Od momentu kiedy ruszyły serwery Grono.net minęło równo 10 lat. W polskim internecie komercyjnym to dużo i mało – wiele projektów powstało jeszcze przed Gronem i nadal z powodzeniem działa ale są też i takie, które nie przetrwały nawet roku. Opowieść o Gronie z perspektywy Tomka Lisa z którym przeprowadziłem w 2008 roku wywiad wzbudziła szereg kontrowersji. Odzywali się fani, pisali dawni pracownicy – każdy miał swoją wizję, chciał się ustosunkować i dopowiedzieć swoją część historii…
Dlaczego po raz kolejny sięgam do tematu Grono.net? Dlatego, że pomimo pojawienia się kolejnych „społecznościówek” w Polsce Grono nadal rozgrzewa fora dyskusyjne i powoduje wzrost emocji. Powodem przeważnie nadal jest to samo: historia sukcesu, osoba Roberta Rogacewicza, styl w jakim pozbył się swoich wspólników i kierunki rozwoju samego serwisu.
Dodatkowo pieniądze z inwestycji, konflikty z inwestorami, próby zmiany zarządu, wnioski o upadłość – to w pewnym momencie stało się tematem przewodnim newsów związanych z Gronem. Sam serwis przestał być ważny tak naprawdę jako usługa – ważniejsza stała się otoczka i jego legenda.
Kiedy w początkach Auli Polskiej „Bronek” Bronowicz w prywatnych rozmowach sygnalizował mi chęć opowiedzenia o Grono ze swojej perspektywy bardzo żałowałem, że nie możemy tego zrobić oficjalnie. Bronek podpisał zobowiązanie do nie upubliczniania informacji na temat Grona i musiałem to uszanować.
Minęło kilka lat i przy okazji wywiadu Mikołaja Nowaka z Robertem Rogacewiczem pomyślałem żeby nie spytać Bronek o to kiedy wygasa jego „lojalka”. Okazało się, że może już osobiście i publicznie odpowiedzieć na moje pytania. Nadarzała się świetna okazja – 21 lutego 2004 roku Grono zadebiutowało w polskiej sieci.
Pisząc pytania dla Bronka zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze wiele polskich biznesów, które wyrosły w internecie i wokół nich nadal budzą podobnie silne emocje: początki Allegro, konflikty między pierwszymi udziałowcami WP, zawirowania wokół portali Ahoj i Arena, wzrost i upadek Internet Group…
Ktoś kiedyś powinien napisać o tym książkę. Bo to również jest część historii o tym jak w Polsce rodził się kapitalizm i jak tworzono największe marki i firmy po 1989 roku w Polsce.
AK74 – Bronku pierwsze pytanie: co to jest Brandlay i kto stał za tą „nieformalna grupa kreatywna” jak nią nazwaliście?
Piotr „Bronek” Bronowicz – To określenie ukuliśmy trochę dla mediów, ale doskonale oddawało, kim byliśmy, gdy zaczęliśmy razem pracować. Ja, Tomasz Lis (Czarodzic) i Wojtek Sobczuk (Sopel) – nieformalna grupa kreatywna, fajnie brzmi, nieprawdaż? Oczywiście byli jeszcze inni, którzy działali z nami krócej lub dłużej: Kalor (tak, Kalor nie Karol :) Syntion, Wojd, Łukasz, ale tej formy używaliśmy w odniesieniu do naszej trójki.
AK74 – Bronek, Czarodzic, Sopel a potem Gizmuf. Brzmi to prawie jak imiona Hobbitow :) Jak wtedy wygladalo Twoje zycie? Zaczynając prace nad Grono myślałeś o tym żeby podbić Internet i „zbudować cos na miarę Google”?
PB – Powiedział ten co ma ksywkę AK74 ;)
Odszedłem z Radiostacji (robiłem tam webmasterkę i prowadziłem kilka audycji muzycznych), podejmowałem różne wyzwania. Okazało się, że z chłopakami fajnie się układa, mieliśmy kilka projektów, pomysłów, tłukliśmy chałturki, uczyliśmy się… Sielsko anielsko, początki jak w tandetnym amerykańskim filmie :)
No może nie dokładnie. Gdy zacząłem szkicować podstawy grona nikt w zespole nie był tym zainteresowany, przez kilka tygodni robiłem risercz, dużo czytałem, podglądałem inne podobne projekty, a oni nic, po prostu zero zrozumienia dla mojego pomysłu…
Ja się wręcz zachłysnąłem ideą. Sceptycznych chłopaków udało się przekonać chyba dopiero po kilku miesiącach, ale gdy zaskoczyli to wszystko poszło już z górki. Czego chcieć więcej? Nic tylko podbić świat… Tak, to prawda zdarzało mi się myśleć czy raczej fantazjować, że to może być to co zrewolucjonizuje internet.
