Zły dzień dla Kubicy

Artur Kurasiński
9 czerwca 2008
Ten artykuł przeczytasz w 3 minut

robert kubica bmw team

Dziś będzie długi tekst. Jako wierny kibic polskiej reprezentacji piłkarskiej wczorajszy mecz przeżyłem strasznie. Nie dość, że nasi zawodnicy (po ładnym meczu) przegrali swój pierwszy mecz bardziej bolało, że ciosy spadły z ręki (nogi) brata Polaka. Aaaargh!…

Pierwszy mecz Polaków na ME miał być dla Niemców Grunwaldem i Cedynią w jednym. Brukowce (paradoksalnie szczególnie należący do niemieckiej firmy Axel Springer „Fakt”) domagały się głów niemieckich zawodników, nawoływały do skopanie tyłków, wzięcia odwetu za dotychczasowe 15-cie meczów z Niemcami bez wygranej itd.

Jednym słowem judziły, podżegały i robiły wszystko aby na tle generowanej histerii nazajutrz po meczu lud rzucił się do kiosków i zakupił kolejny egzemplarz ich dziennika. Pewnie się udało.

Parę dni przed meczem Leo Beenhakker zapunktował u mnie jasno dając do zrozumienia mediom, że w przeciwieństwiem do poprzedników (pamiętacie klip z inwazji na Polskę pokazywany przed meczem przez Engela na MŚ w Korei i Japonii?) nie ma zamiaru zaprzęgać do motywywowania naszych piłkarzy naszych narodowych kompleksów. Brawo panie trenerze!

Po regulaminowym czasie i dwóch straconych golach atmosfera wsród kibiców była zgoła diametralnie rózna. Kątem ucha usłyszałem rozmowę dwóch zawianych fanow, którzy jasno dawali do zrozumienia, że wygraną Kubicy, Małysza czy Radwańskiej w cuglach by zamienili na zwycięstwo z Niemcami.

Piłka nożna ma jednak ogromną moc i rządzi się prawami plemiennymi. Wygrana zespołowa prawie zawsze lepiej smakuje niż sukcesy indywidualne.

Nie znam innej dyscypliny w Polsce, której fani co i rusz zwijają się ze zgryzoty i bólu po kolejnej przegranej aby przy następnych eleminacjach zgodnie twierdzi, że tym razem się uda. Na pewno. Na bank. Piękno sportu i masochizmu w najczystszej postaci.

Zwycięstwo RFN dzięki golom Łukasza Podolskiego z podań Mirosława Kloze czyli dwójce Polaków grających w drużynie narodowej Niemiec pokazało, że nie tyle Polska drużyna jest słabsza. Mecz unaocznił nam, że od wielu wielu lat próbujemy zaklinać rzeczywistość i wierzyć w cuda zamiast zacząć pracę do podstaw. Od budowy boisk. Od dobrego szkolenia młodych trampkarzy. Od zmiany w durnym WF-ie w szkołach podstawowych. Od dofinansowania ludzi i małych klubów amatorskich z budżetów gmin.

Nasza reprezentacja złożona z zawodników grających częściowo w polskich klubach jest jak nas rodzimy biznes internetowy – próbujemy za jednym zamachem przeskoczyć erę w rozwoju, technologii czy prowadzeniu biznesów podczas gdy brakuje nam podstaw.

Czy ktoś naprawdę uważa, że Podolski jeśli zostałby w Polsce grałby tak jak gra teraz? Czy zamiast regularnie spotykać się na boisku z zawodnikami dużego formatu grałbym w Bełchatowie, Odrze Wodzisław czy Polonii i patrzył na polską ligę nękaną aferami korupcyjnymi?

Ja nie mam takich wątpliwości. Drużyna niemieckich piłkarzy jest dlatego dobra ponieważ ich zawodnicy są dobrze wyszkoleni + mają talent (który trzeba było odkryć i w procesie treningowym ukształtować).

Polska myśl trenerska spod znaku Janas (wykop do przodu na oślep), Engela (wykop do przodu + próba zgrania piłki na napastnika) nie wspominając o Bońku (brak wykopu do przodu, w ogóle najlepiej uciec z piłką w krzaki) cały czas psioczy na Holendra, że ten tyle kasy pobiera, że taki nie z polski i w ogóle.

Ha. Beenhakker parom ruchami kadrowymi i odpowiednią motywacją tchnął ducha w przeciętnych polskich ligowych piłkarzy. Pokonaliśmy Ronaldo i jego komando dzięki pracy całego zespołu ale gole strzelał Smolarek wychowany na zachodnich wzoracach i szkole oraz Krzynówek – bundesligowy gracz.

Zadał kłam tezie, że w Polsce nie ma talentów i wogóle nasz kraj omijają bociany z gwiazdami futbolu. Nie omijają tyle, że skończyły się czasy kiedy puszka od coli albo worek po kapciach zastępował piłkę i pozwalał szlifoać talent na zasyfionym boisku wiejskim.

Dziś żeby marzyć o pokonaniu Niemców, Anglii czy Szwedów (od tego trio zawsze dostajemy baty na każdej imprezie) musimy zaiwestować w system szkoleniowy i poczekać 10 lat. Co najmniej 10 lat.

I dochodząc do wniosku końcowego – piłka piłką ale żal mi jest strasznie Roberta Kubicy. Gdyby wygrał w poniedziałek byłbym narodowym bohaterem – tak stał się lekkim pocieszeniem po goryczy porażki w Klagenfurcie. Całkowicie nie zasłużenie bo to co osiągnąl ten chłopak jest po prostu mistrzostwem świata w uporczywym i konsekwentnym dążeniu do celu.

Czapki z głów oto mamy nowego idola narodowego – nie tak przaśnego i plebejskiego jak Małysz ale zwyciężającego w sporcie kojarzonym z elitarnością i ogromną kasą.

Jakże paradoksalne i wesołe w kontekście przegranej piłkarzy jest zwycięstwo polskiego kierowcy. Robert Kubica jeżdżący dla niemieckiego (słyszycie – niemieckiego !!!) teamu BMW wygrywa ze wszystkimi (Niemcami, Anglikami, Włochami, Brazylijczykami..) i obejmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej.

Polacy ścigają się w F1 i wygrywają, Polacy grają w piłkę nożną na ME i wygrywają – czego chcieć więcej? :) Ot kolejny paradoks globalizacji.

I pomijając bezlitosne statystki nadal wierzę, że wyjdziemy z grupy – do boju Polsko!!

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon