AK74 – Nie chciałbym żeby ten wywiad zmienił się w krytykę korporacji ale prawda jest taka, że założyciele Fun in Design to korpo uciekinierzy, którym zamarzyła się własna firma…
Paweł Kocon – Ja jestem bardzo daleki od krytyki pracy w korporacji. Gdyby nie moja praca w WARCIE/Kredyt Banku i Pracuj.pl, doświadczenie Oli z L’Oreala, Mikołaja z InFlight Service, Fun in Design nie byłoby tym, czym jest dzisiaj. Zdobyta wiedza pozwala nam przede wszystkim rozwijać markę – dotyczy to zarówno produktu, jak i strategii obecności na polskim rynku, a także dzielić się obowiązkami tak, żeby osiągnąć jak najlepsze efekty.
Umiejętności pracy z projektem, deadlinem, w stresie, są bardzo przydatne, wręcz wskazane. Każdy z nas jest cholernie pracowity i ambitny, dlatego bardzo ważne jest podzielenie się zadaniami tak, żeby każdy mógł się realizować i motywować do większej kreatywności innych.
Czy jesteśmy uciekinierami? Trochę tak, ponieważ nikt z nas, a znamy się przeszło 10 lat, nie zakładał, że będzie miał swoją firmę. Kiedy na horyzoncie pojawił się pomysł na Fun in Design wiedzieliśmy, że nie zaryzykujemy rzucenia etatów od razu.
Czekaliśmy na ten moment, który prawdę mówiąc przyszedł dość niespodziewanie. Wygraliśmy organizowany przez Agorę StartupFest. Oprócz gotówki na dalszy rozwój firmy dostaliśmy wielkiego kopniaka od mentorów z zachętą do dalszych działań.
Dało nam to wiarę w to co robimy i w nas samych. Zobaczyliśmy perspektywę i w tym momencie z mgły wyłonił się pas startowy i tak wylądowaliśmy na lotnisku zwanym Fun in Design.
AK74 – Siedzisz na etacie, masz regularnie płaconą pensje. Zwalniając się i zakładając własną firmę jaką miałeś wizję bycia przedsiębiorcą „na własnym”?
P.K. – Myślałem, że będzie prościej. Miałem to poczucie wolności, że wstaje rano i robię co chcę i jak chcę, zostanę w domu, albo popracuje w kafejce. Mam na tyle fajny produkt, że samo zażre. Zmianą mentalną okazał się pewien paradygmat dotyczący rozwoju firmy, w który oczywiście wpadliśmy.
Pierwszy rok funkcjonowania to było pasmo niekończących się sukcesów. Przyrosty użytkowników i klientów liczone w setkach procent miesiąc do miesiąca, pierwsze artykuły, pierwsze POSy, wreszcie występ w Dzień Dobry TVN. Klęska urodzaju, przegrzane serwery, a licznik nowych fanów na FB pokazuje nagle kilka tysięcy nowych „lajkersów”.
Tak to widziałem, że mając tak zajebisty produkt rynek sam go kupi i to stojąc do nas w długich kolejkach. A potem, w drugim roku, przyszło nie tyle spowolnienie, co stabilizacja. Efekt świeżości się skończył, dynamika rozwoju oczywiście spadła i zaczęła się orka na ugorze i prawdziwa weryfikacja Fun in Design przez rynek.
Przetrwasz i rozwijasz się dalej, albo rezygnujesz i odpadasz. Jest taki rysunek Mleczki. Na starcie wyścigu stoją gryzonie, a inny gryzoń dający do biegu oznajmia jednocześnie, że wyścig ten nie ma końca.
AK74 – Jak wygląda Wasz zespół na ten moment? Ile jest osób, kto za co odpowiada?
P.K. – Jest nas pięć osób. Ola Jarośkiewicz, pomysłodawczyni projektu i nasza szefowa odpowiada za całe IT, czyli za stronę i aplikację do projektowania. Koordynuje prace programistów i web developerów, którzy z nami współpracują. Mikołaj Lenart odpowiada za finanse i wszystkie sprawy formalno-organizacyjne, a ja za promocję. Mamy też sklep, w którym zatrudniamy dwoje sprzedawców.
AK74 – Pomysł na Fun in Design wydaje się zwariowany – kto w kraju w którym królują tanie podróbki będzie projektował i zamawiał u Was drogie, kolorowe buty? Czy ten pomysł sprawdziliście najpierw zanim zabraliście się do tworzenia firmy? Pytaliście się kogoś, radziliście?
P.K. – Projektowanie butów przez Internet wymyślili Australijczycy. Kilka lat temu Ola podpatrzyła taką stronę Shoes of Pray i postanowiliśmy zaadaptować to rozwiązanie na nasz polski rynek.