AK74 – Zaczynacie razem działać w wynajętym mieszkaniu na przełomie 2002/2003 roku – jak wtedy wyglądały wasze zadania, wizja i kto za co był odpowiedzialny w waszym teamie?
PB – Tu podział ról był dość prosty i zainteresowanym historią serwisu jest raczej znany: Tomek – kasa, organizacja i strategia biznesowa, kreacja; Wojtek – programowanie, serwery i kombinowanie jak to zrobić by dało się zrobić; ja – kreacja, frontend, promocja i PR.
Oczywiście we trójkę, razem rozpracowywaliśmy wiele tematów na wielu płaszczyznach, uzupełnialiśmy się. Szukaliśmy wszelkich nisz do zagospodarowania. Na przykład równolegle z Gronem (które wtedy roboczo nazywaliśmy friendnet) robiliśmy epinie – pierwszą na naszym rynku porównywarkę towarów i usług, ich cen i jakości.
AK74 – Według tego co można przeczytać Robert starał się wymazać z powszechnej świadomości udział Twój i Tomka Lisa w tworzeniu Grona. Jak sądzisz dlaczego?
PB – Wyobraź sobie, że po tylu latach nie mam pojęcia. Z pewnością chciał mieć czystą kartę, budować firmę bez zbędnych ogonów – mówiąc kolokwialnie – po co dzielić zyski na kilku skoro „można” samemu wszystko przytulić…
To tylko jeden z elementów nieczystej gry w którą grał Robert chyba od zawsze. Jeżeli od początku oszukiwał partnerów, to musiał konsekwentnie brnąć dalej. No i oczywiście megalomania, tej cechy z pewnością nie można mu odmówić.
AK74 – 2004 roku Grono rusza. Warszawska młodzież zakochuje się w nim, serwis zaczyna rosnąć. Czy był lider w Waszym zespole? Może Robert był taką osoba? Jak podzieliliście się zadaniami? Jaka panowała atmosfera w zespole?
PB – Hola, hola! Widzę, że też trochę dałeś się wkręcić w „wersję Roberta”. Gdy ruszało grono nie miałem pojęcia, że istnieje ktoś taki jak Robert, znaczy Wojtek miał jakiegoś znajomego z Zielonej Góry z którym (dla którego?) robił jakieś zewnętrzne zlecenia, ale wtedy nawet nie wiedziałem jak ma na imię. Poznałem go w zasadzie rok później.
Wracając jednak do pytania – chyba nie mieliśmy lidera, każdy robił swoją działkę najlepiej jak potrafił. Oczywiście robiliśmy plany, briefy, taski, podział obowiązków, ale nie było nad tym jakiejś jednoosobowej kontroli czy zarządzania i rozliczania… Może to był nasz błąd.
AK74 – Miałem okazję osobiście poznać Roberta Rogacewicza. Za pierwszym razem przy okazji spotkania w knajpie sprawiał wrażenie osoby normalnej, towarzyskiej. Kiedy umówiłem się z nim bodajże w 2007 roku w siedzibie Grona już na Szturmowej przywitał mnie, zaprosił do pokoju inne osoby po czym odwrócił się w fotelu i do końca rozmowy (mojej z jego pracownikami) nie zainteresował się tematem. Który Robert jest prawdziwy z Twojej perspektywy?
PB – Che, che, che – fajna historia :) Rzeczywiście, potrafi robić dobre pierwsze wrażenie. Nie jesteś pierwszy i z pewnością nie ostatni, który cierpko się o tym przekonał. W sumie odpowiedziałem ci już wcześniej: powinienem tu chyba wstawić definicję słowa „megaloman” i wszystko stałoby się prostsze. No dobra, dookreśliłbym jeszcze jednym epitetem – arogancki… Tak, tak go odbieram.
AK74 – W 2004 roku określenie „media społecznościowe” nie było jeszcze tak (nad)używane. Jak tłumaczyliście to co robicie mediom i swoim użytkownikom? Czym według Was (założycieli) było Grono.net i jakie potrzeby miał zaspokajać ten serwis?
PB – Powiedziałbym, że właściwie nie było tego określenia wcale, ledwo co zaczynało się kluć modne bardzo Web 2.0. I to był ogromny problem – tłumaczenie zasad funkcji i logiki systemów społecznościowych ludziom którzy wiedzieli tylko czym jest strona internetowa czym portal… No, ewentualnie blog. Koszmar.
Sami nie mieliśmy na to słów, nazw i terminów. Kiedyś w jednym z wywiadów, jak już zaczęło się robić głośno o grono.net użyłem na przykład sformułowania „intranet w internecie” :)
Każde spotkanie, każde opowiadanie o pomyśle, projekcie zaczynało się w rzeczywistości od bardzo długiego tłumaczenia podstawowych, dziś powszechnych terminów… Do tego jeszcze Milgram, Zimbardo, krzywa dzwonowa.
AK74 – Jak wyglądała firma od strony finansowej? Zarabialiście na reklamach, zatrudnialiście co raz więcej ludzi. W co inwestowaliście? Serwery? W ludzi? Bo podobno Robert nie był zwolennikiem wydawania pieniędzy na reklamę Grono twierdząc, że „marka sama się powinna rozreklamować jeśli jest dobra”…
PB – Jeżeli mówimy o samych początkach to ciężko to nawet nazwać inwestycją – po prostu wydawaliśmy pieniądze na bieżące funkcjonowanie. Tomek finansował w zasadzie wszystko, ze swoich oszczędności, które jak łatwo się domyśleć szybko się kurczyły.
Oczywiście zarabialiśmy trochę, ale relatywnie były to grosze. Zresztą przypomnę, że to były czasy gdy serwer i łącze to były bardzo drogie rzeczy. Pieniądze szły na ludzi, na sprzęt i na życie… Praca po kilkanaście godzin dziennie czasem po prostu mieszała się ze zwykłym życiem.
W kwestii reklamy podejście Roberta nie było niczym nowym, takie były założenia od samego początku – marketing szeptany i solidny PR – to miała być podstawa.
Resztę załatwiał nam przecież model wzrostu ilości userów – klasyczna piramida. Reklama marki nie miała sensu właśnie przez brak zrozumienia zasad funkcjonowania (choćby w domach mediowych), przypomnę jeszcze jedno tu bardzo istotne – przecież to był system zamknięty – po co reklamować coś do czego nie można się dostać ;)
I jeszcze – wyobraź sobie jakie oczy robiły agencje reklamowe gdy mówiliśmy o reklamie behawioralnej (też wtedy nie mieliśmy na to nazwy) – odpowiedź była w zasadzie zawsze jedna – „eee… a bannery, odsłony?”
AK74 – Kiedy pojawił się pomysł „no to musimy wziąć inwestora”? I jak wyglądały kulisy negocjacji z Piotrem Wilamem i Intel Capital. Dostaliście potężny zastrzyk gotówki – na co poszły te pieniądze? W co firma chciała inwestować i jaki miała plan rozwoju?
PB – Oczywiście gdy zaczęło brakować kasy – czyli dość szybko. Serwery ledwo dyszały. Z pewnością pamiętasz te czasy – upgrade serwerów pozwalał „normalnie” funkcjonować kilka dni i trzeba było robić kolejny, a to wiadomo – kosztowało… Szukaliśmy naprawdę wszędzie, nikt nie traktował nas poważnie, miesiące rozmów i… I wtedy pojawił się pierwszy inwestor: Robert Rogacewicz polecony przez Wojtka… Jesteś zaskoczony?
Tak, Robert był inwestorem, miał w pewnym sensie zastąpić Tomka i dalej mieliśmy pracować po prostu w szerszym gronie (sic!)
Co się zaś tyczy Piotra Wilama czy Intel Capital to już sprawy które toczyły się bez mojego udziału. Jakiś taki zbieg okoliczności ;) – zostałem „odłączony” gdy zaczęły się rozmowy z poważnymi partnerami, ja już wtedy szykowałem się do pozwu.
AK74 – Czy próba wejścia na rynki zagraniczne to była taka ucieczka do przodu? Wierzyliście realnie w to, ze uda Wam sie podbić zagranice i pokonać rosnącego Facebooka?
PB – Od samego początku, braliśmy pod uwagę ekspansje na inne rynki, serwis był na to przygotowywany już w założeniach. Choć początkowe podejście do tego było trochę inne.
Przygotowywaliśmy się do rozwijania jednego serwisu, ale w kilku wersjach językowych. Wdrożenie było odkładane w czasie tylko ze względu na inne prace i nie było większego zainteresowania wśród userów…
Z czasem okazało się też, że społeczności tego typu, a w zasadzie nawet internet to wbrew pozorom środowisko dość lokalne, a nie międzynarodowe. Tak więc próba ekspansji na inne rynki, w formie „osobnych” serwisów realizowanych przez Roberta i Wojtka była jak najbardziej naturalną drogą i konsekwencją pierwotnych założeń.
AK74 – W pewnym momencie w „branży” zaczyna huczeć od plotek na temat nazwijmy to „wystawnego sposoby życia” Roberta i kilku osób z firmy z którymi utrzymywał bliższe relacje. Ile prawdy było w tym, że pieniądze spółki były przeznaczane na na przykład drogie samochody?
PB – Drogie samochody z tablicami rejestracyjnymi „GRONO”, tak to dość znany fakt. Chłopaki mieli słabość do tego typu „brylowania”, doskonale to pasowało do ich wyobrażenia o młodych, zdolnych i bogatych.
Nie trzeba było być w strukturach, by było to widoczne na każdym kroku. Droga siedziba firmy, ilość zatrudnianych osób, czy właśnie samochody i raczej wystawne życie – to była swoista forma „inwestowania”. Na szczęście już poza mną. Nie musiałem się tego wstydzić ;)
AK74 – Czytałeś wywiad Mikołaja Nowaka z Robertem? Jak odniesiesz się do takich stwierdzeń „w środowisku znajomych mowa o mnie, ze urodziłem się z Internetem w kołysce. Jako pasjonat zżycia, społeczności, socjologii, psychologii, a z drugiej strony technologii, ulepszania rzeczy, usług, próbowałem zawsze poprawić działanie wszystkiego co się tylko da, aby było bardziej przyjazne dla tzw. Usera (nie ważne czy w realu czy w Internecie).” – to jest kreacja i manipulacja czy Robert faktycznie jest tak wszechstronna osoba?
PB – Czytałem, oczywiście – przecież ten tekst sprowokował nas do tej rozmowy… Tak, Robert jest wszechstronną osobą. Zaczynał od jakichś serwisów erotycznych, jeździł na rolkach, teraz działa coś w biotechnologii chyba… Ale przede wszystkim wszechstronnie zrażał do siebie partnerów biznesowych i inwestorów.
Nie mam pojęcia czym dokładnie w rzeczywistości się zajmował, ale ta wypowiedź doskonale oddaje aurę jaką wokół siebie tworzył i tworzy, to jest to pierwsze wrażenie o którym wspominałeś wcześniej.
Choć i tak przyznać muszę, że w porównaniu z kuriozalnym wywiadem z 2006 roku znacznie ostrożniej siebie prezentuje.
Jeżeli chodzi o nowe genialne pomysły to były one już spisywane nim zaczęliśmy na poważnie kodować. Do powstania projektu przygotowywaliśmy się bardzo sumiennie. Z nowości, z rzeczy których nie było we wstępnych założeniach pojawił się na przykład Blimp o którym swego czasu sam pisałeś – to też doskonały przejaw wszechstronności ;)
AK74 – Kiedy Robert zmienił swoje podejście do wspólników i postanowił „wymazać” Was z historii Grona? To był proces czy stało się to w wyniku jednego wydarzenia?
PB – Chyba nigdy go nie zmienił. Teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu, to on miał takie założenia i podejście od samego początku. Doskonałym przykładem niech będzie podpisanie umowy spółki.
Nigdy nie miałem jakichś wielkich aspiracji, zresztą od początku z Tomaszem i Wojtkiem rozmawialiśmy o moich mniejszościowych udziałach. Gdy w nowym składzie, z Robertem, zaczęliśmy już ustalać nowe warunki to albo był problem z prawnikiem, albo się ów zmienił, albo przesłał nie te dokumenty co trzeba…
Dni zamieniły się w tygodnie a tygodnie w miesiące. Pewnego dnia trafił w moje ręce KRS i okazało się, że formalnie spółka sobie funkcjonuje w najlepsze i jest w rękach dwóch osób: Rogacewicza i Sobczuka. Nie było tam ani mnie, ani Tomka. Tomek w ogóle został na lodzie – bez łatwo weryfikowalnych dowodów swojej pracy i inwestycji. Wydał kupę pieniędzy i został odstawiony… Ja mając trochę więcej dokumentów zawalczyłem o swoje.
AK74 – Odszedłeś z Grona czy zostałeś zwolniony, wyrzucony? Jak to wyglądało? Spakowałeś swoje rzeczy w karton i pewnego dnia po prostu wyszedłeś z biura?
