Pecetowe zaległości z grania

Artur Kurasiński
8 stycznia 2008
Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Commando ZX Spectrum

Pod koniec roku wykorzystując pretekst świątecznego wydawania kasy w celu uszczęśliwiania bliskich sprawiłem sobie prezent robiąc z dawna oczekiwany upgrade domowego PCeta tak aby mógł pograć w tytuły, które wyszły w ciągu ostatnich 12-tu miesięcy. Oprócz samego sprzętu rzecz jasna uzbroiłem się w kilku tytułów na które od dawna ostrzyłem sobie zęby…

Zgłupiałem na starość i jeszcze raz za ciężko zarobione resztki mamony dokonałem upgrade’u swojego komputera. Blaszak dostał wszystko nowe poza obudową. Dlaczego? Bo jak się okazało moja chęć wymiany procesora pociągnęła wymianę płyty głównej a w rezultacie pamięci no i oczywiście karty graficznej bo od niej się wszystko zaczęło – nie obsługiwała pixel shaderów czy innego badziewia bez którego żadne gry już nie chodzą.

Chcesz zagrać – zapłać. I to suto. Odżałowało, dołożyłem elektronicznych bebechów i zacząłem instalować jak leci. Na pierwszy ogień poszedł klasyk:

„Medal Of Honor – Airborne”

medal of honor - airborne

Poszeł na sam początek poszedł ponieważ czuję ogromny sentyment do w serii MOH – zagrywałem się nią przez kilka lat (ostatnio w wersję multilpayer). MOHA uważam za dobrą kontynuację ale nie za rewolucje. Świetnie klimatowi gry zrobiło dodanie motion blur kiedy biegamy po planszach poprawienie poruszania się postaci i parę innych głównie wizualnych bajerów – te wyszły naprawdę wspaniale. „Bohaterowie spadają z nieba” jak głosił slogan reklamujący grę – i zaiste trzeba być boahterem z żelaznymi nerwami kiedy to podczas kolejnego desantu widzisz jak spada na ciebie do palący się wrak alianckiego szybowca transportowego a Ty widzisz swoich kolegów bezwładnie opadających w kieruku ziemi bez spadochronów…Brr…

Eliminacja przeciwników i ich AI jest w porządku czasami nawet gryzłem zęby z wściekłości kiedy świeżo upatrzony niemiecki żołnierz chował się albo zmieniał pozycję zaskakując mnie strzałem zza węgła. Miodność poziomów (mój ulubieniec – ostatnia misja z ogromną wieżą w środku miasta!) jest niestety zepsuta długością całej gry – da się ją skończyć w 2-3 wieczory. Niestety gra jest po prostu za krótka! Wiem, że teraz w modzie jest dzielenie gier na małe epizody i sprzedawanie ich jak kiedyś handlowali encyklopediami, ale błagam o grę która przykuje mnie na dłużej do monitora!

Rozgrywka wciąga, są świetnie pomyślane plansze, niestety nie ma więcej ilości broni ani innych gadżetów. Ocenę wersji multiplayerpozostawiam innym ponieważ pingi miałem tak wysokie, że nie byłem w stanie zagrać porządnie ani razu. Może to kwestia świąt i dużej ilości osób na serwerach zabijających nudę?

„Splinter Cell: Double Agent”

splinter cell double agent

To kolejny tytuł jaki kupiłem i do tej pory leżał w szufladzie ze względu na kaprysy mojej karty graficznej. Pierwszy zgrzyt: Sam Fisher i jego głos (klimatyczny Michael Ironside) w polskiej wersji został zdubignowany przez Mirosława Bakę. Efekt jest podobny jak w przypadku polskiej wersji „Pro Evolution 6” kiedy to Roman Kołtoń i Mateusz Borek beznamiętnym głosem odczytują mierne tłumaczenia. Sam Fisher po prostu zgubił gdzieś jaja i przez całą grę myślałem czy aby naprawdę w Polsce nie ma innych nawet nie aktorów, ale lektorów, którzy by nie nagrali lepszych dialogów.

Wróćmy do samej gry – może się starzeję, ale jeśli pierwszymi częściami „Splinter Cell’a” zagrywałem się po poranki i noce znajdując przyjemność w wynajdowaniu coraz to innych opcji na unieszkodliwienie przeciwników bez naruszania ołowiem ich ciał to w przypadku „SCDA” po prostu ziewając czasami nad schematycznością szedłem jak po sznurku od misji do misji.

Nie pomogły zwroty akcji, możiwość działania na szkodę rodzimej agencji itd. Po prostu Agent Fisher stał się nudny dla mnie i już. A szkoda bo potencjał serii wydawał się po części „Pandora Tomorrow” bogaty i wyglądało na to, że fani komputerowych „skradaczy” mogą liczyć na kolejne fajne odcinki sagi o dzielnym agencie walczącym ze złem tego świata.

UbiSoft zapowiedziało kontynuację „skradającego się Sama” w postaci gry „Splinter Cell: Conviction”. Czy to będzie w końcu przełom w serii? Niestety tak, ponieważ nasz Fisher zaczyna biegać po…mieście zamiast wykorzystywać mroki różnych pomieszczeń….

Wiedźmin

Wiedźmin PC

Na początku wielka ulga. Biały Wilk w komputerowym wykonaniu jest o niebo lepszy niż jego filmowy odpowiednik. Po kilku godzinach spędzonych na kierowaniu Geraltem mogę powiedzieć, że jak na polską grę poziom jest okej. Czy jednak naprawdę jest to przełom i nowość w gatunku RPG? Śmiem wątpić. Animacje Tomka Bagińskiego przy dłuższym obcowaniu z intro zaczynają ujawniać swoje braki (w scenie w której Geralt idzie tyłem jest jakiś dziwny loop włosów – kołyszą się ona tak samo w tym samym rytmie.

Dziwny bug jak na takiego speca z Platige Image, nie?). Mnie najbardziej zraziło intro połączone z treningiem w wiedźmińskim dworzyszczu – ani to fajne dla takiego 33 latka jak ja, ani budzące grozę ani zabawne. Drewniana Triss z plastikowymi piersiami nie zrobiła na mnie wrażenia. Ani przeraza. Ani inni mechaniczni wiedźmini. Ani…Dość.

Jednym słowem – Wiedźmin może jest grą udaną, ale nie dla mnie i mojego targetu wiekowego (a grało się onegdaj w eRpegi, oj grało się dłuuugo i gra nadal). Misje w stylu „weź-przynieś-mi-coś-za-co-ja-dam-ci-coś-co-zaniesiesz-kolejnemu-NPC”. Klimat Sapowskiego przejawia się w dosadnych wiąchach rzucanych przez nomen omen magów oraz występowaniu postaci z twórczości ASa. Jak dla mnie ciuy za mało żeby wpadać w błogostan – ciekaw jestem jaką popularnością będzie się cieszył Wiedźmin np. w USA gdzie ludzie grają w gry bez znajomości literatury (sic!) wszelakiej. Hardkor panie, hardkor.

Jednym słowem – jeśli masz 15-25 lat, znasz Wiedźmina głównie z opisów typu „oderwał mu policzek zręcznym ciosem, „strzyga poleciała pchnięta magiczną energią” tudzież „Yen-wyszeptał wtulony we włosy czarodziejki wiedźmin..” to gra dla Ciebie. Innych zapraszam do książek i komiksów o Białym Wilku – mniejszy kac w konfrontacji swoich wyobrażonych bohaterów z rzeczywistością przedstawioną.

„S.T.A.L.K.E.R. Schadow Of The Chernobyl”

S.T.A.L.K.E.R Shadow Of The Chernobyl

Kiedyś zarywałem noce ratując popromienny świat ocalałych resztek ludzkości w świecie Fallouta i pogodziłem się już z tym, że być może nigdy nie będzie mi dane ponownie zanurzyć się w podobnie psychodeliczn klimaty. Mijał lata i straciłem nadzieję. Prawie.

Stalker a właściwie S.T.A.L.K.E.R. (a co oznacza skrót dowiedzą się Ci z Was, którzy skończą grę) to najlepsza moim zdaniem gra stanowiaca mix FPP / RPG ostatnich czasów (dziwne ale zmiksowane w sposób wspaniały!). Nie jest to klasyczny RPG może bo nie ma w niej opcji tuningowania statystyk postaci (rozdzielanie punktów) ale poprzez w miarę prosty system właściwości przedmiotów i broni czyni ze ukraińskiego S.T.A.L.K.E.R.a suprę grę ze scenariuszem na podstawie którego bracia Wachowscy mogliby się duuuużo uczyć dla swoich wydumanych części Matriksa.

Uwaga spoiler!
Dla tych, którzy nie mają zamiaru grać i kończyć gry – różne wersje zakończeń. Chylę czoła przed scenarzystami gry!

Braki typowego dla RPG systemu awansu zastąpiono Artefaktami czyli znajdowanymi w Zonie (strefie) przedmiotami obdarzonymi nadnaturalnymi zdolnościami (leczenie skutków promieniowania, zmniejszanie skutków obrażeń z broni palnej itd.). Wędrówki po lokacjach Zony, mijanie samotnych bądź siedzących w grupach stalkerów (i słuchanie o czym mówią albo jak grają smętnie zawodząc na gitarze!) przyprawia o dreszcze. Dodajmy, że oprócz przeciwników w postaci żołnierzy, innych stalkerów, mutantów możemy paść ofiarami wszechobecnej radiacji z którą poradzić sobie możemy pijąc flaszkę bimbru. Gra na długie, klimatyczne godziny. RE-WE-LA-CJA!

„Orange Box”

Orange Box

To gratka dla tych, którzy do tej pory nie mieli możliwości zagrać w HL2, HL2 Episode 1 i 2, CS Source ale też chcieli położyć swoje łapska na Portalu czy Team Fortress 2. Wielu z moich znajomych wybrało właśnie po to „Pomarańczowe Pudełko” aby pogiercować w przedziwną mieszaninę multiplayer i FPP jako oferuje TF2. Co do HL2 Episode 2 powie tylko tyle, że zaczynam powoli nudzić się odgrzewanymi kawałkami serii HL2 i jeśli Valve planuje wydawać nadal coś co może stanowić miłą sub grę na parę godzin jako high-end product to ja spasuje przy następnej premierze.

Ile można strzelać do Striderów (okej, tym razem mniej z wyrzutni rakiet) ile razy można mordować główych bohaterów aby ich potem cudem ocalać? Nuuuudy! Bardzo ciekawym elementem promocji i marketingu stał się system STEAM dzięki któremu można nie dość, że ściągać nowości to jeszcze klient STEAMa daje mi możliwość stania się komunikatorem podczas gry dzięki czemu mogę śledzić gdzie (i czy) grają moi znajomi a dodatkowo porozmawiać z nimi podczas rozgrywki. Jeśli Valva czegoś nie schrzani dzięki w miarej prostej aplikacji będzie nie podzielnie rządziło w niszy „gier na żądanie” kupowanych w wersji bez nośnika za pomocą przelewu dzięki czemu zaraz po obejrzeniu trailera z gry będzie ją będzie można powitać na swoim twardym dysku.

Podsumowując – brawo dla Valve za tak znakomity wielopak gier, brawo za TF2 (obejrzyjcie sobie filmiki z poszczególnymi bohaterami z gry – na przykład z Heavy’im)

PS. Prawdopodobnie mijające święta będą ostatnimi w czasie których Mikołaj podłożył mi pod choinkę grę na PC. Nie płaczę i nie histeryzuję i bez większego żalu rozstaję się z moim „domowym centrum rozrywki” jakim przez lata był (w różnych konfiguracjach) mój PC. Postępu nie da się zatrzymać a sklepy kuszą promocjami konsol coraz bardziej i bardziej.

I LCD staniały i jakoś 2-3 tys. pln za 37” nie straszne już jak kiedyś. A ceny elektroniki maja jeszcze spadać po styczniu – w to mi graj!

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon