Tak się akurat porobiło, że zamiast zajmować się appkami i startupami po raz kolejny dostałem propozycję testowania samochodu. I to nie byle jakiego pojazdu bo samego Rolls Royce’a model Ghost. Skracając (jeśli nie masz czasu czytać dalej) – miałem okazję poczuć się jak koronowana głowa, arabski szejk oraz Bardzo Bogata Osoba w jednym…
Muszę się do czegoś przyznać – czasami sam sobie zazdroszczę. W pracy blogera jest mnóstwo okazji do testowania, spotykania się i uczestniczenia w bardzo fajnych eventach. Jednak testowanie Rolls Royce to zupełnie inny poziom doznań. To jest wzorzec z Sevres łączenia piękna z bogactwem. Wspominasz najlepsze lata Hollywood i czerwony dywan? Gwiazdy wysiadały z Rollsa. Przyjęcia i podróże królowych i królów? Zawsze gdzieś czekał na nich Rolls Royce. Nawet John Lennon miał Rollsa! Ta marka jest definicją klasy, prestiżu (rocznie produkowanych jest tylko 4 tysiące sztuk!) oraz majętności posiadaczy.
Czy nawet przez chwilę siedząc w wypożyczonym samochodzie marki Rolls Royce można poczuć się jak gwiazda, król i bogacz? Tak. To jest naturalny dodatek. Podczas kilku godzin testów (nie dostałem pozwolenia na nocne zaparkowanie poza terenem dealera – cóż to całkiem zrozumiałe wiedząc, że to auto kosztuje znacznie powyżej 400 tysięcy dolarów) miałem okazje przewieźć Rollsem kilka osób. Za każdym razem reakcje pasażerów były takie same – za oknami obserwowali stadne gapienie się, zatrzymywanie (raz nawet jakaś pani na pasach tak stanęła zafascynowana znaczkiem na przodzie maski, że nie zauważyła zmiany świateł) i pokazywanie palcami.
Jeżdżąc Rollsem jesteś w centrum uwagi. Nieważne ile wokół ciebie jest Porsche, Maybachów czy Ferrari – Rolls przyciąga uwagę jak żadna marka samochodu jak magnes. Na dłuższą metę jest to irytujące ale jeśli należysz do ludzi, którzy chcą być w centrum uwagi to Rolls Royce Ghost ci to umożliwi.
Zrobiliśmy nawet mały test – podjechaliśmy na ulicę Burakowską do „warszawkowego” zagłębia restauracyjnego. Bez samochodu poniżej 200 tysięcy złotych tam się nie wypada pokazać. Pierwszą osobą, która nas powitała był kucharz, który kiedy zobaczył, że zaparkowałem wybiegł z knajpy i oznajmił „kurwa dziś już nie pracuję, będę siedział i sobie patrzył na ten wózek”. Po skończonym posiłku zrobiliśmy rundkę honorową – autentycznie bałem się o szyje niektórych gości (mała skucha nastąpiła przy wyjeździe kiedy okazało się, że pan od szlabanu nie ma terminala i przyjmuje tylko gotówkę. On też chyba po raz pierwszy w życiu widział jak kierowca samochodu za 1,9 mln złotych nerwowo kombinuje jak zapłacić 7,5 opłaty. Takie życie chwilowego „bogacza”).
Zostawmy na razie tani blichtr i poklask – być może część z Was zastanawia się jak taki samochód jak Rolls Royce prezentuje się we wnętrzu? Już mówię – obłędnie. Piękne połączenie nowoczesności z tradycją (analogowe wskaźniki, piękny zegar, drewniane wykończenia wnętrza itd). Niesamowicie wyglądają pokrętła do regulacji nawiewu powietrza, które wyciągasz albo wpychasz do środka. Elektronika jest oczywiście obecna ale naprawdę tylko tam gdzie jest potrzebna – nawigacja, powiadomienia o odległości od samochodu jadącego przed nami.
Kierowanie tą potężną limuzyną jest istną radością – nawet warszawskie drogi zaczynają monotonnie kołysać nas bez konieczności unikania dziur na jezdni slalomem. Zawieszenie powoduje, że dosłownie płyniemy nad asfaltem. Silnik 570 konny bardzo miło nadaje tempa ponad 2,5 tonowej potwornie wytwornej bestii. Zużycie paliwa? Pomińmy milczeniem. Jeśli jeździsz Rolls Roycem Ghost to musi cię być stać zatankować lotniskowiec.
Muszę przyznać, że jest jeszcze jedna rzecz lepsza niż kierowanie Ghostem – to bycie pasażerem (niestety nie odkryłem pojemnika na kawior i lodówki z szampanem – może źle szukałem) i siedzenie z tyłu. Kanapy, skóra, mnóstwo miejsca na nogi, podłokietniki i wszystkie drobiazgi zaprojektowane żeby pasażer po prostu wypoczął w czasie podróży. Jeśli kiedyś będzie zmuszeni jechać w daleką podróż kupcie sobie Ghosta, nie będzie mieli zmasakrowanych pleców i półdupków.
Rolls to również rozpoznawana chyba na całym świecie statuetka zdobiąca „dziób” samochodu. Postać kobiety z łopoczącą odzieżą układającą się w kształt skrzydeł to „Spirit of Ecstasy” i jeśli zostanie wam coś w kieszeni po kupnie i ubezpieczeniu samochodu to być może będziecie chcieli wiedzieć, że statuetka dostępna jest w wersjach z metali szlachetnych: powlekana złotem, z litego złota i z litego srebra. Pocieszę was – statuetka po wyłączeniu silnika i zamknięciu samochodu chowa się do środka i jest bezpieczna.
Czy polecam komukolwiek kupno takiego samochodu – absolutnie! Zaczną do was dzwonić wasze pierwsze dziewczyny, dawno nie widziana rodzina a sasiąd zaproponuje, że będzie wynosił Twoje śmiecie. Staniesz się najczęściej zapraszanym imprezowiczem i duszą towarzystwa. Policja po zatrzymaniu poda Ci specjalny rodzaj alkomatu (ze złotym ustnikiem) a każde wykroczenie drogowe będzie przysyłane do Ciebie na czerpanym papierze.
PS Po blisko kilku godzinach kierowania tym cudem nie mogłem się powstrzymać żeby nie wyrazić swojego entuzjazmu w iście słowiański sposób: