! :)

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon