AK74 – Gratuluję sukcesu – wcześniej Codility wygrało Seedcamp teraz zostało wyróżnioneEuropas. Potraktowaliście wyróżnienie jako „coś co nam się należało” czy było to totalne zaskoczenie?
Grzegorz Jakacki – Zaskoczenie, ale nie totalne. Nie spodziewaliśmy się nagród, bo od wielu miesięcy nie szukamy rozgłosu, tylko skupiamy się na robocie i na tym, żeby klienci byli zadowoleni. Jak widać, to przynosi efekty na wielu frontach.
AK74 – Czym jest Wasza usługa i dlaczego rynki zachodnie tak bardzo na nią czekały?:) Z informacji, które czytam w kolejce ustawiają się prawie same duże korporacje – co zatem jest istotą pomysłu i dlaczego wcześniej nikt nie na takie rozwiązanie nie wpadł?
GJ – Pomysł jest prosty – jeśli chcesz zatrudnić programistę, to musisz sprawdzić, czy umie się przystępnie wypowiadać, czy umie pracować w zespole, ale przede wszystkim, czy umie programować. Nasz serwis szybko i tanio odsiewa tych, którzy nie potrafią porządnie napisać niewielkiego programu. Okazuje się, że takich delikwentów jest wielu, trochę dlatego że uczelnie nawalają, trochę dlatego że programistom krzywda się na rynku nie dzieje, więc wiele osób chce dostać się do tego zawodu.
Nikt wcześniej nie zrobił takiego narzędzia, bo… nikt nie cierpiał tak jak ja z powodu jego braku! :-) A poważnie, to trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby narzędzie takie jak Codility działało poprawnie, np. nie dawało się zmylić, albo nie odrzucało geniuszy, którzy rozwiązują problemy programistyczne lepiej niż autorzy narzędzia. W kwestii kolejki dużych korporacji – wbrew pozorom Codility nie jest narzędziemy wyłącznie dla nich.
Mówimy o nich i piszemy, bo np. Nokia i Siemens są o wiele lepiej rozpoznawalne niż Groupspaces czy Pingdom, ale pomysł Codility zrodził się w niewielkiej firmie, a olbrzymia część naszych klientów to start-upy. W końcu wygraliśmy w kategorii „Tool for Start-ups”!
AK74 – Wiemy już czym jest Codility. A mógłbyś nakreślić historię pomysłu? Od czego się zaczęło, kto wpadł na pomysł, kto pierwszy coś zrobił a kto to spiął biznesowo?
GJ – Historia zaczyna się ponad sześć lat temu w Pekinie, dostałem pracę w niewielkiej ale szybko rosnącej firmie Exoweb. Musieliśmy powiększyć zespół, potrzebowaliśmy dziesięciu programistów „na wczoraj”. Kandydaci pojawiali się na wywiadach, ale olbrzymia większość zupełnie się nie nadawała. Potem okazało się, że to powszechny problem :-) Pracowaliśmy w tygodniu, a rekrutowaliśmy w weekendy, sam rozumiesz że są ciekawsze sposoby spędzania czasu w weekend. Napisałem wtedy skrypt w Pythonie, który testował rozwiązanie prostego zadania programistycznego.
To jest to samo zadanie, które wisi na Codility jako demo[http://codility.com/demo/take-sample-test/]. Po paru tygodniach ktoś podliczył statystki i okazało się, że mimo dużej ostrożności w odrzucaniu kandydatów za pomocą automatycznych testów, bez żalu odsyłamy do domu 90% zgłaszających się do pracy. System działał przez kilka lat, na początku roku 2009 zastąpiliśmy go wyprodukowanym już w Polsce systemem Codility (oprócz mnie pracowali wtedy nad nim Tomek Błaszczyk i Tomek Waleń).
W odróżnieniu od swojego poprzednika, Codility było aplikacją webową, przeznaczoną do sprzedaży w modelu SaaS. Latem 2009 zgadałem się z Krzyśkiem Kowalczykiem z firmy Ubik BC, który zaproponował promocję produktu przez udział w konkursie Seedcamp i znalazł nam biz-developera Marcina Grodzickiego. Plan udał się lepiej niż planowaliśmy, sprzedaliśmy funduszowi seedcamp 10% udziałów za 50’000 EUR, w 2010 dostrzyknęliśmy trochę jeszcze z własnych kieszeni i latem tego roku zaczęliśmy zarabiać więcej niż wydajemy. Od kwietnia 2010 stałą ekipę stanowi Tomek Waleń i ja, z kilkunastoma osobami współpracujemy na zasadzie doradztwa lub zleceń.
AK74 – Wygląda na to, że Wasz startup ma się już nieźle pod kątem finansowym – ile trwało dojście do break-even?
