Social Media Day – dziennikarz to taki bloger tylko nie oszukuje.

Artur Kurasiński
3 lipca 2011
Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Tak, potwierdzam: na Social Media Day naczelny Press Adam Skworz bardzo dobrze się przygotował do rozmowy (w przeciwieństwie do nas) co w zestawieniu z retorycznymi oraz erystycznym popisami dobrze się oglądało i sprzedało…

Niemniej fakt pozostaje faktem – artykuł Małgorzaty Wyszyńskiej jest kłamliwym tekstem „z tezą” (co i jak dokładnie opisałem) i udowadniany na siłę. Tego nie zmieniła ani dyskusja ani przekonywanie nas, że tak wygląda warsztat pracy dziennikarza (na przykład przesyłanie tylko części wypowiedzi do autoryzacji).

Domyślam się, że w głowie autorki zakiełkował myśl aby zwrócić uwagę na pewną patologie występujące (zapewne) również wśród blogerów czy innych przedstawicieli mediów elektronicznych. Styl w jakim to zrobiła oraz konieczność „złapania za rękę” spaliły na panewce – żaden z przytoczonych przykładów w tekście nie jest prawdziwy. Niemniej redaktor naczelny bronił tekstu swojej pracownicy od samego końca.

Napiszę na początku co mi się nie podobało (a tego było bardzo mało). Nie podobały mi się zagrywki Pana Andrzeja Skworza w stylu „wy to tego nie wiecie bo jesteście spoza branży” albo „nie wiem w zasadzie po co to przyjechałem”.

Ja nie musiałem niczego udowodnić ani do niczego przekonać – byłem otwarty na racjonalną i merytoryczną rozmowę. Mam osobiste przekonanie, że ta dyskusja wyglądałby o niebo lepiej gdyby zrezygnować ze sztucznego podziału (o co apelował Piotr Stasiak naczelny „Polityki” za co jestem mu ogromnie wdzięczny i pozdrawiam) na „my, dziennikarze, którzy budowali polskie media” i „gówniarzy przystawiających nam technologiczny pistolet do głowy, których jedyną zaletą jest to, że mają czytelników”.

W czasie swojej prezentacji ironiczniej mówiłem, żeby nie używać w stosunku do mnie określenia „bloger” bo jest ono dla mnie obraźliwe – oznacza jakaś czynność a ja jednak mam kilka innych cech i zalet, które chciałbym aby kojarzyły się ze mną. Pojęcie „bloger” jest trudne do zdefiniowania a same blogi również nie wzbudzają zaufania. Co innego „jestem dziennikarzem i wydaję gazetę”. No to już jest coś!

Andrzej Skworz uczepił się akcji BMW zorganizowanej wraz z Blogomotive – stwierdził nawet dobitnie, że ten blog nie może być już wiarygodny „bo się sprzedał”. Czyli to co wszystkie inne media chwalą za pomysłowość i tworzenie niestandardowych metod na promocję nagle jest be..bo przecież ten blog nie napisze już nigdy źle o marce BMW.

Kominka zrugał za akcję z „hamburgerami” bo..”na pewno powstała ogromna umowa w myśl której wszystko zostało ustalone jak bloger ma się wypowiadać o marce”. Padły też słowa krytyki w stosunku do działań Maćka Budzicha – jednym słowem co bloger to krętacz i oszust sprzedający reklamę pod płaszczykiem własnych poglądów.

Ma rację Paweł Opydo, że w rozmowie powinniśmy podnieść bardziej wątek czytelników, którzy stanowią wyrocznię i jedyne kryterium pracy blogera. Dla mnie to było oczywiste ale fakt jest faktem – daliśmy ciała nie wywlekając tego na wierzch.

W czasie Social Media Day Jarek Rybus pokazał kilkanaście minut nowego materiału ze swojego filmu „Blogersi”. Jest w nim fragment w którym mówię coś takiego: „nam wszystko wolno, kto nas wyłączy?” Zdumiałem się jak często było ono brane jako argument „przeciw” (Wam nic nie wolno więcej, nie wiadomo kto za Wami stoi, musicie być kontrolowani itd.). To co w filmie mówi Jacek Żakowski (potrzeba kontroli, kagańca, transparentności w publikacjach blogerów) większość dziennikarzy myśli na serio.

Do Wrocławia jechałem aby (jak sądziłem) pogadać sobie o mediach, kryzysie w dziennikarstwie i być może o roli nowoczesnych środków przekazu. Dostałem się jednak w okopy walki o „jedynie słuszną definicję blogera” (tworzoną przez dziennikarzy!) oraz odmawianie mi prawa do pisania ponieważ…nie jestem w stanie rozdzielić ról „agencji reklamowej” (tej złej, merkantylnej hydrze, która zarabia brudną kasę na pracę redakcji), „dziennikarza” (czyli twórcę tekstów) i „redakcji” (czyli ciała kolegialnego, dbającego o merytorykę artykułów).

Czyli jesteś wiarygodny kiedy umiesz oddzielić zarabiania pieniędzy od interesów reklamodawców. Medium w którym to granica się zaciera nie może (serio – taki tekst padł!) nazywać siebie „miejscem pracy dziennikarza”. Super!

No bo przecież dziennikarz to byt idealny – przychodzi do pracy, tworzy tekst, idzie do kasy i pobiera pensję. Nie interesuje go zdanie naczelnego (musi być niezależny od opinii!), pokusy z działów PR („zafundujemy Ci wycieczkę do USA jeśli dobrze opiszesz nasz produkt”) czy namawianie jego działu sprzedaży reklam („no weź do testów ten telewizor – wtedy firma X kupi u nas reklamę”).

Bloger natomiast to społeczny wyrzutek i truteń – nie ma redakcji (a guzik, niektórzy mają), naczelnego, działu sprzedaży..czyli to jakaś popierdółka jest a nie dziennikarz. I co? Do niego przychodzi Samsung czy LG i daje mu na konkurs telewizor a nie do mnie? Czemu? Przecież to ja jestem prawdziwym dziennikarzem!

Uwierzyłbym w to (może) gdybym miał 5 lat, nie mieszkał w Polsce i nie miał kolegów pracujących na różnych stanowiskach w mediach (sam też mając parę małych wstydliwych epizodów dziennikarskich). A nawet wtedy miałbym wątpliwości.

W czasie spotkania wywiązała się dyskusja na temat przykładu, który podrzucił Jacek Gadzinowski. Chodziło mu o to, że w pogoni za nowymi formami reklamy i zdobywaniem klientów redakcje uginają się pod presją reklamodawców stosując różne triki. Łączą artykuły opisowe z tekstami dziennikarskimi (niby przez przypadek).

Upodabniają layouty artykułów tak aby nie wprost komunikowały konkretne brandy. Urządzają sesje zdjęciowe w których to modele występują w ubraniach firmy X czy Y. Przykładów można mnożyć. Wystarczy sięgnąć do prasy kolorowej oraz tzw. darmowej.

Otrzymaliśmy odpowiedź, że to się rzadko zdarza, redakcje z tym walczą i jest napiętnowane środowiskowo a w ogóle to wyolbrzymiamy problem bo przecież na blogach to się dopiero robi przekręty, że ho ho…

Gdybym był złośliwy to napisałbym, że tak naprawdę „media tradycyjne” boją się konkurencji, która w sposób legalny (etycznie jak i prawny) może to robić to o czym one marzą od lat.

Gdybym był bardzo złośliwy to zawyrokowałbym twierdzenie, że to co jest w jego branży dziennikarskiej powszechne obecne (walkę nie tyle „czy mogę zrobić kroczek poza normy i zarobić na tym” tylko „ile mogę przebiec zgarniając dla siebie zanim mnie dogoni reszta peletonu”) na zasadzie projekcji przenoszone jest na innych uczestników gry.

Jedyna akcja, której się wstydzę (ale głównie dlatego, że nie wziąłem za to kasy) to Axe i „stopowanie cenzury”. Pozostałe projekty, które realizowałem i realizuję dla swoich ludz cudzych klientów wykorzystujące bloga jako „nadajnik” czy powierzchnię reklamową robię w oparciu o jasne zasady, które wyjaśniam każdemu na początku.

Argument, że „bloger nie może zarabiać na reklamie bo wtedy nie jest jasne czy pisze obiektywnie” traktuję jako żart powtarzany przez osoby nie mające pojęcia o prowadzeniu interesu zwanego blogiem. Dlaczego nie przeszkadza Wam oglądanie telewizji czy portali? Tam też są reklamy, których właściele bardzo by chcieli wpływać na nastawienie medium je emitującęgo. Skąd wiecie czy mówią prawdę?

Założę się jednak, że temat „masz reklamę nie możesz prowadzić i nazywać się blogerem” czy „reklama to koniec wolności” będzie wracał. Bo jak każdy temat związany z zarabianiem kasy wywołuje silne emocje.

Wracają z Wrocławia zakupiłem tzw. lekturę na podróż – między innymi tygodnik „Newsweek” wraz z dodatkiem „Kobieta”. Jakież było moje zdziwienie kiedy to obok artykułu Magdaleny Rigamonti rozmawiającej z Agatą Młynarską zobaczyłem reklamę leku reklamowanego przez…Agatę Młynarską.

Czyli co? Dział Sprzedaży na chwilę sterroryzował Redakcję i Naczelnego?

PS. Żeby nie było, że tak sam się czepiami – poczytajcie co piszą inni uczestnicy panelu:

Paweł Opydo
Maciek Budzich
Pan Kominek

PPS. Bardzo dziękuję organizatorom za przychylenie mi (i chyba generalnie nam) w trakcie pobytu. Profesjonalna organizacja i mnóstwo dobrej energii było we Wrocławiu. A Wojtkowi Gajewskiemu za foty!

Może zainteresują Cię również:



facebook linkedin twitter youtube instagram search-icon