Praktycznie przez rok, od odpalenia strony we wrześniu 2011 roku do wygrania StartupFestu w październiku 2012 UX Fun in Design testowaliśmy na rodzinie, znajomych i przyjaciołach. Wszyscy mówili co im ułatwia, a co utrudnia projektowanie, co jest fajne, a co należy poprawić.
Potem Fun in Design zostało wzięte szturmem przez widzów DDTVN i od razu wyszło na jaw wiele mankamentów.
Wreszcie nasz pomysł dostał się w ręce mentorów StartupFestu. Dostaliśmy dużo uwag krytycznych, ale także wiele cennych wskazówek. Dopiero aktualna wersja strony wraz z aplikacją jest spójnym i logicznym narzędziem do projektowania butów.
AK74 – Z tego co mi mówiliście to przełomem okazał się udział w agorowym StartupFest. Po wygraniu tego konkursu nagle zaczęło być o Was głośno, pojawiliście się kolorowych pismach dla pań, w „śniadaniówkach”. Czyli media załatwiły Wam reklamę i teraz jesteście już milionerami?
P.K. – Rzeczywiście było głośno, bo Startup Fest dał nam pretekst do zaistnienia zarówno w mediach modowych, jak i biznesowych. Zresztą wątek ten wykorzystujemy po dziś dzień pokazując naszą firmę w kolejnych fazach rozwoju. Przez 18 miesięcy udało nam się uzyskać ponad 60 ukazań medialnych.
To dla młodej, nieznanej szerszej publiczności firmy jedyna sensowna forma reklamy. Bez zbudowania wizerunku, który w dużej mierze daje prasa i różne środowiska opiniotwórcze – modowe, startupowe, żadna forma reklamy, o ile nie masz na nią odpowiednio dużego budżetu, nie sprawdzi się.
Praktycznie nikt nie klika reklam firm, których nie zna. PR to dla startupa żmudna, ale najszybsza droga do miliona. Kiedy go zdobędziemy? Mam nadzieję, że niedługo :)
AK74 – Sprzedajcie buty, które mogę sobie sam zaprojektować. Macie też sklep stacjonarny w którym klienci (z tego co widziałem to głównie klientki) mogą się pojawić, dotknąć i skonsultować się. Czy nie jest tak, że przy zakupie takiego towaru jakim jest designerski but jednak ciężko oprzeć się tylko na stronie www?
P.K. – Udało nam się stworzyć bardzo ciekawą symbiozę świata realnego z wirtualnym. Kiedy nie mieliśmy jeszcze sklepu mnóstwo klientek zakup projektu butów warunkowało wcześniejszym ich przymierzeniem. I to działa. Klientki projektują swoje modele w domu, po czym przychodzą na Zgoda 3 dobrać rozmiar i obejrzeć próbki skór.
Z drugiej strony nie mając aplikacji do projektowania, nie moglibyśmy zaoferować w sklepie o powierzchni znaczka pocztowego tak bogatego wyboru butów. Dziś możemy wygenerować ponad 15 mln unikatowych wzorów obuwia.
AK74 – Jak wygląda proces powstania nowego modelu? Ile trwa, ile kosztuje i czy poddajecie go pod głosowanie społeczności? Jak wyglądają Wasze aktywności w mediach społecznościowych? Facebook „dowozi” w Waszym wypadku?
P.K. – Postawiliśmy na klasyczne modele butów, czym ułatwiliśmy sobie zadanie. Klasyka zawsze w modzie i nie wymaga częstych zmian. Kobiety zawsze będą potrzebować wygodnych i eleganckich szpilek. Większość modeli powstała na początku Fun in Design i bardzo dobrze się sprawdza.
Na bieżąco obserwujemy, które kroje są najczęściej, a które najrzadziej wybierane. W ich miejsce proponujemy nowe kroje, które uprzednio poddajemy pod głosowanie. Tutaj z pomocą przychodzi oczywiście Facebook, którego uczymy się cały czas. Czy dowozi? To długi temat i chętnie opowiem o tym na Auli :)
AK74 – Buty zaprojektowane w Fun in Design są w 100% polskimi butami? Materiały użyte, technologia jest „nasza”? Nie macie z tym problemu za granicą bo pewnie o niej myślicie? Nazwanie polskiej firmy „Gino Rossi’ to był jednak dobry pomysł…
PK – Buty powstają w Polsce. Jedyny element, który musimy importować, to skóry. Sprowadzamy je z Włoch, bo tylko Włosi oferują taką gamę kolorystyczną. Jest w Polsce pewną prawidłowością, że wszystkie rodzime produkty spożywcze muszą mieć polskie nazwy, natomiast marki odzieżowe, żeby się sprzedawały, muszą mieć nazwy najlepiej anglojęzyczne.