PB – Wtedy już pracowaliśmy zdalnie, o tyle łatwiej było im załatwić wszystko po cichu. Próbowałem jeszcze rozwiązać temat polubownie, ale im bardziej upominałem się o swoje tym bardziej byłem odsuwany od serwisu.
Po kolei traciłem dostęp do serwerów, maili firmowych, praw administratora czy w końcu swojego maila w domenie grono.net – tak że moje odejście było dość wirtualne :) Nie robiłem wokół tego specjalnego szumu. To była sprawa między nami, ewentualnie między naszymi kancelariami prawnymi.
AK74 – Kiedy parę razy rozmawialiśmy o Twojej historii z Gronem mówiłeś, ze oficjalnie nie możesz nic powiedzieć ponieważ wiąże Cię NDA. Teraz ta umowa wygasła – dlaczego zgodziłeś się na podpisanie takiego papieru? Czy może musiałeś tak zrobić?
PB – To akurat (paradoksalnie) w miarę pozytywny aspekt całej sprawy. Po kilku latach batalii byłem tym strasznie wykończony, jednak przy nieocenionym dopingu mojej dziewczyny (obecnie już żony :) oraz z udziałem poważnych i mocnych kancelarii prawnych (z obu stron) udało mi się wywalczyć ugodę z wtedy już dużym przeciwnikiem, nawet już chyba spółką aukcyjną przygotowującą się do wejścia na giełdę.
Ugoda nie miała może takiego brzmienia i zakresu jakiego bym sobie życzył, ale finansowo przedstawiało się to… No, może nie dobrze, ale w opisanym zakresie, przyzwoicie. Jednym z elementów ugody, jak zazwyczaj w takich wypadkach, była klauzula o zachowaniu poufności. Żeby było śmieszniej, ta ugoda otwierała mi drzwi do kolejnych pozwów, ale odpuściłem.
AK74 – Masz obecnie jakiś kontakt z Robertem, Tomkiem lub Wojtkiem? Wiesz co się u nich dzieje, spotykacie się?
PB – I tak i nie. Z Tomkiem jak najbardziej – mówiąc najogólniej – bardzo serdeczna znajomość choć nasze drogi zawodowe raczej się już rozeszły. Robert… Nie mam zielonego pojęcia, nic ponad to, co można znaleźć w internecie i średnio mnie to interesuje. Wojtek – podobnie.
Tak, cała historia doskonale zweryfikowała wartość słowa przyjaźń i wartość ludzi.
AK74 – Historia Grona trwa nadal: w 2011 roku zostało kupione przez fundusz inwestycyjny Xevin. Gdyby jakimś cudem okazało się, ze istnieje plan „naprawczy” Grona i obecni właściciele chcą żebyś wrócił do firmy i zajął się pracą nad Gronem zgodziłbyś się?
PB – No to tu ciekawostka, była taka propozycja, w pewnym momencie odezwała się do mnie agencja pracująca dla serwisu, były poważne rozmowy i ciekawe plany. Ale ostatecznie agencja skończyła tak jak wielu partnerów i kontrahentów Roberta – z niczym.
A dziś, no nie żartuj, myślę, że łatwiej byłoby stworzyć taki serwis od nowa niż reanimować to co zostało. Tym bardziej, że ze śmiercią grona wiążą się przykre historie i była ona efektem długotrwałej agonii.
AK74 – Mija równo 10 lat od czasu rozpoczęcia funkcjonowania Grona – jak teraz patrzysz na tę całą te sytuację? To była przygoda życia, Twój koszmar a może ciekawe doświadczenie? Co teraz robisz i na czym się koncentrujesz?
PB – Mam już duży dystans do tej historii. Już chyba na zasadzie „było, minęło”. Ale nie da się tak jednoznacznie odpowiedzieć. Momentami była to fajna przygoda, momentami koszmar, ale w sumie bardzo duże i z perspektywy czasu dobre doświadczenie.
Dziś przede wszystkim dzielę się już doświadczeniem – 20 lat bardzo dużej aktywności w branży to całkiem niezłe referencje. Projektmenadżeruję, doradzam, szkolę… Podejmuję nowe wyzwania. A! I cały czas koduję – po prostu lubię tę robotę, pracę u podstaw, jakoś nie bardzo wyobrażam sobie życie bez HTML/CSS :)
AK74 – Na koniec: jakbyś podsumował swoją przygodę z Gronem w jednym zdaniu?
PB – Trochę szkoda, że to spaprali.