GJ – Licząc od inwestycji Seecamp we wrześniu 2009, dziesięć miesięcy zajęło nam wygenerowanie sprzedaży przewyższającej koszty. Produkcja obecnego systemu zaczęła się jednak wcześniej, już w roku 2008, pracowaliśmy wtedy za darmo lub pół-darmo.
AK74 – Zakładam, że na Seedcamp pojechaliście bardziej żeby się zaprezentować niż żeby wygrać? Czy już wtedy byliście 100% pewni, że macie szansę?
GJ – Pojechaliśmy z planem minimum dostania się do finału. Liczyliśmy głównie na rozgłos i kontakty. Wygranie finału to był bonus.
AK74 – Dostaliście 50k EUR i na 3 miesiące mogliście mieszkać w Londynie (płacąc z własnej kieszeni) aby rozwijać swój projekt oraz żeby nawiązywać kontakty biznesowe. Co oprócz tego dał Wam Seedcamp i czy warto aplikować do niego z Waszej perspektywy?
GJ – Poza tym o czym mówisz, z finansowaniem Seedcampu przychodzi walidacja, uzyskujesz potwierdzenie, że paru tęgich inwestorów pokroju Freda Destin czy Robina Kleina stwierdziło, że to właśnie Twój pomysł ma szanse. To pomaga przekonać innych, a sam pewnie doskonale wiesz, że prowadzenie start-upu w dużej mierze się do tego sprowadza — przekonaj kumpli żeby pracowali za udziały, przekonaj klientów, przekonaj inwestorów.
Kiedy masz walidację, pojawiają się usługodawcy, którzy wierzą, że z Twojego start-upu wyjdzie coś dużego, oferują usługi za pół ceny, żeby zaklepać sobie dużego klienta. My bardzo skorzystaliśmy na preferencyjnym pakiecie usług w firmie prawniczej Orrick-Herrington-Sutcliffe. Za zarejestrowanie firmy w Londynie nie zapłaciliśmy ani pensa. Bardzo przydał się też gratisowy kredyt od Amazon EC2.
AK74 – Różnice między polskim sposobem robienia interesów a zagranicą. Prawdą są opowieści o zawieraniu kontraktów w klimatach rodem z Doliny Krzemowej czyli pół godziny rozmowy, uścisk dłoni czego efektem jest konkret i kasa na koncie?
Nie spotkałem inwestora, który lekkomyślnie rzucałby kasę na prawo i lewo, choć nie wykluczam, że tacy istnieją. Nawet seryjni inwestorzy, jak David McClure, przyglądają się inwestycjom, często np. obdzwaniają znajomych oraz firmy ze swojego portfela i sprawdzają, kto kupiłby produkt. Sprawa jest o wiele prostsza, kiedy inwestor już pracował z danym przedsiębiorcą. Jeżeli zainwestowałeś w czyjś biznes i zarobiłeś kilkanaście milionów, to nie będziesz się długo zastanawiać, gdy ten sam przedsiębiorca zaproponuje Ci inwestycję miliona dolarów w swój nowy genialny pomysł.
AK74 – Przed czym byście ostrzegali „młodych gniewnych” polskiej sceny startupowej szukających szans na wyjście poza Polskę? Co mając na uwadze Wasze sukcesy możecie doradzić a co odradzić?
Na pewno ważni są ludzie, którzy będą emisariuszami produktu lub pomysłu w nowym, odległym środowisku. To może być klient zafascynowany produktem, to może być inwestor zalążkowy, to może być doświadczony przedsiębiorca, któremu zaproponujesz 1% udziałów za doradztwo. Zdobądź taki punkt zaczepienia np. w Londynie lub w San Francisco, poproś o wkręcenie Cię na parę spotkań networkingowych, pojaw się tam, opowiedz wszystkim o swoim produkcie i daj im swoje wizytówki.
Wyślij im demo. Jeżeli zależy Ci na poradzie, wsparciu lub rekomendacji kogoś uważanego za guru, to do niego zadzwoń albo napisz e-mail, w najgorszym razie Ci nie odpisze, a w najlepszym uzyskasz to, co chcesz. Lektura obowiązkowa – broszurka „Pitching Hacks”
AK74 – Plany na kolejny rok. Nadal będziecie jeździli po świecie i prezentowali Codility na konkursach czy skupiacie się na pracy i pozyskiwaniu klientów?
GJ – Od zeszłorocznego Seedcampu jesteśmy zajęci robotą i nie obstawiamy już konkursów, konkursy same nas dopadaj znienacka. Tym razem nie było nas nawet na ceremonii wręczenia nagród, trofeum w naszym imieniu odebrali znajomi. Plany? Praca :-) Po bardzo udanej pilotażowej integracji z serwisem poznańskiej firmy HumanWay planujemy w przyszłym roku poszerzenie tego kanału sprzedaży o kolejnych partnerów. Dodajemy też niebawem nowy serwis dla programistów szukających pracy, a w pierwszym kwartale zademonstrujemy technologię, która zrewolucjonizuje ocenę poprawności programów.