Wyjątek stanowią firmy, których nazwy pochodzą od nazwisk ich twórców. Fun in Design spełnia tę regułę na naszym rynku i daje możliwość zawieszenia logo w dowolnej europejskiej stolicy z gwarancją zrozumienia DNA marki, czyli zabawy w projektowanie.
Poza tym Fun in Design jest nazwą na tyle pojemną, że w niedalekiej przyszłości będą mogły pojawić się nowe kategorie produktów, które będzie można zaprojektować.
Niemniej w kwestii wyjścia za granicę o wiele większym problemem niż czytelność nazwy jest fakt, że jednak jesteśmy z Polski. Lata PRLu i czas produkcji bubli, dziadostwa i smrodu w puszce pokutuje po dzisiejszy dzień.
Oprócz zachodnioeuropejskich patriotyzmów gospodarczych takich jak fakt, że Niemcy kupują tylko niemieckie samochody, panuje jeszcze przekonanie, że naszym produktom daleko jeszcze do tych niemieckich, czy skandynawskich. Dystans między Polską a Anglią, Niemcami, Francją czy Szwecją jest taki sam, jak między nami a Rumunią czy Ukrainą.
Nie kupujemy ich produktów, chociaż mogą być świetne. Chcemy spróbować się z tym zmierzyć.
AK74 – Jak wyglądają podobne firmy działające poza Polską? Na pewno im się przyglądacie i macie pewne wnioski – można rozwinąć taki butik jak Wasz do poziomu dużego gracza na rynku? Czy może nie chcecie rosnąć i stawać się więksi?
P.K. – Jak najbardziej patrzymy co się dzieje po obydwu stronach Atlantyku i w tej kwestii możemy śmiało powiedzieć, że nasza nowa aplikacja 3D będzie jednym z najlepszych tego typu rozwiązań na świecie. Dotyczy to będzie zarówno samej technologii, jak i wydanych na nią środków.
Za pieniądze, za które zrobiliśmy ją w Polsce, w Stanach nikt nie chciał otworzyć briefu. Zaobserwowaliśmy również fakt, że najwięksi gracze w Niemczech i Australii otworzyli w ubiegłym roku sklepy stacjonarne, których sercem jest właśnie aplikacja do projektowania. Mając sprawdzony model biznesowy i porównywalny ze światem produkt, mamy apetyt rosnąć.
AK74 – Czego próbowaliście jeśli chodzi o reklamę, marketing i PR co zadziałało a czego nie polecacie?
PK – Tutaj przydało się nasze doświadczenie zawodowe. Dobrze wiedzieliśmy, że bez wyrobionej marki i rozpoznawalności nie ma sprzedaży. Postawiliśmy na PR i budowanie w mediach wizerunku Fun in Design jako młodej, dynamicznie rozwijającej się polskiej marki, która łączy modę z technologią.
Dobrze wiedzieliśmy i potwierdziły to rozmaite testy, że nikt nie klika reklam firm których nie zna. Nikt nie kupuje produktów modowych o ile nie stoi za nimi jakaś historia. Trzeba zrobić modę na modę. Na marketing, postawiliśmy w dopiero w drugim kroku i budujemy system dotarcia do osób, które choć raz zetknęły się z naszą marką, czyli remarketing i newslettery.
AK74 – Uruchomicie niebawem lepszą wersję swojej aplikacji do projektowania butów – czy dla Was i Waszych klientów ważna są urządzenia mobilne? Klientki projektują buty np. na smartfonach? Bo w swoim sklepie dajecie im do rąk tablety.
PK – Obserwujemy coraz szybciej rosnący rynek urządzeń mobilnych i mamy świadomość, że bardzo szybko w domach miejsce laptopów zajmą tablety. Nowa wersja aplikacji będzie przygotowana również pod te urządzenia. Dotyczy to zarówno samej kalibracji, jak i technologii.
Z Flasha przesiadamy się na HTML’a 5, dzięki czemu będzie już można projektować na iPadach. Jeśli chodzi o Smartfony, to to ekrany są jednak za małe, przez co ikonki są mikroskopijne, a ich powiększanie wymusza ciągłe scrollowanie ekranu.
AK74 – Jakie plany i wyzwania w 2014 roku? Planujecie coś dużego?
PK – Szykujemy się do odpalenia nowej aplikacji, z którą wiążemy duże nadzieje. Po pierwsze liczymy, że poziom zaawansowania technologicznego przełoży się na wzrost konwersji, bo projektowany but będzie wyglądał jak prawdziwy, a kolory i faktury skór oddadzą ich rzeczywiste właściwości.
To duży ukłon w stronę osób nie mieszkających w Warszawie i nie mogących odwiedzić naszego sklepu. Po drugie do będzie naprawdę niezła zabawka zarówno dla pań zakochanych w butach, jak i panów w nowych technologiach :)